Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42. Zakupy






Pov. Rosja

Leżę z Ameryką na kanapie już sporo czasu. Jest 20.30, Ame właśnie siedzi na mnie okrakiem, oplatając swoje nogi wokół moich bioder. Jego twarz jest zatopiona w mojej szyi.
W końcu oderwał się od mojej skóry, zacząłem patrzeć w jego błyszczące, błękitne oczy. W tym samym czasie zaczęliśmy powoli zbliżać nasze twarze. Gdy byliśmy już zaledwie centymetr od siebie, szybko złączyłem nasze wargi. Ame owinął swoje ramiona wokół mojego karku, a ja błądziłem dłońmi po jego plecach.
Cieszyłem się coraz bardziej brutalnym pocałunkiem, nawet nie zauważając, że moje ręce zmierzają coraz niżej. Gdy spoczęły na pośladkach młodszego chłopaka, Ameryka wzdrygnął się, odrywając od pocałunku.

R: Przepraszam...

A: Nic się nie stało, po prostu nikt mnie wcześniej nie dotykał... W ten sposób. - mruknął z lekkim zawstydzeniem.

R: Już nie będę, jeśli ci się to nie podoba. - oznajmiłem, kładąc dłoń na policzku Amerykanina. Ten wtulił twarz w moją rękę, mając lekki rumieniec na twarzy.

A: Dziękuję, że mnie rozumiesz. - uśmiechnął się, a następnie szybko i krótko cmoknął mnie w usta. Przyznaję, że bardzo zadowolił mnie jego czyn.



Następnego dnia



Wczorajszy wieczór był wspaniały. Niestety, około 21.00 Ameryka musiał wrócić do domu, więc odprowadziłem go. Teraz jestem szkole, trwa nieciekawa lekcja chemii, oczywiście nie słucham tego, co mówi ta baba. Nie znoszę jej, reszty klasy też.
Od samego rana obmyślam plan, co zrobić z Chinami i jak go skrzywdzić za to, co zrobił Ame. Ameryka jest najlepszą osobą jaką znam i nie pozwolę na to, by ktokolwiek go krzywdził, a ten kto już to zrobił, musi ponieść karę.

Bardzo ucieszyłem się, gdy nudna lekcja dobiegła końca. Prędko opuściłem klasę, Ame zaczyna teraz lekcje, więc udałem się do szatni.
Na razie nie zamierzam robić niczego Chinom. Muszę obmyśleć plan, ale mniejsza, nie o tym teraz. Gdy trafiłem do dobrze znanej mi części szkoły, od razu w oczy wpadł mi Ameryka. Akurat stąd wychodzi, bo już się przebrał. Zaszedłem go od tyłu.

R: Cześć, Ami!

A: Wystraszyłeś mnie, Russ! Hejka.

R: Zaczynasz lekcje dopiero teraz, prawda?

A: Mhm... Wogóle, mam do ciebie sprawę. - powiedział od razu.

R: Jaką? - zapytałem.

A: Bo widzisz... Miałem jechać dzisiaj z rodzicami do galerii, ale wypadło im coś ważnego i muszą zostać w pracy dłużej. Kazali więc Kanadzie jechać ze mną autobusem do sąsiedniej miejscowości, ale on mówi że jest już umówiony ze znajomymi i nie zna się na pobliskich miejscowościach, bo mieszkamy tu niedługo. Więc może ty zechcesz pojechać ze mną?

R: Um, jasne! - odpowiedziałem z udawanym entuzjazmem. Boże, nienawidzę zakupów! Ale w sumie, z Ameryką może być to coś ciekawego.

A: Yay, dziękuję ci! Pasuje ci zaraz po szkole?

R: W porządku. Kończę lekcje o 14.25, a ty?

A: Hej, ja tak samo! Więc jesteśmy umówieni. Gdzie jest najbliższa galeria?

R: Jest w sąsiedniej miejscowości, ale wiesz, że tu jest pełno lasów. Droga przez las ciągnie się przez 36 kilometrów na wschód, jest tam parę przystanków.

A: O, to super! - ucieszył się.

R: A tak właściwie to co takiego chcesz kupić?

A: Jakieś ubrania na wakacje. Krótkie spodenki, długie spodnie, krótki rękaw, jakaś bluza chociaż mam ich wiele, jakiś dodatek typu bransoletka i...

R: Dobra, nie wymieniaj już... - westchnąłem. : - Coś mi mówi, że to będzie długi dzień. - dodałem po chwili.

A: Jeśli nie chcesz jechać, to nie musimy.

R: Jakoś przeżyję, to jest warte twojego uśmiechu. - przyznałem, spowodowało to radość u młodszego chłopaka.

A: Dzięki, Russ! - ucieszył się, aby następnie mocno mnie przytulić. Odwzajemniłem uścisk i złapałem Amerykanina za rękę.

R: Odprowadzić cię pod salę? - zapytałem.

A: Było by miło. - odparł, posyłając mi swój słodki uśmiech. Szliśmy za rękę pod klasę chłopaka. Jego kumple spoglądali na mnie z niepokojem, to dobrze. Niech wiedzą, że jest już zajęty i nie wolno go tykać. : - Zaraz lekcje... Więc do zobaczenia!

R: Okej, pa Ame! - przytuliłem go na krótko na pożegnanie i odszedłem w swoją stronę.
Na koniec spojrzałem jeszcze na chłopaka, który opisem przypomina Chiny. Jestem niemal pewien, że to on. I pomyśleć, że wygląda tak niegroźnie, niewinnie.


Po lekcjach



Pov. Ameryka

Gdy wszystkie nudne zajęcia dobiegły końca, zatrzymałem się przed szkołą. Czekam na Rosję, bardzo się cieszę że zgodził się iść ze mną do galerii! - wyciągnąłem z kieszeni telefon, by zdzwonić do mamy, czy mogę z nim jechać.
Wybrałem numer do niej.

A: Halo? Mamo, czy mogę jechać autobusem do galerii z Rosją, zamiast z Kanadą? Bo Nada mówi, że umówił się już ze znajomymi, a poza tym Rosja mieszka tu od dziecka więc nie zgubię się z nim.

F: Dobrze. O której jedziecie?

A: Za jakąś godzinkę.

F: Okej, nie zapomnij pieniędzy i jakby coś się działo to dzwoń!

A: Mhm, dziękuję, pa! - wtedy nie czekając na odpowiedź, rozłączyłem się. Widziałem, jak Rosja wychodzi ze szkoły. Mimowolnie uśmiechnąłem się na jego widok.

R: No to co, jedziemy? - zapytał.

A: Jedźmy za godzinę, muszę coś zjeść i wziąć pieniądze.

R: No tak, nie pomyślałem... To za godzinę pod moim domem?

A: Okej.

Gdy byłem już u siebie w domu, rzuciłem plecak
do kuchni. Kanady jeszcze nie ma w domu. Pogoda jest fajna, bo nie świeci słońce, panuje zachmurzenie a jednocześnie jest ciepło i nie będzie padać. Muszę coś zjeść a także przebrać w coś lepszego, w końcu to pierwsze takie wyjście na zakupy z Rosją, teraz moim chłopakiem.

Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej naleśniki, które wczoraj wieczorem przyrządził mój brat. Nałożyłem na nie trochę dżemu i zacząłem jeść. Po spożyciu dwóch miałem dosyć i poszedłem do swojego pokoju. Z szafy wyciągnąłem białą bluzę z kapturem, na dole której jest wąski, tęczowy pasek. Do tego wybrałem sobie czarne jeansy. Na rękę naciągnąłem jeszcze kilka gumowych bransoletek. Wziąłem mój portfel i włożyłem tam pieniądze, które rodzice zostawili mi na wyjście do galerii. Bardzo dawno nie byłem na zakupach ubraniowych, cieszę się że mogę je zrobić z swoim chłopakiem. Będzie mi doradzał, co kupić!

Gdy byłem przebrany, poszedłem do łazienki. Zwilżyłem grzebień wodą i zacząłem układać sobie włosy.
Później z garderoby wyjąłem mały, błękitny plecaczek. Włożyłem tam portfel, telefon i zapasowe klucze do domu. Usiadłem sobie na kanapie i załączyłem telewizor. Mam jeszcze pół godziny.

Trzydzieści minut później przyszedł do mnie SMS od Rosji.

Od: Rosja: Hej, jesteś już gotowy? Masz wszystko?

Od: ja: Tak, już do ciebie idę. - schowałem telefon do plecaka i wyłączyłem telewizor. Szybko założyłem buty i wybiegłem z domu.
Dojście do domu Rosji nie zajęło mi wiele czasu, jak zwykle parę minut.
Zadzwoniłem na dzwonek, drzwi szybko się otworzyły.

R: O już jesteś! Musimy dojść na przystanek i jedziemy.

A: A bilety?

R: Nie jeździłeś nigdy na gapę? - zapytał rozbawiony Rosjanin.

A: Rosja! Nie i nie zamierzam. Kupujemy bilety i koniec.

R: No niech będzie. To co, ruszamy?

A: Jasne, ale musisz mnie zaprowadzić, bo dalej nie wiem gdzie jest przystanek...

R: Pokażę ci, to miasteczko jest bardzo małe i aż nie wierzę w to, że wcześniej nie widziałeś w nim przystanka autobusowego.


Piętnaście minut później jechaliśmy już autobusem. Nie było w nim prawie nikogo, więc siedzieliśmy obok siebie. Rosja ze znudzeniem wpatrywał się za okno, a ja leżałem opierając głowę na ramieniu chłopaka.
Wysiedliśmy na drugim przystanku, jednak musieliśmy teraz pojechać innym autobusem.
Mieszkanie w nadleśnej miejscowości jest trochę problematyczne, bo do galerii i innych takich miejsc jest dość daleko.

Pół godziny później byliśmy na miejscu. Upewniliśmy się, że mamy wszystko - ja plecak ze swoimi rzeczami, a Rosja portfel i telefon.
Starszy chłopak chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy zmierzać w kierunku galerii.




Pov. Rosja


Chwilę temu weszliśmy z Ameryką do galerii.
Przyznam, że nie jestem zadowolony z konieczności chodzenia po sklepach, ale jeśli sprawię w ten sposób przyjemność swojemu chłopakowi, to zrobię to. Ameryka rozglądał się za sklepami w których planuje coś kupić, idąc środkiem galerii. Na całe szczęście nie ma tu dziś wielu osób, dlatego nie będziemy tkwić w długich kolejkach do kasy czy przebieralni.

A: O, chodźmy tu! - zaproponował Amerykanin, wskazując palcem na jeden z modnych sklepów.

R: Jasne, chodźmy. - odpowiedziałem z  udawanym szczęściem.
Po wejściu do sklepu Ameryka zaczął rozglądać się za bluzkami. Kilka chwil później miał już pięć różnych t-shirtów do przymierzenia, ja je nosiłem a on wybierał kolejne. Mimo to cierpliwie czekałem aż znajdzie wszystko, czego potrzebuje.

Wreszcie zaczęliśmy kierować się do przebieralni. Niosłem dziesięć koszulek o różnych kolorach i rozmiarach a do tego dwie pary spodenek, ale dobra, to wszystko dla Ame. W końcu ten wszedł do przebieralni, złapał mnie za nadgarstek i wciągnął za sobą do środka.

R: Yy... Po co ja jestem tu potrzebny?

A: Pomożesz mi wybrać, który t-shirt wygląda na mnie lepiej. - rzekł.

R: Czyli będziesz je tu ubierał?

A: A jak myślisz, po co poszliśmy do przebieralni? - zaśmiał się. Spodobała mi się wizja Ameryki, który przebiera się przy mnie, pokazując ciało.

R: Uh, racja. Który chcesz przymierzyć jako pierwszy? - zapytałem.

A: Może... Ten? - wskazał na czarno białą bluzkę, którą trzymałem na ramieniu. Podałem mu ją, na co powiedział ciche "dzięki". Już miał zdjąć bluzę którą aktualnie na sobie nosił, jednak odezwał się
: - Um, mógłbyś nie patrzeć?

R: Czemu?

A: Wstydzę się trochę, Russ...

R: No dobrze, to nie będę patrzeć. - powiedziałem niezadowolony. Zamknąłem oczy, a gdy Ameryka zaczął się przebierać, otworzyłem je. Zarumieniłem się na widok mojego Ame bez koszulki, jak na chłopaka ma dość zaokrąglone biodra. Czułem, jak moje policzki się nagrzewają, gapiłem się na niego aż to zauważył.

A: Miałeś nie podglądać, Rosja! - burknął, patrząc na mnie skrępowanym wzrokiem.

R: Oj bez przesady, nie masz się czego wstydzić. Jesteś piękny, skarbie. - powiedziałem, puszczając mu oczko. Ha, ha i tu go mam!
Twarz Ameryki zbliżyła się kolorem do pomidora, gdy usłyszał te słowa.

A: D-dziękuję. - powiedział cichutko, rumieniąc się bardziej.

R: Nie ma za co, haha... - wtedy Amerykanin naciągnął na siebie koszulkę, którą chce kupić.

A: Myślisz, że jest dobra? A może przymierzę tą większą? - pytał, a ja nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Nie znam się na tym...

R: Wyglądasz super, myślę że nie potrzebujesz większego rozmiaru. - stwierdziłem.

A: Okej. To teraz podaj mi tą czerwoną, później niebieską.

W ten sposób spędziliśmy kolejne dziesięć minut. Ostatecznie Ameryka postanowił, że kupi tylko trzy z dziesięciu bluzek, które mierzył. Przymierzał jeszcze spodenki, jednak zdecydował się kupić inne, nie w tym sklepie. Gdy odeszliśmy od kasy,  szedł z torbą w dłoni, więc zaproponowałem mu potrzymanie jej, ale odmówił. Gimnazjalista zatrzymał się przy kolejnym sklepie.

A: O, tutaj kupię sobie jakąś bluzę! Pomożesz mi wybrać?

R: Jasne, chodźmy. - odpowiedziałem i ruszyłem za nim do sklepu. Ameryka od razu podszedł do jakiejś kolekcji kolorowych szmat i zaczął przekopywać wieszaki. Nie zwracałem na niego szczególnej uwagi, spoglądałem w telefon.
Odłożyłem komórkę do kieszeni, gdy usłyszałem:

A: Russ, która bluza jest bardziej słodka? - zapytał, unosząc obydwa wieszaki w górę.

R: Są bardzo podobne, więc ciężko mi stwierdzić. - przyznałem z zaklopotaniem, uśmiechając się nerwowo.

A: Co? Są zupełnie inne! Ta ma nadrukowane "OwO", a ta ma kotka! Nie wiem która z nich jest bardziej słodka...

R: Ty jesteś o wiele słodszy od ich obydwu. Ale myślę, że pierwsza będzie do ciebie lepiej pasować. - przyznałem.

A: A ja jednak wezmę do przymierzenia obydwie, więc chodź ze mną do przymierzalni! - powiedział z entuzjazmem, po czym zaczął ciągnąć mnie za nadgarstek.  Cicho i posłusznie podążyłem za niższym chłopakiem. Będąc już w wolnej przymierzalni, Ameryka zaczął zdejmować swoją górną część garderoby. : - Rosja, a czemu ty sobie nic nie kupujesz? Na pewno znajdziesz coś dla siebie!

R: Nie dzięki, nie potrzebuję większej ilości ciuchów, przynajmniej na razie. Ale chętnie pomogę ci w wyborze twoich rzeczy.

A: Thanks! - na jego twarzy widniał lekki rumieniec, gdy nie miał na sobie bluzki. Szybko wziął jedną z bluz i nałożył ją na siebie. : - I jak wyglądam? - zapytał, obracając się dookoła i patrząc w lustro przebieralni.

R: Bardzo ładnie, jak zawsze. - przyznałem, co uszczęśliwiło Amerykę. Kocham gdy się uśmiecha i jest wesoły, ilekroć to robi, mam coraz większą ochotę znaleźć Chiny i sprawić mu taki ból, jakiego jeszcze nie zna.

A: Myślisz że zakup tej bluzy to dobry pomysł? Jeśli jest lepsza od drugiej, to tej następnej chyba nie będę mierzył...

R: To super pomysł, nie mierz tej drugiej! Ta jest bardzo fajna. - mówiłem to, aby nie musieć czekać aż Ame przymierzy kolejną.

A: Dobra, to ją biorę! Jeszcze tylko jakieś spodenki, dodatki i będziemy mogli kończyć zakupy. No, chyba że też coś sobie kupisz.

R: Nie, ja niczego nie potrzebuję, jak mówiłem. - odpowiedziałem zrezygnowany na myśl, że Amerykanin ma do kupienia jeszcze więcej rzeczy.

W końcu opuściliśmy ten sklep, wcześniej płacąc za wybraną przez Ame bluzę.
Teraz wszedł z dwoma torbami do kolejnego, wziąłem głęboki wdech i poszedłem tam za nim. Chłopak rozglądał się za spodenkami dresowymi, szukał w damskich, jednak myślę że będą mu one pasować. Wziął trzy sztuki.
Poszedł je przymierzyć, zależało mu na tym, abym poszedł z nim. Chciał abym tym razem zaczekał przed przebieralnią. Gdy był gotowy, wyszedł i wciągnął mnie do środka.

A: Okej, możesz patrzeć! Co o tym myślisz? - otworzyłem oczy i ukazał mi się niezły widok.
Ameryka ma na sobie bardzo krótkie spodenki, odkrywają mu większą część ud. Wygląda naprawdę seksownie, ale myślę że są zbyt krótkie, nie chcę aby inni widzieli tyle ciała mojego chłopaka.

R: Wow... Wyglądasz nieziemsko... Jednak nie sądzisz, że są zbyt krótkie? Nie chcę, żeby obce osoby się na ciebie gapiły.

A: Um... Może i masz rację. To fatalny wybór... - speszył się szybko, obracając dookoła przed lustrem.
Ja tylko podziwiałem jego ciało, uśmiechając się pod nosem. Może te zakupy wcale nie są takie złe...? - pomyślałem, patrząc na krągłości nastolatka. Moje policzki płonęły żywym ogniem, a Ameryka nadal zastanawiał się nad tym, czy warto je wziąć. : - Jednak ich nie biorę. Możesz wyjść? Bo chciałbym je zdjąć.

R: Pewnie, już wychodzę. - odparłem. Najchętniej bym został, ale nalegając mogę spowodować to, że Ameryka będzie czuł się niezręcznie przy mnie. Jesteśmy razem krótko, więc to nie dziwne, że się wstydzi. Ale z czasem powinno mu przejść, już ja o to zadbam.

Po dwóch godzinach Ameryka miał  wszystko. Byliśmy łącznie w sześciu sklepach, jestem wykończony...
Niosę całe pięć toreb z zakupami, a Ame trzyma sobie jedną, w dodatku najbardziej lekką.
Ale nie jest to dla mnie żaden problem, Ameś jest moją księżniczką i sam zaproponowałem mu pomoc w noszeniu tego wszystkiego. Podczas gdy chłopak idzie zwinnym, skocznym krokiem, ja pilnuję żeby torby nie powypadały mi z rąk.
Lecz w porządku, ważne że on dobrze się bawi.

Teraz zmierzamy do zdaniem Ame, ostatniego sklepu. Chce kupić sobie jakieś wakacyjne dodatki, czy coś.

R: Hej, Ameryka... Mogę zaczekać przed sklepem?

A: Jasne, wrócę szybko. Chcę kupić tylko parę drobnostek.

R: Okej, dzięki. - ulżyło mi. W galerii są pufy na których można się rozsiąść, więc skorzystałem z wolnej, by odpocząć. Wyciągnąłem telefon i jak się okazało, jest już 17.20. Nudziłem się i surfowałem po internecie przez kolejne dziesięć minut. Ucieszyłem się, gdy Amerykanin wrócił z jeszcze jedną torbą.

A: A więc wszystko już mam!

R: O, to wspaniale. Może chciałbyś coś zjeść? Jestem już głodny, a ta galeria ma kilka knajp i niewielkich kawiarenek na pierwszym piętrze.

A: Pewnie, możemy iść. Też trochę zgłodniałem.
Chodziłeś dzisiaj ze mną przez parę godzin po sklepach, więc może postawię ci coś do
jedzenia? - zapytał. W sumie, może postawić mi coś innego... - zaśmiałem się w myślach.

R: Nie musisz, zapłacę za siebie.

A: Oj no Rosja, nie daj się prosić!

R: Niech ci będzie, dla mnie lepiej bo nie muszę poświęcać pieniędzy, haha...

A: I super! - Ameryka przełożył torby na prawe ramię, łącząc nasze dłonie. Teraz szliśmy sobie trzymając się za ręce, po galerii nie chodzi obecnie wiele osób. W końcu dotarliśmy w upragnione miejsce. Przed nami była jakaś knajpka, z fast foodem. Usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików. Odłożyliśmy torby z zakupami na podłogę, chwyciliśmy za coś, co gra rolę menu.

R: Na co masz ochotę? - zapytałem, przeglądając listę fast foodów.

A: Hmm... Chyba wezmę frytki i  burgera. A co z tobą?

R: Ja chciałbym nuggetsy i frytki. Oczywiście jeśli mogę. - odpowiedziałem przypominając sobie, że to Ame chce płacić za posiłek.

A: Jasne że możesz, to pójdę zamówić. - powiedział, udając się w stronę lady. Zapłacił i wrócił do stolika. : - Musimy trochę poczekać. Wziąłem jeszcze butelkę wody, jeśli będzie nam się chciało pić.

R: O, to super. A tak wogóle, co kupiłeś w tamtym sklepie?

A: Którym?

R: No wiesz, w tym ostatnim.

A: A, nic szczególnego. - rzekł, schylając się ku torbie. Zaczął wyjmować z niej jakieś drobne rzeczy. Położył je na stole, było to kilka gumowych bransoletek, dezodorant i naszyjnik.

R: To wszystko? Nie było cię dziesięć minut.

A: Noo... - podrapał się po karku. : - wziąłem jeszcze bieliznę. - mruknął.

R: Oh... - zdążyłem powiedzieć tylko tyle, bo nasze zamówienie zostało zrealizowane. Ameryka podziękował i wziął do ust pierwszą frytkę ze swojego talerza. Ja zacząłem jeść moje jedzenie, nawet nie zauważyłem, gdy Ameryka podłożył mi pod usta hamburgera.

A: Chcesz gryza?

R: Jasne. - odpowiedziałem, odgryzając kawałek.
: - A ty możesz wziąść sobie parę moich nuggetsów, jeśli chcesz. - dodałem po chwili, mówiąc z pełnymi ustami.

A: Dzięki! - wziął jednego nuggetsa do buzi.

Rozmawialiśmy i śmialiśmy się przy jedzeniu, gdy pojedliśmy, przyszedł czas na powrót do domu.



_____

Jakieś dwie godziny później byliśmy w domu Ameryki. Poszedłem z nim, aby pomóc z torbami.
Obecnie siedzę na jego łóżku, okryty miękką i pachnącą kołdrą.
Ameryka wrócił się po ostatnią torbę z rzeczami.
Jego rodzice byli mi wdzięczni za to, że z nim pojechałem.
W każdym razie, Ame wrócił i zaczął wyciągać kupione rzeczy, wkładając je do szafy. Obserwowałem każdy jego ruch.



Pov. Ameryka


Wszystkie zakupy były już schowane do szafy, została tylko jedna torba, leżącą przy Rosji.

A: Russ, podasz mi tę torbę? - zapytałem, wskazując na nią.

R: A co konkretnie? - spytał, wyciągając stamtąd rzeczy.

A: No... Tylko bieliznę. - powiedziałem, delikatnie się rumieniąc.

R: Ojoj, mały Ameś chce dostać nowo zakupione bokserki?

A: Rosja! Nie żartuj sobie.

R: A więc chcesz te malutkie, słodziutkie boksereczki, tak? Takie malutkie i milut-

A: Stop it!! - krzyknąłem, skręcając się ze śmiechu. Podszedłem do Rosji i wyrwałem mu je z ręki, wkładając do szafy.

R: Ja pójdę już do domu. - oznajmił nagle.

A: Dlaczego?

R: Jest wieczór i niedługo będzie się ściemniać, nie napisałem ojcu gdzie jestem a telefon mi się rozładował... 

A: Oh... W porządku. - zasmuciłem się.

R: Nie przejmuj się Ame, zobaczymy się w szkole.

A: Racja. To może cię odprowadzę?

R: Ściemnia się, nie chcę aby coś ci się stało.  - powiedział z troską.

A: A chociaż do końca mojej uliczki? Prooszę!

R: Dobra, chodźmy.

Po kilku minutach wyszliśmy z domu. Chwyciłem Rosję za rękę i maszerowaliśmy na koniec uliczki, celowo szedłem wolno, by móc dłużej z nim być i trzymać jego dłoń, tak dużą w porównaniu do mojej.
Jednak gdy przed nami pojawił się chodnik, przyszedł czas rozejścia się w swoim kierunku.

A: Więc pa, Rosja... Dziękuję ci za to, że poszedłeś ze mną do galerii!

R: Naprawdę nie ma za co, Ame. Nie było tak źle jak przypuszczałem. - zaśmiał się. : - To do zobaczenia. - dodał po chwili. Schylił się, aby pocałować mnie w usta, a ja stanąłem na palcach.

To był udany dzień.




Pov. Rosja

Właśnie wracam do domu. Dzisiejszy wypad z Ameryką serio nie był aż taki zły. Nawet przyjemnie patrzało się na to, jak mierzy ciuchy, były też momenty w których śmialiśmy się i żartowaliśmy.
Uświadomiło mnie to w fakcie, że muszę dopaść Chiny. Kocham Amerykę!
Jutro umówię się z tym pedofilem. Nie wiem jeszcze jak to przebiegnie i co zrobię, ale nie ważne. Spontan jest najlepszy!













____________________________________

Co mogę powiedzieć... Chiny dostanie wpierdol c':

Generalnie trochę mi go żal, bo lubię Chiny x ame :')

Nie podoba mi się ten rozdział, bo słowa się powtarzają.

Nwm co jeszcze dodać, miłego dnia wszystkim!







3231 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro