23. grudnia
Tego ranka Izzy obudziła się kilka minut po piątej. Trochę dziwnie się czuła w nowym miejscu. Razem z Simonem zajmowali pokój gościnny, ponieważ Jace zasnął na kanapie w salonie, a nikt nie miał serca go budzić.
Rozejrzała się i w półmroku dostrzegła czujne spojrzenie swojego chłopaka. Mogła się założyć, że w chwili, w której się obudziła, ten odruchowo schował pod poduszkę telefon, którym bawił się przez pół nocy. Nie byłaby to pierwsza taka sytuacja.
- Śpisz?- brunet zanurkował pod kołdrę i przylgnął całym ciałem do jej pleców.
- Mhm...- mruknęła- Już chyba nie.
- Jeszcze ciemno- stwierdził, a potem wycisnął delikatny pocałunek na jej ramieniu. Dziewczyna automatycznie poczuła przechodzące ją dreszcze- Śpij.
- Już za późno- stwierdziła, obracając się przodem do niego- Poza tym... buziaczek- wskazała palcem na swoje usta.
Wampir posłusznie złożył delikatny pocałunek na jej wargach, jednak rozbudzona już dziewczyna wplotła palce w jego włosy i mocniej przyciągnęła do siebie.
- Wow- westchnął, gdy tylko udało mu się złapać powietrze. Potem zaśmiał się uroczo, bo chwilami partnerka nadal go onieśmielała- Lubię takie poranki.
- Ja też- odwzajemniła uśmiech i przejechała dłonią po jego nagim torsie- Bardzo.
Chłopak poczuł gęsią skórkę na plecach i ramionach. Westchnął, przymykając oczy, gdy zgrabne place z jego piersi przesunęły się na brzuch, a potem niżej i niżej...
- Uch, Izzy...- przygryzł dolną wargę- To chyba nie jest dobry pomysł...
- Nie rozumiem o co ci chodzi- odparła z miną niewiniątka, a potem wsunęła rękę pod materiał jego ciemnych bokserek.
- Nie jesteśmy tu sami- wyszeptał, zaciskając kraniec kołdry w pięści. Każdy, nawet najdelikatniejszy dotyk działał na niego tak intensywnie, że powstrzymywanie się przed jęknięciem było niemal bolesne.
- Wszyscy śpią- stwierdziła, nie zaprzestając pieszczoty- Dobrze wiem, że tego chcesz. Bo chcesz, prawda?- zapytała z figlarnym uśmieszkiem.
Kiwnął głową w odpowiedzi.
- Och, Simon, jesteś teraz taki słodki- zamruczała, wiedząc, że chłopak nie jest w stanie już dłużej powstrzymywać się przed wydaniem jakiegokolwiek dźwięku. Nachyliła się więc nad nim, akurat w momencie, gdy pierwsze ciche westchnienie opuściło jego usta.
Zarumieniony chłopak dopiero po kilku chwilach odzyskał rezon. Delikatnie chwycił dłoń ukochanej, a potem przesunął z powrotem na swój tors i podniósł się na łokciach, by ją pocałować.
Potem zamienili się miejscami i teraz to on patrzył na nią z góry. Powoli podwinął czarną koszulę nocną, odsłaniając wydatne biodra i odznaczające się wcięcie w talii. Kilka razy musnął brzuch dziewczyny, a potem spojrzał na nią wyczekująco.
- Zróbmy to- powiedziała cicho, a potem rozsunęła nogi nieco szerzej, próbując zachęcić go do działania.
- Powinniśmy się zabezpieczyć, a co jeśli znowu...- Lewis w momencie zaczął panikować. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka, przypominająca, że przecież nie mają prezerwatyw, bo w końcu nigdy nie musieli z nich korzystać.
Na ziemię sprowadził go spokojny głos Isabelle:
- Jeśli Anioły obdarzą nas małym szczęściem... albo dwoma- dodała, czule spoglądając mu w oczy- To będę najszczęśliwsza na świecie. Wiem, że ty też będziesz. Nie martwmy się tym, co by było 'gdyby', dobrze? Kocham cię niesamowicie mocno i chcę teraz być z tobą blisko.
Brunet pokiwał głową, a potem pocałował ją namiętnie. Czuł się wyjątkowo, będąc przy Izzy i postanowił jej to pokazać najlepiej jak tylko potrafi.
~~
Poranek Aleca i Magnusa był nieco inny i to nie tylko dlatego, że wstali około dziesiątej, ale też dlatego, że ich poranna rutyna musiała ulec diametralnej zmianie.
- Witaj, Alexandrze- mag uśmiechnął się i musnął usta męża swoimi- Wyglądasz pięknie- dodał, dotykając jego policzka. To był ten element, który nie uległ zmianie, poranny buziak i komplement były ich małą, ale bardzo ważną tradycją.
- Przestań- mruknął niebieskooki, wiedząc, że daleko mu do 'pięknego' wyglądu.
- Rozchmurz się- starszy uśmiechnął się, a potem wstał z łóżka i ruszył do szafy, szukając odpowiednich ubrań dla siebie i dla młodszego.
- Hm... Chyba da się zrobić- stwierdził niebieskooki, przyglądając się zgrabnym pośladkom starszego, stojącego (jak go Anioł stworzył) przed ogromnym meblem. Sporo wysiłku sprawiło mu obrócenie się na bok, by mieć lepszy widok, ale było warto.
- Alexandrze!- westchnął kociooki karcącym tonem, przyłapując czarnowłosego na nieprzyzwoitym spojrzeniu i lubieżnym oblizywaniu warg.
- No co?- ten jednak postanowił udawać niewiniątko.
- Nic- nie wytrzymał i uśmiechnął się szeroko, rzucając w kierunku chłopaka granatowy sweter i spodnie dresowe.
- Jesteś pewien, że to do siebie pasuje?- Łowca uniósł brew, uważnie lustrując ubrania.
- Przede wszystkim ma ci być wygodnie.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim mężem?
Bane puścił te słowa mimo uszu. Potem pomógł Alecowi skorzystać z toalety, wykąpać się i ogolić. Upewnił się w tym, by co chwilę powtarzać Lightwoodowi, że jest piękny i jego uroda go onieśmiela. W szczególności podczas zakładania ubrań nie dał młodszemu dojść do słowa, w obawie, że ten mógłby nagle gorzej poczuć się przy czynnościach, które do niedawna z powodzeniem wykonywał samodzielnie.
~~
Jace wstał najpóźniej ze wszystkich (a tak właściwie: został brutalnie obudzony) i pomimo tego, że spał najdłużej, to wyglądał nie najlepiej.
- Co się dzieje?!- wrzasnął, w jednej chwili zeskakując z kanapy i przy okazji zrzucając biedną Clary na podłogę- Och, wybacz.
- Alec oddelegował mnie do obudzenia cię, w końcu już dochodzi południe.
- I co w związku z tym?- przetarł dłońmi zmęczoną twarz.
- POMOŻESZ NAM LEPIĆ PIEROŻKIIIIIII- zza kanapy nagle wyskoczyła Madzie, ubrana w żółtą sukienkę oraz pomarańczową pelerynę.
- Osz ty, kurw...!- wyrwało mu się, nim rudowłosa zasłoniła mu usta dłonią.
- Ja- niezrażona dziewczynka wskazała na siebie- Jestem Pułkownik Pierożek, a ty- dźgnęła blondyna palcem w pierś- Jesteś Komandor Krokiecik. Razem musimy uratować te święta i zrobić najlepsze jedzonko świata.
- Ale ja nie umiem gotować!- rzucił zdezorientowany.
- I tak będziesz lepszy niż Izzy.
- Ej! Ja to słyszałam!- krzyknęła brunetka z kuchni, na co wszyscy się zaśmiali.
- To co, pomożesz mi, amigo?
- Aj-aj, kapitanie- zasalutował.
- No i to rozumiem- mała czarownica nawet nie obejrzała się za siebie, ruszając do kuchni. Wiedziała, że starszy zaraz ją dogoni.
- A ty jakie dostałaś zadanie?- zwrócił się do Clary.
- Od rana wycinam dekoracje z papieru i przyklejam je w oknach- uśmiechnęła się- Tęczowe śnieżynki, niebieskie choinki i różowo-fioletowe bombki. Mam wrażenie, że palce mi poodpadają.
- Magnus nie może ci tego wyczarować?- zmarszczył brwi w zamyśleniu.
- Może, ale to by odebrało całą magię świąt!
- Och, no tak- zgodził się bez entuzjazmu. Widząc jej dezaprobatę, dodał:
- Wybacz, ale jeszcze się nie obudziłem na tyle, by dłużej niż przez pięć minut udawać entuzjazm.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro