Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Brzuszek mnie boli

Cele w piwnicach Instytutu były czyste i jasne, a zamiast krat miały grube szyby. Pomimo utrzymania ich w dobrej kondycji, nie były ogrzewane, przez co Clary wieczorami i w chłodniejsze dni trzęsła się z zimna.

Dochodziła pora obiadowa, gdy wejście otworzyło się, a do pomieszczenia weszło troje Łowców. Jeden z nich, wysoki i umięśniony szatyn, rozkuł jej ręce, a drugi - rudy, z masą piegów na twarzy podał jej posiłek. Dziewczyna jadła w ciszy, spiesząc się, by uwolnić się z pod ich czujnych spojrzeń, które niemal wywiercały jej dziurę w plecach. Na domiar złego wszystko odbywało się pod czujnym okiem Aline. Brunetka zdawała się jej nie lubić, choć rudowłosa nie miała pojęcia dlaczego. Jak przez mgłę pamiętała urywki wydarzeń ostatnich dni.

Po zakończeniu jedzenia ponownie została skuta, a potem troje przybyszów opuściło celę. Przez większość czasu wpatrywała się tylko w plecy pilnujących jej strażników. Większość z nich wyglądała znajomo, przychodzili tu rano lub wieczorem, by odbyć swoją wartę. Jednak jeden z nich wydawał się inny. Był niższy, szczuplejszy, miał długie i proste blond włosy. Nastolatka była pewna, że nigdy wcześniej go nie widziała, jednak coś podpowiadało jej, że on jest w stanie ją zrozumieć. Pomoże jej, jeśli tylko odpowiednio wytęży siły...

Z tą myślą osunęła się na ziemię, nagle dziwnie wyczerpana.

~~

Magnus i Alec jedli obiad w ciszy. Zajmowali miejsca przy stole w salonie, który został nakryty ciemnofioletową serwetą. Na jego środku stanął świecznik, który jednak nie płonął z dwóch prostych powodów: 

1)Był dzień, więc było jasno i palenie świec nie miałoby sensu,

2)Świece były zapachowe, a Alec zaczynał być ogromnie wrażliwy na różne nadzwyczajne aromaty.

Tak więc stanowił on tylko dekorację, dopasowując się idealnie do białej zastawy stołowej.

Po zakończonym posiłku niebieskooki, ubrany w niebieski puchaty szlafrok, ułożył dłonie na swoim brzuszku i przymknął oczy.

- Smakowało ci?- spytał starszy, pstryknięciem palców umieszczając brudne naczynia w zmywarce.

- Mhm- mruknął, nie otwierając oczu- Chyba nie wstanę z krzesła- uśmiechnął się szeroko.

- Aż tak się najadłeś?- Czarownik również się uśmiechnął i podszedł do swojego partnera.

- Mmm- Alec uchylił powieki- Nie mam pojęcia, gdzie mi się to mieści.

- W końcu jest was troje- padła rzeczowa odpowiedź, po której nakrył dłonie męża swoimi.

Spędzili w tej pozycji kilkanaście sekund, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Było im razem dobrze, a wspólny posiłek tylko ocieplił atmosferę.

- Wiesz co?- młodszy w końcu przerwał ciszę- Myślałem nad tym, co mówiłeś wcześniej.

Kociooki rzucił mu pytające spojrzenie.

- Chyba powinienem się ogolić. Z tym, że, um... Mam trochę ograniczoną mobilność i chyba będę potrzebował twojej pomocy- z zakłopotaniem podrapał się w tył głowy.

- Och, Alexandrze- znów nieświadomie wygiął wargi w szerokim uśmiechu-  Z rozkoszą.

Po tych słowach teatralnym gestem podał rękę swojemu partnerowi, a potem pomógł mu wstać i obejmując w pasie odprowadził do łazienki.

Gdy stanęli przed wielkim lustrem, mag ostrożnie pokrył policzki i brodę Łowcy kremem do golenia, a potem sięgnął po maszynkę. Po kilku minutach zmył zbędną pianę letnią wodą i nasmarował go kremem po goleniu, modląc się w duchu, by ten nie zwrócił uwagi na intensywny zapach.

- Ależ teraz jesteś śliczny- zachwycił się, całując go w policzek.

- Dziękuję- brunet zarumienił się na ten komplement.

- Na co masz teraz ochotę?

- Hm... Pomyślmy... Na czekoladę.

- Czekoladę?- zdziwił się Bane. Dopiero przecież skończyli jeść obiad.

- Tak, czekoladę. Co się tak dziwisz?

- Nic, nic.

Po pstryknięciu na umywalce pojawiło się kilka tabliczek, które Lightwood złapał jak złodziej i ukrył w kieszeni szlafroka, zostawiając w dłoni jedną, którą zaczął pochłaniać z prędkością światła.

~~

Po wyjściu z łazienki Czarownik zajął się swoimi sprawami. Postanowił skontaktować się ze swoją przyjaciółką Dot i poprosić ją, by następnego dnia spotkała się z Simonem i Madzie w byłym mieszkaniu Maryse, gdzie mogłaby poćwiczyć z dziewczynką zaklęcia. Mała miała sporą przerwę w nauce i mimo ogromnych umiejętności, w tak młodym wieku nadal potrzebowała regularnego kontaktu z nauczycielami. Dot przyjęła propozycję z entuzjazmem i przez następne pół godziny z żywym zainteresowaniem omawiali plan jutrzejszej lekcji. 

Zakończywszy rozmowę odczuł niemałą ulgę spowodowaną tym, że pomimo rozłąki nadal może aktywnie uczestniczyć w życiu młodej Czarownicy. Westchnął, po czym poprawił kołnierzyk niebieskiej, aksamitnej koszuli i machnięciem ręki przywołał kieliszek i butelkę martini. Nalał sobie solidną porcję, a potem wypił ją dwoma łykami. Miał wielką ochotę na kolejną, ale zrezygnował, nie chcąc by chłopak będący w ciąży, zestresował się, czując od niego alkohol.

Naprawdę zmieniam pod wpływem tej ciąży, to niesamowite- pomyślał i z niedowierzaniem kręcąc głową, odstawił kieliszek i butelkę na ich miejsce w kuchni.

Już chciał zabrać się za robienie eliksiru, o który poprosiła go pewna Elfka, gdy z sypialni usłyszał wołanie:

- Magnus!

W momencie wpadł do pomieszczenia, potykając się o coś szeleszczącego.

- Co się dzieje, kochanie?

- Magnus, boli mnie brzuszek- powiedział Alec, robiąc smutną minkę.

Kociooki rozejrzał się po pomieszczeniu, i westchnął cicho, widząc na podłodze mnóstwo papierków po czekoladzie.

- Spokojnie, słoneczko, zaraz przestanie- powiedział kojącym tonem, stając z boku łóżka i delikatnie rozwiązał niebieski pasek, następnie rozsuwając poły szlafroka i kładąc dłonie na ciepłej skórze młodszego. Małe iskierki spłynęły w różnych kierunkach, uśmierzając przykrą dolegliwość.

Gdy zabieg został zakończony, mag zmartwił się, widząc łzę spływającą po bladym policzku jego chłopca. Starł ją szybko dłonią.

- Dalej cię boli, kochanie?

Alec w odpowiedzi tylko pokręcił głową, a potem kolejne łzy wystąpiły na jego twarz.

- To dlaczego płaczesz?

- Nie mam pojęcia!

Łowca wybuchł niekontrolowanym szlochem, a niczego nie spodziewający się Bane, znów okrył go szlafrokiem, a potem, ułożył się obok i objął go, szepcząc uspokajająco. Nim zauważył, obydwaj zasnęli.

Z drzemki starszego wybudził telefon, wibrujący w kieszeni spodni. 

Ostrożnie wstał i udał się do kuchni, gdzie na wyświetlaczu dostrzegł podobiznę Simona. Niewiele myśląc odebrał połączenie i przyłożył aparat do ucha.

- Hej, Simon- powiedział.

- Magnus? Uhm... Jest u was może Jace?

- Jace?- zdziwił się- Nie, dlaczego pytasz?

- Wyszedł gdzieś dziś nad ranem i nie odbiera ode mnie telefonów.

- Och... Niestety, nic mi nie wiadomo w jego sprawie.

- To nic. Dzięki, że przynajmniej ty odebrałeś. Będę szukał dalej.

- A co z Madzie?

- Z Madzie? Ma się dobrze. Spokojnie, jest pod moją opieką. 

~~

Po zakończeniu rozmowy z Magnusem, Simon rzucił telefon na łóżko. Nie miał kompletnie pomysłu, co blondynowi strzeliło do głowy, by tak nagle znikać. Z tego, co wiedział, to był zwolniony z pełnienia warty w najbliższym czasie, nie obejmował też żadnych treningów, a z rozmowy z Aline dowiedział się, że nie został przyłączony do żadnego patrolu.

- Już nie mam pomysłu, gdzie szukać...- powiedział do siebie, siadając pod ścianą i ukrywając twarz w dłoniach.

Z rozmyślań wyrwał go szczęk otwieranych drzwi, a po chwili do pokoju weszła Madzie z kotem na rękach.

- Prezes Miau zrobił kupkę w Sali Komputerowej, a jakiś gościu w nią wdepnął i się wywrócił.

Wampir mimowolnie parsknął, choć w cale nie było mu do śmiechu.

- Macie teraz kłopoty?- zapytał z uniesioną brwią.

- No co ty! Uciekliśmy, nikt nas nie widział.

~~

Słonka, powiedzcie mi, bo bardzo mnie to ciekawi:

Kto jest w tym ff waszą ulubioną postacią, a kogo nie lubicie i dlaczego?

I czy pokrywa się to z waszymi serialowymi/książkowymi ulubieńcami, czy jednak nie?

Miłego wieczorku!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro