ROZDZIAŁ VIII
Nie miałaś pojęcia jakim cudem ale doprowadziłaś człowieka w bezpieczne miejsce jakim była twoja stara kwatera. Przeniosłaś się z niej do nowego mieszkania niespełna trzy miesiące wcześniej. Była dokładnie w takim stanie jak ją zostawiłaś. Nie licząc zbierającego się wszędzie kurzu. Z tego co pamiętałaś wszystko powinno działać. Zapaliłaś światło nie obawiając się, że ktoś zauważy ruch w środku niewielkiego domku, który stał pomiędzy tymi należącymi do dzieci. Pomogłaś mężczyźnie usiąść na jednej z kanap. Wiedziałaś, że dygotanie ludzkiego ciała nie oznacza niczego dobrego. Skierowałaś się po kilka koców. Co prawda nie potrzebowałaś snu ani odpoczynku. Wcześniej ten dom zamieszkiwał jakiś mały człowiek. Nie chciałaś opróżniać zawartości starych szaf więc je zatrzymałaś. Były ładne a przede wszystkim miękkie. Lubiłaś się do nich przytulać kiedy byłaś sama, pogrążona we własnych myślach. Teraz nadeszła pora zrobić z nich lepszy użytek.
-Zdejmuj ubrania- Powiedziałaś beznamiętnym tonem, rozkładając wszystkie koce jakie tylko miałaś pod ręką. Przetrzepywałaś każdy starannie z kurzu.
-Nie- Usłyszałaś głęboki głos zza twoich pleców. Zerknęłaś na niego.
-Do rana zamarzniesz- Dodałaś i odwróciłaś się w jego kierunku i zlustrowałaś go wzrokiem. Sam wpatrywał się w ciebie uporczywie. Ta zawziętość w jego oczach sprawiła, że się skrzywiłaś. Nie ufał ci, jeszcze nie. Jego ciało przeszywały nieustające dreszcze.
Westchnęłaś głośno, zastanawiając się jak to dobrze rozegrać. Nic już nie mówiąc po raz kolejny odwróciłaś się do niego tyłem i poszłaś w stronę kominka. Nie używałaś go co prawda w celach ogrzania ciała ale by dawało ładne światło. Miałaś szczerą nadzieję, że polana nie były wilgotne i można będzie zrobić z nich użytek. Dotknęłaś czubkiem palca drewno i niemal natychmiast przeszedł cię ból. Zamknęłaś oczy krzywiąc się jeszcze mocniej niż wcześniej. Dotknęłaś drugą dłonią swojej skroni starając się ją rozmasować. Nic to jednak nie dało bo zdałaś sobie sprawę, że zanurzasz się w strzępku własnych wspomnień.
Biegłaś, słyszałaś stukot własnych butów oraz trzaski palących się aut oraz ludzkich zwłok. Odór śmierci przenikał cię na wskroś. Mimo to nie zatrzymywałaś się. Sprawnie mijałaś ciała ludzi, którzy nie zdołali przeżyć. Do tego czułaś coś dziwnego co pobudzało twoje mięśnie do działania, ale nie wiedziałaś co to było.
Z tego dziwnego transu wyrwało cię mocne i celne uderzenie prosto w szyję, które sprawiło iż jeden z kręgów szyjnych wyskoczył ze swojego dotychczasowego miejsca. Straciłaś na chwilę wizję. Zamrugałaś kilka razy by potem przytrzymać swoją bezwładną głowę i ustawić wszystko jak było wcześniej. Doskonale wiedziałaś kto to zrobił. Zanim dopadł do drzwi chwyciłaś go za ramię i szarpnęłaś z taką siłą, że wyrżnął plecami o drewnianą podłogę. Szczerze cię zaskoczył siłą z jaką chciał się wyswobodzić oraz tym, że mimo wyziębienia potrafi tak zaciekle walczyć. Złapałaś go za rękę i błyskawicznie wykręciłaś ją w ten sposób by musiał przewrócić się na brzuch. Ty natomiast przycisnęłaś kolano do jego pleców.
-Uspokój się do cholery!- Warknęłaś dalej przytrzymując go w tej samej pozycji. Mimo to ten się nie uspokoił. Dopiero jak szarpnęłaś go za włosy i uderzyłaś jego głową w deski trochę spowolnił ruchy. Słyszałaś jak ciężko oddycha. Nie drżał już tak bardzo jak kilka chwil temu. Odwrócił głowę jak by mógł położyć policzek na podłodze i zerkać na ciebie jednym okiem. Z jego nosa powoli sączyła się krew. Jej zapach cię obezwładniał. Ledwo się powstrzymywałaś od jakichkolwiek wampirzych instynktów.
-Zabij mnie wampirze- Syknął przez zaciśnięte zęby. Jedyne co zrobiłaś w tamtej chwili to uniosłaś brwi do góry. Twoja mina jednak została taka sama. Następnie rozluźniłaś uścisk na jego ręce i zdjęłaś kolano z jego pleców. Twoja dłoń powędrowała do jego kołnierza i bez trudu chwyciłaś go za niego by podnieść jego ciało. Staliście naprzeciwko siebie milcząc. Dopiero teraz naprawdę zdałaś sobie sprawę jaki jest wysoki. Nie przewyższał co prawda Crowleya ale mimo to był znacznie wyższy od ciebie. Podniosłaś na niego wzrok przez chwilę mu się przyglądając. Jego rysy twarzy były dość ostre. Pomasowałaś się po karku czując pewien dyskomfort po tym co ci przed chwilą zrobił.
-Gdybyś chciał naprawdę zginąć zdjął byś bandaż albo rozerwał materiał munduru i na nim się powiesił w celi. Miałeś wtedy wolne ręce- Odparłaś łapiąc go po raz kolejny tego dnia za ramię by tym razem łagodnie poprowadziłaś go na kanapę. Gdy ten usiadł, rzuciłaś mu na głowę koc i ponownie odwróciłaś się w stronę kominka tym razem zaczynając w nim rozpalać.
-Dlaczego trzymasz mnie przy życiu? Do czego jestem ci potrzebny- Spytał i ku twojej uldze okrył się materiałem, który mu dałaś.
-Masz dla kogo żyć.- Powiedziałaś nie zastanawiając się nad swoimi słowami. Oczywistym było iż nie tylko dlatego pozwoliłaś mu żyć. Jego krew była zbyt cenna by tak się zmarnowała. Odpowiedziało ci jednak milczenie. Czułaś na sobie jego wzrok więc po zapaleniu zapałki oraz wrzucenia jej pomiędzy kawałki drzewa, odwróciłaś głowę w jego stronę. Jego fioletowe oczy wpatrywały się teraz w twoją twarz. Przez chwilę milczałaś zbierając myśli.
-Po podebraniu, krwi zacząłeś mamrotać - Odpowiedziałaś w końcu wzruszając ramionami- Wspominałeś o jakimś Yuu - Dodałaś wstając i przyglądając się pięknym językom które tańczyły na drewnianych polanach.
-Nie znam nikogo takiego - Powiedział, co cię zaskoczyło. Nie spodziewałaś się, że ci odpowie.
-Kłamiesz - Mruknęłaś tym razem odwracając się zupełnie w jego stronę by wziąć jedno ze stojących nieopodal krzeseł. Odwróciłaś je siedzeniem do siebie po czym usiadłaś w rozkroku naprzeciwko niego opierając ręce o drewniane oparcie. Patrzyłaś na niego przez sekundę lub dwie po czym odwróciłaś wzrok. Miałaś wrażenie, że w tych tęczówkach widzisz coś znajomego. Lekko się skrzywiłaś i cicho westchnęłaś. - To twój dzieciak?
- Powtórzę jeszcze raz, nie znam nikogo o takim imieniu - Powiedział obojętnie człowiek. To będzie ciężki orzech do zgryzienia. Dlaczego był tak nieufny? Byłaś wampirem, ale uratowałaś go przed utopieniem. Myślałaś, że chodź trochę ci zaufa. A może myśli, że go wykorzystasz albo jest to jakaś gra Ferida? Znów na niego spojrzałaś. Krew przestała wypływać z jego nosa już jakiś czas temu. Byłaś szczęśliwa z tego powodu bo nie byłaś pewna ile jeszcze czasu będziesz w stanie się kontrolować.
- Uratowałam cię - Powiedziałaś by zlikwidować tą ciszę, która między wami trwała już od kilku minut - Mógłbyś okazać mi chociaż trochę wdzięczności.
- Po co? - Spytał z kpiną nie odrywając wzroku od twojej twarzy - Odwlekasz nieuniknione. Jestem już spalony, nikt po mnie nie wróci. Wszyscy myślą, że nie żyje albo umieram w jednej z waszych cel. Nie wydostanę się stąd, nie jestem głupi.
-Przestań! - Krzyknęłaś w końcu- Już straciłeś nadzieję?! Kiedy odwiedziłam cię pierwszy raz byłeś bardziej bojowo nastawiony. Gdzie podziała się twoja zawziętość?! - Nie spodziewałaś się, że jesteś w stanie zareagować tak gwałtownie. - Przed kilkunastoma minutami pokazałeś na co cię stać.
- Bo chciałem byś mnie zabiła i skróciła moje męki - Warknął mężczyzna i w końcu odwrócił od ciebie wzrok. Zaniemówiłaś, co chwila otwierałaś usta by coś powiedzieć ale nie wydobywał się z ciebie żaden dźwięk. - Uratowałem tych, na których mi zależało to było najważniejsze.
W tamtym momencie zdałaś sobie sprawę co oznaczają jego słowa. On chciał tylko chronić bliskie sobie osoby. Poświęcił się, narażając swoje życie dla dobra innych. Ty nigdy czegoś takiego nie doświadczyłaś i zapragnęłaś też coś takiego poczuć. Twoje życie było tylko szarą egzystencją bez żadnych emocji. Nie miałaś nikogo, dla kogo mogłabyś się poświęcić swoje nędzne życie. Zazdrościłaś temu człowiekowi. Wtedy też postanowiłaś, że przekonasz go do siebie, ale nie by ten dobrowolnie oddawał ci krew, nie. Chciałaś by ci zaufał i żebyś mogła chronić jego życie by pewnego dnia mógł spotkać się z osobami, które coś dla niego znaczyły, by mógł być wolny.
By nie skończył tak jak ty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro