Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Thor otworzył oczy gdy poczuł dziwne ciepło, które wypełniało jego ciało niesamowitą energią. Próbował się podnieść, ale ścierpł. W końcu jednak się udało. Usiadł i rozejrzał się dookoła. Ściany były popękane i w niektórych miejscach walał się gruz. Nie mógł przypomnieć sobie nic co się działo po zniknięciu Lokiego, ale czuł dziwny niepokój. Na chwiejnych nogach i opierając się o ścianę wydostał się z pomieszczenia. Zobaczył kilku słóżących leżących na ziemi albo siedzących pod ścianą i wyglądających jakby również próbowali sobie przypomnieć co się wydarzyło.
- Panie? - odezwał się jeden ze słóg- Ty...ty  nie śpisz.  
- A powinienem?
- Nie tylko...zapadłeś w letarg i...więcej nie pamiętam.
- To jesteśmy dwaj.
Gromowładny doczołgał się do wyjścia i do tęczowego mostu. Na jego końcu zobaczył leżącego Heimdalla. Podbiegł do niego, przykląkł i potrząsnął przyjacielem.
- Heimdallu wszystko wporządku?
- Thor? - wychrypiał strażnik podnosząc się do pozycji siedzącej - Miło widzieć cię wśród żywych. Już traciliśmy nadzieję.
- Co się stało?
- Zapadłeś w letarg, roślina dotarła do Asgardu i zaczęła zabijać. Loki wyruszył, by ją zniszczyć.
- Dokąd? Muszę się tam natychmiast znaleźć.
- To raczej nie będzie możli...Chwila.
Mężczyzna podniósł się niepewnie i podszedł do okna.
- Loki otworzył przejście - powiedział - Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale to zrobił. Jego energia jest we wszystkich światach.
- To niemożliwe. On nie ma takiej mocy!
- Najwyraźniej ma. Ciesz się panie, że był po naszej stronie.
- J..jak to był? - wychrypiał blądyn.
- Nie czuję jego ducha.

***
Sigyn otworzyła oczy i podniosła się do siadu. Rozejrzała się dookoła, aż jej wzrok nie zatrzymał się na leżącej niedaleko skulonej, ale nieruchomej postaci. Poderwała się z miejsca omal nie przewracając i pobiegła do przyjaciela. Był zimny, nie oddychał, a jego serce już dawno przestało bić. Położyła sobie jego głowę na kolanach, głaskała go po głowie i płakała. Nie wiedziała jak długo tak siedziała, ale w pewnej chwili poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Uniosła wzrok i zobaczyła Thora. Wtuliła się w niego i siedzieli tak opłakując księcia, aż nie poczuli czyjejś obecności.
- Tli się w nim jeszcze życie - powiedziała nieznajoma.
- Jego serce nie bije - załkała Lin.
- Ale drobinki złocistej mocy dalej są w jego ciele. Mogę spróbować go ożywić za ich pomocą.
- Kim jesteś? - spytał Thor.
- Kimś kto ma moc. Dużą moc. Może nie tak wielką jak on,  ale dostatecznie dużą. Pozwolicie?
Spojrzeli po sobie i skinęli głowami.
Kobieta podeszła do zielonookiego i położyła mu dłonie na czole. Thor i Sigyn przyglądali się jej w milczeniu, ale oboje mieli wrażenie, że skądś znają czarnowłosą. Spod palców kobiety wypłynęło złote światło wnikając pod skurę Lokiego. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo i oboje stracili już nadzieję gdy zobaczyli jak klatka piersiowa maga nieznacznie się unosi. Kobieta wstała, a przyjaciele uklękli przy nim płacząc ze szczęścia.
- Odchodzisz? - spytała białowłosa widząc jak nieznajoma się odwraca.
- Nie obudzi się prędko, ale lepiej żeby mnie wtedy już nie było.
- Nie rozumiem. Ocaliłaś go! 
- Nie powinnam była.
- Powiec chociaż kim jesteś. Chcę wiedzieć komu tak wiele zawdzięczam.
Czarnowłosa westchnęła.
- Nie powinnam.
- Proszę.
- Jestem Fara, bogini księżyca i...
- I kto? Wydajesz się znajoma, ale...- spojrzała jeszcze raz na Lokiego i spowrotem na kobietę.
Przez chwilę tylko patrzyły na siebię. Oczy kobiety wypełniał smutek, tęsknota i poczucie winy.
- Ty...- wychrypiała Lin - Ty jesteś jego matką.
Kobieta potwierdziła skinieniem i rozpłynęła się w powietrzu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro