Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Siedziałem w komnacie przerzucając kartki książki, ale nie mogłem skupić się na treści. Kawałek dalej na podłodze leżał Jormi pożerając swoją dzisiejszą porcję myszy i krakersów. Rany jak ten gad uwielbia to ludzkie świństwo!
W pewnej chwili dobiegł do mnie dźwięk rytmicznych uderzeń i chcąc nie chcąc, odłożyłem książkę i otworzyłem drzwi.
- Mamy problem - powiedziała Val od razu.
- Mów jaśniej.
- Ten człowiek co zmarł na placu...on...
- Co z nim?
- Nie umiem tego opisać. Po prostu choć. 
Zdziwiłem się, ale poszedłem za dziewczyną do pomieszczenia, w którym tymczasowo leżały zwłoki nieznajomego.
Gdy tylko weszliśmy od razu zrozumiałem o co chodziło wojowniczce. Całe pomieszczenie było całkowicie wyprane z kolorów, a wokół mężczyzny wyrosły czarne korzenie, który zdawały się być połączone z jego równie czarnymi żyłami okalającymi całe ciało.
Zaniemówiłem, a każdy kto mnie zna doskonale wie, że nie zdarza mi się to często.
- Wyjaśnisz to logicznie? - spytał mnie Thor, który stał obok zwłok wraz z Sif i Sigyn.
- Chciałbym - wychrypiałem- ale nic nie rozumiem.
- To tak jak my - westchnęła Sif gładząc się po brzuchu.
Dziewczyna była w czwartym miesiącu ciąży. Gdy tylko Thor dowiedział się o dziecku natychmiast ogłosił zaręczyny, a tydzień później byli już małżeństwem. Ta sytuacja dowodzi więc jak wiele potrzeba wysiłku, żeby nakłonić mojego brata do zobowiązania się wobec kogokolwiek.
- Może Farabi będzie coś wiedzieć?
- Już ją pytaliśmy - mruknął gromowładny - Milczy jak zaklęta.
- Ja z nią pomówię - mruknąłem kierując się spowrotem do wyjścia.
- Poczekaj! - Lin chwyciła mnie za rękę, a ja spojrzałem na nią pytająco - Musisz coś wiedzieć - wymamrotała.
Nagle wszyscy w pomieszczeniu zdawali się być niesamowicie zainteresowani swoim obuwiem.
- O co znów chodzi? - przewróciłem oczami.
- Ten ślad na policzku, który miała...on zniknął.

***
2 godziny temu uzdrowicielki skończyły robić badania stwierdzając, że poza wyczerpaniem Farabi była całkowicie zdrowa. Miło. Ja to stwierdziłem już poprzedniego dnia, ale mniejsza z tym. Podszedłem do rodzicielki i usiadłem na brzegu łóżka.
- Jak się czujesz? - spytałem krzywiąc się nieznacznie po usłyszeniu troski we własnym głosie.
- Jest lepiej - odpowiedziała - ale to nie to cię do mnie sprowadza.
- To prawda.
- Mów zatem.
- Co z tym śladem co miałaś na policzku?
Przewróciła oczami.
- Szybko się goję - odparła.
- Uhm.
- Coś jeszcze? 
- Ktoś o urodzie przypominającej moją zjawił się w królestwie i zmarł.
Kobieta rozchyliła lekko usta.
- Mówił coś? - wychrypiała.
- Możliwe.
- Co?
Rozejrzałem się dookoła, a czarnowłosa zmarszczyła brwi.
- Nie chcesz mi powiedzieć- domyśliła się.
- Najpierw zadam ci pytanie. Czemu jego zwłoki...- urwałem nie wiedząc jak opisać stan w którym było pomieszczenie.
- Wyprały świat z kolorów i obrosły czarnymi korzeniami?
- Uhm - mruknęłam zły, że potrafiła ująć to w słowa.
- To dar, albo klątwa, jak kto woli, od Telesa.
Uniosłem brwi.
- Chyba nie rozumiem.
- Teles rzucił czar, który połączył ze sobą 9 światów, ale również połączył jego z wszechświatem. Gdy umiera jeden potomek, umiera skrawek wszechświata.
- Tak na dobre?
- Jeśli nikt tego nie naprawi to tak.
- A jak to naprawić?
Fara uśmiechnęła się pod nosem.
- Wystarczy, że inny jego potomek dotknie ciała zmarłego.
- I już?
- I już. Przekazuje w ten sposób cząstkę swojej energii światu.
- Czyli ją oddaje?
- Tak i nie.
- Nie lubię szyfrów- przewróciłem oczami.
- Wszechświat się rozwija, tak jak i my. Przekazana cząstka rusza w obieg wokół materii i rośnie. Potem dzieli się na pół i ta połowa wraca do nas. Nic nie tracimy.
- Hmm.
Dobra...? 
- Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Tego jest zbyt wiele - westchnąłem.
- Obiecałam ci wyjaśnienia więc pytaj.
- Jak ja umrę to też tak skończę?
Kobieta zagryzła dolną wargę i odwróciła wzrok.
- Nie - odparła.
- Jak to?
- Jak ty umrzesz, drzewo też umrze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro