Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ból

Kolejny dzień, kolejne popołudnie, kolejny wieczór, kolejna noc... Dni mijały szybko, a sporadyczne ataki demonów w okolicy systematycznie przybierały na sile. Jace chciał oszczędzić Alecowi przykrości i nie wspominał mu o misjach, w których brał udział, jednak starszy i tak miał swoje sposoby na dowiedzenie się o wszystkim. 

Frustracja systematycznie w nim wzrastała. Nie potrafił już cieszyć się z postępów rehabilitacji, jak miało to miejsce dawniej, a zamiast tego nakładał na siebie większą presję by powrócić do pełnej sprawności. Mimo, że z początku dramatyczne prognozy lekarzy zmieniły się na bardzo optymistyczne, to jemu ciągle było mało.

— Przeforsowałeś się dzisiaj — stwierdził Magnus, rozmasowując obolałe barki męża — Powinieneś na siebie uważać.

— Mówisz to za każdym razem — westchnął zirytowany niebieskooki.

— I za każdym razem mam rację.

Lightwood nie znalazł na to żadnej riposty, więc postanowił milczeć, zatapiając się w przyjemnym dotyku dłoni starszego. Nie chciał przyznawać mu racji, ale też dawno już wyrósł z wykłócania się o błahostki z kociookim. Nigdy nie powiedział tego na głos, ale wiedział, że nie ma z nim szans.

W pewnym momencie Bane wziął go na ręce, a następnie posadził sobie na kolanach i objął mocno, opierając brodę o czubek jego głowy. Trwali tak przez kilka chwil, a potem złączyli usta w słodkim, delikatnym pocałunku. Trudno powiedzieć, kto go zainicjował, ale to nie było ważne. Po pierwszym przyszedł kolejny, a po nim jeszcze jeden... Aż obydwaj stracili rachubę

— Obiecaj, że będziesz na siebie uważał.

— Magnus...

— Obiecaj.

— No dobrze, już dobrze... Obiecuję — wymamrotał młodszy, opierając czoło o ramię partnera.

Ich romantyczny moment przerwało szuranie butów o wełniany dywan, a po chwili w salonie pojawiła się skulona, rudowłosa postać.

— Clary? — spytali jednocześnie.

Dziewczyna pierwszy raz od dawna z własnej woli opuściła zajmowany przez siebie pokój. Z jakiegoś powodu bardziej ich to zaniepokoiło niż ucieszyło.

— Czy coś się stało, słońce? — mag odezwał się pierwszy. Obrzucił dziewczynę spojrzeniem, jednak ta milczała jak zaklęta.

Alec zsunął się z jego kolan i usiadł na sofie.

— Potrzebujesz czegoś? — starszy wstał i podszedł do dziewczyny, a potem położył jej dłoń na ramieniu. Przynajmniej się nie odsunęła, pomyślał.

Clary podniosła wzrok i spojrzała na niego z przerażeniem. Potem drżącą ręką podwinęła rękaw szarego swetra, ukazując krwawiącą ranę na przedramieniu. Tę samą, którą kilka tygodni temu zrobiła sobie odłamkiem szkła z ich ślubnej fotografii.

— Dlaczego znowu sobie to zrobiłaś?

Pokręciła głową, a z jej oczu popłynęły łzy.

— Nie rozumiem, o co chodzi — kociooki smutno pokręcił głową — Musisz się do mnie odezwać, proszę.

Oblizała suche, popękane wargi, a głos dobiegający z jej gardła był dziwnym, skrzeczącym i obcym dźwiękiem:

— Samo...

Mężczyźni spojrzeli na siebie, obydwaj byli mocno zaszokowani tą informacją.

— Chcesz powiedzieć, że zabliźniona rana tak po prostu sama się odnowiła? — niebieskooki uniósł braw w wyrazie zdumienia. Odpowiedziało mu potwierdzające kiwnięcie głową.

— Podaj mi stelę, Magnus.

Bane bez słowa zniknął w ich sypialni, a po chwili wrócił, w dłoni dzierżąc stelę, którą potem podał młodszemu. Gestem polecił rudowłosej, by usiadła na sofie obok niego.

Alec bez wahania chwycił rękę dziewczyny i położył ją sobie na kolanach. Narysował na jej skórze uzdrawiający znak, iratze. To jednak na niewiele pomogło. Po chwili spróbował jeszcze raz, ale i to na niewiele się zdało.

— Chyba musimy użyć tradycyjnego opatrunku — stwierdził w końcu zrezygnowany.

Starszy pstryknięciem palców przywołał apteczkę, z której wyjął bandaż i inne potrzebne rzeczy. Oczyścił ranę, potem nałożył opatrunek i zabandażował rękę dziewczyny.

— Czy to zdarzyło się pierwszy raz? — spytał, uspokajająco głaszcząc ją po dłoni.

Zaprzeczyła.

— Za pierwszym razem sama użyłam runy i wszystko było w porządku, potem udało się zaleczyć ranę, ale nie do końca. Tym razem nie byłam w stanie nic zrobić...

— Dlaczego to przed nami ukrywałaś? — w zielono-złotych oczach mężczyzny dało się wyczuć ból i zawód.

— Nie wiem. Przepraszam...

Przytulił ją do siebie, a ona zaczęła cicho płakać.

— Już dobrze, coś na to poradzimy — wyszeptał, choć nie miał pojęcia, co.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro