Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bądźmy szczęśliwi i spełnieni

Izzy obudziła się w ramionach w Simona, leżąc na kanapie w ich malutkim saloniku. Byli przykryci grubym, brązowym kocem. Chłopak drzemał jeszcze, a poranne promienie słonecznie pięknie oświetlały jego twarz. Brunetka uśmiechnęła się, czując jego ręce owinięte wokół jej drobnego ciała. Pierwszy raz od dawna czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Chciała już nigdy nie opuszczać tych silnych ramion, w tamtym momencie bliskość chłopaka była wszystkim, czego potrzebowała.

Przez kilka minut z uśmiechem na ustach intensywnie wpatrywała się w jego spokojną twarz, analizując cienie rzucane na policzek przez jego rzęsy. Miała nadzieję, że ich księżniczka odziedziczy je po tatusiu, bo były naprawdę piękne.

- Mmm. Izz..?- wymruczał niewyraźnie Wampir, budząc się. Osłonił oczy ręką, nie będąc przyzwyczajonym do jasności panującej w pomieszczeniu.

- W końcu ktoś się obudził- powitała go szybkim buziakiem w policzek.

- Trochę sobie nie trafiłaś- zaśmiał się lekko, a potem wskazał palcem na swoje usta- Składam reklamację.

- Jaki wybredny- uniosła brew- Jeszcze dobrze się nie obudził, a już żale i pretensje- dodała ironicznie, a potem cmoknęła go w usta.

- Od razu lepiej- rozpromienił się- Jak się czujesz?

- Dobrze- powiedziała cicho, kładąc głowę na jego piersi- Z tobą jest mi bardzo dobrze.

- Mnie z tobą też- przytaknął, czule gładząc jej ramię.

- Jesteś taki uroczy... Najlepszy na świecie.

Nieznaczny rumieniec wpłynął na twarz Simona. On też był szczęśliwy, mogąc w końcu tulić do siebie Isabelle. Gdyby rok temu ktoś powiedział mu, że w wieku 19 lat zamieszka razem z kobietą swoich marzeń, a dodatkowo będą spodziewali się dziecka, to chyba by go wyśmiał. A jednak... Cuda się zdarzają.

- A jak maleństwo?- zapytał, składając delikatny pocałunek na czubku jej głowy.

- Dobrze, chyba jeszcze za wcześnie żeby dawało o sobie znać.

- I tu się mylisz, kochanie- zaprzeczył- W dziesiątym tygodniu ciąży dziecko mierzy już trzy centymetry. To tyle, co duża fasolka albo oliwka!- mówił podekscytowany- No i to ten czas gdzie możesz czuć zawroty głowy, mdłości, wkurzać się albo płakać bez powodu... Ogólnie ma już na ciebie bardzo duży wpływ, większy niż myślisz.

- Wow, przygotowałeś się...- skomentowała zaskoczona- Jestem pod wrażeniem.

- Czytałem o tym do późna- przyznał- Chcę być gotowy na każdą ewentualność.

- Jesteś najlepszy, Simon- westchnęła, po czym przyciągnęła go do pocałunku.

- Mogę?- spytał, delikatnie podciągając sweter dziewczyny.

- Jasne- zgodziła się- Ale jeśli faktycznie dużo tym czytałeś, to chyba wiesz że jeszcze za wcześnie na to, żebyś cokolwiek poczuł- dodała ze śmiechem.

- Wystarczy sam fakt, że tam jest- powiedział rozczulony, masując brzuch Izzy- Już niedługo będzie wszystko coraz bardziej widać.

- Chyba trochę się tego boję, wiesz?

- Czego?- zmartwił się.

- Że będzie bolało- położyła swoją dłoń na jego- Że wcześnie zacznie się mocno ruszać... Że nie dam rady... To straszne.

- Oh, na pewno dasz radę, Izzy- musnął ustami jej czoło- Dowiem się wszystkiego czego tylko się da, żeby jak najlepiej się tobą opiekować. Poza tym jestem pewien, że Magnus na pewno zna jakieś czary, które ci pomogą.

- Z twoim wsparciem czuję się dużo lepiej- posłała mu kolejny uśmiech.

~~

Poranek Aleca również należał do tych przyjemnych. Owinięty w ciepłą kołdrę jak naleśnik pochrapywał cicho. W pewnym momencie odruchowo wyciągnął ręce spod przykrycia, chcąc objąć Czarownika, jednak poczuł pustkę i momentalnie się obudził.

- Magnus...- mruknął, mrużąc oczy nieprzyzwyczajone do jasności- Magnus?

- Jestem Alexandrze- powiedział starszy z uśmiechem, pojawiając się w drzwiach sypialni- Nawet na minutę nie można cię zostawić samego.

- To nie moja wina, że mi zimno i tęsknię- młodszy skrzyżował ręce na piersi, udając obrażonego.

- Wyglądasz słodko- podsumował starszy, siadając na krańcu łóżka- Jak obrażony przedszkolak. Mam ochotę chwycić cię za policzki potarmosić żebyś się w końcu rozchmurzył.

- Błagam, tylko nie to. Lydia ma okropną ciotkę, która zawsze tak robi na powitanie. Kiedy jeszcze "chodziliśmy ze sobą"- zrobił w powietrzu cudzysłów palcami- To ciągle mnie tak ciągnęła, normalnie myślałem że oderwie mi kawałek policzka od twarzy.

- Nie będę aż tak brutalny- Mag zaśmiał się na wizję tego wydarzenia powstałą w jego głowie, po czym nachylił się i pocałował męża w skroń- Jesteś najprzystojniejszym mężczyzną tego świata, nie mógłbym cię tak skrzywdzić.

- Mmm... Z tobą nie mam szans- odparł zarumieniony.

- Alexandrze czy ty kiedykolwiek nauczysz się przyjmować komplementy?- Bane dotknął jego ciepłego policzka, na co chłopak szybko odsunął się i ukrył twarz w poduszce.

- Zawstydzasz mnie- wyjąkał.

- Jesteś wtedy taki uroczy, że nie potrafię się powstrzymać- Mag wzruszył ramionami, po czym ułożył się wygodnie na ciele partnera, rysując palcem dziwne znaczki na odkrytym skrawku jego pleców. 

Poczuł jak młodszy drży, uwielbiał u niego tę reakcję na dotyk.

- Alexandrze czy po wczorajszej nocy nadal jesteś nagi..?- wymruczał do jego ucha.

Łowca momentalnie zastygł w bezruchu, czując że jego twarz przybiera kolor dojrzałego pomidora. Dziękował Aniołowi za to, że przynajmniej nadal jest okryty kołdrą.

- Uznam to za tak- starszy odpowiedział sam sobie po chwili milczenia- Czasami jesteś taki słodki i niewinny, jakbym dotykał cię pierwszy raz... To rozkoszne- musnął ustami płatek ucha zawstydzonego chłopaka.

- M-magnus-ss...- wyjąkał niebieskooki, oddychając niespokojnie.

- Tak, Alexandrze?- westchnął głębokim głosem, po czym zaczął całować coraz bardziej odkryte plecy Łowcy, powodując tym gęsią skórkę u niego.

- Magnus, b-błagam, n-nie...

- Chyba nie słyszę... Mówiłeś coś, Alexandrze?- spytał z chytrym uśmieszkiem, po czym zaczął pieścić językiem wrażliwy bok szyi Aleca, kreśląc kształt pokrywającej go runy.

W pewnym momencie młodszy gwałtownie wciągnął powietrze, ściskając prześcieradło w dłoniach.

Mag odgarnął mu włosy, przyklejone do spoconego czoła.

- Coś się stało?- spytał, zawstydzając młodszego jeszcze bardziej (o ile to w ogóle było możliwe).

- Chyba... Chyba musimy zmienić pościel...- wyszeptał niebieskooki niemal płaczliwym tonem.

~~

Około godziny dziesiątej jak co piątek Maryse otwierała swoją księgarnię razem z Madzie. Tego dnia wyjątkowo towarzyszył im Luke. Dziewczynka była bardzo podekscytowana ponieważ niebawem miał zjawić się kurier z dostawą książek. Ciągle wyglądała przez wielkie okna usytuowane przy drzwiach, a starsi tylko chodzili za nią krok w krok i poprawiali firanki.

Około południa pod budynkiem księgarni zatrzymał się czarny busik, a wysiadł z niego młody mężczyzna do długich rudych włosach i elfich uszach, które sprytnie ukrywał pod czapką z daszkiem podczas spotkań z Przyziemnymi. Nie zdążył nawet zadzwonić dzwonkiem, gdy drzwi otworzyły się i wybiegła z nich ciekawska Czarownica, a za nią podążyli starsi.

- Maryse Lightwood?- spytał kurier.

- Tak- odparła kobieta, nadal nieswojo czując się w towarzystwie obcych Podziemnych. Pomimo że odkąd utraciła runy minęło sporo czasu, to nadal martwiły ją plotki na jej temat, które zapewne krążyły w okolicy.

- Proszę podpisać tutaj- podał jej kartkę z fakturą i długopis.

Maryse szybko spełniła polecenie, a mężczyzna otworzył bagażnik i sięgnął po jeden z kartonów.

- Ja się tym zajmę- powiedział Luke i od razu odebrał paczkę, wnosząc ją do budynku. Madzie otworzyła mu drzwi. Po kilkunastu minutach trzy wielkie kartony stały na podłodze, Elf odjechał, a Łowca otrzepywał ręce z niewidzialnego kurzu.

- A to co? Chciałeś mu coś udowodnić?- zaśmiała się kobieta, kładąc dłoń na ramieniu partnera.

- Nie mogłem go po prostu wyręczyć?- wzruszył ramionami, udając że nie wie o co chodzi.

- Wyglądałeś, jakbyś chciał zabić go wzrokiem!

- Widziałem, że niepewnie czujesz się w jego towarzystwie, więc zadbałem o to, by odjechał gdzieś indziej najszybciej jak to możliwe.

- Och, Luke...- pocałowała go w policzek i uśmiechnęła się szeroko- Mój ty bohaterze.

- Ale zabawne- udał obrażonego.

- No nie bocz się tak i pomóż mi rozpakować książki- pociągnęła go za rękę w stronę pudeł. 

Madzie czekała już na nich, siłując się z taśmą, której nie była w stanie oderwać bez pomocy magii.

- Pomożesz mi?- zapytała dziewczynka, patrząc n starszego z dołu.

- Jasne- posłał jej uśmiech. Bardzo polubił tę małą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro