Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48. Wspólna kąpiel





Piątkowe popołudnie.




Pov. Ameryka



Zjadłem właśnie obiad. Dzisiejszy dzień w szkole był naprawdę podobny do wczorajszego - uczniowie żałowali Chin, wszyscy rozmawiali o jego śmierci. W poniedziałek całą klasa idziemy na pogrzeb. Czuję się dziwnie... On był ześwirowanym zboczeńcem, moim oprawcą! Sądzę jednak, iż powinienem pójść na pogrzeb. Mimo wszystko...

Stoję przed szafą i ubieram się na wyjście z Rosją. Wybrałem ciemny t-shirt, krótkie jeansowe spodenki oraz jakieś drobne dodatki typu chustka na rękę. Wezmę jeszcze plecak wraz z pieniędźmi, ponieważ zamierzamy udać się do miejscowego marketu by kupić przekąski, czy też  słodycze.


Kiedy byłem gotowy, pożegnałem się z rodzicami i opuściłem dom. Maszerowałem pewnym krokiem przed siebie, rozglądając się po okolicy. Dzisiaj jest ładna pogoda. Nie świeci słońce, niebo pokrywają ciemne kłęby chmur.
Wygląda jakby zaraz miała wybuchnąć ulewa.
Jednakże powietrze jest ciepłe, chłodny wiatr dodaje ulgi. Włączyłem w telefonie pogodę. Pisze, że za jakąś godzinę ma być burza... Raczej zdążymy pójść z Rosją do marketu. Udamy się na koniec tej miejscowości, wcześniej byłem tam tylko samochodem, na zakupach jakieś dwa tygodnie temu z mamą.

Jakiś czas później dotarłem wreszcie pod dom mojego chłopaka. Zapukałem do drzwi, a ten w błyskawicznym tempie mi otworzył, trochę tak jakby czekał aż tylko zadzwonię na dzwonek.

R: Hejka, słońce! - przytulił mnie na powitanie.

A: Cześć Ruski. Idziemy od razu do tego marketu? - zapytałem.

R: Tak, chodźmy. - odparł. : - Wezmę tylko pieniądze. - dodał, znikając w głębi domu.
Szybko wrócił, wkładając portfel do kieszeni spodni.
Russ złapał mnie za rękę, wpatrując się we mnie z uśmiechem. : - Cieszy mnie, że spędzimy razem trochę czasu... - powiedział rozmarzony.

A: Ja też. A co kupimy w sklepie? - zapytałem.

R: Kupimy wszystko czego zapragniesz. - powiedział, głaszcząc mnie po główce. Czuję się czasami jak książę, dzięki Rosji.

Szliśmy powolnie chodnikiem, w innym kierunku niż zazwyczaj. Rozejrzałem się wokół. Okolica jest pusta.
Szumiące pod wpływem wiatru drzewa nadają dziwnego, nieco mrocznego klimatu.
Nagle zza lasów rozbiegł się głośny grzmot, sygnalizujący  nadejście burzy. Mam nadzieję że zdążymy przed deszczem. Zacząłem rozmyślać nad poniedziałkiem - jak wspominałem, będzie pogrzeb Chin.







Pov. Rosja



Idę właśnie do marketu, trzymając Amerykę za rękę. Delikatnie się rumienię, gdy na niego spoglądam. Jest taki słodki i niewinny...
Tylko trochę niepokoi mnie jego milczenie.

R: Ame, wszystko dobrze? - zapytałem wreszcie.

A: Jasne, dlaczego pytasz?

R: Bo jesteś bardzo cichy. - odpowiedziałem.

A: To nic takiego, zamyśliłem się. Zastanawia mnie czy zdążymy przed burzą dojść do domu.

R: Nie przejmuj się, w razie czego zadzwonię po ojca. Przyśpieszmy kroku, a z pewnością zdążymy. - uspokoiłem chłopaka, otrzymując w zamian słodziutki, nieśmiały uśmiech.
Kontynuowaliśmy spacer, idąc nieco szybciej.



___


Po piętnastu minutach dotarliśmy pod supermarket. Idąc tu komentowaliśmy losowe osoby spacerujące ulicą. Na parkingu nie ma wielu samochodów, cieszy mnie to bo nie będzie długich kolejek do kasy.

Drzwi marketu otworzyły się przed nami automatycznie, nie zwlekając weszliśmy do środka. Ameryka powiedział krótkie "dzień dobry", ale kasjerka nie odpowiedziała. Typowe... Ludzie są bezwartościowi, ich dobre działania nigdy nie cieszą się szczerością czy dobrą wolą. Eh...
Wziąłem jeden z wolnych koszyków na zakupy.

A: Po co ci ten koszyk? - zapytał Amerykanin.

R: Hah, jak to po co? - zaśmiałem się.

A: Weźmy wózek sklepowy! Będę mógł go rozpędzać i wskakiwać do środka!

R: Ame, jesteś dziecinny... Haha... -  podszedłem do kas aby zabrać wózek. : - No dalej księżniczko. Właź do środka! - młodszy kraj posłuchał, z lekkim trudem wchodząc do wózka sklepowego. Kasjerka spojrzała na nas zmęczonym i niechętnym wzrokiem, jednak mam to w dupie. Wygląda na obojętną wobec tego, co robimy. Pchnąłem wózek  : - Na jaką alejkę idziemy najpierw? Słodycze, słone przekąski czy...

A: Słodycze! - ucieszył się piętnastolatek, chichocząc cicho. Uśmiechnąłem się i zacząłem podążać w wybranym kierunku.

R: Na jakie słodycze masz ochotę? - spytałem. Ja osobiście nie lubię słodkości. Chcę tylko sprawić przyjemność mojemu chłopakowi.

A: Hmm... - wyszedł z wózka marketowego.
Niski chłopak zaczął rozglądać się po półkach sklepowych. : - może nerdsy? - zaproponował, biorąc w dłoń pudełko miniaturowych, słodkich cukierków.

R: Jeśli je lubisz to ci kupię.

A: Nie, sam zapłacę. Mam portfel. - odłożył opakowanie na półkę. : - Chyba jednak wezmę coś innego...

Chodziłem za Amerykaninem, który nie mógł się zdecydować w wyborze słodyczy.

A: A może te słynne babeczki z czekolady, napełnione masłem orzechowym? Są przepyszne!

R: Um... Ja nie lubię łakoci. Jeżeli masz na nie chęć to kup sobie. - powiedziałem, drapiąc się po karku.

A: Oh, okej! Biorę. - włożył towar do wózka. Zaczęliśmy iść dalej. Ame szedł przede mną, jego nagłe zatrzymanie się spowodowało, że wpadłem na drobne ciałko. : - Weźmy jeszcze to! Precle w czekoladzie! - zaczął machać mi opakowaniem przed twarzą.

R: Chwila, co w czekoladzie?

A: No precle!

R: To jest wogóle jadalne? - spytałem rozbawiony.

A: Są mega dobre! Tobie też zasmakują, gwarantuję! - uśmiech sam wskoczył mi na twarz, widząc jaki rozpromieniony jest Ameryka.

R: Okej, okej. - poklepałem go lekko po główce.

A: Wezmę jeszcze to! - powiedział, podając mi jakiś batonik.

R: Kitkat o smaku zielonej herbaty i czerownej fasoli? Co do cholery, Ame? - zacząłem się śmiać.

A: Może będzie dobre.

R: Amerykańskie słodycze są dziwne...

A: Co poradzisz, taki kraj. Bierzemy?

R: A ile to wszystko kosztuje?

A: Tym się nie przejmuj, zapłacę za siebie. Podliczyłem wszystko, batonik ostatnia rzecz jaką mogę kupić.

R: Jeśli chcesz coś jeszcze to zapłacę.

A: Nie, dzięki. Mam już wszystko, czego... Potrzebuję....? - nie skończył, gdyż zaczął iść gdzieś na koniec sklepu. Westchnąłem, kierując się zaraz za nim. : - Rosja.... - oh, już wiem o co mu chodzi.

R: Niech zgadnę...

A: Kupisz mi to? Proszę, proszę, proszę! - nalegał, trzymając w ręku... Pocky? A przynajmniej taki napis widnieje na opakowaniu.

R: No dobrze, ale co to właściwie jest?

A: Słyszałeś kiedyś o pocky challenge?

R: Em, nie.

A: Super! W domu wykonamy ten challenge.

R: Na czym polega? - dopytywałem.

A: Przekonasz się. - powiedział, mocno się czerwieniąc. Ciekawe o co chodzi... Cena wynosi dwadzieścia złotych. Dziwne że aż tyle za jakieś patyki do jedzenia. : - Więc? Mogę to wziąć?

R: Jasne, Ame. - zgodziłem się, na co ten natychmiast zareagował.

A: Jejku, dziękuję, Ruski! - podskoczył, dzięki czemu był w stanie krótko cmoknąć mnie w usta.

R: Hah, nie ma za co. Weźmy jeszcze coś słonego i wracajmy, słodziaku. - objąłem nastolatka.



Stoimy właśnie przy jednej z kas. Czekamy aż kasjer skasuje wszystkie nasze zakupy, przed nami jest jedna osoba.
Poza rzeczami wybranymi przez Ame zabraliśmy jeszcze chrupki serowe. Widzę jak Ameryka patrzy na zamrażarkę z lodami, stojąca obok.

R: Chcesz loda? - zapytałem.

A: Ym... Tak, ale nie chcę żebyś ciągle płacił za mnie.

R: A przestań, chętnie ci kupię. - oznajmiłem.

A: Dziękuję...

R: Nie dziękuj. Jakiego wybierasz?

A: Hmm... Może... Wezmę popsicle!! - ucieszył się na widok swojego ulubionego rodzaju. Otworzył zamrażarkę i wyciągnął truskawkowego.
Kasjer właśnie zaczął kasować nasze zakupy. Kraj Amerykański wyciągnął swój portfel, ja uczyniłem to samo.

Zapłaciłem, po czym pomogłem chłopakowi schować zakupy do plecaka który nosił na plecach. Teraz zaczął otwierać swojego loda, ja tylko spoglądałem na chodnik ze znudzeniem. Zdążyliśmy już opuścić sklep. Nigdy nie jadłem lodów typu popsicle. Mówiąc bezpośrednio, wyglądają jak kutasy. Nie rozumiem jak można to jeść.


Chłopak wyrzucił papierek po lodzie do kosza, stojącego obok parkingu. Wyszliśmy spod supermarketu, wychodząc na ulicę. Ameryka chwycił mnie za dłoń i zaczął jeść swojego popsicle, a ja splotłem nasze palce, wyciągnąłem telefon z kieszeni by zobaczyć co się dzieje w internecie. Szliśmy tak przez chwilę, ciesząc się przyjemną ciszą.

A: Russ, wydaje mi się że nie dojdziemy do domu przed burzą... - powiedział Ameryka, wskazując palcem na mocno zachmurzone niebo. Granatowe chmury widniały nad lasem, usłyszeliśmy cichy grzmot z oddali.

R: Spokojnie, burza nie zdąży się rozpętać tak szybko. Na razie tylko grzmi. - odparłem. Spojrzałem na młodszy kraj, Ame akurat wsuwał sobie loda do ust. Kurwa, on jest  gruby, długi i czerwony, wygląda zupełnie jak mój... - w tej chwili zacząłem mocno się rumienić, przyglądając przy tym Ameryce.

A: Russ, wiesz że czuję się niezręcznie gdy obserwujesz jak jem loda?

R: Wiem~

A: Nie rozumiem na co liczysz.

R: Po prostu zwróć uwagę na kolor tego popsicle.

A: Jest czerwony, truskawkowy al... Oh. - zawstydził się. : - Jesteś zboczony. Pewnie chcesz, abym zaczął to ssać, co?

R: Czytasz mi w myślach. - odparłem, spoglądając na Ame.

A: Cóż, w porządku. - zaczął zbliżać loda do swoich ust. Uśmiechnąłem się na myśl, co zaraz zrobi. Ameryka dotknął czubek popsicle językiem, po czym nagle, zupełnie gwałtownie odgryzł całą jego połowę. Aż mnie zabolało... Zaczął się ze mnie śmiać.
: - Pff, twoja mina! Haha...

R: No ej, mnie też byś tak ugryzł?

A: Dokładnie tak! - nadal się śmiał, ponownie gryząc lód. Warknąłem tylko, odwracając wzrok. : - A chcesz liza?

R: Nie, dzięki. Nie przepadam za lodami owocowymi.

Przez następne minuty miło nam się szło, rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić u niego. Ameryka skończył jeść loda, patyczek włożył do plecaka.

Jednakże, w pewnej chwili zaczął wiać dość silny wiatr, odwróciłem się i ujrzałem za nami ogromne, bardzo ciemne kłęby chmur.
Grzmiało, również błyskało się w oddali, nad lasami.

R: Pospieszmy się jeśli nie chcemy być mokrzy...

A: Dobry pomysł. - odpowiedział Ame, idąc szybciej. Wiało coraz mocniej, widziałem jak jego włosy poruszają się we wszystkie możliwe strony. Jejku, wygląda uroczo z rozkopanymi włoskami!
Poczułem, jak spada na mnie kropla wody. Nie przejąłem się tym zbytnio, dopóki nie spadła kolejna. I jeszcze jedna... Kwestią czasu było wybuchnięcie dużej ulewy. Niebo przeszywały teraz błyskawice, a grzmoty słychać wszędzie, przez lasy które dają echo. Zaczęliśmy pędzić szybkim chodem, ciągle trzymając się za ręce.

W pewnej chwili ogarnęliśmy, że burza trwa w najlepsze.

A: Chyba musimy biec... - zauważył Ameryka.
Ja nic nie odpowiedziałem, tylko zacząłem lecieć, ciągnąc chłopaka za sobą.

Biegliśmy przez kilka minut, dopóki nie trafiliśmy pod mój dom. Pospiesznie weszliśmy do środka.

R: Huh... Wygląda na to, że zostaniemy tutaj przez jakiś czas.

A: Yeah, a przynajmniej dopóki nie skończy się burza. - gdy zdjęliśmy buty, udaliśmy się ku salonowi. Na kanapie siedział ojciec, przeglądając coś w telewizji.

ZSRR: O, cześć chłopaki!

A: Dzień dobry. - przywitał się nieśmiało Ameryka.

R: Pójdziemy do mnie, musimy przeczekać burzę... Gdy się uspokoi  wrócimy się do domu Ame. - opowiedziałem krótko ojcu o swoich planach. Wiedział, że miałem spać u Ameryki.

Zaczęliśmy wchodzić po schodach na górę, a już po chwili znaleźliśmy się w moim pokoju.

R: Mocno zmokłeś? - zapytałem.

A: Nie. Chciałbym się tylko czegoś napić. - odparł.






Pov. Ameryka


Przez następną godzinę siedzieliśmy przy komputerze, czekając aż burza dobiegnie końca. W międzyczasie moi rodzice dzwonili do mnie, chcąc wiedzieć gdzie jesteśmy. Niestety, wydawało się że zła pogoda nie zniknie tak prędko. Ciemne chmury stały w miejscu, z kolei deszcz lał się niemalże strumieniami.

R: Eh, tutaj pisze że burza i deszcz mają trwać aż do nocy... Może będziesz spał u mnie? Wiem, że mieliśmy nocować w twoim domu przez dwa dni z rzędu, ale mam pewien pomysł. Dzisiaj nocujesz tu, a jutro pójdziemy do ciebie na nockę. - zaproponował Rosja.

A: To dobry pomysł! Napiszę tylko rodzicom, że zostaję, a przyjdziemy nazajutrz.

R: Okej. Z tego co mówi pogoda, jutro będzie słoneczny dzień.

A: Wspaniale! Rozłożymy basen w moim ogrodzie! Miałem robić to z tatą i Kanadą, ale ucieszą się że rozłożymy go sami.

R: A co chciałbyś teraz robić? - spytał, rozglądając się po pokoju.

A: Mam ochotę się poprostu przytulić... - mruknąłem cicho, wtulając głowę w starszego chłopaka. Rosja przycisnął mnie do siebie bardziej, na co delikatnie się uśmiechnąłem. : - Skoro zostanę u ciebie, pożyczysz mi jakieś ciuchy?

R: Jasne! Na pewno znajdzie się coś w sam raz. Zawsze możesz spać nago~  - rzekł pociągającym tonem, puszczając mi oczko.

A: R-Russ! - zakryłem moją zawstydzoną twarz dłońmi.

R: Haha, słodki jesteś gdy się rumienisz! - nie odpowiedziałem nic na jego słowa.

Kolejne godziny były całkiem ciekawe. Zjedliśmy większość słodyczy, które zakupiliśmy w markecie. Zostały jeszcze chrupki i... Pocky.
Sam nie wiem, dlaczego chciałem je kupić.
Chyba dlatego, że Rosja na każdym kroku pokazuje jak bardzo mnie kocha; całuje, przytula, głaszcze bądź  trzyma za rękę. Ja z kolei rzadko robię te rzeczy, gdyż wstydzę się nieco... To będzie wynagrodzenie! Myślę, że polubi pomysł robienia "pocky challenge".

Obecnie skończyliśmy oglądać razem serial. Właściwie, zobaczyliśmy tylko dwa odcinki, ale to nie jest ważne. Wyjrzałem za okno. Jest już ciemno... Siedzę na kanapie, a mój chłopak mocno przytula mnie do siebie. Zauważyliśmy, że w progu salonu stoi jego ojciec.

ZSRR: Chłopaki, ja muszę gdzieś jechać. Zostaniecie sami na noc, dobrze? - zapytał, spoglądając na Rosjanina.

R: Do tego twojego faceta? - zakpił.

ZSRR: A żebyś wiedział. Nie jesteście już dziećmi, więc myślę że możecie być w nocy bez dorosłego. Wychodzę, miłej zabawy i nie szalejcie za bardzo! - pożegnał się, opuszczając dom.
Po kilku minutach usłyszeliśmy, jak z podjazdu odjeżdża samochód.

R: A więc jesteśmy sami~  - Rosja odezwał się wreszcie, zbliżając do mnie.

A: Tak, heh... Mam pewien pomysł! - powiedziałem, odchodząc od niego. Nim Russ zdążył powiedzieć cokolwiek, pobiegłem na górę w celu zabrania pocky. Gdy wróciłem, pokazałem chłopakowi pudełko.





Pov. Rosja


Ameryka przed chwilą pobiegł do mojego pokoju, zostawiając mnie samego na kanapie. Szybko wrócił, trzymając coś w ręce. Oh... To tylko te słodycze, o które mnie prosił.

R: Chcesz to zjeść? - zapytałem gdy młodszy kraj podał mi pudełko truskawkowych pocky.

A: Zrobimy pocky challenge! - oznajmił, wyraźnie się przy tym rumieniąc.

R: O co w tym chodzi?

A: Pokażę ci, reszty sam się domyślisz. - powiedział z lekkim uśmiechem. Zaczął otwierać pudełko, później rozerwał cieńką folijkę. Wyciągnął stamtąd jeden z patyczków, wkładając jego końcówkę do ust. Myślałem, że poda mi jednego, ale mocno się do mnie przybliżył, tak że jeden koniec pocky niemal dotyka moich ust.

Po chwili zrozumiałem, o co tu chodzi. Uśmiechnąłem się, ostrożnie biorąc do ust truskawkowy patyk. Jest bardzo słodki oraz ładnie pachnie, lubię to.
Ameryka zaczął wgryzać się coraz dalej, powoli zbliżając swą twarz w stronę mojej. Zacząłem robić to samo, ciesząc się przyjemnym smakiem.
Wreszcie nasze usta dzieliły centymetry, a ja nie czekając dłużej połknąłem ostatni kawałek pocky, jednocześnie łącząc się z Amerykaninem w pocałunku.

A: Mh~  - chłopak cichutko mruknął, gdy złapałem go za policzki, penetrując jego jamę ustną. Język Ameryki jest taki gładki, wilgotny i ciepły, idealny dla mnie... Podniosłem młodszy kraj, następnie układając go sobie na kolanach.
Kilka sekund później Ame oderwał się od całusa, aby zaczerpnąć trochę powietrza.

R: Kocham cię, wiesz? - powiedziałem, delikatnie muskając Amerykę w zarumieniony policzek.

A: Też cię kocham, Ruski. - zachichotał, wtulając się w mój tors. Cmoknąłem go w czubek głowy, a po chwili zacząłem obdarzać każdy milimetr jego skóry czułymi buziakami, albo liźnięciami. Chłopak śmiał się oraz rumienił za każdym razem, kiedy dotknąłem mu twarzy.

A: Haha, Rosja przestań! - młodszy śmiał się, odpychając mnie lekko.

R: Jesteś może głodny? Bo mam idealny pomysł na kolację dla nas dwojga~  - powiedziałem wreszcie. Od jakiegoś czasu chodzi mi to po głowie, chcę zrobić dla nas tak zwaną "romantyczną" kolacyjkę.

A: Jaki pomysł? - spytał Amerykanin, patrząc mi w oczy.

R: Ojciec kupił krewetki, mimo że ich nie lubi i nigdy nie je. Możemy przygotować sałatkę z krewetek, do tego lampka wina i...

A: Rosja, ja nie piję.

R: To w takim razie szklanka coli do tego. - odpowiedziałem z łagodnym uśmiechem.

A: Teraz mi pasuje! - ucieszył się.


Zeszliśmy po schodach na dół, kierując się ku kuchni. Panuje tu porządek, na całe szczęście.
Z zamrażarki wyciągnąłem opakowanie krewetek, po czym rozerwałem je a skorupiaki położyłem na talerzu, by się rozmroziły. W międzyczasie Ameryka wyciągnął deskę do krojenia oraz dwa noże, również warzywa.

R: Jadłeś już wcześniej krewetki? - zapytałem, zaczynając rozrywać sałatę na strzępy.

A: Jakieś dwa lata temu, pamiętam że bardzo mi smakowały. -  odparł młodszy chłopak, rozcinając na pół pomidorki koktajlowe.

Później zaczęliśmy ciąć rukolę, papryczkę chilli, ogórek a także fioletową cebulę, nie mam pojęcia jak nazywa się ten gatunek. Gdy wszystko było posiekane w kawałki, odłożyliśmy warzywa na bok.

R: Teraz będziemy musieli obrać krewetki. - powiedziałem, widząc że owoce morza są już rozmrożone.

A: W jaki sposób?

R: Spójrz. Najpierw musisz ją wyprostować. - tłumaczyłem, a chłopak bacznie się temu przyglądał.
: - następnie trzeba zdjąć taki jakby "pancerz", razem z ogonkiem. Teraz jest gotowe, więc wystarczy odłożyć na talerz. - skończyłem pokazywać Ameryce. Wziął jedną z krewetek, powtarzając to, co uczyniłem przed chwilą.

A: Dobrze? - spytał, pokazując zdjęty pancerzyk.

R: Tak! - powiedziałem, głaszcząc go krótko po główce. Zaczęliśmy we dwójkę obierać, dzięki czemu uwinęliśmy się z tym dość szybko.
: - Dobrze, teraz musimy je podsmażyć. Podasz mi patelnię?

A: Jasne, już daję. - uśmiechnął się, podając mi naczynie. Obserwował, jak nalewam na nie trochę oleju, a następnie rozkładam krewetki równomiernie po patelni. Parę minut później smażyły się. Razem z Ame dodaliśmy do nich różne przyprawy, dla smaku. Teraz tylko czekać, aż odpowiednio się usmażą...

Gdy wszystko nareszcie było gotowe, wyciągnąłem dwa talerze. Zacząłem starannie i ładnie układać warzywa, a następnie położyłem krewetki na wierzch. Całość oblałem sosem sojowym, oraz sokiem z cytryny. Do szklanek wrzuciłem trochę kostek lodu, zalewając colą. W czasie kiedy kończyłem sałatkę, Ame nakrył stół. Przygasiłem światło, zostawiłem tylko włączoną lampę nad stolikiem.
Na dworze jest słyszalna wichura.
Położyłem talerze i szklanki na stoliku, siadając obok Ameryki. Podałem nam widelce.

A: Wow, to wygląda smakowicie... - zachwycał się, spoglądając na sałatkę.

R: Hah, zgadzam się! Smacznego, Ame.

A: Smacznego, Russ. - odparł, nabijając jedzenie na widelec.

R: I jak? Smakuje ci? - zapytałem, gdy młodszy kraj przeżuwał jedzenie.

A: Mhm... Jest przepyszne!

Kolacja przebiegła nam bardzo miło. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i co jakiś czas karmiliśmy nawzajem. Kocham patrzeć na Amerykę gdy jest wesoły. Za każdym razem gdy powiedziałem mu coś czułego chichotał, a jego policzki pokrywał delikatny rumieniec.
Gdy skończyliśmy jeść, na szybko wrzuciłem puste talerze do zmywarki. Spojrzałem na zegar, wskazuje on godzinę 21.00. Huh, myślałem że jest późno. Poszliśmy do mojego pokoju.

A: Chyba powinienem iść już się myć. - stwierdził Amerykanin, co podsunęło mi pewną myśl.

R: Zamierzasz skorzystać z wanny, czy prysznica?

A: Hmm... Mogę w wannie?

R: Pewnie. Ręczniki wiszą na grzejniku, jeśli chodzi o ubrania do snu to pożyczę ci je.

A: Okej! To ja niedługo wracam. - powiedział, a następnie zaczął kierować się do jednej z łazienek, będącej zaraz obok mojego pokoju. Zacząłem po cichu iść za nim, gdy już miał wejść do środka, położyłem rękę na jego ramieniu, tym samym zatrzymując nastolatka.

R: Mogę iść się z tobą umyć? - zapytałem. Ameryka wyglądał na lekko zszokowanego, przez chwilę milcząc.

A: Nie wiem, czy to dobry pomysł... - mówił,  czerwieniąc się.

R: Spokojnie, chcę się tylko z tobą wykąpać, nic więcej.

A: Ale...

R: Wiesz o tym, że nie musisz się przede mną wstydzić, racja?

A: Niby tak... Boję się, że-

R: Obiecuję, nie będzie to nic o podłożu seksualnym. Kąpiel, nic więcej kochanie. - zapewniałem go, jednak ten w dalszym ciągu wyglądał na nieprzekonanego. : - Oj no prooszę~ Proszę Meri!

A: Ugh, w porządku! Ale tylko i wyłącznie kąpiel.

R: Yay! Zaraz wracam! - ucieszyłem się i pobiegłem na dół, do kuchni. Z szafki wyciągnąłem świeczki. Będzie klimacik.
Zabrałem jeszcze zapalniczkę, potem pognałem do łazienki na piętrze. Ameryka nadal stał przed drzwiami, więc schowałem świeczki za sobą.
: - Czy mógłbyś zaczekać w moim pokoju? Przygotuję dla nas super kąpiel!

A: Um, ok... Zawołaj mnie gdy będzie gotowe. - odpowiedział, zmierzając tam dokąd prosiłem.  Będąc już w łazience zbliżyłem się ku wannie i odkręciłem ciepłą wodę. Świeczki położyłem obok umywalki, a także na pojedynczych niskich szafkach. Kiedy je rozpaliłem, zawołałem Amerykę. Panuje tutaj półmrok, idealnie...
Wanna jest już pełna wody, więc wyłączyłem kranik.

Ame wszedł do pomieszczenia. Jego policzki były całe różowe od rumieńca.

A: W-wow... Romantycznie tu. - przyznał, rozglądając się po pomieszczeniu.

R: Woda jest już nalana, więc możemy wchodzić. - powiedziałem, zdejmując koszulkę.

A: Russ... - młodszy wymamrotał bez tchu. Nie chciał ściągnąć ubrań.

R: Hej, spokojnie. Odwrócę się, dobrze? - zapytałem, stając tyłem do Amerykanina.
Stanąłem spowrotem przed nim, kiedy był już nagi. Ame zakrywał się zdjętą bluzką, nie chcąc abym go zobaczył. : - Czemu się zakrywasz?

A: Nie chcę żebyś oglądał mnie bez ubrań...

R: Dlaczego? Słonko, nie masz się czego wstydzić. Na pewno wyglądasz wspaniale.

A: Umm...

R: No dalej, nie bój się. Czy ja kiedykolwiek zrobiłem ci coś złego? - powiedziałem łagodnym i spokojnym głosem. Ameryka wypuścił bluzkę z rąk, zasłaniając twarz dłońmi.
: - Jesteś piękny, Ame. Dlaczego się tak wstydzisz? Naprawdę nie masz czego... Twoje ciało jest idealne. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Zdjąłem rączki chłopaka z jego twarzy. Wyglądał na bardzo zawstydzonego, cała jego twarz była czerwona.

A: Może... Wejdziemy już do wanny?

R: Dobry pomysł. - zdjąłem szybko spodnie i bokserki, zanurzając swoje ciało w wodzie. Ame wszedł zaraz za mną, trzymając uda razem tak, by zakrywać swoją strefę intymną. Jejku, ależ on jest wstydliwy!
Ostatecznie Ameryka położył się na mnie, kładąc tył głowy na moją klatkę piersiową.
Czułem, jak moje policzki robią się gorące gdy chłopak opiera swoje delikatne, nagie ciało o moje. : - Czemu jesteś taki spięty? - zapytałem.

A: Dziwnie się czuję... - powiedział, śmiejąc się nerwowo. Zacząłem oblewać jego ramiona oraz klatkę piersiową wodą. Chwyciłem za butelkę z żelem do kąpieli, nalałem trochę substancji na moją dłoń. Zacząłem obiema rękami rozprowadzać żel po miękkiej i sprężystej skórze chłopaka.

R: A teraz jak się czujesz?

A: Myślę, że dobrze. To nawet przyjemne... - mruknął, a ja zacząłem myć jego tors wraz z ramionami.

Po kilku minutach poczułem, jak mięśnie Ame rozluźniają się, co oznacza że jest zrelaksowany.
Wreszcie skończyłem mydlić jego ciało.

R: Czy mogę umyć ci włoski? - zapytałem, dotykając fryzury.

A: Jasne, Ruski. - odpowiedział.





Pov. Ameryka


Nie mogę uwierzyć w to, że właśnie biorę kąpiel z moim chłopakiem... Nigdy wcześniej nie robiłem czegoś takiego... Rosja zrobił  "koszyczek" z dłoni, zaczął nabierać do nich wody i przenosić na moje włosy. Powtórzył czynność kilka razy, aż wreszcie moja czupryna była mokra. Starszy chłopak chwycił za butelkę szamponu i nałożył go trochę na moje włosy. Zaczął wmasowywać płyn w skórę mojej głowy, bawiąc się przy tym mokrymi kosmykami.

R: Kocham twoje włoski... Są takie miłe w dotyku... - rozmarzył się. W dalszym ciągu powoli a także ostrożnie masował moją głowę. To było naprawdę wspaniałe uczucie... Zacząłem cichutko pomrukiwać, ciesząc się dotykiem ciepłych dłoni Rosjanina.




Pov. Narrator


Obydwa kraje leżały w wannie, zadowalając się swoim towarzystem oraz miłym, romantycznym klimatem. Najpierw kolacja, a teraz wspólna kąpiel... Ameryka odwrócił się wreszcie przodem do Rosji. Młodszy  wtulił swoją twarz w zgięcie szyi starszego chłopaka.

R: Podoba ci się kąpiel? - zapytał Rosja. Położył ramiona na plecach Ameryki, delikatnie gładząc dłońmi mokrą skórę.

A: Mhm... Nawet nie wiedziałem, że będzie to takie fajne. - przyznał.

R: Cieszę się, że czujesz się dobrze. - powiedział, chwytając za policzki Amerykanina. Delikatnie musnął usta Ame, powodując że ten rumieni się w słodki sposób.

Przez kolejne piętnaście minut dwójka nastolatków siedziała w bezruchu. Woda powoli traciła ciepło. Teraz ramię Ameryki było bardzo blisko twarzy Rosji, który skorzystał z okazji i delikatnie liznął jego skórę. Ponieważ Ame nie zareagował, Rosjanin zaczął całować to miejsce.

A: Mh... Russ~ Co robisz...? - z ust Ameryki wypłynęło ciche stęknięcie, gdy jego chłopak zaczął ssać ramię.

R: Zaznaczam cię, aby każdy kto tylko się do ciebie zbliży wiedział, że jesteś mój. Wyłącznie mój. - stwierdził Rosja, zostawiając na ramieniu młodszego malinkę. Nim Ameryka odpowiedział cokolwiek, Russ mocno wgryzł się w szyję nastolatka.

A: Ouh! Rosja~! ... Wystarczy już, moi rodzice zauważą...






Pov. Ameryka




Skończyliśmy się kąpać po następnych pięciu minutach. Rosja wyciągnął dwa ręczniki, jeden podał mi a drugi owinął sobie wokół pasa.
Zacząłem się wycierać, Russ zabrał jeszcze jeden ręcznik i położył go na moich włosach. Zaczął w szybkim tempie pocierać je miękkim materiałem, by wyschły. Zaśmiałem się cicho, posyłając mu uśmiech. Kosmyki opadały mi na twarz, zasłaniając przy tym oczy, musiałem więc co chwilę je odgarniać.

A: Pójdziemy już spać? Jestem zmęczony...

R: Pewnie. Dam ci tylko jakieś ubrania w których będziesz mógł być. Chodźmy więc do mojego pokoju. - rzekł, łapiąc mnie za rękę.
: - Hmm... Co chciałbyś założyć? - spytał, gdy byliśmy już w jego pokoju.

A: Cokolwiek Ruski. - powiedziałem, przytulając się do wysokiego licealisty.

R: Myślę, że to będzie dobre. - powiedział, wyciągając z szafy bluzkę z krótkim rękawem a także spodenki.

A: Dziękuję. -  Założyłem bokserki, które nosiłem wcześniej. Muszę jutro je przebrać, jak będę w domu. Ubrałem jeszcze ciuchy pożyczone od Rosji. Tak miło pachną nim...
Położyłem się do łóżka, wąchając kołdrę.
Ona też pachnie Rosją... Ruski zgasił światło i położył się obok mnie. Przykryłem nas kołdrą.

R: Jak oceniasz dzisiejszy wieczór? - zapytał.

A: Było niesamowicie... Najpierw pyszna kolacja, później ta kąpiel... Kocham cię Rosja. Jesteś moim chłopakiem i najlepszym przyjacielem jednocześnie. Przyznaję, że jeszcze nigdy nie zaufałem komukolwiek tak bardzo, jak tobie. - wyznałem. Moje słowa to prawda. Russ jest cudowny... Pamiętam jak poraz pierwszy zobaczyłem go na korytarzu. Wyglądał na groźnego, chamskiego chłopaka. Jednak, okazał się być zupełnie inny...
To cud, że jesteśmy razem. Tacy różni, a jednak. Przeciwieństwa się przyciągają.

R: Aww, też cię kocham! Cieszę się, że mi ufasz.

A: A co będziemy robić jutro?

R: Rozłożymy u ciebie basen! Ma być straszny upał... Wieczorem będziemy mogli pójść na miasto, czy coś.

A: Zostało nam jeszcze całe opakowanie pocky. Zużyjemy je jutro? - zapytałem nieśmiało, rumieniąc się przy tym.

R: Bardzo chętnie~  - objął mnie ramieniem i owinął nogę wokół mojego biodra. Ja sam zatopiłem twarz w jego torsie. Pachnie żelem pod prysznic... Dłoń Rosji głaskała mnie po włosach.

A: Czy ty masz jakiś fetysz do moich włosów? - zaśmiałem się.

R: Obawiam się, że tak. Nigdy nie widziałem kogokolwiek o tak miękkich, puszystych włoskach jakie ty masz.

A: Miło słyszeć. Dobranoc, Rosja!

R: Kolorowych snów, Ame.



Później




Pov. Rosja

Od dobrych dwudziestu minut leżę nieruchomo, wtapiając wzrok w ciemny pokój. Słyszę, jak za oknem szaleje wichura. Całe szczęście iż jutro będzie ładna pogoda... Pewnie już dawno bym spał, gdyby nie mój słodki chłopak, wiercący się nieustannie.

R: Śpisz...? - szepnąłem.

A: Nie... Nie potrafię... A bardzo chciałbym już usnąć. - wymamrotał słabym, zmęczonym głosem. Westchnąłem, wstając z łóżka.
: - Dokąd idziesz?

R: Zaraz wracam. Pomoże ci to zapaść w sen, tylko poczekaj.

A: Okayy...?

Zacząłem ciężkim, ospałym krokiem schodzić ze schodów. Znalazłem się w kuchni, po czym otworzyłem lodówkę. Wyjąłem stamtąd mleko.
Odkręciłem nakrętkę i nalałem trochę do szklanki stojącej na blacie. Włożyłem kubek do mikrofalówki,
w tej samej chwili odkładając karton spowrotem. Odczekałem kilkanaście sekund. Wreszcie wyłączyłem mikrofalę i wziąłem szklankę mleka w dłoń. Ma idealną temperaturę, nie jest ani zbyt ciepłe, ani zimne.
Zgasiłem światło, opuszczając pomieszczenie. Wróciłem po schodach do swego pokoju. Ame siedział na łóżku.

R: Proszę, zrobiłem ci ciepłe mleczko. - powiedziałem, podając młodszemu kubek wypełniony białą cieczą.

A: Jejku, dziękuję... Nie musiałeś.

R: Musiałem, pij. Myślę że to pomoże ci w zaśnięciu. - obserwowałem, jak Ame powoli pije ciepły napój. Kiedy naczynie było puste, odłożył je na podłogę. Zgasiłem światło, wróciłem spowrotem do łóżka, aby położyć się obok niego. Delikatnie i czule pocałowałem Amerykanina w ciepłe czółko. Ponownie przytuliliśmy się do siebie.

Ameryka wreszcie zasnął.












______________________________________

To moja pierwsza książka, ale jak na razie ostatnia...

Gdy ja skończę, zrobię sobie kilka miesięcy przerwy od robienia kolejnej... Nie lubię tego, co piszę :|
Mam ostatnio dużo stresu, a wiadomości na pv typu "kiedy w końcu dodasz wyzwania z ask or dare" mi nie pomagają. Zrobię je, ale potrzebuję czasu.

Miłego dni, nocy bądź cokolwiek em-

Zbliżamy się do końca książki. Jeszcze jedno ważne wydarzenie przed nami :D Myślę że jeszcze z 5-6 rozdziałów się pojawi oof


4417 słów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro