Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

- Jak tam prace nad Bifrostem? - spytał.
- Jutro powinniśmy skończyć- zapowiedział Heimdall.
- Jak to możliwe? - spytałem.
- Od ostatniego zniszczenia - spojrzał na mnie znacząco- wypracowałem techniki jak szybciej go naprawiać, a nawet jak zbudować od podstaw.
- Dalej nie rozumiem co chcesz przez to osiągnąć- zwróciłem się do brata.
- Jestem królem Asgardu, ale i wszystkich 9-ciu królestw. Muszę nad nimi czuwać, a bez Bifrosta nie jest to łatwe.
- Dobra jak chcesz - odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę pałacu, ale Thor mnie zatrzymał.
- Znowu zamierzasz czytać tą samą książkę? - spytał.
Odwróciłem się gwałtownie i spojrzałem na brata.
- Myślisz, że nie zauważyłem? Zamykasz się w komnacie, by ją przeglądać, podczas gdy znasz ją już pewnie na pamięć.
- Nie wiem o czym mówisz- skłamałem.
- Ja też za nią tęsknię, ale trzeba żyć dalej Loki.
- Dalej nie wiem o czym mówisz- zacisnąłem pięści, żeby nie wybuchnąć i odszedłem.
Nie sięgnąłem tym razem po książkę, ale leżałem na łóżku i patrzyłem się na nią. Niestety Thor miał rację. Chociaż mocno się starałem to nie potrafiłem tak po prostu żyć dalej. Ostatnie wydarzenia związane z Helą i z Ragnarokiem odciągały mnie od tęsknoty za matką, ale to nie mogło trwać wiecznie. Mój brat nie mógł tego zrozumieć. Zawsze był bliżej z Odynem niż z nią, a nawet śmierć ojca nie ruszyła go tak, jak mnie śmierć Friggi.
- Mogę wejść? - spytał Thor stając w progu.
- Nie ważne co powiem i tak wejdziesz - mruknąłem.
Nie pomyliłem się. Wszedł do pokoju i rozsiadł się wygodnie na krześle.
- To co powiedziałem...
- Zapomnijmy o tym - przerwałem mu.
- Czyli nie chcesz rozmawiać- podsumował.
- Dalej twierdzę, że szczere rozmowy, w naszej rodzinie nie wychodzą nikomu na dobre.
- Ale czasem są konieczne.
- Nie tym razem.
- Jak chcesz- podniósł się z krzesła, spojrzał na mnie jeszcze raz i wyszedł.
Odczekałem chwilę i również wyszedłem, kierując się do ogrodów. Było ciepłe popołudnie, ale słońce co chwilę to chowało się za chmurami, to znów wyłaniało. Usiadłem w centralnej części ogrodów i spojrzałem na pomnik Friggi, który ustawiono tam na jej cześć. Kamień mienił się w słońcu, a kwiaty w okół dopełniały wrażenia świętości. Spojrzałem na pomnik krytycznym okiem.
- Powinien być większy- stwierdziłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro