Bądźmy szczęśliwi i spełnieni
Izzy obudziła się w ramionach w Simona, leżąc na kanapie w ich malutkim saloniku. Byli przykryci grubym, brązowym kocem. Chłopak drzemał jeszcze, a poranne promienie słonecznie pięknie oświetlały jego twarz. Brunetka uśmiechnęła się, czując jego ręce owinięte wokół jej drobnego ciała. Pierwszy raz od dawna czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Chciała już nigdy nie opuszczać tych silnych ramion, w tamtym momencie bliskość chłopaka była wszystkim, czego potrzebowała.
Przez kilka minut z uśmiechem na ustach intensywnie wpatrywała się w jego spokojną twarz, analizując cienie rzucane na policzek przez jego rzęsy. Miała nadzieję, że ich księżniczka odziedziczy je po tatusiu, bo były naprawdę piękne.
- Mmm. Izz..?- wymruczał niewyraźnie Wampir, budząc się. Osłonił oczy ręką, nie będąc przyzwyczajonym do jasności panującej w pomieszczeniu.
- W końcu ktoś się obudził- powitała go szybkim buziakiem w policzek.
- Trochę sobie nie trafiłaś- zaśmiał się lekko, a potem wskazał palcem na swoje usta- Składam reklamację.
- Jaki wybredny- uniosła brew- Jeszcze dobrze się nie obudził, a już żale i pretensje- dodała ironicznie, a potem cmoknęła go w usta.
- Od razu lepiej- rozpromienił się- Jak się czujesz?
- Dobrze- powiedziała cicho, kładąc głowę na jego piersi- Z tobą jest mi bardzo dobrze.
- Mnie z tobą też- przytaknął, czule gładząc jej ramię.
- Jesteś taki uroczy... Najlepszy na świecie.
Nieznaczny rumieniec wpłynął na twarz Simona. On też był szczęśliwy, mogąc w końcu tulić do siebie Isabelle. Gdyby rok temu ktoś powiedział mu, że w wieku 19 lat zamieszka razem z kobietą swoich marzeń, a dodatkowo będą spodziewali się dziecka, to chyba by go wyśmiał. A jednak... Cuda się zdarzają.
- A jak maleństwo?- zapytał, składając delikatny pocałunek na czubku jej głowy.
- Dobrze, chyba jeszcze za wcześnie żeby dawało o sobie znać.
- I tu się mylisz, kochanie- zaprzeczył- W dziesiątym tygodniu ciąży dziecko mierzy już trzy centymetry. To tyle, co duża fasolka albo oliwka!- mówił podekscytowany- No i to ten czas gdzie możesz czuć zawroty głowy, mdłości, wkurzać się albo płakać bez powodu... Ogólnie ma już na ciebie bardzo duży wpływ, większy niż myślisz.
- Wow, przygotowałeś się...- skomentowała zaskoczona- Jestem pod wrażeniem.
- Czytałem o tym do późna- przyznał- Chcę być gotowy na każdą ewentualność.
- Jesteś najlepszy, Simon- westchnęła, po czym przyciągnęła go do pocałunku.
- Mogę?- spytał, delikatnie podciągając sweter dziewczyny.
- Jasne- zgodziła się- Ale jeśli faktycznie dużo tym czytałeś, to chyba wiesz że jeszcze za wcześnie na to, żebyś cokolwiek poczuł- dodała ze śmiechem.
- Wystarczy sam fakt, że tam jest- powiedział rozczulony, masując brzuch Izzy- Już niedługo będzie wszystko coraz bardziej widać.
- Chyba trochę się tego boję, wiesz?
- Czego?- zmartwił się.
- Że będzie bolało- położyła swoją dłoń na jego- Że wcześnie zacznie się mocno ruszać... Że nie dam rady... To straszne.
- Oh, na pewno dasz radę, Izzy- musnął ustami jej czoło- Dowiem się wszystkiego czego tylko się da, żeby jak najlepiej się tobą opiekować. Poza tym jestem pewien, że Magnus na pewno zna jakieś czary, które ci pomogą.
- Z twoim wsparciem czuję się dużo lepiej- posłała mu kolejny uśmiech.
~~
Poranek Aleca również należał do tych przyjemnych. Owinięty w ciepłą kołdrę jak naleśnik pochrapywał cicho. W pewnym momencie odruchowo wyciągnął ręce spod przykrycia, chcąc objąć Czarownika, jednak poczuł pustkę i momentalnie się obudził.
- Magnus...- mruknął, mrużąc oczy nieprzyzwyczajone do jasności- Magnus?
- Jestem Alexandrze- powiedział starszy z uśmiechem, pojawiając się w drzwiach sypialni- Nawet na minutę nie można cię zostawić samego.
- To nie moja wina, że mi zimno i tęsknię- młodszy skrzyżował ręce na piersi, udając obrażonego.
- Wyglądasz słodko- podsumował starszy, siadając na krańcu łóżka- Jak obrażony przedszkolak. Mam ochotę chwycić cię za policzki potarmosić żebyś się w końcu rozchmurzył.
- Błagam, tylko nie to. Lydia ma okropną ciotkę, która zawsze tak robi na powitanie. Kiedy jeszcze "chodziliśmy ze sobą"- zrobił w powietrzu cudzysłów palcami- To ciągle mnie tak ciągnęła, normalnie myślałem że oderwie mi kawałek policzka od twarzy.
- Nie będę aż tak brutalny- Mag zaśmiał się na wizję tego wydarzenia powstałą w jego głowie, po czym nachylił się i pocałował męża w skroń- Jesteś najprzystojniejszym mężczyzną tego świata, nie mógłbym cię tak skrzywdzić.
- Mmm... Z tobą nie mam szans- odparł zarumieniony.
- Alexandrze czy ty kiedykolwiek nauczysz się przyjmować komplementy?- Bane dotknął jego ciepłego policzka, na co chłopak szybko odsunął się i ukrył twarz w poduszce.
- Zawstydzasz mnie- wyjąkał.
- Jesteś wtedy taki uroczy, że nie potrafię się powstrzymać- Mag wzruszył ramionami, po czym ułożył się wygodnie na ciele partnera, rysując palcem dziwne znaczki na odkrytym skrawku jego pleców.
Poczuł jak młodszy drży, uwielbiał u niego tę reakcję na dotyk.
- Alexandrze czy po wczorajszej nocy nadal jesteś nagi..?- wymruczał do jego ucha.
Łowca momentalnie zastygł w bezruchu, czując że jego twarz przybiera kolor dojrzałego pomidora. Dziękował Aniołowi za to, że przynajmniej nadal jest okryty kołdrą.
- Uznam to za tak- starszy odpowiedział sam sobie po chwili milczenia- Czasami jesteś taki słodki i niewinny, jakbym dotykał cię pierwszy raz... To rozkoszne- musnął ustami płatek ucha zawstydzonego chłopaka.
- M-magnus-ss...- wyjąkał niebieskooki, oddychając niespokojnie.
- Tak, Alexandrze?- westchnął głębokim głosem, po czym zaczął całować coraz bardziej odkryte plecy Łowcy, powodując tym gęsią skórkę u niego.
- Magnus, b-błagam, n-nie...
- Chyba nie słyszę... Mówiłeś coś, Alexandrze?- spytał z chytrym uśmieszkiem, po czym zaczął pieścić językiem wrażliwy bok szyi Aleca, kreśląc kształt pokrywającej go runy.
W pewnym momencie młodszy gwałtownie wciągnął powietrze, ściskając prześcieradło w dłoniach.
Mag odgarnął mu włosy, przyklejone do spoconego czoła.
- Coś się stało?- spytał, zawstydzając młodszego jeszcze bardziej (o ile to w ogóle było możliwe).
- Chyba... Chyba musimy zmienić pościel...- wyszeptał niebieskooki niemal płaczliwym tonem.
~~
Około godziny dziesiątej jak co piątek Maryse otwierała swoją księgarnię razem z Madzie. Tego dnia wyjątkowo towarzyszył im Luke. Dziewczynka była bardzo podekscytowana ponieważ niebawem miał zjawić się kurier z dostawą książek. Ciągle wyglądała przez wielkie okna usytuowane przy drzwiach, a starsi tylko chodzili za nią krok w krok i poprawiali firanki.
Około południa pod budynkiem księgarni zatrzymał się czarny busik, a wysiadł z niego młody mężczyzna do długich rudych włosach i elfich uszach, które sprytnie ukrywał pod czapką z daszkiem podczas spotkań z Przyziemnymi. Nie zdążył nawet zadzwonić dzwonkiem, gdy drzwi otworzyły się i wybiegła z nich ciekawska Czarownica, a za nią podążyli starsi.
- Maryse Lightwood?- spytał kurier.
- Tak- odparła kobieta, nadal nieswojo czując się w towarzystwie obcych Podziemnych. Pomimo że odkąd utraciła runy minęło sporo czasu, to nadal martwiły ją plotki na jej temat, które zapewne krążyły w okolicy.
- Proszę podpisać tutaj- podał jej kartkę z fakturą i długopis.
Maryse szybko spełniła polecenie, a mężczyzna otworzył bagażnik i sięgnął po jeden z kartonów.
- Ja się tym zajmę- powiedział Luke i od razu odebrał paczkę, wnosząc ją do budynku. Madzie otworzyła mu drzwi. Po kilkunastu minutach trzy wielkie kartony stały na podłodze, Elf odjechał, a Łowca otrzepywał ręce z niewidzialnego kurzu.
- A to co? Chciałeś mu coś udowodnić?- zaśmiała się kobieta, kładąc dłoń na ramieniu partnera.
- Nie mogłem go po prostu wyręczyć?- wzruszył ramionami, udając że nie wie o co chodzi.
- Wyglądałeś, jakbyś chciał zabić go wzrokiem!
- Widziałem, że niepewnie czujesz się w jego towarzystwie, więc zadbałem o to, by odjechał gdzieś indziej najszybciej jak to możliwe.
- Och, Luke...- pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się szeroko- Mój ty bohaterze.
- Ale zabawne- udał obrażonego.
- No nie bocz się tak i pomóż mi rozpakować książki- pociągnęła go za rękę w stronę pudeł.
Madzie czekała już na nich, siłując się z taśmą, której nie była w stanie oderwać bez pomocy magii.
- Pomożesz mi?- zapytała dziewczynka, patrząc n starszego z dołu.
- Jasne- posłał jej uśmiech. Bardzo polubił tę małą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro