Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Wyszliśmy z jaskini i przez dłuższą chwilę nic się nie działo co bardzo mnie zaniepokoiło. W tym lesie jeśli tak długo nic się nie dzieje to znaczy, że będzie naprawdę źle. Sigyn wodziła nerwowo wzrokiem dookoła i co jakiś czas przystawała nasłuchując. Było ciemno, oboje szliśmy po omacku i byliśmy strasznie zmęczeni, ale odpoczynek był najgorszą rzeczą jaką mogliśmy zrobić. Czułem się bezbronny, ponieważ przed wejściem kazałem zostawić wszelką broń w statku. Lin była mocno zaskoczona, ale ja miałem swoje powody. Nigdy nie rozstawałem się ze sztyletami, ale gdy ostatnio się tutaj znalazłem wykorzystano je przeciw mnie. Ciężko jest wymazać z pamięci latające ostrza, które próbują przeciąć cię na pół. W pewnej chwili usłyszeliśmy ryk i natychmiast ziemia pod naszymi stopami zniknęła. Poczeliśmy spadać w dół obijając się przy tym o ostre skały klifu, którego wcześniej tam nie było. Zupełnie jakby las teleportował nas w jednej sekundzie w zupełnie inne miejsce. Widziałem już ziemię i czułem,  że jeśli zaraz czegoś nie zrobię uderzenie zrobi z nas krwawą miazgę. Skupiłem się więc i mocą spowolniłem nas na tyle, żebyśmy nie zginęli. Uderzenie mimo to, było bardzo silne. Zamroczyło mnie i mimo że za wszelką cenę starałem się pozostać świadom mój umysł coraz bardziej odpływał, aż w końcu powitała mnie ciemność.

***
Powoli zacząłem rozróżniać poszczególne dźwięki co nie było niczym dobrym. Słyszałem zgrzyt i stukot żelaznych narzędzi. Gdy otworzyłem oczy w obawie, że za chwilę coś rozetnie mnie na pół od razu zapragnąłem ponownie je zamknąć. Wszędzie wokół były piły, sztylety, katany i żelazne miecze, które siekły, cięły i wydawały przeraźliwe odgłosy. Dzieliły mnie od nich centymetry.
- Loki? - usłyszałem cichy szept Sigyn.
- To ty jeszcze żyjesz?
- Owszem. Dzięki za troskę - prychnęła.
- Jak się tu znaleźliśmy?
- Nie mam pojęcia! Otworzyłam oczy i już tu byłam. Możesz wstać?
- Gdyby tuż przy mojej twarzy nie kręciły się dwie żelazne piły już dawno by mnie tu nie było - mruknąłem.
- Nie możemy tak po prostu leżeć i czekać na cud.
- Jak się ruszymy to zostanie z nas krwawa papka!
- To coś wymyśl na brodę Odyna!
- Czemu ja? - jęknąłem.
- Bo jesteś Loki, król Asgardu, najpotężniejszy z magów, mistrz iluzji i geniusz intryg. Na brodę Odyna! Jeśli ktoś ma nas wyciągnąć z tego bagna to tylko ty.
- Schlebiasz mi, ale to nie takie proste.
- Już raz nas ocaliłeś. Zrób to znów.
- Czy ty proponujesz, żebym użył którejś z mocy?
- Nie którejś. Szmaragdowej.
- Chyba zwariowałaś. Nie panuje nad żadną, a nad tą w szczególności. Pozabijam nas!
- Jeśli czegoś nie zrobisz i tak zginiemy!
Milczałem. Nie chciałem umierać. Tyle razy ocierałem się o śmierć, ale tak naprawdę nigdy nie byłem na nią gotów. Zawsze jakoś udawało mi się ją oszukać. To czego chciała Lin, to żebym użył mocy, która może nas zabić i zaufać, że jakimś cudem nas uratuje, mimo że szanse na to wynosiły niespełna 6%. To szaleństwo!
- Nie chcę umrzeć - wychrypiałem.
- A myślisz, że ja tego chcę? Ufam, że dasz radę.
- Ty naprawdę zwariowałaś!
- Słuchaj. Też się boję, ale to nasza jedyna szansa. Musisz to zrobić.
Westchnąłem.
- Nienawidzę jak masz rację.
- Wiem.
Skoncentrowałem się, na ile było to możliwe przy tym przeraźliwym hałasie i sięgnąłem w głąb. Przed oczami miałem same czarne scenariusze. Że używam nie tej mocy i giniemy, że używam właściwej, ale i tak giniemy...Za każdym razem na końcu była śmierć. Nagle niewiadomo skąd w mojej głowie pojawiło się wspomnienie matki. Jej uśmiech, piękne oczy i głos, który mówił: Jestem z ciebie dumna. Poczułem jak wzbiera się we mnie energia, powoli wypełnia mnie od wewnątrz, by za chwilę wypłynąć na zewnątrz pochłaniając wszystko oślepiającym blaskiem. Zielona energia uaktywniła się i... 

Polsat 😚
    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro