Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Uczucie

Pov. Rosja

Ja i Ameryka leżeliśmy tu, nie wiem ile.
Mijały minuty, później dziesiątki minut.
Nie czułem senności, za to chłopak przeciwnie - do tego stopnia, że zasnął opierając głowę o mój brzuch. Słońce zbliżało się ku zachodowi, mimo to jednak powietrze w dalszym ciągu było ciepłe. Lekko chłodny, wieczorny wiatr muskał moją twarz, poruszał włosami młodszego chłopaka.
Obserwowałem jego śpiąca sylwetkę. Jego mięśnie są rozluźnione, więc wnioskuję, że jest mu dobrze i wygodnie. Odkąd usnął, myślę nad tym co tak naprawdę nas łączy. Ameryka ma mnie za przyjaciela, ale mam wrażenie, że ja czuję coś... więcej? Nawet myśląc o tym jest mi wstyd!
Gdy przyjaźniłem się z Meksykiem, cieszyłem się na jego widok - ale na widok Ameryki cieszę się o wiele bardziej. Do tego lubię, uwielbiam spędzać z nim czas... Dostrzegam coś, na co nie zwracałem uwagi jeszcze wobec nikogo - widzę jaki jest uroczy, ładny i lubię jego zapach. Do tego te cholerne "motyle" w brzuchu, zazdrość o Amerykę. Nie trzeba być ani geniuszem, ani mistrzem myślenia by zorientować się, że to wszystko coś oznacza. Wystarczyło, że spojrzałem na chłopaka ponownie. Jego śpiąca twarz była oświetlona przez pomarańczowe światło zachodzącego słońca. - Cholera, chyba się zakochałem... On nigdy w życiu nie odwzajemni tego uczucia, ale... Chcę go chronić i mieć blisko, mimo iż nie jestem pewien czy to na pewno to... Jeżeli się to potwierdzi, mogę być pewien, że utkwię w friendzone. To delikatny, emocjonalny, miękki typ. Nie obejrzałby się za kimś takim jak ja - chociaż "gust" ludzie mają podobno różny. - wtedy poczułem, jak Ameryka coś mruczy przez sen, lekko obracając głowę na bok. Nadal śpi. Miałem ochoty poraz kolejny w życiu dotknąć jego włosów. To nie jest dobre, raczej w cholerę pedalskie i dziwne. Ale on śpi i się nie zorientuje... prawda? - niepewnie wyciągnąłem do niego rękę. Dotknąłem jego włosów, są takie jak zawsze, czyli bardzo puszyste w dotyku. Ciekawe, jakiego szamponu używa... Zacząłem bardzo ostrożnie je gładzić, gdyby się teraz obudził, spaliłbym się ze wstydu. Przekładając chwilę kosmyki, znudziło mi się to. Zjechałem delikatnie dłonią na bok jego głowy,  w powolnym tempie głaszcząc twarz chłopaka. Przez sen wydawał z siebie bardzo ciche mruknięcia, to takie słodkie...
Dotykałem jego twarzy jeszcze przez chwilę, nie myśląc zbytnio nad tym co robię, oraz co może się stać.

Wreszcie słońce było już w połowie za jeziorem. Ameryka zaczął się trochę wiercić, więc oderwałem swoją dłoń od niego. Jak się po chwili okazało, dobrze że zabrałem rękę, bo się obudził. Ale byłby przypał! Powoli otworzył oczy, przecierając je delikatnie. Podniósł się do siadu, następnie skierowując wzrok na mnie.

A: Uh... Ja spałem? - zapytał jakby nie dowierzając, że faktycznie mu się przysnęło.

R: Hah, tak. Niedługo, jakieś 20 minut.

A: Czyli długo... Mogłeś mnie obudzić, jeśli ci to przeszkadzało.

R: Skąd, to nie problem. Przynajmniej nie zaspałeś na zachód słońca. - powiedziałem, wskazując gestem ręki na pomarańczowo - różowe niebo i jezioro, w którym barwy się odbijają. Było bardzo ślicznie. Ameryka odwrócił się w stronę jeziora.

A: Wow... Rosja, jak cudownie!

R: Nom, może podejdziemy bliżej? Jest tu kładka, możemy na niej usiąść.

A: Jasne, super pomysł! Dziwne, że jej wcześniej nie zauważyliśmy... - obydwoje podnieśliśmy się z trawy, następnie wchodząc na mostek. We dwójkę usiedliśmy obok siebie, na jego końcu. Spuściliśmy nasze nogi w dół, w powietrze. Pod nami była woda. Ameryka wpatrywał się dalej w jezioro i różowe niebo. Słońce w połowie było za lasami, które rosły zaraz za jeziorem. Obserwowałem jego zachwyconą twarz, w końcu się odezwał:

A: Russ, nie sądzisz, że jest tu romantycznie? - zapytał, w ja momentalnie poczułem jak się rumienię.

R: U-um... Tak, masz rację. - przyznałem.

A: Chciałbym kiedyś zabrać tutaj kogoś... Wyjątkowego. Na przykład drugą połówkę, swoją miłość... - rozmarzył się, a ja zapytałem go:

R: A podoba ci się ktoś?

A: Nope. - odpowiedział, wyraźnie szczerze. Nie wiem czemu, ale poczułem lekkie ukłucie w sercu. Ale czego się dziwię? Po chwili chłopak zapytał: - A tobie ktoś się podoba?

R: Umm... Nie... - starałem się brzmieć przekonująco i chyba nawet mi się to udało. Skoro już przy takich tematach jesteśmy... To zapytam go: - A byłeś z kimś kiedyś?

A: Nie. A ty? - spojrzał mi w oczy, przez co poczułem się trochę niepewnie.

R: Teoretycznie tak, byłem kiedyś z taką laską, ale to tylko na pokaz, żeby kumple się odwalili. Ta szmata nie była dla mnie ważna, latała od jednego chłopaka do drugiego. Od początku nie było to nic poważnego. - powiedziałem zgodnie z prawdą. Ameryka ciągle wpatrywał się we mnie, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, zacząłem się ponownie rumienić... W jego oczach odbijał się zachód słońca, włosy lekko powiewały na wietrze, a twarz i bluza były pomarańczowe od odbicia w wodzie. Nie uśmiechał się, ale też nie smucił. Miał tak zwany "normalny" wyraz twarzy.
Czemu on musi być tak urokliwy...? Po niedługim czasie przestaliśmy się na siebie gapić, bo coś chlapnęło w wodę. To tylko ptak... Nie wiem, czemu podleciał do wody, może chciał się napić, czy coś. Poczułem, jak robi się zimno. Faktycznie, słońce już prawie całkowicie zaszło, więc temperatura również spada.

R: Ameryka, może pojedziemy już do domu? Jest pięknie, ale słońce zaraz całkowicie zajdzie. I robi się chłodno...

A: W porządku, jedźmy. - odpowiedział, uśmiechając się do mnie. Wtedy wczołgaliśmy się na mostku bliżej wejścia, aby po chwili wstać, nie mogliśmy wstawać od razu przez nogi zwisające nad wodą. Ameryka znów czuł ekscytację na myśl, że pojedziemy na skuterze, widać po jego minie. Podszedliśmy do owej rzeczy, biorąc kaski w dłoń.

R: No więc? Podobało ci się tutaj?

A: Bardzo! Było super, dziękuję ci Rosja... - wyciągnął z kieszeni telefon. : - Jest 20.03, więc mam jeszcze godzinkę. Za 10 minut będziemy pod twoim domem, soo... Może coś porobimy jeszcze? Bo o 21.00 mam być u siebie.

R: Pewnie, posiedzimy u mnie. A teraz zakładaj kask i wsiadaj. - założyłem swój, a Ameryka schował telefon do kieszeni kurtki, zapinając zamek by komórka mu nie wypadła w trakcie jazdy. Włożył kask na głowę i Usiedliśmy obydwoje. Ameryka złapał się mnie, od tyłu mocno obejmując mój brzuch. Przyznaję, podoba mi się to... Nawet bardzo... Delikatnie się uśmiechnąłem. Odpaliłem skuter, a już po chwili wystartowaliśmy. W czasie jazdy skupiałem się na drodze, czując jak chłopak wtula się we mnie. Czułem lekkie mrowienie w brzuchu, nie jest to zbytnio przyjemne, jednak nie narzekam - to Ame tak na mnie działa.

Po skończonej podróży, zatrzymaliśmy się przed moim domem. Było już prawie całkiem ciemno. Zsiedliśmy ze skutera, następnie zdejmując kaski. Auta ojca nie ma, więc się nie wkurzy że bez pytania gdzieś pojechałem. Całe szczęście.
Otworzyłem garaż i schowałem skuter na miejsce, to samo z kaskami. Zauważyłem, że Ameryka lekko się trzęsie.

R: Zimno ci? - zapytałem, a chłopak pokiwał twierdząco głową.

A: Mhm...

R: Oh, to pewnie przez jazdę. Chodź do domu, zrobię ci herbatę lub kakao. - zaproponowałem, powodując uśmiech na twarzy młodszego chłopaka. Zamknąłem garaż i weszliśmy do wnętrza domu. Zapaliłem światło, mówiąc Ameryce by usiadł na kanapie. Spytałem go, czy chce herbatę, czy kakao. Wybrał drugą opcję, bo tak jak twierdzi ma już dosyć herbaty, przez ojca „herbaciarza”. Gdy kakao było gotowe, widziałem, że Ameryce nadal jest zimno. To trochę dziwne, skoro siedzi w domu, ale każdy ma przecież inny organizm. Dlatego wziąłem koc, przykryłem go nim, co spowodowało uśmiech na jego twarzy.
Podałem mu również gorący napój. Wow, troszczę się o niego bardziej niż o siebie. To jakiś postęp u mnie, zawsze miałem delikatnie mówiąc wyjebane na potrzeby innych. Ale nie na Ameryki...

A: Dziękuję! - rzekł, przyjmując ode mnie kakao. Zaczął powoli pić, a ja usiadłem obok niego włączając telewizor.

Ameryka po wzięciu łyka odłożył kubek na mały stolik przy kanapie, po czym zbliżył się do
mnie: - Nawet nie wiesz jaki jestem ci wdzięczny za dzisiaj... To był super wieczór... - powiedział, nagle mnie przytulając. Poczułem, jak lekko pieką mnie policzki, ale było to przyjemne uczucie. Na jego czyn objąłem chłopaka ramieniem. Ten drobny słodziak właśnie się do mnie przytula, to wspaniałe uczucie... Po chwili jednak puścił mnie, ponownie chwytając za kubek z ciepłym kakaem. W końcu odezwałem się do niego:

R: Nie musisz mi dziękować ani nic, cieszę się, że spędziłeś miło czas. - uśmiechnąłem się. Wiem, jestem bardzo dziwny. Na codzień poważny, bez emocji, a jednak przy tym chłopaku nie umiem się nie uśmiechnąć. Chociażby patrząc na jego optymizm, choć nie zawsze go w sobie ma. Mimo to w pewnym sensie mogę powiedzieć, że go podziwiam - bo został skrzywdzony w parku, a jednak trzyma się, nie popadł w depresję, nie tnie się ani nic podobnego. Chociaż... Niektórzy są prawdziwymi aktorami, potrafią doskonale ukrywać prawdziwe emocje i smutki. Mam jednak nadzieję, że Ameryka nie udaje i gdy się nie widzimy to też jest wesołym nastolatkiem, bez problemów. Szkoda tylko, że nie zgłosił nigdzie gwałtu. Ale teraz jest już chyba za późno... Mógł chociaż mi powiedzieć, dopadłbym gnoja to mógłbym przynajmniej się wyżyć. Brzmię brutalnie, ale przemoc sprawia, że krew w moich żyłach wręcz pulsuje, z szybkiego przepływu adrenaliny. Mimo mojego charakteru, przy Ameryce umiem być spokojny i ostrożny, przynajmniej się staram. Nigdy bym nie pomyślał, że "gnojek", który na mnie wpada i rozbija mi telefon, okazuje się moim przyjacielem. A teraz myślę, że nawet moją skrytą miłością.

Czas upłynął nam bardzo miło razem na kanapie, oglądaliśmy paradokumenty, zgodziliśmy się ze sobą że aktorzy powinni dostać jakiegoś Nobla, czy coś za aktorstwo. Oczywiście sarkastycznie rzecz biorąc. Zauważyliśmy, że jest już 20.45, a co za tym idzie - Ameryka musi wracać do domu. Oczywiście go odprowadzę, nie chce, by coś mu się stało po drodze. Ta okolica jest bezpieczna, jednak zdążył mi pokazać, że wiele szczęścia to on nie ma... Chłopak upewnił się że ma telefon, po czym wyszliśmy z domu. Droga była oświetlona przez latarnie, powietrze zimne. Mimo że jest początek lata, temperatura po zmroku nie rozpieszcza.

Dojście do jego domu zajęło nam jakieś 15 minut.
Teraz stoimy przed furtką.

A: Russ, jeszcze raz chcę ci podziękować za ten wieczór...

R: Nie ma za co. Mnie też się bardzo podobało. No to co, do zobaczenia.

A: Cześć! - pożegnaliśmy się, rozchodząc w swoje strony.



Pov. Ameryka

Właśnie wkroczyłem do domu. Jest 21.00, więc zdążyłem, co za tym idzie - rodzice się nie wkurzą. Wieczór spędzony z Rosją to było coś pięknego. Niby nic niezwykłego, a jednak zachód słońca zrobił swoje. Zauważyłem, że w salonie siedzą rodzice i oglądają film.

A: Hejka! Już jestem. - oznajmiłem.

WB: No widzimy, jesteś głodny?

A: Jakoś niespecjalnie... Nie mam ochoty na kolację.

WB: Okej, pytam, bo inni już zjedli.

A: Jak to inni? - zapytałem. Wtedy odezwała się mama.

F: No bo przecież jest u nas Meksyk. - ah, no tak... Przyszedł na nockę... Podreptałem leniwie po schodach do siebie, zamykając za sobą drzwi. Zdjąłem z siebie bluzę, zmieniając ją na wygodny, czarny t-shirt. Chyba pójdę się już wykąpać, bo rano mi się nie będzie chciało. - pomyślałem. Wziąłem sobie bieliznę na zmianę i spodenki do spania, po czym wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół, rodzice nawet mnie nie zauważyli bo byli wgapieni w ekran telewizora. Jak miło.
Wszedłem do łazienki, zakluczając za sobą drzwi. Gdy jest tu Meksyk wolę zamykać na klucz, gdyby to akurat on wbił mi w trakcie brania prysznica... To nie wiem, skoczyłbym chyba z dachu. W końcu zdjąłem z siebie wszystkie ubrania i wszedłem pod prysznic.

Gdy skończyłem się kąpać, założyłem sobie spodenki do spania. Zapomniałem o bluzce... Fakt, Kanada i ja nieraz latamy po domu w samej bieliźnie, ale jednak co innego gdy jest u nas Meksyk. W koszu na pranie nie ma niczego, bo dopiero co pranie było robione. No trudno, raczej Mex mnie nie zauważy, zresztą będzie na bank siedział z moim bratem w pokoju.

Wyszedłem z łazienki i pobiegłem po schodach na górę. Będąc już u siebie, założyłem sobie ten t-shirt, w który przebrałem się po powrocie od Rosji. Usłyszałem zza drzwi, jak ktoś wychodzi z pokoju Kanady. Po chwili przed moim pokojem rozbrzmiał się głos mojego brata:

K: Mexi, ja idę pod prysznic, ok? Postaram się zaraz wyjść. - ta, jasne. Kanada i szybkie wyjście spod prysznica? To niemożliwe. Gdy zszedł po schodach na dół, miałem chwilę spokoju.
Meksyk chyba tu nie przyjdzie - powiedziałem do siebie w myślach. Stanąłem przodem do okna dachowego, z zamiarem jego otwarcia. Podskoczyłem ze strachu, gdy ktoś położył mi ręce na biodrach.

A: Ngh, Meksyk! Znowu zaczynasz? Wynoś się stąd. - próbowałem mieć spokojny ton, na marne.

M: Ale czemu? Kanada jest pod prysznicem, możemy miło spędzić chwilę czasu razem~

A: Nie, Meksyk! Puść, daj mi iść! - próbowałem rozluźnić jego dłonie. W końcu sam je zabrał.

M: Nie wiem, czemu jesteś taki niedostępny... Taki słodziaczek, a jaki tsundere! Twój brat o niczym się nie dowie.

A: Jesteś tego taki pewien? - zapytałem.

M: Tak, bo mogę was łatwo skłócić jeśli coś mu powiesz. - zaśmiał się, oblizując dolną wargę.
: - Ame, nie udawaj, że ci się choć trochę nie podobam... ~  - dobra, jest  przystojny. Ma też wzrost i zarys mięśni. Ale za nic mi się nie podoba! W sensie, nie jest w moim typie...

A: Nie, nie podobasz mi się. A teraz wypad stąd, ale już! Powiem to jeszcze raz, zostaw Kanadę jeśli masz zamiar go ranić!

M: Ow, mówiłem ci już kilkakrotnie jaki jesteś uroczy gdy się gniewasz, prawda? Przestań udawać, że cię to nie kręci. A poza tym, nie ranię twojego brata. On jest naprawdę niezły, zależy mi na nim. Ale mi to nie wystarcza.

A: Jak ci nie wystarcza to idź do burdelu, jak męska dziw-  - nie było mi dane skończyć.

M: Ah tak? Ja, jako męska dziwka? Nie wiem czy wiesz, ale gdy Nada był u mnie, to zgadnij, kto go zdominował.

A: Ochyda! Jak mogłeś mu to zrobić... On myśli, że go kochasz...

M: Bo go kocham. Jego charakter, ciało, wszystko. Ale nie mogę się powstrzymać gdy cię widzę. Jestem pewien, że gdybym nie był z twoim bratem to już dawno starałbyś się o moje względy.

A: Ja... Ja naprawdę nie wiem, czy w tej chwili udajesz głupotę, czy faktycznie jesteś aż tak tępy. Wynoś się z mojego pokoju, poraz kolejny mówię!

M: A ja poraz kolejny nie słucham~   - nagle przybliżył się mocno do mnie, przez co zacząłem się cofać. Robiłem to, dopóki nie wpadłem na łóżko. Meksyk oparł ramiona obok mojej głowy, poczułem, jak kładzie kolano między moje nogi.
Czy to podchodzi pod molestowanie?

A: M-Meksyk... Przestań! - chciałem go jakoś odepchnąć, nieskutecznie. Nagle, bez ostrzeżenia zbliżył się do mnie, próbował mnie na siłę pocałować. Ale nie, nie dam mu się tak łatwo! Odsunąłem twarz. Wtedy poczułem, jak kolano chłopaka mocniej naciska na moje krocze, "przypadkowo" się o nie ocierając. Co on sobie myśli? - próbował ponownie się do mnie zbliżyć, w celu pocałunku. Wtedy wyjebałem mu plaskacza w policzek. Nie spodobało mu się to, chwycił moje nadgarstki, przyszpilając je do łóżka. Jeszcze mocniej nacisnął na moje spodnie, przez co czułem, jak robi mi się gorąco... Dlaczego mój organizm działa przeciwko mnie w tym momencie?!  W końcu ostro przejechał swoim kolanem w tym miejscu
W tym momencie stało się to, czego się obawiałem...

A: A-ah!~ - Cholera. Czemu to się musiało stać? Nie kontroluję już samego siebie... Meksyk na to się zaśmiał, zabierając nogę. Czułem, jak palę się ze wstydu. Odsunął się ode mnie, a ja zatkałem sobie usta dłonią.

M: Oh, a więc jednak ci się spodobało, hm? Niby jestem taki "obrzydliwy", ale jednak podnieciło cię to.

A: O-odwal się! Dobrze wiesz, że nie chciałem żeby... To się stało. - musiałem być już cały czerwony ze wstydu...

M: Już sobie idę, bo Kanada za niedługo wyjdzie spod prysznica. Ale pamiętaj, gdybyś kiedyś potrzebował pomocy to jestem do usług~  - powiedział, następnie opuszczając mój pokój. Zebrało mi się na odruch wymiotny wyobrażając sobie, że ja i on... Boże... Najgorsze jest to, że moje ciało mu uległo. Teraz nie zostawi mnie w spokoju... - pomyślałem. A może powiedzenie o tym rodzicom nie byłoby aż tak kiepskim pomysłem? Chociaż z drugiej strony... Nie chcę ich w to mieszać. Czuję się okropnie i brzydzę się chłopakiem mojego brata. "Kocha go"?! No raczej nie. Gdyby naprawdę mu na nim zależało to "wystarczyłby" mu mój brat. Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć... Chyba pójdę już spać...









____________________________________

A więc bardzo szybko jest kolejny rozdział! ^^

Pisałam to w nocy i dodaję teraz, bo dziś nie mam czasu na pisanie, przez zaległości w nauce...

Wgl, mam nowy otp i szukałam jakiegokolwiek opowiadania z tym na anglojęzycznym wattpadzie. Znalazłam 2 słabe opowiadania, na polskim wattpadzie nikt tego nie zna :') Mam na myśli ship Jamajka x Niderlandia


2700 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro