37. Miłe popołudnie
Pov. Ameryka
Odczułem ulgę, gdy lekcja w-f'u dobiegła końca.
Pospiesznie wybiegłem z sali gimnastycznej, wpadając do przebieralni. Prawie nikt nie zdecydował się przebierać, bo teraz idziemy do domu i jest ciepło. Ja jednak należę do jednego z niewielu - chcę się przebrać, nie przepadam za chodzeniem w przepoconym stroju. Rosja szybko zmienił ubranie i opuścił pomieszczenie, razem z kumplami z klasy.
R: Ame, ja już idę. Zaczekam na ciebie przed szkołą, okej?
A: Jasne - odpowiedziałem. Kiedy wyszedł, w przebieralni zostało tylko parę chłopaków z mojej klasy, reszta, czyli Korea Południowa, Chiny, Niemcy i Polska wyszli.
Zacząłem zdejmować spodenki z wf, aż usłyszałem:
Ł: Mmm, Ameś! Ale masz jędrne uda! Przed iloma je rozkładałeś? - zaśmiał się, co klasa zaczęła naśladować.
A: Pierdol się... - mruknąłem zawstydzony. Łotwa to debil...
Ł: Nie dzięki, ja nie pierdolę się za kasę tak jak ty! - ponownie usłyszałem, jak klasa się śmieje.
: - Może powiesz nam, za ile dajesz? Dziwka jebana! - poczułem, jak do moich oczu napływają łzy. Zostałem popchnięty w stronę ściany, inni śmiali się i nagrywali całe zdarzenie. Zdecydowanie nie było mi do śmiechu, gdy Łotwa
wziął mój plecak, grzebiąc w nim. : - Ej, ludzie, patrzcie! Może znajdziemy tu jakiś lubrykant, hm?
- zaczął wyrzucać z plecaka moje rzeczy. Chciałem mu je odebrać, jednak zostałem popchnięty, w konsekwencji czego wylądowałem na ziemi.
A: Oddajcie mi to! Proszę... - nagle usłyszałem coś, co od razu dało mi poczucie bezpieczeństwa.
R: Oddaj mu to. - Rosja... Zimny głos wysokiego licealisty sparaliżował wszystkich.
Nie wiem nawet, kiedy on tu wszedł. Łotwa za jednym zamachem stracił całą pewność siebie. Moi "koledzy" z klasy zaczęli wycofywać się powoli, bokiem z szatni, a Rosjanin przyciągnął Łotwę do siebie, patrząc na młodszego nienawistnym wzrokiem.
Ł: ... P-przepraszam! Już mu oddaję! - w jego oczach widoczna była panika, zaczął w pośpiechu wkładać rozrzucone przedmioty do mojego plecaka. I dobrze mu tak.
R: Teraz masz go przeprosić i oddać plecak.
Ł: A-Ameryka... Przepraszam. - powiedział, niechętnie podając mi torbę. W przebieralni była już tylko nasza trójka.
R: A teraz stąd wypierdalaj! - krzyknął gwałtownie, uderzając Łotwina z pięści w twarz. Usłyszałem mocne uderzenie i pisk bólu ze strony Łotwy.
Zaczął szlochać, szybko chwycił swoją torbę, po czym wybiegł tak szybko jak mógł, trzymając się za zaczerwienioną od uderzenia skórę. Rosja spojrzał na mnie, po czyn uklęknął. : - Nic ci nie jest?
A: Nic... Rosja, dziękuję za pomoc! Dobrze że mu dałeś w mordę, zasłużył sobie!
R: Dlaczego ci dokuczał? - ponownie zapytał.
A: Nie chcę o tym rozmawiać... I proszę, nie nalegaj. - mruknąłem.
R: Niech ci będzie... Tylko nie płacz już. - powiedział, zbliżając nasze twarze do siebie. Otarł kciukiem słone łzy spływające po mojej skórze, uśmiechając się łagodnie.
A: Dziękuję Russ... - wpadłem w jego ramiona, wtulając twarz w zgięcie szyi wybawcy.
On objął mnie jednym ramieniem, drugą ręka głaskał moje włosy.
R: Te gnojki jeszcze pożałują. Gwarantuję ci, że jeśli cię skrzywdzą ponownie to potraktuję ich tak, jak Meksyk. - szepnął mi do ucha, na co przeszedł mnie lekki, przyjemny dreszcz.
Boże, jaki Rosja jest troskliwy! No, może nie ogólnie, ale w stosunku do mnie taki jest.
_____
Od tego zdarzenia minęły dwa dni.
Moje oczy były wpatrzone w zegar, z niepokojem czekałem na koniec lekcji. To jest ostatnia dzisiaj, w dodatku piątek, dzięki Bogu. Głos nauczyciela utknął w bezsensownym tłumieniu, gdy mój umysł odszedł na ostatnie minuty zajęć.
Kiedy upragniony koniec lekcji nastąpił, wybiegłem z klasy jak poparzony. Nie chcę ponownie paść ofiarą żartów, wyzwisk czy innych takich rzeczy. Na szybko przebrałem buty w szatni, wychodząc z budynku szkoły. Wczoraj z Rosją zaplanowaliśmy, że początek weekendu spędzimy razem - chcemy wybrać się za jakieś dwie godziny na skuter! Obecnie wracamy do naszych domów obok siebie, idąc ramię w ramię. Zjemy obiad, weźmiemy jakieś rzeczy i jedziemy na ten skuter!
Pov. Rosja
Ameryka i ja rozmawiamy sobie o tym, co będziemy robić po południu. Postanowiłem, że wezmę go na skuter, bo wiem że ten to uwielbia.
Ame ma dziś lepszy humor niż ostatnimi dniami, więc myślę, że skończyli mu dokuczać. Jeśli ktoś ponownie go skrzywdzi, to grubo pożałuje.
Nagle wpadł mi do głowy super pomysł.
R: Ameryka, mam dobry pomysł. Możemy wziąć stroje kąpielowe i popływać w jeziorze!
A: Ale jak to...? Tam można się kąpać?
R: Można, latem pływa w nim masa osób. Teraz jest rok szkolny i raczej nie będzie wielu ludzi.
A: W takim razie okej! Jest upalny dzień, myślę że będzie fajnie. A tym bardziej, że w jeziorze jest czysta woda. - ucieszył się.
R: To super! Nie zapomnij stroju i przyjdź pod mój dom o 17.00, dobra?
A: Pewnie! - zauważyliśmy, że już jesteśmy przy uliczce prowadzącej do mojego domu.
R: Dobra, ja już idę. Do zoba! - pożegnałem się.
A: Pa!
Pov. Ameryka
Pożegnałem się z Rosją, kontynuując powrót do domu samotnie. Pływanie w dzisiejszym dniu to super pomysł! Z pewnością będzie fajnie, już nie mogę się doczekać...
Kiedy dotarłem do domu, zauważyłem że rodzice są w ogrodzie, cieszą się początkiem weekendu leżąc na leżakach w słońcu. Zacząłem po cichu zbliżać się w ich kierunku. Kiedy stałem tuż obok, krzyknąłem:
A: Hej mamo, hej tato!! - zacząłem się śmiać, gdy ci niemal wywrócili leżak ze strachu.
F: Ameryka! Oszalałeś?!
A: Haha, sorry! Kiedy obiad? - zapytałem.
WB: Dopiero wróciłeś ze szkoły i już pytasz o obiad, synu?
A: No tak, bo o 17.00 wychodzę z Rosją.
WB: Znowu z nim...? - zapytał ojciec marudnym głosem.
A: Oh tato, Rosja jest spoko! Przyjaźnimy się!
F: Niech ci będzie, idź... Nie zrobiłam na dzisiaj obiadu, więc musisz sobie sam wymyśleć coś do jedzenia.
A: Czy mogę zamówić pizzę dla mnie i Kanady?
F: Nie. Mamy jedzenie w domu. - oznajmiła moja mama, na co fuknąłem z irytacji.
A: To idę sobie coś zrobić... - zacząłem kierować się w stronę otwartego tarasu. Położyłem plecak obok kanapy, spostrzegłem że w kuchni jest Kanada. Mój brat szybko mnie zauważył.
K: O, cześć Ame! Robię pankejki dla mnie, chcesz trochę?
A: Tak! Dzięki! - ucieszyłem się, że nie muszę sam przygotowywać sobie jedzenia. Pobiegłem do swojego pokoju, w celu przebrania się. Jest 16.00, więc za godzinę muszę wyjść. Zdecydowałem, że założę kąpielówki, a na to normalne ubrania.
Kiedy byłem już przebrany, właściwie gotowy do wyjścia, usłyszałem jak Kanada mnie woła.
Zbiegłem więc po schodach na dół, od razu dopadł mnie przyjemny zapach pankejków.
Kanada położył talerz przede mną, następnie polewając syropem klonowym.
K: Smacznego, Ame! - powiedział ze swoim ciepłym uśmiechem. Boże, mój brat jest kochany!
A: Dziękuję, bro! - zacząłem jeść ze smakiem.
K: Tak wogóle to jesteś ładnie ubrany, dokądś się wybierasz? - zapytał.
A: Um... No tak. Wychodzę za godzinę.
K: Uu, a dokąd?
A: Idę z Rosją na... Na spacer. - skłamałem. Gdyby usłyszał o skuterze i pływaniu, pobiegłby do rodziców na skargę. Nie zrobiłby tego ze złości, ale z troski. Jest kochany, tylko że zbyt się o mnie martwi.
Godzinę później byłem już zupełnie gotowy do wyjścia. Wyszedłem z domu, niosąc niewielki plecak na ramionach. Wpakowałem do niego ręcznik i telefon, bo kąpielówki mam już na sobie, pod jeansami i koszulką. Po kilkunastu minutach marszu byłem przed domem Rosji. Ten stał w ogrodzie, czyszcząc skuter, jakby była to jakaś specjalna okazja. Mniejsza. Rozpromienił się w momencie, gdy zauważył że stoję już przy bramie.
R: O, cześć Ameryka!
A: Hejka! Masz wszystko? - zapytałem.
R: Tak, w torbie. A ty? Masz kąpielówki już na sobie?
A: Yeah, pod spodniami. Jedziemy już?
R: Haha, widzę że jesteś niecierpliwy. Jasne, jedźmy. - odpowiedział, na co uśmiechnąłem się. Rosja założył torbę na ramię i powiedział, żebym usiadł obok niego. Usiadłem zaraz za nim, obejmując chłopaka w pasie. : - Ame czekaj, nie mamy kasków. - oznajmił. Zszedł z skutera i poszedł do garażu. Wrócił z dwoma kaskami, podał mi jeden.
Założyłem ową rzecz na głowę, podobnie tak jak Rosja. Usiadł przede mną.
R: Złap się mnie mocno i ruszamy. W porządku?
A: Jasne! - odparłem, obejmując go ramionami w pasie. Słyszałem, jak Rosja zaśmiał się pod nosem, chwilę później ruszając. Wyjechaliśmy przez bramę, czułem przyjemne ciarki na plecach, gdy wiatr trzepotał moim t-shirtem. Jest dziś naprawdę upalny dzień, myślę że nad wodą będzie wiele osób... Mijaliśmy drzewa i domy, wszędzie w oddali widać lasy. Gdy wiatr nieprzyjemnie muskał moją twarz, wtuliłem ją w plecy Rosjanina. Jest taki ciepły, czuję się przy nim naprawdę bezpiecznie i dobrze. Tuliłem się do chłopaka przez kolejne kilka minut, aż wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Będąc już na końcu miasteczka, staliśmy przed lasem i polaną. Rosja zaparkował skuter i odłożyliśmy kaski.
R: Jak minęła droga? - zapytał.
A: Wspaniale... - przyznałem. Przed nami rozciągało się poznane niedawno jezioro. O dziwo było tu bardzo, bardzo mało osób, bo tylko pięć i to po jego drugiej stronie!
R: Woah, jak mało osób! - zdziwił się chłopak.
A: No... Wygląda na to, że będziemy mieli spokój od hałasu i innych. - uśmiechnąłem się. Kiedy stanęliśmy na brzegu jeziora, włożyłem rękę do wody. Jest ona ciepła i bardzo czysta, co jest rzadkością w jeziorach.
R: To co? Też mam już kąpielówki pod ubraniami, więc możemy zdjąć ciuchy i iść do wody. - oznajmił. Zaczął zdejmować koszulę, ja miałem uczynić to samo. Poczułem, jak narasta we mnie panika... Nie chcę zdejmować koszulki... Pamiętam wszystko, co zrobił mi Chiny i... Boję się! Nim zauważyłem, Rosja był już w samych kąpielówkach, ja z kolei w dalszym ciągu stałem, nic nie robiąc.
: - Ame, co z tobą? - usłyszałem.
A: Umm... Bo widzisz... Wstydzę się trochę. - przyznałem. Po chwili jednak zacząłem zdejmować bluzkę, odsłaniając nagą klatkę piersiową. Później zsunąłem jeansy. Kiedy byłem w samym stroju kąpielowym, czułem się mocno skrępowany.
R: Wszystko w porządku? - usłyszałem. Gdy podniosłem wzrok, moja twarz pokryła się rumieńcem, policzki piekły niemiłosiernie i nie, to nie przez dzisiejszy upał. Rosja jest taki przystojny... Też chciałbym wyglądać w ten sposób...
A: Um... Wszystko jest okej. Może wejdziemy już do wody?
R: Dobry pomysł, jest strasznie gorąco. Umiesz pływać?
A: Tak.
R: To super, chodźmy! - wtedy zaczęliśmy wchodzić do wody. Na początku było płytko, dopiero dalej robiło się stopniowo coraz głębiej. Kiedy woda sięgała mi do szyi, Rosji ledwie sięgała do klatki piersiowej. To nie fair, że jestem niski! Starszy chłopak prowokacyjnie zaczął iść dalej, a ja musiałem płynąć. : - Haha, czyżby brakło ci gruntu? - zaśmiał się.
A: ...Nie denerwuj mnie.
R: Oj, mały Ameś będzie zły? - zapytał z udawanym zmartwieniem.
A: Przestań! - warknąłem.
R: Dobra, nie denerwuj się, haha... - nagle poczułem, jak coś obejmuje mnie wokół pasa.
A: Hej! Puść! - szarpałem się. Rosja uniósł mnie wysoko, śmiejąc się z mojej bezradności. W końcu położył mnie, jednak nie mogłem dotknąć już dna i wpadłem pod wodę. Od razu wypłynąłem na wierzch, chlapiąc starszego wodą.
Później zaczęliśmy się nawzajem chlapać, chwilę popływaliśmy. Z czasem jednak chcieliśmy wyjść z wody, nie na długo.
R: Mam w plecaku kocyk, może go rozłożymy? - zaproponował.
A: Jasne! - ucieszyłem się. Rosja poszedł w stronę pozostawionego plecaka, a ja przyglądałem się mu. Z jego ciała nadal ocieka woda, jest naprawdę gorący... Nie powinienem tak myśleć, wiem... Kiedy wrócił, wyciągnął z torby koc. Rozłożył go, poklepując miejsce obok siebie.
R: Mam w plecaku parę słodyczy, możemy później sobie zjeść, co ty na to?
A: Chętnie. - uśmiechnąłem się. Rosja chwycił za butelkę wody, pijąc. Zdecydowaliśmy, że wrócimy do jeziora. Już mieliśmy do niego wejść, ale zaczepiła nas para osób. Jak się okazało, była to dwójka dziewczyn w strojach kąpielowych. Nie wiem jakie to kraje, ale ciekawe, czego chcą.
? : Hejka, chłopaki! Może chcielibyście spędzić z nami trochę czasu? - wtedy odezwał się Rosja.
R: Znamy się?
? : Nie, ale możemy się poznać! - uśmiechnęła się, podając rękę Rosji. Następnie druga uczyniła to samo. Przedstawiły się, nie słuchałem ich wcale.
? : A on? - zapytała jedna, patrząc na mnie.
A: Jestem Ameryka. - powiedziałem znudzonym, niezadowolonym głosem. Rosja rozmawia z tymi dziewczynami, widzę jak się na niego gapią, prawie im ślina cieknie. Nie podoba mi się to... Czy ja jestem zazdrosny...?
Pov. Rosja
Właśnie rozmawiam z dwoma dziewczynami. Widzę, że gapią się na mnie maślanymi oczami, próbują flirtować, to jest aż zabawne jak patrzą się na moją klatę. Tymczasem Ameryka stoi obok, szlifując je morderczym wzrokiem.
Nie ukrywam, bardzo mi się podoba, że jest o mnie zazdrosny. Jedna z dziewczyn wyrwała mnie z transu.
Pov. Ameryka
? : A powiedz nam... Może chciałbyś gdzieś z nami wyjść? - zachichotała, wpatrując się w oczy Rosji. Poczułem, jak moje ręce zaciskają się w pięści.
R: Przykro mi, ale jestem już zajęty. - oznajmił z uśmiechem. Byłem w szoku... Rosja ma już kogoś?
? : O, to musi być wielka szczęściara!
R: Chyba raczej szczęściarz. - powiedział, po czym schylił się do mnie, całując w policzek. Byłem w kompletnym szoku, moja twarz na pewno wygląda w tej chwili jak burak...
Chwyciłem się za policzek, czując "gejowską panikę". Boże, nie wierzę że to zrobił... Jestem cały czerwony, mam wrażenie że moja twarz ma temperaturę słońca.
? : Oh... Too... My już sobie pójdziemy... - oznajmiła jedna z dziewczyn, zrezygnowanym tonem. Obydwie odeszły, a ja nadal stałem w miejscu.
Rosja spojrzał na mnie.
R: Co się dzieje?
A: T-ty... Co Ty zrobiłeś? - zapytałem nadal nie wierząc, że Rosja pocałował mnie w policzek.
R: Musiałem jakoś je odgonić. Puste laski, pewnie każdego tak podrywają. To co, wracamy do wody? - mówił, jak gdyby nigdy nic.
A: U-um... Tak tak, chodźmy. - powiedziałem, idąc za Rosją.
W wodzie dobrze się bawiliśmy, spędziliśmy w niej aż dwie godziny. Popływaliśmy, pochlapaliśmy się nawzajem, było dużo śmiechu i frajdy. Rosja jest super!
W tym momencie wychodzimy z wody, niebo powoli robi się pomarańczowe. Wokół nie ma już nikogo, więc ja i Rosja jesteśmy nad jeziorem zupełnie sami. Usiedliśmy na kocyku, kapie z nas woda.
Moje mokre włosy zasłaniają mi pole widzenia, chciałem je odgarnąć, ale poczułem jak robi to ręka Rosji. Zawstydziłem się trochę na ten czyn. Russ sięgnął do plecaka, wyjmując stamtąd czekoladę oraz chipsy.
R: Kupiłem dla nas trochę słodyczy. Specjalnie wybrałem czekoladę z masłem orzechowym, bo wiem że je lubisz. - powiedział z entuzjazmem. Ma rację, ja kocham masło orzechowe!
A: Aww, dziękuję, Russ! To słodkie z twojej strony! - powiedziałem.
R: Nie ma za co, Ame. - powiedział patrząc mi w oczy i podając czekoladę. Wziąłem ową rzecz, otwierając słodycz.
A: Chcesz też?
R: Nie lubię masła orzechowego, kupiłem to tylko dla ciebie. - uśmiechnął się. Ja zacząłem jeść tabliczkę czekolady tak, jak kromkę chleba.
Zauważyłem że Rosja się położył, dlatego uczyniłem to samo, opierając się o jego nagą klatkę piersiową. Oddychał spokojnie, z lekkim uśmiechem na twarzy, zaczął jeść chipsy, patrząc na mnie. Leżeliśmy patrząc sobie w oczy przez jakiś czas, bez słów. Otaczała nas natura, jezioro i pomarańczowe niebo. Tylko ja i Rosja.
W pewnej chwili poczułem, jak kładzie swoją rękę na mojej głowie. Zaczął bawić się moimi nadal wilgotnymi włosami, przeczesując je ostrożnie palcami. Było to miłe uczucie, dlatego cicho mruknąłem. Usłyszałem wtedy, jak starszy chłopak śmieje się pod nosem. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, tak samo jak na twarzy Rosji.
Przy nim czuję się tak bezpiecznie... Wiem, że w razie zagrożenia mnie obroni. Jest naprawdę wspaniały! Przystojny, opiekuńczy, troskliwy,
miły w stosunku do mnie. Gdy tak rozmyślałem, zachwycając się jego osobą, nawet nie zauważyłem że leżę przytulony do niego. Dokładniej, miałem wtuloną twarz w tors Rosji.
Oblałem się rumieńcem, podnosząc do siadu.
A: Oh... Przepraszam, Rosja. - mruknąłem ze wstydem.
R: Nie szkodzi, Ame. Brakuje mi czułości, więc chodź. - rzekł, rozkładając ramiona. Oddałem się pokusie, przytulając mocno do chłopaka. W dalszym ciągu było mi niezręcznie, bo mieliśmy na sobie tylko kąpielówki. Jednak jego ciepłe ramiona spowodowały przyjemny dreszcz na moich plecach.
Pov. Rosja
Jest cudownie... Właśnie trzymam w objęciach moją miłość. Ameryka jest wyraźnie zawstydzony, ale nie przeszkadza mi to w żadnym stopniu.
Poczułem dziwną pustkę, kiedy przestał się do mnie tulić.
A: Wiesz... Ja już wyschnąłem, chyba czas się ubrać normalnie. - oznajmił, po czym wziął swój plecak. Założył sobie spowrotem t-shirt, na suche już kąpielówki ubrał jeansy. Chyba powinienem zrobić to samo... Chwyciłem za mój plecak, w celu zabrania ciuchów do założenia.
Po przebraniu się zauważyliśmy, że słońce już niedługo zajdzie. Ponownie usiedliśmy obok siebie na kocu, oglądając zachód.
Po kilku minutach ciszy zauważyłem, że Ameryka się nawet nie rusza.
R: Ame? - zapytałem po cichu. Odpowiedziało mi milczenie, więc delikatnie go szturchnąłem. Nie zareagował, chyba śpi...
Siedziałem tak z nim przez kolejne dwadzieścia minut. Słońce zdążyło zajść za horyzont, przy wodzie niebo jest ciemnopomarańczowe, a za mną i nad lasem zupełnie ciemne. Zawiał lekki wiatr, co wprawiło włosy Amerykanina w ruch.
Położyłem dłoń na głowie młodszego chłopaka, zacząłem delikatnie głaskać powiewające, miękkie kosmyki.
Lubię jego włosy, bo są tak puszyste i przyjemne w dotyku! Zjechałem ręką trochę niżej, na jego twarz. Bardzo ostrożnie przejechałem palcami po miękkiej skórze nastolatka, wolno zmierzając dłonią w stronę szyi. Wtedy Ame wzdrygnął się, sprawiło to, że gwałtownie zabrałem rękę z jego ciała.
Pov. Ameryka
Obudziłem się, gdy poczułem dotyk na swojej twarzy. Odetchnąłem z ulgą na myśl, że przecież zasnąłem obok Rosji i to najpewniej on mnie w tym momencie głaszcze. Chwila... - kiedy uświadomiłem sobie obecną sytuację, zalałem się rumieńcem. Chyba dobrą opcją będzie udawanie że śpię, Rosja zawstydziłby się strasznie, gdybym dał znać, że obudziłem się pod wpływem jego dotyku. Jedna ręka starszego chłopaka głaskała mnie po włosach, dwa palce drugiej ręki zjechały w stronę mojej szyi. Sprawiło to, że moje ciało przeszedł mocny dreszcz i to chyba spłoszyło Rosję, bo przestałem czuć jego dotyk gdziekolwiek. W sumie szkoda, nie mogę ukryć, jego ciepłe ręce są całkiem przyjemne. Zacząłem udawać, że się budzę, mrucząc pod nosem i wiercąc się.
A: Ugh... Rosja?
R: O, wstałeś już. - zapytał, udając że nic się nie stało.
A: Długo spałem?
R: Nie, tylko jakieś 20-25 minut. - odpowiedział. Ziewnąłem, podnosząc się do siadu.
A: Już się ściemniło? - spytałem, następnie rozglądając się wokół. : - chyba powinienem wrócić do domu...
R: A może wyskoczymy na miasto? Kupimy sobie po jakimś burgerze czy coś w tym stylu...
A: Jest otwarte po zmroku? - zapytałem zdziwiony. To niewielkie, otoczone lasami miasteczko, nie mieszka tu dużo osób i aż nie mogę uwierzyć, że są tutaj rzeczy typu budki z burgerami.
R: Tak, dlatego kocham tu mieszkać. Nawet po zmroku można wyjść na miasto, wszystko jest czynne.
A: Wow, to super! Tylko że ja nie mam pieniędzy przy sobie. - mruknąłem pod nosem.
R: Możemy wrócić do mojego domu skuterem, wezmę kasę. Skuter zostawimy i wyjdziemy pieszo na miasto.
A: Okej! To chodźmy. - uśmiechnąłem się. Rosja wstał, schował niedbale koc do plecaka. Założył go na plecy i poszliśmy w stronę skutera. Na głowy nałożyliśmy kaski, następnie wsiadając. Objąłem Rosję mocno w pasie, opierając głowę o jego plecy. Ruszyliśmy, po chwili wyjeżdżając z łączki. Jechaliśmy ciemną, pustą ulicą, jedyne co ją oświetlało to latarnie. Na niebie rozsypane były jasne gwiazdy. Pusta ulica, jazda na skuterze, tysiące świecących punktów na niebie i Rosja.
To coś cudownego... Jedynym minusem jest to, że mam na sobie krótki rękaw. Jedziemy szybko, przez co wiatr bezlitośnie trzepocze moim t-shirtem, jest mi bardzo zimno... Przytuliłem Rosję jeszcze mocniej, od jego ciała biło przyjemne ciepło.
Jechaliśmy tak przez następne minuty.
Kiedy dojechaliśmy do domu Rosjanina, zdjąłem kask. Czułem, jak trzęsę się z zimna, co starszy chłopak po zejściu ze skutera chyba zauważył, bo zapytał:
R: Chłodno ci?
A: Tak... - mruknąłem pod nosem.
R: W takim razie pójdę po kasę i wezmę ci jakąś moją bluzę.
A: O-okej, dzięki... - zgodziłem się, bo nie wyobrażam sobie marznąć na mieście. Wiem, że wcale nie jest zimno a za dnia był upał, ale po jeździe na skuterze czuję, jakby był środek zimy!
Rosja otworzył drzwi do domu, jego tata chyba jest, bo te nie były zamknięte na klucz.
Kiedy weszliśmy, przywitałem się z jego ojcem zwykłym "dobry wieczór", udaliśmy się do pokoju Rosji. Chłopak otworzył swoją szafę, rozglądając się po niej.
R: Co ci dać?
A: Ubranie.
R: Wow, nie wiedziałem. Chodź tu, wybierzesz coś sobie. - zaśmiał się. Zbliżyłem się do Rosji, wybierając randomową czarną bluzę. Już teraz widzę, że będzie za duża.
A: Hmm... Może ta?
R: Jasne, załóż ją sobie. Powinno ci być cieplej.
A: Dziękuję. - odpowiedziałem, następnie zakładając na siebie ciuch Rosji. Bluza jest na mnie kompletnie za duża, sięga mi aż do kolan!
Rękawy też są zbyt długie.
R: Nawet nie wiesz, jak słodko w tym wyglądasz!
A: Um... Dzięki. - zawstydziłem się lekko. Rosja sięgnął po portfel i opakowanie fajek, włożył obydwie rzeczy do kieszeni spodni. "Chyba możemy już iść" - usłyszałem po chwili.
Prędko opuściliśmy dom, kiedy wyszliśmy z uliczki Rosji, trafiliśmy na chodnik przy głównej drodze. Szliśmy ramię w ramię, wokół była pustka i cisza. Słychać było tylko dźwięki aut z oddali, niosące się ehem szczekanie psów i nasze podeszwy, szurające o chodnik. Rozmawialiśmy sobie o głupotach, ja cieszyłem się ciepłą i miękką od środka bluzą Rosji. Zauważyłem, że licealista wyciąga paczkę fajek. Wyjął z środka jednego szluga, odpalając go od zapalniczki. Włożył go do ust, zaciągając się dymem.
Nie podoba mi się to...
R: Ame, wszystko dobrze? - zapytał, widząc grymas na mojej twarzy.
A: Tak, po prostu... Nie chcę abyś palił. - oznajmiłem.
R: Co ci w tym przeszkadza?
A: Uh... Nie chcę żebyś na coś zachorował.
R: Aww, mały Ameś marwi się o mnie? - zażartował.
A: Ja tylko nie chcę, byś umarł! - krzyknąłem.
R: Oo, jak słodko. - kontynuował robawiony, na co lekko uderzyłem go w ramię. : - Oj nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. - jeszcze raz wybuchnął śmiechem. Udawałem obrażonego i nic nie mówiłem. : - Czyli teraz będziesz strzelał fochy, co? - zapytał, a ja udawałem, że nie słyszę.
: - Ej no, weź się nie złość! - kiedy ponownie mu nie odpowiedziałem, Rosja wpadł na "genialny" pomysł. Podniósł mnie, przerzucając przez ramię. Okładałem go pięściami, jednak moja drobna postura i brak siły sprawiały, że był to dla niego raczej masaż pleców, a nie walka. Śmiał się ze mnie, nie chcąc odstawić na ziemię.
A: Dobra! Wygrałeś, puść mnie! - krzyczałem, machając bezradnie nogami. Wreszcie poczułem grunt pod nogami. Wyciągnął z ust wypalonego w połowie szluga, rzucił go na ziemię, po czym zdeptał.
Byliśmy już blisko centrum tego miasteczka, było tam kilka osób, otwarte były sklepy, a budka z lodami oraz fast foodem lśniły od ledowych napisów. To zaskakujące, że w takim małym miasteczku, można powiedzieć że zadupiu, jest tak "żywo" po zmroku.
R: Więc...? Na co masz ochotę, lody, czy burger? - zapytał w końcu Rosja.
A: Hm... Hamburger! - zdecydowałem. Chłopak skinął głową na znak, żebym podszedł razem z nim do budki z burgerami.
Kupiliśmy sobie po jednym, kiedy te były gotowe i nam je podano, poszliśmy na jedną z ławek. Wziąłem pierwszego gryza, patrząc na gwiezdne niebo. Oparłem się delikatnie o ramię Rosji, wywołując lekki uśmiech na jego twarzy.
To jest udany dzień.
____________________________________
Długo nie było rozdziału, co?
Nie miałam ani weny, ani czasu. Niby fabuła do tej historii jest już całkowicie wymyślona, ale jednak niektóre rozdziały ciężko napisać, by miast sens :') Jesteśmy już prawie w połowie historii...
Nie wiem co tu napisać, mam dzisiaj sprawdzian z chemii i mam na niego 20 min, pani sama wymyśla zadania a ja nic nie umiem, więc muszę iść się uczyć [*]
Postaram się napisać następny rozdział szybciej, niż pisany był ten.
Narysowałam Rosję, bo się nudziłam
3750 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro