39. Kim on jest dla mnie?
Pov. Ameryka
Jest wieczór, około godziny dwudziestej. To był bardzo stresujący dzień, przez pobicie Łotwy. Być może jestem zbyt wrażliwy, bo sobie na to zasłużył, atakując mnie. Jednak ciężko mi było patrzeć, jak płacze z bólu, a Rosja uśmiecha się sprawiając mu cierpienie. Mam wrażenie, że to nie był normalny Russ... W każdym razie, jestem mu bardzo wdzięczny za pomoc, nie wiem co zrobiłby mi Łotwa. Czuję się trochę jak pizda, w końcu nie umiem sam się obronić, to takie żałosne... Jestem bardzo słaby fizycznie, do tego niski. Kto by się takiego wystraszył?
Nie to co Rosja, ma siły w cholerę, sam jego wzrost i sylwetka pokazują, że nie warto z nim zadzierać. Podziwiam go w pewien sposób.
Chyba położę się wcześniej spać, bo myśli zaprząta mi dzisiejsze zdarzenie. Boję się, że Łotwa lub jego rodzina zgłosi pobicie na policję. To może źle się skończyć dla Rosji, ze względu na jego wcześniejsze akcje i problemy z agresją. Oby nic mu za to nie groziło...
Nudziłem się sam w pokoju przez kolejną godzinę. W końcu jednak zdecydowałem, że pójdę pod prysznic, a gdy byłem gotowy do snu, położyłem się, prędko zasypiając.
Rano
Poczułem, jak ktoś mną potrząsa. Otworzyłem oczy, ziewając. Jak się po chwili okazało, to Kanada usiłuje mnie obudzić.
A: Uh... Co jest? - zapytałem, nadal półprzytomny.
K: Bracie, spóźnisz się do szkoły. Twoja pierwsza lekcja zaczyna się już za dwadzieścia minut. - powiedział z wręcz przerażającym spokojem.
A: Za ile?! - od razu się ożywiłem, wyskakując z łóżka. Nie czekając dłużej na reakcję brata, przerzuciłem plecak przez ramię i wyciągnąłem
z szafy losowe jeansy, oraz t-shirt. Zbiegłem na dół po schodach, pospiesznie wchodząc do łazienki. Odświeżyłem się, poczesałem i przebrałem, zajęło mi to jakieś dziesięć minut.
W kuchni Kanada robił kanapki.
K: Ame, zrobiłem ci drugie śniadanie do szkoły.
A: Dziękuję, Nada! Kochany jesteś! - uściskałem na szybko starszego brata, nie zdążyłbym już sam zrobić sobie śniadania. Schowałem jedzenie do plecaka. : - A tak wogóle to idziemy dzisiaj na tę samą godzinę? Nie przypominam sobie, abyś we wtorki miał lekcje na-
K: Nie, zaczynam lekcje za godzinę. Ale wychodzę wcześniej, by spotkać się z Meksykiem w parku i później razem przyjdziemy
na pierwszą lekcję. - oznajmił.
A: Okej, to ja już wychodzę. - powiedziałem.
K: A która godzina?
A: Za osiem minut będzie ósma! - spanikowałem, po czym pobiegłem założyć buty.
K: Czekaj, też pójdę, bo ja i Meksyk mieliśmy się zobaczyć właśnie o 8.00. - zabrał swój plecak i telefon, wbiegając za mną do przedpokoju. Niedbale włożył buty nawet ich nie wiążąc, wyszliśmy z domu i zamknęliśmy drzwi na klucz.
A: Wiesz co... Ja pobiegnę, ty sobie idź powoli skoro masz czas. Bye!
K: Cześć! Jeśli ktoś ci dzisiaj dokuczy, nie ręczę za siebie! - zawołał.
Małe ostrzeżenie; ten fragment zawiera ship Canmex, jeśli nie lubisz to przewiń.
Pov. Kanada
Pożegnałem przed chwilą Amerykę. Meksyk mówił mi wczoraj, że ochronił go rano przed jakąś klasową "bandą". Zaczynam poważnie się martwić o Ame, to mój słodki braciszek i nie pozwolę, by ktoś mu dokuczał, a co najgorsze - grzebał w plecaku, czy bił. Naprawdę nie wiem co zrobię, jeśli osobiście zobaczę, że klasa go zaczepia.
Nim zauważyłem, stałem przed parkiem. Spojrzałem na telefon - jest 8.02, mam nadzieję, że Ameryka zdążył na lekcję. Wszedłem przez bramę, rozglądając się po parku. Wsunąłem wystające włosy pod czapkę, w pewnej chwili zobaczyłem mojego chłopaka, siedzi na ławce.
K: Hej, Mex! - gdy mnie zauważył, odłożył telefon i wstał, tuląc mnie mocno na przywitanie.
M: Hola~ - zbliżył swoją twarz do mojej, aby następnie delikatnie musnąć moje usta. Zarumieniłem się na ten czyn, posyłając mu ciepły uśmiech.
K: To co teraz robimy? Mamy godzinę do rozpoczęcia lekcji.
M: Chce ci się tam dzisiaj iść?
K: Nie... - przyznałem.
M: Może opuścimy lekcje? Moich rodziców nie ma, możemy zostać w domu.
K: Nie, wykluczone. Nie mogę wagarować.
M: Oj no weź, ten jeden raz! Nie bądź takim świętoszkiem...
K: Przepraszam Mexi, ale nie. - powiedziałem stanowczym głosem.
M: Okej... To pójdę do szkoły, skoro i ty idziesz.
A teraz przespacerujmy się parkiem, póki mamy trochę czasu. - uśmiechnął się, chwytając mnie za rękę. Splotłem nasze palce i zaczęliśmy iść.
Pov. Meksyk
Zaraz nie wytrzymam poczucia winy, które mnie męczy. Kanada mnie kocha, ja jego też, ale... Myślę o Ameryce. To okropne, prawda?
Mój chłopak jest cudowny, ale Ame sprawia, że nie potrafię się opamiętać! Taki drobny, delikatny, na bank totalnie uległy, ja... Uh, nienawidzę się za to.
Pov. Ameryka
Wbiegłem do klasy zdyszany, witając się zwykłym "dzień dobry, przepraszam za spóźnienie!". Usiadłem na końcu sali, sam. Wyciągnąłem książki i zeszyt, po zapisaniu tematu zacząłem rozglądać się po klasie. Hmm... Zero uśmieszków, żartów i kpin w moim kierunku. Chwila... - spojrzałem na Łotwę, siedzi on na początku pomieszczenia. Oh... Między okiem a policzkiem ma parę ciemnofioletowych siniaków, posiada również przyklejony z pomocą plastra gazik jałowy do miejsca w okolicy łuku brwiowego. Um... Nie powinienem tak myśleć, ale zasłużył sobie. Nawet na mnie nie patrzy, nic. Czuję jednak czyiś wzrok na sobie. Odwróciłem głowę w lewo, w ławce obok siedzi Chiny, gapiąc się na mnie.
Momentalnie przestał, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. On wczoraj próbował mi pomóc, gdy Łotwa zaczepił mnie w szatni. Nie chcę, ale chyba powinienem mu podziękować, to totalnie chamskie jeśli tego nie zrobię. Oczywiście dalej brzydzę się jego osobą, ale jednak podziękowania się należą, chociażby za samą próbę pomocy.
Oderwałem kawałeczek strony z zeszytu, wziąłem długopis w dłoń i napisałem:
" Hej, dzięki za to, że wczoraj chciałeś pomóc mi z Łotwą. Dziękuję dopiero dziś, bo wczoraj sporo się działo i po prostu zapomniałem." - gdy liścik był gotowy, zgniotłem to w kulkę, by następnie rzucić do Chin. Ten lekko zdziwiony rozwinął kawałek papieru. Po niedługim czasie pod moją ławkę wpadł zgnieciony papierek. Podniosłem to i rozwinąłem, jak się okazało to odpowiedź:
" Nie ma za co, ja po prostu jestem ci to winien. Mam nadzieję, że jest dziś okej i Łotwa cię nie zaczepił, co mu się stało?" - odwróciłem kartkę i odpisałem:
" Nie ważne. W każdym razie dzięki, ale nie pisz już do mnie plz" - to na bank brzmi wrednie, cóż... Mimo wszystko nie chcę mieć z nim nic wspólnego, nie zapomnę mu tamtego. Tak, nie lubię nazywać "tego" po imieniu. Wogóle to po co ja znowu gadam do siebie w myślach...? - wreszcie rzuciłem kartkę Chinom, kulka papieru trafiła go w twarz. Po kryjomu przyglądałem się mu się jak czytał, gdy skończył to zgniótł karteczkę, wrzucając ją do plecaka. Na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas i żal, jednak nie szkoda mi go. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, że znów się razem śmiejemy i kumplujemy, prędzej zwymiotowałbym, niż powiedział "jesteśmy spowrotem kumplami, Chiny!". Chyba pisząc list i dziękując zrobiłem mu na moment fałszywą nadzieję, ale podziękować wypadało.
Reszta lekcji minęła w zadziwiająco szybkim tempie, o dziwo nawet trochę słuchałem tego, co tłumaczył nauczyciel.
Gdy dzwonek zakończył trwanie nieciekawej lekcji, włożyłem do plecaka wszystko, co miałem na ławce. Pospiesznie opuściłem pomieszczenie, razem z resztą osób. Gdy usiadłem pod następna salą, dosiadła się do mnie Japonia.
J: Hej, Ameryka!
A: Cześć. - odpowiedziałem. : - Coś się stało? - zapytałem.
J: Tak. Co się stało Łotwie? To ty go tak załatwiłeś? - brzmiała tak, jakby sama w to nie wierzyła.
A: Nie... - mruknąłem.
J: Myślę, że ma to jednak związek z tobą. Czyżby to Rosja? - cholera, nie jest głupia.
A: No tak. Tylko nie mów tego nikomu, dobra? Nie chcę, żeby Rosja miał problemy. Obronił mnie przed atakiem Łotwy.
J: Ale- - nie dałem jej skończyć.
A: Nie ma ale! Po prostu nie mów nikomu, okej?
J: Niech będzie... - powiedziała cicho. Wtedy Korea Południowa ją zawołał, więc poszła w jego stronę.
Po południu
Właśnie wracam ze szkoły, muszę przyznać, że dzisiejszy dzień był naprawdę udany. Niby nie działo się nic takiego, jednak to, że mi nie dokuczali sprawia, że cieszy mnie ta sytuacja.
Gapiłem się w telefon i nagle wpadłem na kogoś, typowe dla mnie... Upadłem na ziemię i usłyszałem:
R: Co robisz jeban- Ame?! - uff, to tylko Rosja... Jakim cudem ja zawsze wpadam na kogoś, kogo znam?
A: Ugh... Przepraszam, powinienem patrzeć przed siebie. - przyznałem.
R: To moja wina, ja nie uważałem... - wtedy wyciągnął rękę w moja stronę, złapałem ją. Pomógł mi wstać, zaczynając rozmowę na środku chodnika : - Wracasz już ze szkoły?
A: Mhm.
R: A może zobaczymy się dzisiaj? Pójdziemy na spacer, do mnie, czy cokolwiek. - zaproponował.
A: Em... Okej. A o której?
R: Napiszę ci jeszcze, w porządku?
A: Jasne. Idę już, pa! - szybko zakończyłem rozmowę, odchodząc.
Pov. Rosja
Zaprosiłem Amerykę do siebie i nie ukrywam, że jestem zawiedziony. Wyglądał na niechętnego, utwierdza mnie to w przekonaniu, że mu się nie podobam... Tak nie może być.
Może ma mi za złe wczorajszy atak na Łotwę?
Muszę się dowiedzieć, czy ten nadal mu dokucza.
Spędzimy razem wieczór. Lub przejdźmy się na spacer przy zachodzie słońca? Chcę, aby było romantycznie.
Pov. Ameryka
Wieczorem, około godziny 20.00 dostałem SMS-a od Rosji. Szczerze, myślałem że już nie napisze.
Zaprosił mnie na spacer do parku. Właśnie wybieram sobie ubrania, moją uwagę przykuła ciemnoszara bluza z długim rękawem i czarne, targane jeansy. Do kieszeni schowałem telefon, wziąłem także jakieś drobne w razie, gdyby ten zaproponował kupienie hamburgerów / słodyczy.
Napisałem mu, że już wychodzę.
Jeśli chodzi o rodziców, zgodzili się. Gdy zszedłem z mojej dróżki na chodnik, wyciągnąłem telefon z kieszeni, aby zająć się czymś na kolejne nudne minuty drogi. W końcu byłem obok parku, przy bramie spostrzegłem Rosję. Przebiegłem na drugą stronę ulicy nawet nie biorąc pod uwagę tego, że powinienem skorzystać z pasów. Gdy dobiegłem do chłopaka, nie zdążyłem nawet nic powiedzieć, bo ten mocno mnie przytulił. Zdziwiłem się na to co zrobił, jednak po kilku sekundach odwzajemniłem przytulasa.
Pov. Rosja
Właśnie przytulam do siebie Amerykę, czuję, jak moje policzki płoną żywym ogniem. Trzymanie tego drobnego słodziaka w objęciach to coś wspaniałego! Niestety, po kilku sekundach przestał mnie obejmować.
A: Hej, Russ. - przywitał się.
R: Cześć, cieszę się, że cię widzę. - uśmiechnąłem się, co odwzajemnił. : - Masz ochotę na lody? Ja stawiam jak coś. - zaproponowałem nagle.
A: No okej, ale ja sam za siebie zapłacę, bo wziąłem pieniądze. - powiedział.
R: Jak chcesz. W parku też jest mała budka z lodami, możemy je sobie kupić, a później pójść nad staw parku.
A: Dobry pomysł! To prowadź, ten park jest duży i nie wiem, gdzie są lody.
R: Chodź za mną. - odparłem, po czym zaczęliśmy iść obok siebie, poruszając się jedną z alejek parku. Nasze dłonie bądź palce co jakiś czas lekko się stykały, chciałbym je połączyć... Ale nie mogę, to byłoby conajmniej nie na miejscu, zresztą nie zareagowałby chyba pozytywnie. Choć naprawdę chciałbym chwycić jego drobną, ciepłą rękę...
Niedługo później stanęliśmy przy przenośnej budce z lodami.
A: Okej, możesz kupić pierwszy. - oznajmił, uśmiechając się pogodnie.
R: No dobra. - odparłem, po chwili kupując swoje lody. Wziąłem bakaliowe, Ameryka śmietankowe.
Zaczęliśmy iść teraz w opustoszałą część parku, na tyły stawu. Rozmawialiśmy jedząc, dojście na miejsce nie zajęło nam wiele czasu. Usiedliśmy pod drzewem, przed nami była woda.
Ameryka opowiadał, że Łotwa zostawił go w spokoju, mówił to z uśmiechem, dlatego czuję się spełniony, bo Ame jest szczęśliwy. Spojrzałem na jego twarz, próbując się nie zaśmiać.
A: Czy coś się stało? Mam coś na twarzy? - pytał, dotykając swojej skóry.
R: Masz trochę loda. - zaśmiałem się. Chłopak próbował to zetrzeć, jednak nie umiał trafić akurat w to miejsce.
A: Gdzie?
R: Tutaj. - wtedy zbliżyłem się do niego. Nasze twarze były naprawdę bardzo, bardzo blisko, Ameryka spoglądał na mnie zakłopotanym wzrokiem, lekko się rumieniąc. Podniosłem rękę i starłem kciukiem odrobinę stopionego loda, tym samym przejeżdżając po całej długości policzka. Ameryka spuścił wzrok, nie umiał spojrzeć mi w oczy, dlatego chwyciłem jego podbródek, następnie unosząc twarz chłopaka tak, by był zmuszony do spojrzenia na mnie.
A: R-Russ... Co robisz? - zapytał, widocznie paląc się ze wstydu.
R: Nic, tylko patrzę. - oznajmiłem, uśmiechając się delikatnie. W końcu puściłem jego twarz, policzki Amerykanina były oblane pokaźnym różem.
A: Okej...? - mruknął, aby po chwili wrócić do lizania loda. Ja też zacząłem jeść swojego, bo czułem, że już spływa mi po dłoni.
Przez chwilę nie było o czym gadać, ze względu na mój dziwny odpał. Co jakiś czas spoglądałem na Ame, jego włosy zasłaniają mu prawe oko, chyba ich sobie dzisiaj nie ułożył. Hehe...
Ponieważ jest już po dwudziestej, niedługo później zaczęło się ściemniać. Mimo iż pomarańczowe słońce odbijało się jeszcze od wody, niebo na końcu parku było już granatowe, pokryte gwiazdami. Ameryka przerwał naszą rozmowę, kładąc się na miękkiej trawie.
R: Co robisz? - zapytałem.
A: Chcę popatrzeć na gwiazdy, są przepiękne. Też spróbuj! - zachęcił mnie. Położyłem się tuż obok, patrząc w niebo. : - Uwielbiam je oglądać... - rozmarzył się młodszy chłopak.
R: Mnie kojarzą się one z twoimi oczami. - przyznałem, lekko ściszając głos.
A: Haha, niby czemu? - Ameryka spytał z rozbawieniem.
R: Mocno kojarzą mi się z twoimi oczami, bo są tak samo piękne i lśniące, jak one. - stwierdziłem, zgodnie z prawdą. Chłopaka chyba zatkało, bo przez jakieś dziesięć sekund milczał.
A: Mówisz poważnie...? - zwrócił się w moją stronę.
R: Mhm... - potwierdziłem.
Pov. Ameryka
Ja naprawdę nie wierzę w to, co usłyszałem. Nikt nigdy nie powiedział mi, że mam piękne oczy.
No, może raz taka jedna osoba w starej szkole, ale to przeszłość. Leżymy sobie na trawie, stykając się lekko barkami.
R: Wiesz... Niewygodnie leży mi się w ten sposób, chyba usiądę, opierając się o drzewo. - usłyszałem po chwili. Rosja podniósł się, by za moment usiąść przy drzewie rosnącym tuż obok nas.
A: Mnie też źle się tak leży, bo trochę głowa mi opada. Ale nie chcę ci zajmować drzewa, hah...
R: Możesz dalej leżeć, połóż sobie głowę na moich kolanach to ci będzie wygodniej. - zapewnił.
A: Nie wydaje mi się, mimo to skorzystam z propozycji. - uśmiechnąłem się. Zbliżyłem się do Rosji, kładąc swoją głowę na udach starszego. Faktycznie, okazało się to wygodniejsze. Spojrzałem na niebo, jednak moją uwagę przykuła ushanka, spoczywająca na głowie licealisty. Gdy najmniej się tego spodziewał, zszarpnąłem ją, łapiąc do rąk.
R: Co robisz? - zapytał. Nie odpowiedziałem mu nic, zamiast tego na chwilę podniosłem głowę, żeby założyć sobie czapkę. Jej miękkie futerko przyjemnie grzało, już wiem, czemu Russ ciągle ją nosi. Nadal trzymając głowę na jego kolanach, patrzyłem mu w oczy.
W pewnej chwili Rosja zerwał kontakt wzrokowy, patrząc w inną stronę. Poczułem, jak kładzie swoją rękę na moich włosach. Zawstydziłem się nieznacznie, po chwili mówiąc:
A: Widzę, że masz słabość do moich włosów, skoro tak często ich dotykasz. Haha...
R: Oj no, są po prostu takie puchate i miękkie, że ciężko ich nie dotykać! - wtedy poczułem, jak jedna ręką delikatnie przeczesuje kosmyki, palce drugiej zaś są zatopione w skórze mojej głowy, ostrożnie po niej błądząc. Mruknąłem cicho pod wpływem dotyku, mimo że wiem, jak to wygląda...
Myślę, że podobam się Rosji... Nie jestem pewien, co ja sam do niego czuję. No jest przystojny, opiekuńczy, kochany i śmieszny, ale sam nie wiem... On to licealista, postrach szkoły, a ja chodzę nadal do gimnazjum i nie potrafię się nawet obronić...
Nie zauważyłem nawet, kiedy przybliżyłem się do Rosji i na wpół leżałem, tuląc twarz do jego bluzy.
Pachnie tak ładnie... Chyba wyperfumował się przed spotkaniem. Teraz leżałem bokiem, a on gładził otwartą dłonią moje plecy. Podniosłem wzrok na jego twarz, wtedy nasze spojrzania się spotkały. Cholera, on serio jest przystojny...
Pov. Rosja
Nie wierzę, właśnie jestem w dość romatycznej sytuacji z Ameryką! Moje policzki pokrywa lekki rumieniec, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Czyżby się we mnie zauroczył? Czuję się wyjątkowo, bo chyba do nikogo innego w ten sposób się nie tuli. Niewiele myśląc chwyciłem go pod pachami i uniosłem w górę. Posłał mi bardzo zdziwone i zmieszane spojrzenie, wtedy przybliżyłem go do siebie, kładąc w ramionach.
Mocno przytuliłem go, jakby chcąc obronić przed całym złem tego świata.
A: Co robisz...? - powiedział cicho. Widziałem, że jego policzki są całe czerwone, przesłodko wygląda w ten sposób!
R: Przytulam najsłodszą osobę na świecie~ - Moje próby flirtu są żałosne. W każdym razie, widzę że Ameryka bardziej się zawstydził.
A: ...Dziękuję. Też cię lubię. - odparł, wtulając się we mnie bardziej. Chwila... Co Ame ma na myśli mówiąc, że mnie lubi?
Siedzieliśmy w ten sposób przez kolejne kilka minut. Włosy Ameryki ocierały się o moją twarz, pachną tak przyjemnie i świeżo...
W końcu jednak podparł się na rękach i wstał.
R: Gdzie idziesz? - spytałem.
A: Wiesz... Jest już dosyć późno, a ja jeszcze nie odrobiłem lekcji. Rodzice może się wkurzą, że wracam o tej porze do domu.
R: Oh... Rozumiem. Może cię odprowadzić? - zaproponowałem.
A: Chętnie. - odpowiedział, uśmiechając się słabo. Również podniosłem się z ziemi, by po chwili dołączyć do Ameryki. Niższy chłopak szedł bardzo blisko mnie, rozglądając się bacznie po ciemnych już alejkach parku.
R: Co się dzieje, Ame? - zapytałem, widząc niepokój na jego twarzy. On tylko westchnął, by po chwili powiedzieć:
A: To po prostu... Wspomnienia. Złe wspomnienia. - mówił niejasno, jednak ja zrozumiałem, co ma na myśli. Wtedy, gdy znalazłem go w parku... Boże, ale ja bym zajebał tego, kto tak skrzywdził mojego Ame.
R: Spokojnie... Przy mnie ci się nic nie stanie, nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu. - po wypowiedzeniu tych słów Amerykanin zatrzymał się, nim zdążyłem zorientować się czemu, złapał mnie w szczelnym uścisku. Również go przytuliłem, jednak te czułości nie trwały długo, zaledwie kilka sekund. Oderwaliśmy się od siebie, by kontynuować powolny powrót do domu, w ciszy. Co jakiś czas patrzałem na twarz chłopaka. Jest taki ładny i słodki...
Pov. Ameryka
Właśnie stanęliśmy razem Rosją przed moim domem. W trakcie spaceru nie odzywaliśmy się do siebie, jednak nie była to niezręczna cisza. Miło się szło. W parku poprzytulaliśmy się do siebie, nie ukrywam, że podobało mi się to...
Przykro mi, że teraz musimy się rozejść.
A: Pora na mnie, dzięki za dzisiejszy wieczór, Russ.
R: Nie ma za co, Ame. To ja ci dziękuję za to, że zdecydowałeś się ze mną umówić na spacer. - wtedy poczułem, że kładzie swoją dłoń na moim policzku. Zalałem się rumieńcem, a świat tak jakby nagle zawirował. Rosja zaczął powoli się do mnie przybliżać. Byliśmy bardzo, bardzo blisko... Nasze twarzy już prawie się ze sobą zetknęły, ale nagle Rosja odskoczył ode mnie. : - Przepraszam! Nie powinienem i... Pójdę już. - zawstydził się mocno, odwracając w swoją stronę. Zaczął odchodzić szybkim krokiem, po chwili rozpoczynając bieg. Ja tylko stałem i patrzyłem, towarzyszyło mi uczucie zamurowania. Czy on chciał mnie... Pocałować? - wszedłem po chwili do domu. Rodzice siedzą na kanapie, jedząc jakieś tortille.
WB: Ameryka? O której ty wracasz do domu? Założę się, że nie odrobiłeś nawet lekcji! Martwiliśmy się! Jeszcze chwila i poszlibyśmy cię szukać!
A: Przepraszam... Obiecuję, że już nie wrócę tak późno. Idę zrobić lekcje. - odparłem zrezygnowany. Poszedłem na górę, nie myślałem jednak o odrabianiu zadań. Moją głowę zaprzątała jedna, jedyna myśl; czy ja podobam się Rosji? I najważniejsze - czy on podoba się mnie?
Jest przystojnym chłopakiem i nie jedna laska ślini się na jego widok. A co jeżeli Rosja te wszystkie czułości daje tylko po przyjacielsku? Co, jak ja odbieram to wszystko jako podryw? Bycie gejem jest czasami trudne. Moje obawy przerwał odgłos przychodzącego powiadomienia. Wyciągnąłem telefon z kieszeni.
Od: Rosja: Muszę cię przeprosić... Spieprzyłem całą naszą przyjaźń... Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać, to rozumiem cię. Myślałeś, że znalazłeś przyjaciela, a ja co?
Odwaliło mi, to był jebany błąd i nie chciałem tego zrobić, Ame... - po przeczytaniu wiadomości zesztywniałem. Głupi ja, co mam mu odpisać?
Od: ja: Rosja, nie zrobiłeś niczego złego.
Od: Rosja: Właśnie że tak. Nie będę się już lepiej odzywał. - po przeczytaniu tej wiadomości zesztywniałem. Natychmiast napisałem:
Od: ja: Oszalałeś?! Rosja, ja nie jestem na ciebie za nic zły! Porozmawiajmy jutro w szkole!
Czekałem jakieś piętnaście minut, aż odpisze, bez skutku. Później niedbale odrobiłem pracę domową, wziąłem prysznic, założyłem piżamę i leżałem w łóżku, gapiąc się na sufit. Nie zjadłem nawet kolacji. Ja nie chcę, żeby Rosja odszedł!
On jest cudowny i... Fuck, miewam wrażenie, że...
Też coś do niego czuję
______________________________________
I co ja mam tu napisać? Ames się zakochał >w<
Wgl, senna_Senia narysowała fanarta do tej książki :'0
Jest śliczny, Ame wyszedł tu przesłodko :33
Dziękuję bardzo! <33
Kolejny rozdział to będzie rozdział 40.
A to dopiero POŁOWA książki XDD
3310 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro