Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Wszedłem do pokoju i uderzyłem pięścią w stół.
- Dość tego! - warknąłem- Masz mi wyjaśnić co się dzieje!
Farabi odwróciła głowę w moją stronę i wysłała mi kpiący uśmiech.
- Zastanawiałam się ile wytrzymasz - parsknęła.
Zacisnąłem dłonie w pięści i uspokoiłem oddech z całej siły powstrzymując się, żeby jej nie rozszarpać. Można było mi zarzucić wszystko, ale nigdy nie uderzyłbym kobiety, chyba że byłbym zmuszony.
- W co ty grasz?
- Jesteś niestabilny. Nic dziwnego w sumię.
- Nie analizuj mojego stanu tylko mów co tu się dzieje - wysyczałem.
- Proszę bardzo - wzruszyła ramionami - Zgaduję, że znaleźliście ofiary Retusa. Ile ich jest?
- Zbyt wiele by liczyć - mruknąłem- Czego on chce? Kto to w ogóle jest? Czemu tych ludzi jest tak wielu?
- Teles miał czwórkę dzieci - zaczęła -Gdy dowiedział się, że po ich śmierci umrze kawałek wszechświata przeniósł je w pewne miejsce i dał im opiekuna. Zarówno dzieci jak i opiekun mieli potomków, a role pozostawały niezmienne. W ten sposób zrodziła się społeczność, w której wszyscy byli bezpieczni. Jednak sto lat temu następca opiekuna postanowił przejąć władzę nad społecznością i odkrył, że zabijając nas, zyskuje moc. Początkowo byliśmy posłuszni, ale Retus był wiecznie nienasycony i zostaliśmy zmuszeni do ucieczki. On jednak znalazł sposób by nas wytropić i owoce jego szaleństwa już widziałeś.
Mówiła tak rzeczowym, zimnym tonem, że każdego poza mną przeszedłby dreszcz. Ja jednak tylko pokiwałem głową i przysunąłem krzesło do jej łóżka.
- Mówiłaś, że jak ja umrę to drzewo też umrze. O co ci chodziło?
- Norny - westchnęła - Nasz ród jest najczystrzej krwi. Teles miał czarne włosy i szmaragdowe oczy. Poza naszą dwójką nikt w społeczności takich nie ma. Tak samo jak nikt nie posiada tak wielkiej mocy...
- Co to znaczy najczystrzej krwi? - przerwałem jej z lekką obawą.
- Teles miał czwórkę dzieci, dwójka z nich..
- Nie kończ - przerwałem jej.
Zrobiło mi się słabo, a świadomość, że należę do kazirodczego rodu sprawiła, że byłem bardzo bliski torsji.
Kobieta wybuchnęła śmiechem, a ja wysłałem jej lodowate spojrzenie.
- To tylko dziedzictwo Telesa. Nie robili tego z przyjemności, ale z obowiąsku.
- Brat z siostrą? To niemoralne i nieetyczne! Tak przez ponad milion lat?
- Owszem - ponownie wzruszyła ramionami - Jestem jedyną która przerwała linię, ale wyszło mi to na dobre. Chyba.
- Czemu przerwałaś? Laufey napewno nie był tego wart.
- Myślisz, że miałam wybór? Porwał mnie.
Przełknąłem ślinę.
Za...dużo. Za dużo.
Podniosłem się z krzesła, ale zakręciło mi się w głowie więc podtrzymałem się ściany i stawiając niepewne kroki opuściłem pomieszczenie. Mówiła to wszystko tak obojętnie jak ja i przeklinałem w duchu fakt, że tak niewiele nas różni. Nie powiedziała mi jeszcze wprawdzie o co chodziło z nornami, ale jak narazie miałem zbyt wiele do przemyślenia by się tym przejąć. Z każdym jej słowem czułem coraz większą odrazę do samego siebie i nie była już ona spowodowana byciem jednym z lodowych olbrzymów.
Za dużo informacji. O wiele za dużo.
Skierowałem się do komnaty i opadłem na łóżko. Głowa pólsowała bólem a serce biło jak szalone. Jeszcze chwilę temu wszystko było dla mnie nudne i męczące. Teraz nowe informacje rozrywały moją duszę na drobne kawałki i zatruwały umysł. Najgorsze jednak było to, że to nie był koniec, że musiałem dowiedzieć się więcej, mimo że wszystko w moim ciele krzyczało żebym tego nie robił.
Potrzebowałem zapomnieć, choć na chwilę oczyścić umysł, bo nigdy w życiu nie opanowało mnie tyle emocji na raz. Skuliłem się i przyciągnąłem do siebię poduszkę.
Zaśnij! Zaśnij! Zaśnij! -powtarzałem w kółko tak długo dopuki waktycznie nie zmorzył mnie sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro