Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

- Długo jeszcze? - jęknęła- Nie widzę w tym sensu.
Westchnąłem.
- A ja nie rozumiem czemu nażekarz.
- Bo to ciężkie.
Spojrzałem w dół. Siedziałem na kawałku ziemi, który Lin unosiła swoją mocą.
- To nie powinno ci sprawiać trudności- mruknąłem bardziej do siebię niż do białowłosej - Chyba, że...- olśniło mnie.
Zeskoczyłem na ziemię i poleciłem dziewczynie by zakończyła ćwiczenie. Sigyn wykonała rozkaz i opadła zmęczona na ziemię.
- Władza nad ziemią to twoja moc naturalna i nie powinna być trudna, bo jest częścią ciebie.
- Mówi ten co nad własną nie panuje - prychnęła.
- To co innego - mruknąłem- Szmaragdowa moc nie jest żywiołem i to ona nade mną panuje. Moc ognia opanowałem w pół roku...no...tak jakby. Chcę przez to powiedzieć, że żywioły można łatwo opanować.
- To czemu ja nad nią nie panuję?
- Coś cię blokuje, a ja chyba wiem co.
- Co?
- Co się stało tego dnia na Midgardzie? - spytałem.
Wojowniczka milczała.
- Ta ulica w ruinie...to była twoja sprawka, prawda?
- Nie wiem co to ma do rzeczy - mruknęła.
- Dużo.
Usiadłem obok niej.
- Co się wydarzyło?
- Przecież widziałeś- nie patrzyła mi w oczy.
- Ujmę to inaczej. Co oprócz obrucenia ulicy w ruinę się tam stało?
- Nic.
- Kłamiesz. Jestem bogiem kłamstw. Mnie nie oszukasz.
- Nie chcę o tym mówić.
- A chcesz nad tym panować?
- Chcę.
- W takim razem będziesz musiała, bo strach przed tym co się stało blokuje twoją moc.
Białowłosa westchnęła.
- No dobrze - odparła zrezygnowana.

***
- Dziękuję ci Bethany, że pozwoliłaś mi u siebie zamieszkać - powiedziała białowłosa.
- To nic takiego - dziewczyna machnęła ręką z lekceważeniem - To ciekawe mieszkać z Asgardianką.
- Asówką - poprawiła ją - Większość mówi Asówką.
- Rozumiem, ale dalej mi nie powiedziałaś dlaczego opuściłaś Asgard. Z tego co wiem od mojej przyjaciółki Jane, to przepiękne miejsce.
- Owszem jest piękne- przyznała - ale...
- Ale co?
- Mój chłopak...Pokłuciłyśmy się.
- Nie sądzisz, że to raczej kiepski powód?
- Nie wiem. Może i masz rację, ale potrzebowałam wszystko sobie przemyśleć.
- A ten twój chłopak to...?
- Lepiej będzie jak się nie dowiesz.
- Czemu?
- Zaufaj mi.
- No dobrze - Bethany się zaśmiała - Kiedy indziej to z ciebie wyciągnę. Chcesz kawy?
- Czego?
Midgardianka znowu się zaśmiała.
- Przyniosę i zobaczysz.
Wstała z fotela i ruszyła do kuchni. Sigyn wyjrzała przez okno, ale w pewnej  chwili dziwnie się poczuła. Z jej oczu zaczęło wydobywać się dziwne światło, a ziemia pod jej stopami zaczęła się trząść. Wojowniczka krzyknęła i poderwała się z miejsca przerażona. Do pokoju wbiegła Beth również wystraszona nie na żarty.
- Sigyn co się dzie...? - urwała widząc współlokatorkę ze świecącymi na biało oczami.
Dach zaczął się sypać, a jeden większy fragment spadł na dziewczynę przygniatając ją.
- Beth! - krzyknęła białowłosa podbiegając do niej, ale wiedziała, że nic nie wskura.
Z midgardianki uciekało życie. W końcu dach i ściany całkowicie się zawaliły pogrzebując pod sobą Bethany, a Lin opadła na kolana. Łzy płynęły nieprzerwanie. Nie wiedziała ile tak klęczała pochłonięta bez reszty przez rozpacz i przerażona. Później pojawił się Loki.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro