Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. grudnia

Tego ranka Izzy obudziła się kilka minut po piątej. Trochę dziwnie się czuła w nowym miejscu. Razem z Simonem zajmowali pokój gościnny, ponieważ Jace zasnął na kanapie w salonie, a nikt nie miał serca go budzić.

Rozejrzała się i w półmroku dostrzegła czujne spojrzenie swojego chłopaka. Mogła się założyć, że w chwili, w której się obudziła, ten odruchowo schował pod poduszkę telefon, którym bawił się przez pół nocy. Nie byłaby to pierwsza taka sytuacja.

- Śpisz?- brunet zanurkował pod kołdrę i przylgnął całym ciałem do jej pleców.

- Mhm...- mruknęła- Już chyba nie.

- Jeszcze ciemno- stwierdził, a potem wycisnął delikatny pocałunek na jej ramieniu. Dziewczyna automatycznie poczuła przechodzące ją dreszcze- Śpij.

- Już za późno- stwierdziła, obracając się przodem do niego- Poza tym... buziaczek- wskazała palcem na swoje usta.

Wampir posłusznie złożył delikatny pocałunek na jej wargach, jednak rozbudzona już dziewczyna wplotła palce w jego włosy i mocniej przyciągnęła do siebie.

- Wow- westchnął, gdy tylko udało mu się złapać powietrze. Potem zaśmiał się uroczo, bo chwilami partnerka nadal go onieśmielała- Lubię takie poranki.

- Ja też- odwzajemniła uśmiech i przejechała dłonią po jego nagim torsie- Bardzo.

Chłopak poczuł gęsią skórkę na plecach i ramionach. Westchnął, przymykając oczy, gdy zgrabne place z jego piersi przesunęły się na brzuch, a potem niżej i niżej...

- Uch, Izzy...- przygryzł dolną wargę- To chyba nie jest dobry pomysł...

- Nie rozumiem o co ci chodzi- odparła z miną niewiniątka, a potem wsunęła rękę pod materiał jego ciemnych bokserek.

- Nie jesteśmy tu sami- wyszeptał, zaciskając kraniec kołdry w pięści. Każdy, nawet najdelikatniejszy dotyk działał na niego tak intensywnie, że powstrzymywanie się przed jęknięciem było niemal bolesne.

- Wszyscy śpią- stwierdziła, nie zaprzestając pieszczoty- Dobrze wiem, że tego chcesz. Bo chcesz, prawda?- zapytała z figlarnym uśmieszkiem.

Kiwnął głową w odpowiedzi.

- Och, Simon, jesteś teraz taki słodki- zamruczała, wiedząc, że chłopak nie jest w stanie już dłużej powstrzymywać się przed wydaniem jakiegokolwiek dźwięku. Nachyliła się więc nad nim, akurat w momencie, gdy pierwsze ciche westchnienie opuściło jego usta.

Zarumieniony chłopak dopiero po kilku chwilach odzyskał rezon. Delikatnie chwycił dłoń ukochanej, a potem przesunął z powrotem na swój tors i podniósł się na łokciach, by ją pocałować. 

Potem zamienili się miejscami i teraz to on patrzył na nią z góry. Powoli podwinął czarną koszulę nocną, odsłaniając wydatne biodra i odznaczające się wcięcie w talii. Kilka razy musnął brzuch dziewczyny, a potem spojrzał na nią wyczekująco.

- Zróbmy to- powiedziała cicho, a potem rozsunęła nogi nieco szerzej, próbując zachęcić go do działania.

- Powinniśmy się zabezpieczyć, a co jeśli znowu...- Lewis w momencie zaczął panikować. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka, przypominająca, że przecież nie mają prezerwatyw, bo w końcu nigdy nie musieli z nich korzystać.

Na ziemię sprowadził go spokojny głos Isabelle:

- Jeśli Anioły obdarzą nas małym szczęściem... albo dwoma- dodała, czule spoglądając mu w oczy- To będę najszczęśliwsza na świecie. Wiem, że ty też będziesz. Nie martwmy się tym, co by było 'gdyby', dobrze? Kocham cię niesamowicie mocno i chcę teraz być z tobą blisko.

Brunet pokiwał głową, a potem pocałował ją namiętnie. Czuł się wyjątkowo, będąc przy Izzy i postanowił jej to pokazać najlepiej jak tylko potrafi.

~~

Poranek Aleca i Magnusa był nieco inny i to nie tylko dlatego, że wstali około dziesiątej, ale też dlatego, że ich poranna rutyna musiała ulec diametralnej zmianie.

- Witaj, Alexandrze- mag uśmiechnął się i musnął usta męża swoimi- Wyglądasz pięknie- dodał, dotykając jego policzka. To był ten element, który nie uległ zmianie, poranny buziak i komplement były ich małą, ale bardzo ważną tradycją.

- Przestań- mruknął niebieskooki, wiedząc, że daleko mu do 'pięknego' wyglądu.

- Rozchmurz się- starszy uśmiechnął się, a potem wstał z łóżka i ruszył do szafy, szukając odpowiednich ubrań dla siebie i dla młodszego.

- Hm... Chyba da się zrobić- stwierdził niebieskooki, przyglądając się zgrabnym pośladkom starszego, stojącego (jak go Anioł stworzył) przed ogromnym meblem. Sporo wysiłku sprawiło mu obrócenie się na bok, by mieć lepszy widok, ale było warto.

- Alexandrze!- westchnął kociooki karcącym tonem, przyłapując czarnowłosego na nieprzyzwoitym spojrzeniu i lubieżnym oblizywaniu warg.

- No co?- ten jednak postanowił udawać niewiniątko.

- Nic- nie wytrzymał i uśmiechnął się szeroko, rzucając w kierunku chłopaka granatowy sweter i spodnie dresowe.

- Jesteś pewien, że to do siebie pasuje?- Łowca uniósł brew, uważnie lustrując ubrania.

- Przede wszystkim ma ci być wygodnie.

- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim mężem?

Bane puścił te słowa mimo uszu. Potem pomógł Alecowi skorzystać z toalety, wykąpać się i ogolić. Upewnił się w tym, by co chwilę powtarzać Lightwoodowi, że jest piękny i jego uroda go onieśmiela. W szczególności podczas zakładania ubrań nie dał młodszemu dojść do słowa, w obawie, że ten mógłby nagle gorzej poczuć się przy czynnościach, które do niedawna z powodzeniem wykonywał samodzielnie. 

~~

Jace wstał najpóźniej ze wszystkich (a tak właściwie: został brutalnie obudzony) i pomimo tego, że spał najdłużej, to wyglądał nie najlepiej.

- Co się dzieje?!- wrzasnął, w jednej chwili zeskakując z kanapy i przy okazji zrzucając biedną Clary na podłogę- Och, wybacz.

- Alec oddelegował mnie do obudzenia cię, w końcu już dochodzi południe.

- I co w związku z tym?- przetarł dłońmi zmęczoną twarz.

- POMOŻESZ NAM LEPIĆ PIEROŻKIIIIIII- zza kanapy nagle wyskoczyła Madzie, ubrana w żółtą sukienkę oraz pomarańczową pelerynę.

- Osz ty, kurw...!- wyrwało mu się, nim rudowłosa zasłoniła mu usta dłonią.

- Ja- niezrażona dziewczynka wskazała na siebie- Jestem Pułkownik Pierożek, a ty- dźgnęła blondyna palcem w pierś- Jesteś Komandor Krokiecik. Razem musimy uratować te święta i zrobić najlepsze jedzonko świata.

- Ale ja nie umiem gotować!- rzucił zdezorientowany.

- I tak będziesz lepszy niż Izzy.

- Ej! Ja to słyszałam!- krzyknęła brunetka z kuchni, na co wszyscy się zaśmiali.

- To co, pomożesz mi, amigo?

- Aj-aj, kapitanie- zasalutował.

- No i to rozumiem- mała czarownica nawet nie obejrzała się za siebie, ruszając do kuchni. Wiedziała, że starszy zaraz ją dogoni.

- A ty jakie dostałaś zadanie?- zwrócił się do Clary.

- Od rana wycinam dekoracje z papieru i przyklejam je w oknach- uśmiechnęła się- Tęczowe śnieżynki, niebieskie choinki i różowo-fioletowe bombki. Mam wrażenie, że palce mi poodpadają.

- Magnus nie może ci tego wyczarować?- zmarszczył brwi w zamyśleniu.

- Może, ale to by odebrało całą magię świąt!

- Och, no tak- zgodził się bez entuzjazmu. Widząc jej dezaprobatę, dodał:

- Wybacz, ale jeszcze się nie obudziłem na tyle, by dłużej niż przez pięć minut udawać entuzjazm.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro