Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3


4 dni później
Sorrento, Włochy
Pov. Liliana

      Wchodząc do parku tak jak zawsze zaczęłam szukać wzrokiem swojej matki. Rzadko kiedy była punktualnie, zawsze się spóźniała. Jednak dzisiaj to ona mogła być pierwsza, nie udało mi się wyrobić za bardzo z czasem i paroma rzeczami jakie miałam do ogarnięcia i niestety miałam dwudziestominutowe spóźnienie.

     Ujrzałam kobietę, która przyglądała się jednej z fontann. Była zauroczona tym widokiem, całkowicie tym pochłonięta i nie zwracała uwagi na biegające i wrzeszczące dzieci dookoła. Tak patrząc na nią z boku nigdy bym nie pomyślała że ta kobieta mogła być zdolna do tych wszystkich przewinień jakie miała na swoim koncie.

     Podeszłam do niej powoli nie tracąc jej z oczu. Przez ostatnie dni próbowałam ułożyć sobie w głowie rozmowę jaką muszę z nią przeprowadzić, ale nie umiałam. Dalej nie wiem jak zacząć temat czy jak jej to oznajmić. Nie znam jej też na tyle by wiedzieć jaka będzie jej reakcja i czy czegoś nie knuje i dlaczego jestem jej potrzebna w Stanach.

-Cześć Liliana. Już zaczynałam myśleć że chcesz wystawić swoją starą matkę albo że twój ojciec nie chcę cię wypuścić z domu byśmy się mogli spotkać.

      Nawet się w moim kierunku nie spojrzała a wiedziała że podeszłam. Było to dla mnie dziwne. Mój ojciec zajmuje się czym zajmuje a nie rozpoznawał aż tak dobrze ludzi jak ona mnie w tym momencie.

- Podjęłaś już decyzję?  Przepraszam że tak prosto z marszu ale spieszę się bo mam samolot za dwie godziny a do Neapolu jest trochę drogi.

- Przemyślałam wszystko. To trochę dla mnie za szybko. Na prawdę cieszę się że chcesz mi pokazać swoje codzienne życie ale muszę odmówić. Jednak myślę że na przerwę świąteczną mogę się odwiedzić.

- Twój ojciec maczał w tym palce tak!? Dlatego nie chcesz lecieć. Cholerny William nigdy mnie nie trawił i uniemożliwiał nam widywanie!

- To wcale nie tak. Ciszę się że cię poznałam i mogłam spotykać tak często jak na to mogliśmy sobie pozwolić. Ale tyle lat cię przy mnie nie było a teraz propozycja wylotu na dwa miesiące. To po prostu za szybko. Mam tutaj przyjaciół i rodzinę i mam z nimi wszystkimi plany.

- Głupie bachory są dla ciebie ważniejsze niż własna matka!?

- Wszyscy jesteście ważni tylko z nimi miałam wcześniej umówiony wyjazd na obóz. To jest dla mnie ważne bo co roku jeździmy i nie chce tego przegapić. A ty mamo kiedyś też się nie popisałaś chęcią spędzania ze mną czasu a mi wypominasz że mam swoje życie i nie chce rezygnować z tego!?

- Rodzina powinna być dla ciebie najważniejsza nie ważne jaka ona jest! Skończysz szkole i pójdziesz do pracy to zobaczysz że przyjaciele to tylko strata czasu bo są ważniejsze rzeczy! A teraz ważniejsze powinno być spędzenie czasu z matką niż oni!

- A co to za matka która zostawiła mnie dla innego faceta!? Gdybyś chciała to byś nigdy nie zerwała kontaktu i przy każdej możliwej okazji zabiegać o spotkanie! Zawsze jak tata dzwonił do ciebie i się kontaktował zawsze mówiłaś że nie masz dziecka a teraz nagle chcesz się z córką poznawać i integrować!?

- Hamuj się ze słowami. Może i kiedyś taką byłam ale żałuję i chce to naprawić. Musisz mi tylko dać na to szanse.

- Masz szansę, zawsze jak będziesz mogła to będziemy się spotykać ale dłuższych odwiedzin i pobytów nie biorę na razie pod uwagę. A teraz przepraszam ale chcę wrócić do domu.

      Spojrzałam się ostatni raz na tę kobietę. Nie wiedziałam jak się przy niej teraz zachować. Nigdy taka nie była względem mnie w tym ostatnim czasie. Może na prawdę chciała mi założyć klapki na oczy pokazując jaką chce być dla mnie wspaniałą mamą żebym nie zauważyła jej prawdziwej twarzy?

      Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę głównego wejścia z parku. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam taty numer. Zaraz po skończonym spotkaniu miałam do niego zadzwonić by podjechał pod samą bramę i mnie zabrać. Nie stał on daleko samochodem i mogłabym się sama przejść ale włączył mu się tryb nadopiekuńczego rodzica.

- Co tam skarbie?

-  Już idę w stronę bramy możesz podjechać.

      Miałam się rozłączyć ale za mną usłyszałam że ktoś biegnie. Odwróciłam się a tam było trzech mężczyzn biegnących prosto na mnie. Schowałam telefon do kieszeni i zaczęłam biec w stronę auta taty które już widziałam. Miałam niecałe pięćdziesiąt metrów do celu. Widziałam że ojciec wysiadł z samochodu musiał zauważyć co się dzieje bo kierował się w moją stronę.

       Mężczyzna przede mną zobaczył że tamci zbliżają się do mnie coraz bliżej. Wyciągnął swój pistolet i zastrzelił dwóch z trzech. Przerażona i pod wpływem adrenaliny miałam wrażenie że zaczęłam biec jeszcze szybciej. Jednak facet i tak mnie złapał.

- Teraz też będziesz strzelać? Pamiętaj że pierwsza jest twoja córka możesz jej zrobić krzywdę.

      Facet trzymał mnie jedną ręką za szyję a drugą przykładał pistolet do głowy.  Na szczęście nie pomyślał o tym że moje ręce są wolne bo ich nie unieruchomił. 

- Zostaw ją a puszczę cię wolno.

- Głupi nie jestem. I tak mnie zabijesz to że ją puszczę nie da mi gwarancji.

      Jednak jesteś głupcem. Wzięłam lewą ręką zamach i uderzyłam go w miejsce gdzie znajduje się wątroba. Było to na tyle skuteczne że napastnik odskoczył idę mnie. Kolejny cios wymierzyłam w jego podbrzusze a on zgiął się z bólu. W tym czasie ojciec podszedł do niego i związał mężczyznę. I zaczął coś do niego mówić.

      Nie rozumiałam żadnego jego słowa. Przed oczami zaczęły mi się pojawiać dziwne plamki co uniemożliwiło mi za bardzo widzenie. Moje ciało stało się wiotkie a ja poleciałam na kostkę.


***


Pov. William

       Zadzwoniłem do nich ludzi. Mieli się zaraz tu zjawić żeby zebrać tego skurwysyna. Musimy go przesłuchać żeby się dowiedzieć co planuje moja byłą żona i czy aby na pewno moje domysły są prawdziwe że to ona jest temu winna. Niestety nigdzie jej nie było w karku.

      Liliana straciła przytomności karetka zabrała ją do zaufanego nam szpitala. Pracuje tam mój brat i zawsze to on leczył moich ludzi i trzyma to wszystko w tajemnicy. Był naszym medykiem. Nigdy nas nie zawiódł pod względem umiejętności oraz poufności.

      Siedziałem na krzesełkach które były postawione przed salą w której znajdowała się moja córka. Cholernie się denerwowałem bo żaden lekarz jeszcze nie wyszedł żeby poinformować mnie o stanie zdrowia mojej córki. Bałem się i to cholernie.

      Na domiar złego Eliza przepadła. Nigdzie w mieście i okolicach jej nie ma. Nikt jej nie widział ani nie słyszał o niej. Tak jakby się do kurwy nędzy zapadła pod ziemię. Z tego chuja, co ośmielił się grozić mojej córce, nie udało się nic wyciągnąć. Kilka godzin tortur i nic. Wiele takich typów już dawno wymiękało i śpiewali wszystko a on ani słowem się nie odezwał.

- Czy mam przyjemność z Panem Williamem Abel?

      Z zamyślenia wyrwał mnie głos mężczyzny. Szybko podniosłem wzrok na niego. Byk to lekarz, który badał Lilianę. W końcu pokwapił się tu przyjść.

- Tak to ja. Proszę mi powiedzieć co z moją córką.

- Jest w dobrym stanie. Omdlenie wynikło z emocji. Dobrze wiemy co się stało i mocno musiało to wpłynąć na pana córkę. Nie mamy żadnych złamań czy innych urazów. Jednak poprzez upadek dziewczyna uderzyła w kostkę chodnikową co spowodowało lekkie wstrząśnięcie mózgu. Nie jest to nic poważnego lecz muszę zostawić ją dobę na obserwacji w razie wystąpienia niepożądanych komplikacji. Teraz jest z nią pielęgniarka która ma podłączyć jej kroplówkę ze środkami przeciwbólowymi ponieważ Liliana skarżyła się na ból lewej ręki. Na prześwietleniu nic nie widać więc musiało dojść do stłuczenia. To już wszystko z mojej strony. W razie jakby coś się działo lub by miał pan pytania proszę udać się do pokoju pielęgniarek lub do mojego gabinetu. Dowodzenia.

     Lekarz odszedł a ja postanowiłeś w końcu wejść do sali o zobaczyć moją córkę. Niby minęło od tego zdarzenia z cztery godziny przez które jej nie widziałem ale chcę upewnić się na własne oczy ze wszystko jest już z nią w porządku.

      Tak jak mówił lekarz, pielęgniarka skończyła podłączać kroplówkę i wyszła z sali przypominając o tym gdzie możemy ją znaleźć w razie gdyby coś się działo. Spojrzałem na Lilianę. Dziewczyna leżała na dość szerokim łóżku. W porównaniu do niego wyglądała na bardzo drobną osóbkę.

- Lila skarbie jak się czujesz?

- Można powiedzieć że doskonale. Gdyby nie ten ból lewej ręki i głowy.

    Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Byla tak bardzo podobna do mnie. Nigdy nie chciała pokazać przy innych swojego bólu. Przy innych osobach udawała twardą. Jednak nie raz słyszałem płacz dochodzący z jej pokoju.

- Nie musisz tu grać wielkiej heroski która nie odczuwa bólu i innych dolegliwości.

- To moja mama jest odpowiedzialna za to co się stało, mam rację prawda?

- Tego nie jesteśmy pewni na sto procent. Eliza tak jakby zapadła się pod ziemię. Nigdzie jej nie ma. Ten facet co ich groził też nic nie mówi.

- Mama mówiła że pochodzi stąd prawda? Może zatrzymała się w jednym z domu należących do jej rodziny?

- Możesz mieć rację. Jednak wydaje mi się że to byłoby zbyt łatwe. Eliza co prawda do najmądrzejszych nie należy ale wątpię że zrobiła by coś tak oczywistego.

- Oczywistym było to że jak jej odmówię to coś zrobi i tak się stało. Podejrzewam że brała pod uwagę że nie zdecyduje się na wyjazd z nią. Dlatego przygotowała plan. Ewentualne porwanie. Przecież kiedyś już próbowała to zrobić jak miałam 6 lat a ty nie chciałeś by zabrała mnie ze sobą do Stanów jak się rozwodziliście.

       Co prawda Liliana ma dość logiczne wytłumaczenie na to wszystko. Jest bardzo mądrą dziewczyną i bardzo szybko rozumie co się dzieje wokoło niej. Ja jednak nie jestem do końca przekonany że rozszyfrowanie jej działań jest takie proste. Wyczuwałem tu jakiś haczyk.

- Mówisz logicznie kochanie ale coś mi tu nie ładuje to wszystko jest jak dla mnie zbyt proste. Tu musi być jakaś pułapka.

- Mówiłeś tato że Eliza nie należy do mądrych ludzi. Może ona z kimś współpracuje? Zawsze gdy odstawiała takie akcje to nie była sama. Więc  tym razem nie mogło być inaczej. Ona musi mieć jakiegoś wspólnika.



***


Pov. William

     Siedziałem na krześle na przeciwko mężczyzny. Przyglądałem się jego skatowanemu ciału. Pomimo wyrządzanemu mu cierpienia nie poddawał się i nie powiedział mam ani jednego przydatnego słowa. Usłyszałem za sobą otwieranie krat. Do środka wszedł mój najlepszy przyjaciel a zarazem moja prawa ręka. Za nim postarzał nasz człowiek który przytrzymywał ciężarną kobietę.

    Leonardo podszedł do niej. Zaczęła się szarpać, ale nic to nie dało. Ochroniarz zbyt mocno ją trzymał bybtw miska jakiekolwiek szanse by się mu wyrwać. Leo położył na jej policzku dłoń i starł z niego wszystkie łzy.

- Widzisz twoja kobieta płacze z twojego powodu. Gdybyś wszystko grzecznie wyśpiewał to by siedziała spokojnie w domu a tak to jest tutaj. Zaczniesz gadać czy tobie i jej się oberwie.

      Kobieta zaczęła krzyczeć. Wiem że bała się o to co ich spotka. Jednak tej kobiety nie spotka nic złego. Nie jesteśmy aż tak bezduszni by krzywdzić kobiety które nic nie zawiniły. Wypuścimy ją do domu. Dobrze zna zasady panujące w tym świecie i dobrze wie że skoro jej mąż tu jest i to w takim razie musiał konkretnie zawinić. Ma świadomość że nic nie uda jej się z tym zrobić.

- Wszystko powiem tylko nie róbcie jej krzywdy!

- Nie mogłeś tak od razu? Zaoszczędziłbyś nam dość dużo czasu. Do rzeczy kto cię wynajął?

- John Metrial miałem pracować dla jego żony.

- Imię i nazwisko

- Nie znam. Wiem tylko tyle że planowała to porwanie. Jednak szczegóły i plan ustalaliśmy z nim. Tej kobiety nigdy na oczy nie widziałem. Nie pokazuje się z nią podobno jest dość znana z przestępstw a John jako człowiek biznesu nie chce by związek z nią przekreślił jego dobre imię.

- Kim jest ten John?

- Jeden z głównych dostawców własnej roboty broni dla wojska i innych służb w całym USA. Chodzą pogłoski że sprzedaję ją też nielegalnie okolicznym mafią i nie tylko. Policja i inne instytucje nic z tym nie robią by nie stracić tak dobrego towaru.

- Czym się jeszcze zajmuje?

- Ma też trzy kasyna i jeden klub nocny. Oficjalnie są one jedne z niby najbardziej porządnych takich miejsc. W środku jednak roi się od dilerów narkomanów. Klub jest podobno tylko przykrywką dla burdelu jaki tam jest. Żadna dziewczyna nie jest tam z własnej woli. Nawet tancerki które są podobno nietykalne zostały zmuszone do tej roboty.

- Sprawdzimy czy to co mówisz jest prawdą. Powiedz mi jeszcze jaki był plan porwania?

- Mieliśmy zagonić dziewczynę w ciasne uliczki niedaleko parku tam stała podstawiona furgonetka. Gdyby się rzucała mieliśmy ją poturbować ale na tyle by żyła i została przytomna. Mieliśmy ją zawieźć do ich magazynu i po raz pierwszy mieliśmy mieć doczynienia z tą kobietą. Nie wiem czemu chciała by wszyscy zaangażowani w sprawę byli tam obecni.

- Dobra na razie daje ci spokój. Jednak cię nie wypuszczę co jest zrozumiałe. Później przyjdzie tu lekarz i cię opatrzy.

- Co będzie z moją żoną?

- Wróci do domu. Dostanie dwóch moich ludzi do ochrony. Możesz być spokojny. Jednak nie wiem czemu przejmujesz kobietą która pierdoli się na prawo i lewo z każdym.

      Mężczyzna najpierw ma spokojnie trawił słowa Leo. Potem zaczęły się krzyki i wrzaski. Daliśmy znać ludziom żeby go pilnowali, nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy. Wyszliśmy z piwnic i poszliśmy do mojego gabinetu.

- Leo idź do Matteo niech sprawdzi tego Johna Metrial. Musimy wiedzieć wszystko o nim i jego żonie. Wszystkie legalne i nielegalne działalności i to jaki ma związek z innymi mafiami. I czego do cholery chciał z tą kobietą od mojej córki. Chcę mieć to wszystko na tym biurku do jutra. Chcę wojny? To będzie ją mieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro