Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. On jest mój.




Pov. Rosja


Obudziły mnie promienie słońca bezlitośnie grzejące twarz. Przetarłem oczy ręką, chciałem podnieść się do siadu, jednak coś mi na to nie pozwoliło. Tym "czymś" był Ameryka. Nadal śpi, tuląc się do mnie. Boże, jaki słodziak! - zacząłem myśleć o wczorajszych wydarzeniach, spowodowało to, że mimowolnie się uśmiechnąłem. Od dawna wiedziałem, że będziemy razem i że Ame będzie mój.
Leżałem tak przez chwilę, przyglądając się śpiącemu chłopakowi. W pewnym momencie zaczął się wiercić i mruczeć coś, ledwo słyszalnie. W końcu otworzył powoli oczy.

R: Dzień dobry, Ame. - przywitałem się, posyłając mu uśmiech.

A: Hej, Russ... - powiedział zmęczonym, zaspanym głosem. : - Wstajemy już? - dodał po chwili.

R: Wolałbym poprzytulać się jeszcze do mojego chłopaka... -  rzekłem, by następnie przytulić Amerykanina do siebie. Ame nie protestował, sam objął mnie, zatapiając twarz w mojej koszulce. Moja ręką zjechała do jego pleców, zacząłem powoli je gładzić.
W ten sposób leżeliśmy przez kolejne kilka minut.
Jednak po czasie Ameryka próbował wyswobodzić się z uścisku.

A: Rosja, ja już chyba wstaję... Jestem głodny. - oznajmił.

R: Oh, okej. Najwyższa pora. Wiesz... Będę się już zbierał do domu.

A: Co? Czemu? - zapytał.

R: Nie chcę robić problemu.

A: A przestań, jakiego problemu? Przecież moi rodzice wracają w południe, a-  - przerwał mu dźwięk powiadomienia w telefonie, więc wziął komórkę z szafki nocnej. : - Kanada pisze, że wraca o 14.00! Więc mamy masę czasu dla siebie, wyluzuj!

R: To git, pomogę ci w zrobieniu śniadania! - zaproponowałem.

A: Czekaj, wezmę sobie najpierw jakieś ciuchy na przebranie i pójdę pod prysznic.

R: A co ze mną? Nie mam nic do przebrania, nie wiedziałem że zostanę tu na noc.

A: Gdy wrócisz do siebie to się ogarniesz, teraz się nie przejmuj. - oznajmił, otwierając szafę. Wyciągnął z tamtąd świeże ubrania i wyszedł z pokoju, a ja za nim. Zeszliśmy po schodach na dół, Ameryka już miał wejść do łazienki, ale chwyciłem go za rękę, zatrzymując.

R: Może zrobię nam śniadanie podczas gdy ty będziesz pod prysznicem? - zaproponowałem.

A: Jasne! Chleb jest w szafce przy koszu, a resztę rzeczy znajdziesz w lodówce.

R: Okej. - wtedy puściłem jego dłoń, pozwalając chłopakowi na wejście do łazienki. Sam udałem się do jego kuchni.
Wyciągnąłem z szafki chleb i nóż, z lodówki masło, ser i parę innych produktów.
Pokroiłem chleb, na kromki dałem szynkę, pomidor, ser, sałatę i ogórek, dałem to na talerz i stół. Wziąłem też dwie szklanki, nalałem tam herbaty, nie była zrobiona na świeżo, jednak nie była także zbyt stara. Gdy śniadanie było gotowe, usiadłem na kanapie, w oczekiwaniu na Amerykę.

Po jakiś dziesięciu minutach wyszedł spod prysznica, przebrany w nowe ubrania.

R: Zrobiłem już kanapki, więc możemy jeść. - powiedziałem, gdy ten przyszedł do kuchni.

A: Wyglądają super! - uśmiechnął się, siadając obok mnie na przy stole. Wziąłem jedną i zacząłem jeść, Ameryka uczynił to samo.

Po kilku minutach zauważyłem, że Ame zjadł tylko pół kromki i nie chce jeść już więcej.

R: Czemu nie jesz? - zapytałem.

A: Nie jestem już głodny, tyle mi wystarczy. - odparł.

R: Moim zdaniem to za mało. Zjedz choć jedną kromkę chleba w całości. - nalegałem.

A: Nie chcę...

R: Okej, biorę sprawy w moje ręce. - zaśmiałem się, po chwili biorąc nadgryzioną kanapkę. Próbowałem wcisnąć mu ją do ust, ale Ameryka uparcie nie przyjmował jedzenia.

A: Nie musisz mnie karmić, haha...

R: Muszę, bo sam nie zjesz. A teraz otwórz buzię!

A: Niech ci będzie... - mruknął niezadowolony, otwierając usta. Wepchnąłem mu jedzenie do buzi, podziałało to, bo Ameryka zaczął jeść.

R: Grzeczny chłopiec. Tak ciężko było? - spytałem, gdy już skończył jeść.

A: Nie... Ale ja serio się już najadłem.

R: Ważne, że coś zjadłeś. - powiedziałem, po czym schyliłem się i cmoknąłem Amerykanina w policzek. Ame wyraźnie zarumienił się na ten czyn. : - Posprzątam po śniadaniu. - oznajmiłem po chwili.

A: Nie, ja to zrobię. Przecież to ty robiłeś kanapki, więc sprzątanie zostaje mi.

R: No dobra. A możesz zrobić to później? Skoro mamy trochę czasu dla siebie, moglibyśmy porobić coś fajnego.

A: Na przykład co? - zapytał, przez co w mojej głowie zrodziła się pewna brudna myśl. Skarciłem się za to, muszę wymyśleć nam coś ciekawego do roboty!

R: Ym... Może przejdziemy się do parku? - wow, jaki ja kreatywny. Ale w sumie nie mamy nic lepszego roboty... W końcu będę mógł trzymać Amerykę za rękę!

A: O, dobry pomysł! Poranne spacery to wspaniała sprawa. - ucieszył się.


Po jakiś dziesięciu minutach opuściliśmy dom.
Szliśmy obok siebie ramię w ramię, chcę połączyć dłoń Ameryki z moją. Przysunąłem moją rękę bliżej jego, w tej samej chwili je złączyliśmy, więc splotłem nasze palce. Ameryka wyglądał na lekko zawstydzonego, ale zadowolonego. Szliśmy w ciszy chodnikiem, do parku doszliśmy w kilka minut.

A: Może pójdziemy nad staw? - zaproponował Ameryka.

R: Jasne, chodźmy. - odpowiedziałem, posyłając chłopakowi uśmiech.



Pov. Chiny

Kolejny nudny weekend... Nie mam co ze sobą zrobić, może przejdę się na krótki spacer?
Nie wiem gdzie iść, nie lubię łazić po lesie, więc chyba dobrą opcją będzie park.
Tak, miejsce w którym skrzywdziłem ukochaną osobę w jeden z najgorszych sposobów...
Nienawidzę wracać do tego myślami, mimo to jednak mam stamtąd też dobre wspomnienia... Kiedyś spotykałem się tam z Ame. Pamiętam, jak przy jeziorze robił wianek z kwiatów. Nie mogłem oderwać od niego wzroku.

Wyszedłem z domu, nawet nie zamykając go na klucz. Walić. Mieszkam bardzo blisko parku, więc po jakiś trzech minutach byłem na miejscu. Zdecydowałem, że przejdę się w okolice stawu.
Poruszałem się alejką, z niewielkiej odległości widziałem staw, bo do parku wszedłem inną drogą niż bramą. Okolica jest niemal pusta, a chodniczkiem chodzi tylko parę osób. Moją uwagę przykuła jednak pewna dwójka osób, nieopodal wody. Śmieją się i rozmawiają, zacząłem niepewnym krokiem iść obok.
O mój Boże, to Ameryka i ten Rus! - maszerowałem alejką tuż przy nich, Rosjanin mnie nie zauważył, jednak Ame tak. Jego oczy rozszerzyły się, wyglądał na spanikowanego. Przybliżył się do Rosji, wtulając w jego ramiona. Odszedłem szybko w obawie, że wygada swojemu "bohaterowi" o mnie i o tym, co mu zrobiłem. Mimo to jednak nadal ich obserwowałem.

Nagle zauważyłem coś, co rozbiło moje serce na milion kawałków...

Rosja pocałował Amerykę w czubek głowy, na co ten mocniej go objął. Czułem, że do moich oczu napływają łzy... Nie mogę w to uwierzyć... Ame i on są razem? Ale jak to, kiedy?!




Pov. Ameryka

Właśnie tkwię w objęciach Rosji. Jestem w lekkiej panice, gdyż zobaczyłem wcześniej Chiny... On i ten park to najgorsze wspomnienia z całego mojego życia! Nawet nie chcę o tym myśleć...

R: Ame, co się dzieje? Wyglądasz na wystraszonego. - zapytał w końcu.

A: Nie ważne, po prostu... Nie chcę o tym rozmawiać.

R: Chodzi o tamtą noc w parku, tak? Przypomina ci się to?

A: Mhm... - mruknąłem, teraz już ze łzami w oczach, wtuliłem twarz w bluzę Rosji, żeby nie widział iż płaczę. Jednak on chyba to zauważył, bo chwycił w obydwie dłonie moją twarz i podniósł do góry, bym był zmuszony do spojrzenia na niego.

R: Ame, nie płacz, proszę... Nic ci się już nie stanie, ja nie pozwolę cię tknąć nikomu. - uspokajał mnie, głaszcząc delikatnie po plecach. Rozejrzałem się nerwowo po okolicy jeszcze raz, tym razem nie było wokół nikogo, kompletne pustkowie. Tylko ja i Rosja. Przytulaliśmy się do siebie przez kolejne kilka minut.



Pov. Rosja

Właśnie udaję przed Ameryką spokój i opanowanie. A w rzeczywistości cały się gotuję.
Ame płacze, bo jakiś zboczeniec go skrzydził, oczywiście łagodnie mówiąc. Muszę wiedzieć, kto mu to zrobił. Tylko że Ameryka nie chce o tym rozmawiać...

A: Wracamy już? Nie mam ochoty dłużej siedzieć w tym parku. - odezwał się wreszcie.

R: Pewnie, wracajmy. - odparłem, chwytając chłopaka za rękę.

Kolejne kilka godzin spędziliśmy w domu Ameryki, nie robiąc niczego ciekawego.
Teraz siedzimy razem na kanapie, oglądając losowy film.

W końcu jednak nadszedł czas, by wrócić do domu. Ojciec nie będzie zadowolony, że tyle czasu spędzam u kogoś.
Pożegnałem się z Ameryką i zacząłem iść w stronę mojego miejsca zamieszkania.


Po weekendzie


Pov. Chiny

Właśnie rozpoczął się nowy dzień, dokładniej nudna, tygodniowa rutyna. Jestem załamany po spotkaniu Ameryki i Rosji, przepłakałem przez to całą sobotę, a wczoraj nie ruszałem się z domu. Do tego, wziąłem trochę leków, nie pamiętam co działo się po ich zażyciu, właściwie nie umiem przypomnieć sobie niczego, co działo się w niedzielę, wiem tylko, że siedziałem w domu.
Czuję się fatalnie, nie chcę nawet myśleć o tym, że Ame jest zajęty! Może nie pójdę dziś do szkoły...? Nie, to bez sensu. Nawet jeśli rodzice się o tym nie dowiedzą, to i tak nie warto opuszczać zajęć. - powoli podniosłem się z łóżka, ruszając w stronę szafy. Wybrałem bluzę z kapturem i spodnie dresowe, po czym udałem się do łazienki. Stanąłem przed lustrem.

Ch: Wow, włosy mi urosły... - mruknąłem, patrząc w swoje odbicie. Zwykle podcinałem je w miejscu, gdzie zaczynają się żółte kosmyki tak, aby były tylko czerwone. Ale nie pójdę znowu do fryzjera, niech będą dwukolorowe. Problem pojawi się dopiero wtedy, gdy nie będę nic widział, bo będą za długie. Wziąłem szczotkę i zacząłem je niedbale czesać.

Po ogarnięciu i przebraniu się wziąłem plecak, spakowałem do niego leki, które wziąłem wczoraj. Nazwijmy to... Lekiem na złamane serce. Po niedługiej chwili wyszedłem z domu.  Spacerowałem chodnikiem wzdłuż ulicy, mijając drzewa, inne osoby oraz samochody, nie jeździ ich tu dużo.
Gdy stałem już przed budynkiem szkoły, zauważyłem tam Amerykę. Już chciałem przejść (celowo) blisko niego, jednak zauważyłem że podchodzi do niego Rosja. Ame uśmiechnął się na jego widok, a Rosjanin schylił się, by cmoknąć go w usta na przywitanie. Poczułem coś dziwnego, teraz jestem zmuszony do walki ze łzami. Zacząłem biec do środka szkoły tak szybko, jak mogłem. Oby nikt mnie nie widział w takim stanie...



Pov. Rosja

Właśnie przywitaliśmy się z Ame. Bardzo cieszę się, że go widzę, wygląda dzisiaj ślicznie jak zawsze!
Poczochrałem jego włosy, co spowodowało że zniszczyłem mu trochę fryzurę, no cóż...

R: Jaka jest twoja pierwsza lekcja?

A: Geografia... Babka z tego przedmiotu mnie nie znosi.

R: To może cię odprowadzę pod salę?

A: Fajnie by było. - odpowiedział. Zaczęliśmy iść w stronę budynku, złapałem go za rękę, na co Ameryka spojrzał na mnie z zakłopotaniem, więc uprzedziłem jego pytanie.

R: Nie ma sensu ukrywać naszego związku.

A: Ale... Ja jestem gimnazjalistą, a-

R: Przestań, ten kto krzywo spojrzy może co najwyżej dostać w pysk. - chłopak zaśmiał się na te słowa, chwytając mnie za dłoń.
Szliśmy szkolnym korytarzem, luźno rozmawiając. Było sporo osób które się na nas patrzyły, chyba są w szoku, że chodzę z chłopakiem i do tego takim drobnym, słodkim.
W końcu stanęliśmy z Ameryką pod jego salą.

A: Russ, ja muszę już iść. - oznajmił.

R: Okej. To do zobaczenia!

A: Bye. - powiedział, uśmiechając się lekko. Ja zacząłem kierować się na inne piętro budynku.


Pov. Ameryka


Usiadłem pod salą lekcyjną. Od razu pobiegła do mnie Japonia, Polska i Niemcy.

N: Hej, Ameryko!

A: Um... Hej. - przywitałem się, odgarniając włosy z prawego oka.

N: Jesteś z Rosją?! - Niemcy wypalił od razu.

A: No tak jestem, a co? - zapytałem spokojnie.

P: Jak to co?! Ty i on? Kiedy?

A: Em, jakoś tak wyszło. Zaprzyjaźniliśmy się, a później już poszło. - odpowiedziałem, przy czym zaśmiałem się krótko.

J: Ile już jesteście razem? - zapytała Japonia.

A: Od piątku, więc bardzo krótko.

N: A jak się wobec ciebie zachowywuje? - zapytał.
Szczerze mówiąc nie bardzo mam chęć na rozmowę na taki temat, ale w porządku... I tak nie gadam z nimi dużo, więc powinienem choć udawać, że chcę z nimi mówić.

A: Jest bardzo miły i opiekuńczy. - powiedziałem. Nie chcę przechwalać się tym, jaki to Rosja jest cudowny. Po prostu nie ma to sensu, nie wszyscy muszą znać szczegóły naszej relacji.

J: A może opowiesz nam coś więcej? - zainteresowała się Japonia, domagając się jak największej ilości informacji.

A: Myślę że nie ma takiej potrzeby, jesteśmy razem zbyt krótko, żebym opowiadał. Tak wogóle to zaraz jest lekcja. - uśmiechnąłem się łagodnie, po chwili wstając. Kilka sekund później po korytarzu rozbrzmiał się dzwonek, zapowiadając rozpoczęcie się zajęć. Japonia i Niemcy próbowali wyciągnąć ode mnie jeszcze jakieś rzeczy, jednak nie powiedziałem im wiele.
W końcu przyszła nauczycielka, patrząc na mnie surowym wzrokiem. Szybkim krokiem wszedłem do klasy, usiadłem w swojej ławce oraz wyciągnąłem z plecaka podręcznik, zeszyt i piórnik.
Nic nie zapowiadało ciekawej, czy fajnej lekcji.
Rozglądałem się po sali. Kilka osób szepcze coś między sobą, jedni słuchają nauczycielki i notują, jeszcze inni malują w zeszycie, na nadgarstku czy ławce. Zauważyłem, że Chiny znów na mnie patrzy. Boże, niech on przestanie! Widzę, że spuścił wzrok i jego oczy szukają czegoś wzrokiem na ławce. Wreszcie chwycił za kartkę papieru, nie wiem po co, gdyż przestałem obserwować to, co robi.
Włosy zasłaniały mi część twarzy, nie ułożyłem ich dzisiaj tak, jak robię to zawsze...
W pewnym momencie poczułem, jak coś lekkiego trafia we mnie. Jak się okazało, była to zgnieciona kartka z zeszytu. Schyliłem się, aby podnieść papierek. Rozwinąłem liścik, było na nim napisane:

Hej, Ame. Wiem, że to może już cię nudzić bądź złościć. Ale proszę, porozmawiajmy. Jest to dla mnie naprawdę bardzo ważne i chcę, abyś chociaż spróbował zaufać mi ponownie.
Błagam, czy możemy porozmawiać w trakcie przerwy na lunch? Przemyśl to...

                                                            -Chiny


Już miałem potargać kawałek papieru, ale pomyślałem, że w sumie dobrze... Ten idiota i to, co mi zrobił prześladuje mnie, chyba nie może być już gorzej, więc rozmowa może da cokolwiek? Nie mam pojęcia za jaki grzech zamierzam się na to zgodzić... Gdy myślałem o gadaniu z nim, w moim żołądku powstał supeł. Odwróciłem kartkę na drugą stronę i napisałem. "Niech będzie. Ale nie rób sobie żadnej nadziei że ci wybaczę, czy cokolwiek..." - zgniotłem papier i rzuciłem to na ławkę Chin. Nauczycielka na szczęście tego nie zobaczyła... Po kryjomu patrzyłem na Chiny, gdy skończył czytać, w jego złocistych oczach pojawił się blask. Powtórzę to, co mu napisałem - niech nie robi sobie nadziei.



Pov. Narrator

Chiny był szczęśliwy, bo Ameryka zgodził się z nim pogadać. Z jakiegoś powodu głowa pulsowała mu z bólu i pomyślał, że gdy weźmie leki, przejdzie mu. Z tym, że sam nie wie co to za lekarstwa i do czego służą, dlatego branie ich jest conajmniej lekkomyślne i głupie. Sięgnął do plecaka i otworzył opakowanie. Rozejrzał się po klasie aby upewnić się, że nikt na niego nie patrzy. Wziął randomową ilość tabletek, może z pięć czy sześć. Jeszcze raz sprawdził, czy żadna osoba nie spogląda na niego, po czym za jednym zamachem włożył je sobie do ust, z trudem przełykając.




Przerwa na lunch




Pov. Ameryka

Teraz rozpoczęła się długa przerwa. Zżera mnie stres, zastanawiam się czemu zgodziłem się na rozmowę z Chinami, to chyba był jednak zły pomysł.
Wyszedłem na korytarz, chłopak od razu mnie zaczepił.

Ch: Ame? Więc co z naszą rozmową? - spojrzałem na niego, Chiny wygląda dziwnie... Ma podkrążone, zaczerwienione oczy i to widać.

A: Wszystko dobrze...? - zapytałem.

Ch: Dawno nie czułem się lepiej. - oznajmił, podchodząc do mnie.

A: Mniejsza z tym, porozmawiajmy w szatni.

Ch: Okej! - wtedy zaczęliśmy iść do celu. Chiny trzymał się blisko mnie, właściwie to zbyt blisko.

A: Czy mógłbyś... Odsuń się troszkę. - powiedziałem, próbując ukryć zdenerwowanie.
Posłuchał mnie, tworząc niewielki odstęp między nami.
Gdy doszliśmy do szatni, powiedziałem: - Więc? Czego oczekujesz ode mnie tym razem?



Pov. Narrator

Ch: Ameryka, ja cię kocham i nie mogę pozwolić na to, byś spotykał się z innymi kolesiami! - głos Chin był dziwnie pobudzony. Źrenice były lekko powiększone, a same w sobie oczy pogrążone w czerwieni. Jak można się domyśleć, było to spowodowane działaniem silnych leków.

A: O czym ty mówisz, do diabła?! Wiedziałem, że masz coś z głową i nie chcesz rozmawiać rozsądnie! Zostaw mnie. - Chiński kraj nie przejął się słowami Amerykanina, zaczął podchodzić bliżej niego. Byli w zaułku szatni, więc nie ma tutaj nikogo. Ameryka zaczął ze strachem cofać się do tyłu, po kilku krokach wylądował na ścianie.

Ch: Ame, jesteś wyjątkowy, wiesz? - flirtował z uśmiechem, patrząc w błękitne oczy niższego chłopaka.

A: Odejdź... - mruknął spanikowany Ameryka, już miał wyślizgnąć się bokiem, jednak został złapany za nadgarstki i przyciśnięty do ściany. Przypomniało mu to zdarzenie z parku. Chiny górował nad nim, pchając kolano między nogi Ame. W oczach Amerykanina pojawiły się łzy, był przerażony. Drobny chłopak nie wiedział, że Chiny nie myśli teraz racjonalnie i jego gwałtowne czyny są spowodowane zażyciem tabletek.

Ch: Ame, czy ty jesteś z Rosją?

A: Jestem, dlatego lepiej abyś mnie zostawił w spokoju. Bo on ci tego nie daruje!

Ch: Czyżby~? Rosji tu nie ma. - wtedy chłopak zaczął przybliżać swoją twarz do Ameryki. Niski chłopak próbował poluzować uścisk, na marne. Gdy ich usta już prawie się stykały, Ameryka z całej siły wymierzył cios w krocze
wyższego chłopaka. Chiny skulił się z bólu, wtedy Ame zaczął szybko uciekać. Wybiegł z pustego zaułku, wpadając do zaludnionej części szatni. Inni dziwnie patrzeli na drobnego nastolatka, który biegł tak, jakby zwiewał przed policją.
Ameryka płakał i pędził przed siebie, Rosja akurat szedł korytarzem.



Pov. Rosja

Chodziłem sobie spokojnie korytarzem, szukając Ameryki - chcę zjeść z nim lunch. Zauważyłem, że ktoś o podobnej sylwetce i wzroście biegnie w moim kierunku. Okazało się, że to Ameryka. Chwila, coś tu nie gra... Wyminął mnie, jego twarz zasłaniały włosy, jednak przysiągłbym, że płacze. Zacząłem biec za nim, ignorując dziwne spojrzenia pozostałych osób. Szybko go dogoniłem, chwyciłem za ramię.
On odwrócił się gwałtownie, jednak gdy spostrzegł że to ja, wyraźnie wyluzował. Jego twarz była czerwona, a oczy zalane łzami, które spływały po policzkach.

R: Ame, co się stało? - zapytałem. Zauważyłem, że ręce młodszego chłopaka drżą. To coś grubszego.

A: Ja poszedłem tam i wtedy... On.. Ja... On próbow-  - mówił niespójnie i z przerwami na szloch.

R: Chodź na podwórko szkolne, porozmawiamy na spokojnie, tam jest mniej osób. - mówiłem, robiąc wszystko, żeby zachować opanowanie.
Złapałem go za rękę i zaczęliśmy iść na dwór.
Poszliśmy na tyły szkoły, tam gdzie nie ma niemal  nikogo. Usiadłem na trawie, chwytając Amerykę za rękę. : - Dobra, na spokojnie opowiedz o tym, co się stało!

A: Bo... On mnie chciał pocałować, bałem się, że-

R: Co chciał zrobić?! Kto to taki? - poczułem, jak moje ręce zaciskają się w pięści. Kto chciał go pocałować? Ameryka jest teraz mój i tylko mój .

A: Nie mogę ci powiedzieć... - mówił, ocierając łzy.

R: Ameryka, do cholery! Gadaj ale już!! - podniosłem głos, aby po chwili bardzo tego pożałować.
Z oczu chłopaka ponownie zaczęły spływać łzy. : - O nie, nie, nie, Ame, nie płacz! Przepraszam, że krzyczałem...

A: ...Nic nie szkodzi. - powiedział cicho. Położyłem dłoń na jego plecach.

R: Ameryka, zapytam ponownie. Kto to był?

A: Nie mogę ci powiedzieć.

R: Możesz. - czułem, że powoli się wściekam, ale musiałem trzymać nerwy na wodzy. : Ameryka... - burknąłem, gdy nadal milczał.

A: To on mnie... Wiesz, park, noc i-  - nie pozwoliłem mu na dokończenie zdania. Czyżby zgwałcił go ktoś z naszej szkoły?

R: Masz mi w tej chwili powiedzieć kim jest ten typ. Rozumiesz?

A: Ale Rosja...

R: Nie ma żadnego "ale". Powiesz mi, czy mam sam się dowiedzieć? A zaufaj mi, że się dowiem.

A: D-dobrze... Chiny.

R: Który to?

A: Tego już ci nie powiem. I nie naciskaj.

R: Oh... W porządku. Nie smuć się, bo on pożałuje tego tak, jak jeszcze niczego w całym swoim życiu!

A: Proszę, nie pakuj się w tarapaty. - usłyszałem chwilę przed odejściem.



Gdy lekcje dobiegły końca, wyszedłem przed szkołę. Ameryka poszedł już do domu, a moim zadaniem jest dowiedzieć się, kim jest ten cały "Chiny". Zauważyłem, że ze szkoły wychodzi tamta dziewczyna z dziwacznymi, kocimi uszami. Podszedłem ku niej, powodując strach na twarzy nastolatki.

R: To ty chodzisz z Ameryką do klasy?

J: Tak, a co...? - zapytała lekko drżącym głosem, osuwając uszy do tyłu.

R: Który to Chiny?

J: Yy... A czemu pytasz? - cholera, muszę coś wymyśleć.

R: Kiedyś był bardzo blisko z Ame. Chcę się od niego czegoś dowiedzieć o swoim chłopaku.

J: A, to okej. Chiny ma całą czerwoną flagę, złote oczy i złociste gwiazdki w górnym rogu twarzy. Ma jeszcze żółtawe końcówki włosów.

R: Dobra, dzięki. - odpowiedziałem z niechęcią.
Jutro pogadam sobie z tym typem...
Albo raczej... Dobra, nie ważne. Wyrzycie się na kimś brzmi cudownie a tym kimś będzie osoba, która skrzywdziła mojego chłopaka.



Pov. Ameryka

Skończyłem już lekcje i jestem w domu. Nadal boję się po tym, co zrobił Chiny. To znaczy, nie jest to do końca strach, raczej taki wewnętrzny niepokój. Właśnie miałem iść zjeść obiad, ale na mój telefon przyszła wiadomość.

Od: Rosja: Hej, Ame! Wiem, że dzisiaj miałeś ciężki dzień, więc może chciałbyś do mnie wpaść? Posiedzimy razem, zjemy sobie coś dobrego i pogramy. - na początku się wahałem, ale myślę że takie spotkanie poprawi mi humor.

Od: ja: W porządku. Mogę przyjść wieczorem?

Od: Rosja: Pewnie. Pasuje ci osiemnasta?

Od: ja: Tak, do zobaczenia. - po wysłaniu wiadomości odłożyłem telefon na półkę. Wyszedłem z pokoju i zbiegłem na dół po schodach, aby zjeść obiad.


Timeskip

Po kilku godzinach stałem przed drzwiami Rosji. Zapukałem, a po kilkunastu sekundach drzwi się otworzyły.

R: O, już jesteś Ameś! - ucieszył się, przytulając mnie mocno na przywitanie.

A: Russ, dusisz. - zaśmiałem się, na co Rosjanin mnie puścił.

R: Wchodź do środka. - powiedział, robiąc mi miejsce w drzwiach. : - Masz ochotę na lody? - zapytał, gdy wszedłem do wnętrza domu.

A: Jasne! -  odparłem, a Rosja poszedł w stronę zamrażalnika, wyciągnął stamtąd pudełko lodów. Wziął jeszcze dwie łyżki i podszedł do mnie.

R: Chodźmy do mojego pokoju. - zaproponował, więc poszedłem zaraz za nim. Gdy dotarliśmy do jego "królestwa" , rozsiadłem się na łóżku chłopaka.
Russ usiadł tuż obok, objął mnie jednym ramieniem, a drugą ręką otworzył pudełko lodów.
Podał mi jedną z łyżeczek. Nabrał trochę lodów na sztuciec, po czym usiłował włożyć mi lód do ust. Rozchyliłem lekko wargi, by zjeść małą porcyjkę. Po chwili "odwdzięczyłem się" tym samym, nabrałem trochę lodów na swoją łyżeczkę i podałem Rosji. W ten sposób karmiliśmy się nawzajem, pozbywając się zawartości pudełka. Gdy został ostatni kawałek loda w opakowaniu to szybko wziąłem go łyżką, aby Rosja nie zjadł tego pierwszy.
Uśmiechnąłem się zwycięsko biorąc duży, zimny kawałek do ust, ale Rosjanin nadal nie odpuścił sobie i szybko połączył nasze usta. Rozchyliłem je lekko, a cząstka loda śmietankowego szybko roztapiała się między językiem moim, a Rosji.
W końcu utraciłem słodki smak, dlatego oderwałem się od chłopaka.

R: Słodki jesteś, wiesz?

A: Bardziej niż te lody? - zaśmiałem się.

R: Oczywiście, że tak. Co robimy?

A: Nie wiem. Nie chce mi się nigdzie iść, ani grać.

R: I dobrze, bo możemy się trochę poprzytulać! - ucieszył się, wygodnie kładąc na plecach. Usiadłem mu na brzuchu, by następnie położyć się na Rosji i wtulić twarz w ciepłe ciało.
Poczułem, jak wplata palce w moje włosy i głaszcze mnie.

A: Mm~

R: Masz takie miękusie włoski... - rozmarzył się, gdy ja mruczałem na nim, ciesząc się dotykiem.
W końcu Rosja przestał, na co posłałem mu złowrogie spojrzenie. Zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie w czółko, powodując  lekki rumieniec na moich policzkach. Wtuliłem się w niego bardziej. : - Mam pomysł!! - wykrzyczał nagle.

A: Jezu, na zawał tu zejdę! Co wymyśliłeś? - zapytałem rozbawiony.

R: Upieczemy coś razem!

A: Dopiero jedliśmy lody, ale w sumie... NIgdy nie pogardzę słodyczami! Co zrobimy?

R: Może muffinki?

A: Okej! - uśmiechnąłem się, a Rosja wstał.

R: To chodźmy do kuchni. - powiedział, po czym wyszedł z pokoju, a ja zostałem na jego łóżku. : - Idziesz? - zapytał, gdy spostrzegł że nie podążam za nim.

A: Nie chce mi się, twoje łóżko jest takie ciepłe i wygodne...

R: Ah tak? To cię zaniosę.

A: Czekaj, c-  - nie skończyłem, bo Russ niespodziewanie podniósł moją osobę. Złapał mnie jak pannę młodą i w ten sposób wyszedł z pokoju, następnie schodząc ze mną po schodach. Ja zarzuciłem ramiona na jego szyję, by nie spaść.
Gdy doszliśmy już do kuchni, chłopak odstawił mnie na ziemię. Po chwili podszedł do szafki, wyciągnął z niej jakąś karteczkę.

R: Mam tu przepis ojca. Ja poszukam wszystkich suchych składników, ty weźmiesz pozostałe rzeczy. Okej?

A: Jasne! - odpowiedziałem, po czym zacząłem szukać produktów po kuchni. Gdy miałem już jajka i olej, przyszła pora na mleko. Nie było go w lodówce, już miałem zapytać Rosji gdzie ono jest, ale zauważyłem, że ten pije je sobie z kartonu.

R: Tego szukasz? - zaśmiał się, machając kartonem mleka przed moją twarzą.

A: Ej! Daj mi to.

R: Nie~  - powiedział, unosząc kartonik wysoko nad siebie. : - Podskocz, jeśli chcesz! - zaczął śmiać się z mojego wzrostu.

A: Rosja! Oddawaj!

R: To skacz. - rozkazał.

A: Lubisz się droczyć, co?

R: Tylko z tobą... - powiedział, po czym schylił się aby pocałować mnie krótko w usta. Po chwili oddał mi mleko i mieliśmy rozpocząć robienie babeczek.

Wsypałem trochę mąki do miski, następnie odmierzając odpowiednią ilość cukru. Rosja dodał proszek do pieczenia i resztę suchych składników. Gdy wbijałem jajka do miski, poczułem jak coś wpada mi we włosy. Jak się okazało, to Rosja po kryjomu sypał mnie mąką.

A: Rosja!

R: Tak? - w tym momencie złapałem za opakowanie i nabrałem trochę mąki na dłoń. Wziąłem zamach i sypnąłem proszkiem w chłopaka. Rosja wybuchnął śmiechem i wyrwał mi paczkę mąki z rąk. Teraz to on mnie obsypał.

A: R-Russ, przestań! Haha... - krzyknąłem, gdy garść mąki uderzyła mnie w twarz. Chwyciłem za opakowanie jajek.

R: Nie zrobisz tego. - stwierdził z powagą wypisaną na twarzy.

A: Zakład? - wtedy rzuciłem w Rosję jajkiem, a ono rozbiło się na jego głowie. Licealista parsknął śmiechem i niespodziewanie chwycił za wytłoczkę jajek.

R: Czas na karę! - wziął dwa jajka i rzucił nimi we mnie. Dusiłem się ze śmiechu na widok brudnego chłopaka.

A: Brudas!

Na zakończenie tej "wojny" Rosja podszedł do mnie i głupio się uśmiechając rozbił jajko na moich włosach.

A: Haha... Ulżyło ci? - zapytałem, udając znudzony głos.

R: Nawet nie wiesz jak. Ale z tego co słyszałem, żółtko jaj jest dobre na włosy, więc skorzystasz na tym. - zaśmiał się.

A: Dobra, musimy zmieszać składniki.

R: A ten bałagan?

A: Skończmy robić muffinki, pójdziemy się umyć gdy te będą się piekły.

R: Dobry pomysł.

Kolejne kilkanaście minut spędziliśmy na mieszaniu składników, nakładaniu ciasta do foremek i wkładaniu do piekarnika. Posprzątaliśmy też cały ten bałagan.

A: Chyba czas, abyśmy poszli się umyć. - stwierdziłem, dotykając swoich włosów, nadal mokrych od jajka.

R: No, to chodźmy.

A: Musisz dać mi coś na przebranie, bo rzuciłeś mi jajkiem w bluzę.

R: Dam ci coś, chodź więc do mojego pokoju. - powiedział, po czym pobiegliśmy po schodach na górę. Rosja wyciągnął z szafy granatową bluzę.
: - Potrzebujesz jeszcze spodni?

A: Nie, ze spodni wystarczy tylko strzepnąć mąkę. Dzięki za bluzę. - uśmiechnąłem się. : - To ja idę się wykąpać. - dodałem.

R: A nie mogę iść z tobą? - Rosja zapytał chyba na poważnie, patrząc na mnie maślanymi oczami.

A: Ale... Jak to ze mną? - pytałem zdumiony.

R: Jesteśmy razem, więc myślę, że możemy umyć się we dwójkę.

A: Um... Wiesz, nie czułbym się z tym komfortowo, bo w końcu jes-  - przerwał mi.

R: No dobrze, rozumiem cię. Jestemy razem krótko, nie zamierzam naciskać. Zaczekam tutaj aż się wykąpiesz.

A: Oki, pospieszę się! Sprawdzaj co jakiś czas jak tam babeczki, lepiej żeby się nie spaliły. - zaśmiałem się, po czym opuściłem pokój Rosji.
Nie ukrywam że dziwi mnie to, iż zaproponował mi wspólną kąpiel. Uh, ja... Nie jestem gotowy na to. Jeszcze... - pomyślałem, następnie wchodząc do łazienki. Upewniłem się, że zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Zacząłem zdejmować brudne ubrania, by następnie wejść pod prysznic.
Włączyłem strumień wody i wziąłem w dłoń butelkę szamponu do włosów. Zwilżyłem je wodą, by po kilku chwilach nałożyć na nie trochę szamponu.

Po skończonej kąpieli ubrałem się spowrotem, tylko że zamiast mojej koszulki założyłem bluzę Rosji. Stanąłem przed lustrem, widzę że ciuch mojego chłopaka jest na mnie za duży, ale nie przeszkadza mi to. Ta bluza tak przyjemnie pachnie nim... Wyszedłem z łazienki, kierując się w stronę pokoju Rosjanina.



Pov. Rosja

Przeglądałem coś na telefonie, gdy do mojego pokoju wszedł Ame. Zacząłem bacznie mu się przyglądać, delikatnie się czerwieniąc; moja bluza sięga mu prawie że do kolan, włosy Ameryki są wilgotne i opadają mu na twarz, zasłaniając prawe oko.

A: Jestem już czysty, teraz ty możesz iść do łazienki. - powiedział, siadając obok mnie na łóżku.

R: Dobra, idę. - oznajmiłem.


Po kilkunastu minutach skończyłem się kąpać. Moje spodnie nie są brudne, jednak t-shirt już tak. Wykąpany wróciłem do Ameryki, nie mając na sobie koszulki. Kiedy tylko przekroczyłem próg pokoju, wzrok Ame został skierowany na mnie. Jego twarz zalała się czerwienią, widzę że nie może oderwać ode mnie wzroku. Podoba mi się to.
Zacząłem do niego podchodzić, kładąc się obok.

R: Co jest? - zapytałem ironicznie, gdy młodszy chłopak zaczął nerwowo wpatrywać się w swoje dłonie.

A: Nic... - mruknął zawstydzony.

R: Czyżby? - podniosłem jego podbródek tak, aby był zmuszony do spojrzenia mi w oczy.

A: T-tak... - praktycznie szepnął. Objąłem go mocno, by następnie czule pocałować Ame w czubek głowy. Ameryka delikatnie wtulił twarz w mój tors, próbując opanować rumieniec.

R: Ej, zapomnieliśmy o czymś...

A: O czym?

R: Czy piekarnik i muffinki coś ci mówią?

A: Fuck!! - krzyknął Amerykanin, po czym zeskoczył z łóżka. Zaczął biec w stronę schodów, by następnie szybko z nich zbiec. Sam udałem się za nim do kuchni. Otworzyliśmy piekarnik i... Babeczki wcale nie są spalone. No, może trochę zbyt ciemne, ale nie przypaliły się jeszcze. : - Uff... - odetchnął z ulgą młodszy, wyłączając piec.

Kilka minut później siedzieliśmy na kanapie, oglądając serial i jedząc gorące wciąż muffinki.
Byłem skupiony na filmie i nawet nie zauważyłem, gdy Ameryka leżał wtulony we mnie. Chyba nie był zainteresowany telewizorem, bo skupiał się wyłącznie na mnie. Zacząłem głaskać go po głowie, na co ten przeniósł się do leżenia ma mnie. Usiadł na mnie okrakiem, by następnie wtulić twarz w zgięcie mojej szyi. W ten sposób spędziliśmy resztę wieczoru.

  Ameryka jest cudowny i nie pozwolę go skrzywdzić nikomu. A ten cały "Chiny" popamięta. Nie wiem jeszcze co mu zrobię, ale będzie błagał o litość.









______________________________________

Rysunek w mediach to fanart od @Puszysawa   i jeszcze raz za niego dziękuję <3

______________________________________

A oto moje arty do tego opowiadania :v

Ameryka:


Nie wygląda tu na 15 lat, racja?


I niedbały bazgroł Chin:


Boże, po co ja tu wstawiam to g00wno XDD

Nasz skośnooki kolega wyszedł za młodo oof

*powolny wdech* Dobra, koniec rozpisywania się.




4937 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro