Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Noworoczny Zakład


 NOWOROCZNY ZAKŁAD

-Nie dałbyś sobie rady z moimi uczniami ani z kierowaniem szkołą! – warknął Gryffindor. Slytherin wyprostował się gwałtownie.

- Ach tak!?

- Proszę was przestańcie. – jęknęła Rowena.

- Tak! – oboje zignorowali kobietę.

- Więc się zamieńmy obowiązkami , od nowego roku.

- Zgoda!

*******

Nowy Rok. Co za bezsensowna strata czasu. W przeciwieństwie do innych założycieli, których z imienia nie wymienię, składałem plan. Inni powinni się zająć tym samym, ale nie woleli się bawić. No tak pewnie, a jutro będzie „ Sal pomóż..." albo „ Moja głowa! Sal złożysz mi plan?" i skończy się na tym, że to ja będzie musiał układać plan dla całej szkoły. Tak jest co roku. Chwileczkę! Na moje usta wpełzł szeroki, złośliwy uśmiech. Niech w tym roku robi to Godric w końcu zamienili się miejscami. Wstałem i skierowałem się do Wielkiej Sali.

- Oho... Wąż wypełzł z lochów... - mruknął Gryffindor- Salazarze cóż się stało, że postanowiłeś zaszczycić nas swoją obecnością? Sądziłem, że nie lubisz taki jak to nazywasz „ niepotrzebnych zgromadzeń" – uśmiechnąłem się krzywo.

- Pomyślałem, że skoro w tym roku ty robisz plan ja mogę odpocząć. – ku mojej uciesze Godric pobladł nieznacznie.

- Aaale jaak to? – wyjąkał.

- Zamieniliśmy się obowiązkami, zapomniałeś? No chyba, że sobie nie poradzisz. – Godric zmrużył oczy i wstał.

- Wrócę za godzinę. – mrukną do Roweny i Helgi. Po mimo swoich zapewnień Godric nie wrócił ani za godzinę, ani nawet za dwie. Rozparłem się wygodnie na krześle z kieliszkiem szampana w ręku.

- Sal powinieneś mu pomóc. – powiedziała Helga w jej głosie słychać było troskę. Pomóc Gryffindorowi? Na pewno nie.

- Poradzi sobie... - mruknąłem. Przeciągnąłem się. – Chyba zmienię zdanie co do Nowego Roku.

- Jesteś podły! – warknęła Rowena. Uśmiechnąłem się do niej.

- Wnikliwa obserwacja Roweno. Powiedziałbym więcej nie dość, że jestem podły to jeszcze złośliwy i...- przerwałem, bo do sali wszedł Godric. Cztery godziny dwadzieścia minut... Tylko dlatego, że miał moje notatki.

- Jak poszło Ric? – zawołałem. Zielonooki obrzucił mnie tylko wściekłym spojrzeniem i zajął swoje miejsce. To co teraz się do siebie nie odzywamy? Zmierzyłem go spojrzeniem. Nie mam nic przeciwko! Skrzyżowałem ręce na piersi i ostentacyjnie odwróciłem głowę w drugą stronę.

- Chłopcy proszę was musicie się kłócić? – jęknęła Helga. – Akurat dzisiaj...

- Nie wiedzę powodów dla których ten dzień miałby być dniem gorszym do kłótni.- burknąłem.

- Salazarze Slytherinie i Godricu Gryffindorze macie się natychmiast pogodzić!

- Nie wiem o co ci chodzi, Roweno. – mruknął Godric upijając łyk szampana.

******

Wezwałem do siebie swojego najstarszego ucznia, z którym miałem szczególne powiązania. Godric wkurzyłby się gdyby się dowiedział, że uczę czarnej magii. No ale cóż : Czego Gryffindor nie widzi tego, mu nie żal.

- Mistrzu. – skłonił się brunet. – Wzywałeś mnie.

- Owszem. Usiądź Siwrisie. – uczeń skinął głową.

- Chcę cię prosić żebyś pilnował ślizgonów. Na skutek pewnego em... zakładu przez najbliżej kilka tygodni lub miesięcy Godric przejmie moje obowiązki. Oczywiście nasze prywatne lekcje pozostają bez zmian.

- To znaczy, że Mistrz Gryffindor będzie uczył nas, a ty Gryfonów, Mistrzu?

- Tak. Niestety nie potrafię określić ile czasu. – Siwris pokiwał głową.

- Rozumiem. Czy coś jeszcze?

- Nie. Możesz iść. – uczeń skłonił się i wyszedł.

******

- Salazarze wiesz, że wśród uczniów Godric są dzieci pochodzące z mugolskich rodzin? – zagadnęła fałszywie słodkim głosikiem Rowena. Wredna prowokatorka... Chociaż faktycznie nie pomyślałem o tym. Obdarzyłem kobietę lodowatym spojrzeniem.

- Przeżyję.

- W takim razie powodzenia... - uśmiechnęła się Helga.

TO BYŁA KATORGA. Nie dość że byłem otoczony stadem niedorozwiniętych lwów, które bardzo chciały mi dopiec (ich próby były raczej żałosne) to jeszcze Helga i Rowena na każdym kroku przez cały dzień przypominały mi, że muszę uczyć szlamy... Uh... Ale co to to nie. Nie wycofam się. Z resztą mój humor znacznie się poprawił gdy zobaczyłem minę Godric na obiedzie.

- Coś się stało, Ric?... Jakiś problem z moimi uczniami ?

- Ależ skąd. – wycedził. – doskonale sobie poradziłem.

- Tak ? Siwrsie pozwól. – skinąłem na ucznia przechodzącego obok.

- Mistrzowie. – chłopak skłonił się.

- Jak zajęcia, chłopcze?...

-Bardzo... pouczające, mistrzu...

- Taak? A co było takiego pouczającego...

- Mistrz Gryffindor zademonstrował jak nie należy obchodzić się z Wężem Tygrysim.

- Dotykałeś mojego węża !? – To już za wiele. – Jeśli coś mu zrobiłeś to...

- Zrobiłem !? To bydle prawie mnie ugryzło gdyby nie...

- Wąż jest bezpieczny w twoich komnatach, mistrzu. – dokończył uczeń.

- Dziękuję Siwrisie. Możesz iść... - chłopak skłonił się i odszedł.

- To bydle nie powinno przebywać w szkole! Jest niebezpieczne...

- A twój Gryf jest potulnym kociątkiem tak!?...

- Salazarze .. proszę... - Rowena spojrzała na mnie. Jakbym to ja zaczął. Prychnąłem i wstałem od stołu.

- Straciłem apetyt. – wyszedłem z Sali. Około 22 skończyłem dodatkowe lekcje z Siwrisem. Chłopak leżał teraz na środku kręgu wyrysowanego krwią, a na ciele miał powycinane różne znaki. Cóż...Niestety czarno magicznych run nie można ćwiczyć wycinając je na drewnie. Czarna magia na takim poziomie wymaga wytrzymałości i samozaparcia, mój uczeń posiadał obie te cechy i parę innych przydatnych. Chłopak zaczął się powoli podnosić.

- Nie powinieneś o tej porze wracać do dormitorium... W takim stanie... - Chłopak zaśmiał się.

- wnikliwa obserwacja... - zakaszlał.

- Ranny robisz się bezczelny...

- Doprawdy, mistrzu?... – podniósł się na kolana. Uniosłem brew. – To nie są runy wzmacniające... ani ochronne... ani służące do walki... więc jakie? – Podniósł się i spojrzał na mnie wyzywająco. Bystra bestia. – Czyżbyś przestraszył się mojej mocy?... To runy ograniczające... Ignis – jego ręka zapłonęła jasnym płomieniem, ale szybko zgasła, a runa na dłoni krwawiła. Chłopak syknął. –czemu?

- Zbyt często jej nadużywasz...

- No proszę... - syknął. – Chcesz mnie kontrolować. – cala sylwetka Siwrisa zapłonęła magicznym ogniem. Niedobrze... Bardzo, bardzo źle... Postawiłem wokół siebie tarcze po chwili wszystko pochłonął ogień. Zrobiło się ciepło i ciemno. Ocknąłem się na zgliszczach ¼ zamku, a nade mną stał Godric. Usiadłem rozglądając się. Ciało Siwrisa leżało zwęglone obok.

- Co to ma znaczyć !?- syknął rudzielec.

- To był niekontrolowany wybuch mocy.. .Siwris...

- Zaufałem ci! Obiecywałeś mi, że nie będziesz używał w zamku czarnej magii! A co dopiero jej uczyć!

- Ric wiem źle to wygląda, ale da się to...

- Zamknij się. – syknął rudowłosy. Nie zdążyłem się odsunąć kiedy złapał mnie i rzucił mną o ścianę, niezbyt przyjemne. Szczególnie, że naokoło zebrała się już spora grupka ciekawskich uczniów.

- Ric... - zesztywniałem czując chłodnął stal na gardle.

- Wynoś się stąd. Wynoś się! Nie chcę cię tu widzieć. – Spojrzałem na niego z szeroko otwartymi oczami. Jak on śmie? Budowałem tę szkołę razem z nimi. Mam takie samo prawo tu być jak on. Nie może... - Wynoś się albo cię zabije – zacisnąłem zęby.

- Jak sobie życzysz, przyjacielu – warknął. Odsunąłem od siebie ostrze. – Pożałujesz tego. Cała szkoła tego pożałuje!

- Nie sądzę. – wycedził Gryffindor. Wstałem. Nazajutrz opuściłem mury szkoły. Pożałują tego. Kiedy odkryją komnatę... Kiedy ktoś ją otworzy... Pożałują.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro