31. Wieczór filmowy
Pov. Rosja
Siedzę teraz w pokoju. Popołudnie i wieczór spędzony z Ameryką był wspaniały...
Gdy skończyliśmy oglądać gwiazdy, posiedzieliśmy jeszcze chwilę w jego pokoju.
Kilkanaście minut temu wróciłem do domu, Ameryka chciał mnie odprowadzić jednak jego rodzice się nie zgodzili, ja również nie chciałem aby to robił w obawie, że coś mu będzie - biorąc pod uwagę to, co kiedyś przydarzyło mu się w parku. Apropo, nadal nie wiem co robił wtedy o północy w takim miejscu ani kto go skrzywdził. Trochę można zauważyć to, że cierpi z tego powodu. Chodząc po parku mocno się do mnie przybliża, rozgląda się wokół jakby w obawie przed czymś złym. Biedny, nie wiem jak sobie z tym radzi. Ameryka jest delikatny i drobny, nie zasłużył na nic takiego... Gdybym wiedział, kto mu to zrobił... Zajebałbym.
Leżąc na łóżku wpatrywałem się w sufit. Jestem głodny, pójdę coś zjeść. - pomyślałem i wstałem, po chwili wychodząc z pokoju. Zbiegłem po schodach i wszedłem do kuchni. Ojca nie ma, bo miał jechać do Rzeszy. Będąc w kuchni otworzyłem lodówkę. Wyciągnąłem z niej szynkę i masło, z szafki wziąłem chleb, zacząłem robić sobie kanapkę. Wyciągnąłem z szuflady nóż. Zawsze trzymając takie rzeczy w ręce czuję
się... dziwnie. Trochę tak, jakbym miał w ręku władzę. To nietypowe, ale właśnie tak się wtedy czuję. Być może ma na to wpływ fakt, że będąc 7 letnim dzieciakiem oglądałem masę kryminałów, gdy nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Można powiedzieć, że to miało wpływ na mój charakter. Sam nie wiem... Moje myśli są w tym momencie głupie.
Timeskip
Zjadłem kilka minut temu zrobioną przez siebie kanapkę, teraz nie mam co ze sobą zrobić. Mam ochotę zajarać szluga, w sumie mogę, bo ojca nie ma. - poszedłem do pokoju i ściągnąłem z szafy paczkę fajek. Wyciągnąłem z niej, a następnie odpaliłem papierosa. Wyszedłem na balkon, po czym usiadłem na nim spoglądając w dal. Włożyłem szluga do ust, porządnie zaciągając się dymem. Ahh, tego mi brakowało... Kiedy ojciec jest w domu, nie mogę palić. Gdyby to widział, wściekł by się.
Pov. Chiny
Siedzę sam w salonie, pusto wpatrujac się w ekran telewizora. Jest ciemno, jedyne światło jakie jest dostępne to te od ekranu. Poraz kolejny samotnie spędzam wieczór. Jutro wolne, ale rodzice oczywiście mają delegację, więc nie wrócą. Jak zawsze zresztą... Oparłem się o róg kanapy, czując ból na przedramieniu, pod wpływem ucisku. To moja lewa ręka, ukryta pod bandażem. W szkole nikt nie pytał co się stało. Tylko Japonia i Korea Południowa, powiedziałem im że się oparzyłem wrzątkiem. Nie wiem, wydaje mi się że w to uwierzyli. Japonia była tylko trochę nieprzekonana. Coś mi odbiło gdy się pociąłem, nigdy tego nie robiłem i nigdy nie miałem zamiaru. Hah, nawet kiedyś obiecywałem sobie że nie zrobię takiej głupoty! A jednak. Spojrzałem na swoją rękę. Bandaż jest lekko zaciemniony w paru miejscach, wydaje mi się, że powinienem go zmienić. Mam tylko nadzieję, że jest jeszcze jeden... - wstałem i poszedłem do kuchni. Z jednej z szafek wyciągnąłem pudełko z apteczką i lekami. Na szczęście, jest tu bandaż, nawet 3 rolki. Wyciągnąłem ową rzecz i podreptałem do łazienki, wcześniej zaświecając w niej światło. Stanąłem obok umywalki i szybkim ruchem odwinąłem bandaż z ręki. Na moim przedramieniu było trochę rozmazanej krwi, to nic takiego. Bandaż też był brudny tylko w niewielkim stopniu. Położyłem rękę nad umywalką oraz puściłem wodę. Lekko przemyłem pociętą część ciała, po czym przetarłem ją na sucho ręcznikiem. Chwyciłem za czystą rolkę bandażu i zacząłem owijać go wokół lewej ręki. Na końcu zagiąłem jego końcówkę, żeby całość się trzymała. Teraz tylko wyrzucić stary opatrunek i będzie dobrze. Chyba...
Wróciłem do salonu, na kanapę. W telewizji nadal nic ciekawego... Wziąłem do ręki telefon i włączyłem Facebooka. Przez kilka minut przeglądałem zdjęcia, aż trafiłem na coś, co dosłownie złamało mi serce... Selfie Ameryki na tle gwiezdnego nieba, do tego z Rosją... Nie wytrzymam zaraz! Oni wczoraj się widzieli? Co ich łączy, do cholery? Co jeżeli są najlepszymi przyjaciółmi lub gorzej... parą?
Pov. Ameryka
Siedzę właśnie w pokoju, szykuję się powoli do snu. Jestem zadowolony z dzisiejszej reszty dnia spędzonej z Rosją, było super. Spędzanie z nim czasu jest wspaniałe... Teraz jest grubo po 23.00, cieszę się że jutro nie trzeba iść do szkoły. Ciekawe, jak tam Kanada. Jest u Meksyku, ciekawe co robią... Może śpią? A może... Ochyda! - pomyślałem na samo wyobrażenie sobie ich razem w łóżku. Ale myśląc realistycznie, to bardzo prawdopodobne. Okej, lepiej nie będę się nad tym zastanawiał... - Chyba pójdę już spać, późno jest a zresztą czuję się zmęczony.
Zgasiłem światło i położyłem się na łóżku, w pokoju jedyną jasność dawał księżyc zza okna dachowego. Ułożyłem się wygodnie, chwyciłem za jedną z futrzastych poduszek i delikatnie się w nią wtuliłem. Lubię się przytulać, ale nie zbyt mam do kogo... Kiedyś zastanawiałem się, jakby to było być z kimś. Ale Chiny skutecznie wybił mi z głowy wszelkie chęci do szukania sobie chłopaka... On skrzywdził mnie okropnie, nienawidzę go! Robi mi się niedobrze na myśl, że kiedyś się przyjaźniliśmy i że spędzałem z nim wieczory, przytulałem się do niego i że spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Ale dobra, nie czas na myślenie o tym... potworze. Bo tak go mogę nazwać. Gdyby zależało mu na mnie to w życiu nie zrobiłby mi niczego złego!
Ehh... Powinienem przestać poraz kolejny gadać do siebie w myślach i zasnąć...
*Rano*
Obudziłem się, do pokoju wpadała niewielka ilość światła słonecznego, zza okna dachowego.
Uff, dzisiaj jest wolne. - przypomniałem sobie, przez co automatycznie miałem dobry humor.
Z szafki nocnej wziąłem telefon aby sprawdzić godzinę. Jest już 10.30?! No, to nieźle sobie pospałem. Mimo to nie chce mi się jeszcze wstawać... Poleżę sobie chwilkę z telefonem.
Gdy tylko włączyłem Wi-Fi to naszła mnie fala wiadomości, od Rosji.
Od:Rosja: Hej, możemy się dziś znowu spotkać?
Od:Rosja: Śpisz jeszcze? Już 10!
Od:Rosja: Odpisz miiii
Od:Rosja: Dobra, będę rzucać losowymi rzeczami w twoje okno.
Od:Rosja: Help, nie mam już patyków i kamieni do rzucania :(
Od:Rosja: Dobra, wspinam się na twój dach.
Od:Rosja: Oof, spadłem...
Od:Rosja: Ej no, moich wiadomości się nie ignoruje
Od:Rosja: Żyjesz?
Nie mogłem powstrzymać śmiechu, czytając ten spam wiadomości. Nie widziałem nigdy, by Rosja pisał takie głupoty, haha... Nie wiedziałem wcześniej, że ma jakiekolwiek poczucie humoru. Choć w sumie... Nigdy nie widziałem żeby się uśmiechał, z wyjątkiem tego, gdy jesteśmy razem. Chyba naprawdę mnie lubi...
Chętnie się dziś z nim zobaczę, bo nie mam nic ciekawszego do roboty, przynajmniej na razie.
Odpisałem mu więc: „Jasne, napisz później o której. Dopiero się obudziłem, haha”
Wreszcie wstałem z łóżka, przeciągając się. Przeczesałem ręką włosy i wyszedłem z pokoju, nadal będąc w samej piżamie. W salonie, na kanapie siedział Kanada.
K: O, cześć bro!
A: Hej. Rodzice dalej śpią? - zapytałem.
K: Nie, pojechali do sklepu, czy gdzieś.
A: Zrobisz mi śniadanie?
K: Sam sobie zrób, masz ręce i nogi. Ja nie jem, jadłem u Meksyku. - odparł. Dopiero teraz zauważyłem coś na jego szyi, więc mocno zbliżyłem się do brata, wyglądał na lekko zdezorientowanego.
A: Haha, czy ja dobrze widzę? - nie wiedział wyraźnie co mam na myśli.
K: No co...?
A: Pff, twoja szyja! - zaśmiałem się.
K: Oh fuck! - wtedy zerwał się z kanapy i pobiegł do łazienki, na co wybuchnąłem śmiechem. No, mój brat nieźle się bawił z Meksykiem, jak widać... Ochyda. Zastanawia mnie tylko, jak ukryje malinki przed rodzicami. W każdym razie powodzenia mu życzę... Po kilku minutach Kanada wybiegł z łazienki, przykleił sobie plastry. Debil!
A: Serio? Plastry? Haha! - wkurzył się.
K: A jak inaczej mam je zakryć? - zapytał z wyrzutami w głosie.
A: A skąd ja to mam wiedzieć? Nigdy nie miałem na ciele malinki... - ta rozmowa stawała się powoli żenująca. Ale cóż...
K: Przesadzasz, rodzice pewnie nawet nie zauważą plastrów. Powiem im, że się zadarłem bo byliśmy z Meksykiem w lesie.
A: Mhm, wątpię że ci uwierzą. - Kanada już się nie odezwał, tylko wrócił do łazienki. Ta sytuacja mnie bawi, mimo iż nie popieram jego i Meksyku związku.
Udałem się do kuchni, w celu zrobienia sobie śniadania. Wyjąłem z lodówki boczek oraz jajka, z szafki patelnię i olej. Nalałem trochę tłuszczu na patelnię i pokroiłem boczek, następnie kładąc go na niej. Do tego rozbiłem jajka, tuż obok bekonu.
Gdy moje śniadanie było gotowe, usiadłem z talerzem na kanapie i zacząłem jeść. Do wolnej ręki chwyciłem pilot, po chwili załączając telewizor. Bez celu zmieniałem programy, nic ciekawego nie leci...
Pov. Rosja
Siedzę sobie teraz w salonie, przed chwilą zjadłem śniadanie z ojcem.
Zdecydowałem, że napiszę ponownie do Ameryki. Przebywanie z nim wprawia mnie w dobry nastrój, dzięki niemu czuję się po prostu lepiej... Wziąłem telefon do ręki i zauważyłem, że odpisał na moje wcześniejsze wiadomości. A raczej ich spam. Jego odpowiedź na moje wiadomości brzmiała: „Jasne, napisz później o której. Dopiero się obudziłem, haha” . - Pytałem go, czy się spotkamy. Być może zbyt naciskam?
Postanowiłem jednak, że do niego znów napiszę.
Od: ja: Masz teraz czas? - nie musiałem długo czekać, by mi odpisał.
Od: Ameryka: Tak! Kończę jeść śniadanie. Może pójdziemy na spacer do lasu bądź na łąkę? Mam ochotę się przejść.
Od: ja: Dobra, to za 10 minut pod twoim domem?
Od: Ameryka: Ok!
Pov. Ameryka
Skończyłem właśnie pisać z Rosją. Pójdziemy na spacer do lasu, a ponieważ las jest za moim domem to za 10 minut Rosja tu będzie. - Szybko pobiegłem do pokoju w celu przebrania się, bo ciągle mam na sobie piżamę. Będąc w pokoju, wyciągnąłem z szafy czarno-białą bluzę typu crop top, do tego krótkie spodenki bo jest ciepło. Dobrze, że rodziców na razie nie ma w domu. Gdyby widzieli mój ubiór, to zapewne mieliby pretensje - twierdzą, że nie powinienem ubierać się jak dziewczyna, ich zdaniem bluzy odkrywające brzuch są tylko dla dziewczyn. A według mnie nie, to nie tak, że się stroję. Ja po prostu lubię ubierać się w ten sposób, podoba mi się to i tyle. Gdy ubrałem już na siebie wspomniane rzeczy, zszedłem na dół. Z blatu kuchennego wziąłem telefon, następnie wkładając go sobie do tylnej kieszeni.
Muszę powiedzieć jeszcze Kanadzie, że wychodzę.
A: Kanada! Wychodzę z domu!
K: Gdzie? - krzyknął ze swojego pokoju.
A: Do lasu, przekaż rodzicom gdy wrócą a mnie jeszcze nie będzie!
K: Dobra! - skończyliśmy się drzeć na cały dom i założyłem trampki. Po tym wyszedłem na dwór.
Pov. Rosja
Idę właśnie dróżką prowadząca do domu Ameryki. Zauważyłem, że chłopak wychodzi na zewnątrz. Byłem już przy furtce, wtedy do mnie podbiegł.
A: Cześć, Rosja! - zatkało mnie na jego widok. Jest ubrany w krótkie spodenki i odkrywającą brzuch bluzę. Wygląda... Gorąco... - zastanawia mnie, o czym ja do cholery myślę. Ale nie można temu zaprzeczyć...
R: Hej, Meri. - powiedziałem zwykłym, "typowym'" dla mnie tonem. Nie mogę oderwać od niego wzroku, muszę przestać... Teraz.
A: Więc? Idziemy? - wyrwał mnie z zamyślenia.
R: Tak, tak! Ruszamy na krótki spacer, czy trasę?
A: Trasę...? - zapytał z wyraźnym zdziwieniem.
R: A, no tak. Nie wiesz co mam na myśli. Wiesz... Nie mieszkasz tu długo, więc chyba nie wiesz. Te tereny zza twojego domu ciągną się wokół całego miasteczka. Same w sobie pola i lasy ciągną się przez kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę, ojciec mówił mi kiedyś że to jakieś 60-70 kilometrów. Za dziecka ruszałem z nim w "trasy", czyli kilkugodzinne wędrówki po tych terenach. Może kiedyś się przejdziemy? Dawno nie spacerowałem lasami.
A: Oh... Nie wiedziałem, że to aż tak ogromne tereny! To dobry pomysł, pójdźmy kiedyś w taką trasę. Ale wiedz, że mam beznadziejną kondycję.
R: Przestrzegam cię tylko, w dalszych obszarach widywano wilki. Lepiej nie chodzić w trasę bez czegoś do obrony... - dalej szliśmy gadając o jakiś głupotach. Postanowiliśmy, że udamy się na przyleśną łąkę. Posiedzimy tam trochę. Zaproponowałem Ameryce, żebyśmy pod koniec dnia, wieczorem obejrzeli u mnie jakiś film. Bardzo się ucieszył i powiedział że chętnie przyjdzie. Byliśmy już poza lasem, wtedy Ameryka krzyknął:
A: Patrz! Jaka śliczna polana! - zaczął biec do przodu, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. On ma 15 lat, a zachowuje się jakby był 8 letnim dzieckiem, do tego z ADHD. W każdym razie jest na swój sposób uroczy, w sensie... Ma swój urok osobisty i nie można temu zaprzeczyć. Ehh... Ja naprawdę nie powinienem w ten sposób o nim myśleć. Przecież ja i on jesteśmy chłopakami!
Po chwili ponownie usłyszałem Amerykę, kilka metrów przede mną: - Hej, Rosja! Chodź tu! - krzyknął, poklepując trawnik obok siebie. Wokół była masa kwiatów i wysoka trawa, usiadłem obok Amerykanina.
R: A więc co teraz? Będziemy tu tak siedzieć?
A: Rozchmurz się. Zmruż oczy, posłuchaj dźwięków natury. Czy to nie relaksuje? - zapytał.
R: Ngh, nie bardzo. - stwierdziłem. Wtedy poczułem, jak chłopak delikatnie kładzie na mnie głowę i opiera plecy. : - Co robisz? - spytałem.
A: Relaksuję się. Ty też odpocznij. - jego lekkie, drobne ciało leżące na mnie spowodowało, że poczułem jak moje policzki robią się różowe. Dobrze, że nie widzi moich rumienców, bo leży tyłem do mnie. Jego włosy lekko stykały się z moją twarzą co mnie łaskotało. Chciałbym ich (poraz kolejny) dotknąć, jak zwykle wyglądają puszysto i kusząco. - Rosja, ogarnij się! To conajmniej nie na miejscu i do tego... dziwne. Chwilę jeszcze się wstrzymywałem. Czułem, jak klatka piersiowa Ameryki powoli unosi się i opada. Wnioskuję więc, że jest zrelaksowany. Ahh, nie umiem się powstrzymać! - Przełamałem się w końcu i dotknąłem delikatnie, wręcz niewyczuwalnie jego fryzury. Po chwili znów położyłem dłoń na jego włosach, co widocznie poczuł bo w pierwszej chwili lekko się wzdrygnął. Nic jednak nie mówił.
R: Ale masz miękkie włosy... - rozmarzyłem się trochę i zacząłem bawić się puchatymi kosmykami. Jego oddech lekko przyspieszył, jednak nadal nie sprawiał wrażenia, by mu to przeszkadzało, więc kontynuowałem. Delikatnie gładziłem jego włosy, na co chłopak cicho mruknął. Słodziak...
Dopiero po kilku chwilach dotarło do mnie, co robię. Głaszczę i mojego przyjaciela po włosach, może zaraz kompletnie mi odwali i zacznę się z nim obściskiwać, co?! - momentalnie zaprzestałem tej "pieszczoty".
R: Ame... Przepraszam, ja naprawdę nie powinienem! - wtedy młodszy chłopak obrócił się lekko w moją stronę, wstając ze mnie.
A: Nic się nie stało, nie masz za co przepraszać! To było... całkiem przyjemne. - powiedział z zauważalnym rumieńcem na twarzy.
R: Oh... Ale i tak wydaje mi się, że to jest nieodpowiednie.
A: Jak uważasz. - odpowiedział uśmiechając się lekko. Nadal siedzieliśmy otoczeni bardzo wysoką trawą oraz masą kwiatów o różnych barwach i rozmiarach. Ameryka siedział teraz plecami do mnie, zrywał rosnące w zasięgu ręki kwiaty. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, przeglądając jakieś głupoty. Siedzenie, a raczej leżenie na trawie jest wygodne.
Po jakiś dziesięciu minutach odłożyłem telefon. Ameryka ciągle siedział tyłem do mnie, więc sam podniosłem się do siadu.
R: Co tam masz? - zapytałem widząc, że trzyma coś w rękach, co jakiś czas to przekładając.
A: Nie patrz! Jak będzie gotowe to ci pokażę.
R: Okej. - podejrzewam, że to coś z trawy bądź kwiatów. Po kilku minutach bez odywania się do siebie, poczułem ręce Ameryki na mojej głowie. Zdjął mi uszankę, siedzieliśmy przodem, twarzą w twarz. Chłopak wyciągnął zza pleców niewielki wianek, zrobiony z małych, żółtych kwiatów i kilku innych drobnych zielnych roślin. A przynajmniej wydaje mi się, że są to zioła.
Gdy moja czapka leżała na ziemi, założył mi na głowę wianek.
A: Russ, nawet nie wiesz, jak pasuje ci żółty! - zaśmiał się.
R: Serio? Wianek z kwiatów? - zapytałem z uśmiechem, zdejmując ową rzecz z głowy.
Ciekawe, kto go nauczył splatać wianki. Mnie nigdy nie ciągnęło do tego typu rzeczy, nie mam na to cierpliwości. Po chwili znów usłyszałem głos chłopaka:
A: Wracamy już do domu? Wieczorem się zobaczymy, o ile oferta nadal aktualna.
R: Jasne, że aktualna! I tak, możemy już iść. - powiedziałem, następnie podnosząc uszankę. Założyłem ją sobie znów na głowę, oddając Ameryce wianek.
A: Jest twój. - uśmiechnął się.
R: Skoro tak... - przyjąłem go ponownie i trzymając splot kwiatów w rękach zaczęliśmy wracać.
Timeskip
Jesteśmy właśnie przed domem Ameryki.
Miły był ten krótki spacer, znów zobaczymy się o 19.00, u mnie. To w sumie dobrze, że dopiero wieczorem. Czas spędzony z Ameryką jest super, jednak chyba każdy lubi pobyć trochę sam.
A: Więc... Do zobaczenia wieczorem, Rosja! - pożegnał się.
R: Do zoba, dzięki za spacer! - odpowiedziałem mu i zacząłem kierować się w stronę domu. A właśnie, wianek z kwiatów porzuciłem gdzieś przy lesie. Był ładny, ale mi zbędny.
Pov. Ameryka
Chwilę temu pożegnałem się z Rosją i wszedłem do domu. W salonie siedzieli już rodzice, więc jak widać wrócili z zakupów, czy gdzie tam oni byli.
A: Cześć! - przywitałem się.
WB: No, hej synu. Takie pytanie, gdzie ty byłeś? Do tego ubrany w ten sposób?
A: W lesie. - odparłem.
WB: Od kiedy do lasu ubierasz się jak na randkę? Czy my o czymś nie wiemy?
A: C-co? Ja serio byłem w lesie! Kanada wam miał to przekazać. A ubieram się tak, jak lubię.
F: Niech ci będzie, a jadłeś chociaż śniadanie?
A: Tak mamo.
F: To dobra, chodźcie z Kanadą na ogród bo jest bardzo ładna pogoda, a w domu siedzicie.
A: Ale ja dopiero wróciłem z lasu!
F: Nie ważne, chodźcie. - powiedziała, a ja poszedłem zawołać brata na dwór. Wezmę sobie jakieś żelki czy chipsy przy okazji. Wszedłem na schody:
A: Nada! Chodź tu! - zaraz odkrzyknął z pokoju:
K: Po co?
A: Bo rodzice nam karzą iść na dwór! - ryknąłem po czym wróciłem się do kuchni. Z jednej z szafek wyjąłem paczkę chipsów. Usłyszałem, jak mój brat zbiega po schodach, więc szybko wybiegłem na podwórko tarasem.
K: Bro, czy to moje chipsy?! - zaczął za mną biec.
A: Nie! - uciekłem na ogród, rodzice pili kawę na tarasie. Kanada biegł za mną, więc szybko uciekałem.
K: Widzę przecież! - dogonił mnie i wyrwał moje chipsy. Wtedy wskoczyłem na niego, wylądowaliśmy na ziemi.
A: Nada! Oddawaj! - siedziałem obecnie na moim bracie, próbując wyszarpać mu opakowanie z ręki. Jeszcze chwilę trwała między nami "zacięta walka", aż w końcu odebrałem mu paczkę chipsów.
K: Dobra, wygrałeś. A teraz złaź ze mnie.
A: Nope. - odpowiedziałem, obżerając się chipsami.
K: Braciszku, ja mam już chłopaka więc zejdź mi z krocza.
A: K-Kanada! Ja nie w tym sensie! - zawstydziłem się, schodząc z brata.
K: Ha! Moje! - teraz znów zabrał mi chipsy.
A: Mamo! Kanada zabrał mi chipsy! - i co teraz? Będzie musiał mi je oddać, haha. Francja krzyknęła: - Macie się podzielić! - wtedy on podszedł, dając mi trochę. Ostatecznie usiedliśmy na trawniku, jedząc przekąskę jak dzikie świnie. Ah, rodzeństwo...
Pov. Chiny
Jest teraz 12.20, nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał. Wstałem o 8.00. Nuda to coś nieznośnego, ale jednocześnie moja rutyna. Nie jadłem dzisiaj śniadania bo nie ma nic w lodówce, rodzice przesłali mi na konto pieniądze abym poszedł coś sobie kupić. Mimo to nie idę, nie chce mi się. Nawet im nie odpowiedziałem na SMS-y. Wysyłali mi później wiadomości typu: "Chiny, czemu nie odpisujesz?", "Kochanie, odpisz". Ale nie zamierzam im na nic odpisywać! Jestem na nich zły za to, że nie mają kompletnie dla mnie czasu. Gdy będą starzy i schorowani to będą ode mnie oczekiwać czasu i opieki, czego sami mi nie zapewniają. Nie mam nadzoru w domu, nie mam kar, zakazów. Bo ich wiecznie nie ma. Myślę, że gdybym miał ochotę ze sobą skończyć to zorientowaliby się dopiero dzień później że mnie nie ma. A kilka dni później, że się zabiłem. Taka jest prawda. Siedzę właśnie w ogrodzie, na trawniku. Ciągle, bez przerwy myślę o Ameryce! Gdyby on tu teraz był, poszlibyśmy na spacer, oglądali tv a może nawet... Bylibyśmy kiedyś razem, więc tulilibyśmy się do siebie, zwyczajnie zadowalając się spędzanym razem czasem? Nie wiem, ale na pewno nie byłbym sam! Nie mam ochoty na spotkania z szkolnymi znajomymi, chcę być z kimś, z kim mogę porozmawiać na każdy temat...
Tęsknię za naszą przyjaźnią, ale sam doprowadziłem do jej rozpadu...
Timeskip!
Pov. Rosja
Siedzę sobie w ogrodzie, dochodzi teraz 16.00.
Boże, jaki ten dzień jest nudny! Ale tak naprawdę to coś o wiele lepszego od szkoły. Wolę się nudzić, niż widzieć innych. No, może poza dwoma osobami. Usłyszałem wołanie ojca na obiad, więc wróciłem do domu.
R: Co na obiad? - zapytałem.
ZSRR: Lazania. - odpowiedział, kładąc przede mną talerz. Wrócił się jeszcze do kuchni po swoją porcję. Ponownie się odezwał : - Rosja, musimy porozmawiać. - Jego ton mnie lekko mówiąc niepokoi.
R: Aa... O czym?
ZSRR: Sprzątałem ostatnio twój pokój, bo miałeś straszny syf. - Zajebiście. Pewnie znalazł te fajki! Już wymyślałem wymówkę i słowa na swoją obronę, jednak pokazał mi... Coś innego niż fajki. Sprawiło to, że zbladłem, prawie dławiąc się jedzeniem.
R: T-tato... Ja... Mogę ci to w-wyjaśnić... - zacząłem się jąkać, gdy ojciec podniósł z blatu tą cholerną mangę. Naprawdę musiał to znaleźć?!
ZSRR: Słucham.
R: Bo... Ktoś w szkole mi ją podrzucił, znalazłem to w torbie. Nie wiem, kto to zrobił, ale- - nie pozwolił mi skończyć.
ZSRR: Proszę, tylko nie kłam mi w żywe oczy.
R: No ale tak na prawdę było!
ZSRR: Mhm... A czy Ameryka wie, że masz mangę z jego udziałem? - zapytał.
R: Nie, ja też nie wiedziałem, że w niej jestem!
ZSRR: Słuchaj, Rosja. Ja rozumiem, dorastasz. Możesz mieć takie rzeczy, masz w końcu 17 lat. Nawet zaakceptowałem to, że ty i tamten cały Ameryka jesteście razem, że preferujesz chłopak-
R: Tato! Ja nie jestem gejem i nie mam chłopaka! - przerwałem mu.
ZSRR: Tak, na pewno. Wiedz, że nie musisz się przede mną wstydzić lub-
R: Wiem, jak to wygląda, ale serio! Mylisz się...
ZSRR: Dobra, widzę że się z tobą nie dogadam. Po prostu chcę, abyś wiedział, że nie można tworzyć i mieć takich rzeczy bez wiedzy drugiej osoby, która zresztą jest tam narysowana.
R: Ngh, zrozum wreszcie! To nie jest moje. Nie wiem, skąd się wzięło u mnie w torbie.
ZSRR: Ok, mniejsza z tym. Swoje powiedziałem i nie chcę się z tobą kłócić. A teraz zjedzmy proszę obiad, w spokoju. Jasne?
R: Tak... - odparłem zrezygnowany, czując rumieńce wstydu na policzkach. Ale za to nie znalazł fajek, bo miałbym wtedy szlaban.
Dziś wyrzucę to zboczone cholerstwo, zanim ktoś jeszcze natrafi na tę mangę.
Reszta obiadu minęła w dość niezręcznej ciszy. Po zjedzeniu pomogłem ojcu w zmywaniu naczyń, bo mi kazał.
Zmieniając temat, ostatnio niestety znów to w sobie czuję... Chęć nawalenia komuś, praktycznie bez przyczyny. Ale nie mogę tego zrobić, nie teraz gdy jestem pogodzony z ojcem. A poza tym, wywalą mnie tym razem ze szkoły. Chyba rzeczywiście mam (tak jak niedawno gadał ojciec) pewne problemy. Czy to jest normalne, że w trakcie obiadu myślę o laniu kogoś? W sumie... Mam tak od dawna, powinienem się przyzwyczaić. Jedyna osoba której nigdy nie chcę zranić fizycznie to Ameryka i ojciec. Nie mógłbym nic zrobić ojcu, przyjacielowi któremu chyba szczerze na mnie zależy też nie. Zdarza mi się tracić kontrolę nad sobą, zbyt często. Ostatnio się to uspokoiło, po dniu, gdy pobiłem Meksyk. Ale boję się, że to wróci i znów zawiodę wszystkich. A wróci na pewno, pytanie tylko brzmi kiedy.
Pov. Ameryka
Jest już godzina 18.30, więc za 30 minut mam iść do Rosji. W ciągu dnia nic szczególnego się nie działo - walka o chipsy z Kanadą, niedługo później obiad, po obiedzie pomagałem rodzicom wyrywać chwasty w ogrodzie, co jest istną torturą! Prosili mnie też, bym im pomógł przy sadzeniu jakiś tam nowych roślin. I w ten właśnie sposób czas mi zleciał na dworze. Powiedziałem im, że idę do Rosji. Nie byli jakoś szczególnie zadowoleni tym faktem, bo w ich oczach Rosja jest niebezpiecznym licealistą, mającym na mnie zły wpływ. Mama jest dla niego miła, jednak jej zdanie na jego temat jest takie, jakie ma ojciec - czyli złe. Zgodzili się mimo to, bym spędził z nim wieczór. I git, będzie fajnie. Tylko że tym razem nie pozwolę na horror, nie ma mowy!
Nie przebieram się, będę mieć na sobie ciągle to samo - krótką bluzę i spodenki, jest początek lata więc nie zmarznę. Mam tylko nadzieję, że Rosja mnie później odprowadzi do domu. Wracanie samemu po zmroku nie należy do ani przyjemnych, ani bezpiecznych. Dawniej lubiłem spacery późnymi wieczorami. Ale nie muszę chyba przypominać co się stało, że już ich nie lubię?
Minęło kilkanaście minut, jest już 18.45. Napisałem więc do Rosji, czy mam już przyjść, on odpisał że tak. Więc wyszedłem z domu, wziąłem ze sobą popcorn do mikrofalówki i telefon. Szedłem sobie spokojnie dróżką, gdy z niej wyszedłem to trafiłem na chodnik. Słońce wciąż jest na niebie, jeszcze nie zachodzi co nie jest dziwne o tej porze roku. Na chodniku było parę osób, w pewnej chwili spanikowałem myśląc, że widzę Chiny. Uff, to był jakiś dorosły facet. Jego twarz była czerwona, nie wiem co to za kraj, nie poznaję flagi. Zresztą, nie znam większości osób w tej miejscowości. Tylko rodzina, klasa i Rosja. Tyle. Po kilku minutach byłem już na spokojniejszej części ulicy, tam gdzie jest mało osób i aut. Zdążyłem idealnie, bo jest 19.00. Dostrzegłem znajomy dom, Otworzyłem furtkę i zadzwoniłem na dzwonek. Poczekałem chwilę, aż otworzył mi Rosja we własnej osobie.
R: Cześć!
A: Heya. Mam popcorn!
R: A ja chipsy i colę, mam nadzieję, że lubisz. Ale dobra, nie stójmy tak tylko wejdź. - powiedział, uśmiechając się lekko. : - Ojciec powiedział że nie będzie nam przeszkadzał, więc pojechał gdzieś autem. Zgaduję, że znów do swojego kochasia.
A: O, to super. Masz już pomysł, jaki film obejrzymy? - zapytałem.
R: Hmm... Nie wiem... Wybierzmy coś na Netflixie, ok?.
A: Dobrze, tylko nie horror! - Powiedziałem, na co on się zaśmiał.
R: Haha, pamiętasz jak na wycieczce górskiej oglądaliśmy horror a ty się bałeś, więc spaliśmy w jednym łóżku? - zaśmiał się.
A: Takich rzeczy się nie zapomina, hah! To było totalnie niezręczne!
R: Masz rację. Ale za to się później nie bałeś!
A: Taa... - usiadłem na kanapie, a Rosja przyniósł
chipsy, colę i szklanki. Podałem mu popcorn, więc włożył go do mikrofalówki. Po 2 minutowym czekaniu, wsypał gotowy już popcorn do miski, to samo z chipsami. Wtedy włączył na laptopie Netflixa, połączył się z telewizorem dzięki czemu mogliśmy oglądać film na dużym ekranie. Przez chwilę mieliśmy dylemat, co obejrzeć.
R: Hm... A może film „22 Lipca”? To nie horror, a może być ciekawy. - zapytał, czytając następnie opis. Przytaknąłem, więc włączyliśmy, rozpoczynając oglądanie. Film ma trwać niecałe 2.5 godziny.
Timeskip
Faktycznie, film był ciekawy. Jednak było mi dość przykro w czasie oglądania, bo ta historia jest na faktach. Aż ciężko uwierzyć, że ktoś zabił kilkadziesiąt ludzi, raniąc przy tym większą ilość! Rosja wpatrywał się w ekran, jego twarz pokazywała obojętność. Właściwie, kąciki jego ust były (ledwo zauważalnie) podniesione do góry. A przynajmniej tak mi się wydawało.
A: Rosja, nie smuci cię to? - zwróciłem się do niego.
R: Nie, dlaczego miałoby?
A: Przecież to się stało naprawdę, tylu młodych ludzi zmarło w panice! To straszne!
R: Czy ja wiem? Ludzie są gówno warci. Ty jesteś inny, ale reszta to nic nie warci debile. - rzekł z powagą, wyraźnie gadał sczerze.
A: Naprawdę tak myślisz?
R: No, a dlaczego nie? Życie jest niewiele warte. - powiedział, patrząc na strzały, zabijające innych. Wiem, że to tylko film, ale... Jemu nie byłoby szkoda innych w takiej sytuacji?
Wróciliśmy do oglądania, leżąc na kanapie obok siebie, nasze barki lekko się stykały. Jedliśmy chipsy i popcorn, patrząc się w ekran.
Timeskip
Gdy zostało 30 minut filmu, lekko oparłem się o ramię chłopaka. Nie chce mi się już oglądać, a jednocześnie chcę wiedzieć jak się to wszytko skończyło. Za oknem już dawno panuje mrok, zresztą tutaj też jest ciemno, no może oprócz światła zapalonego w kuchni. Gdy oparłem głowę, Rosja lekko się uśmiechnął i kontynuował oglądanie. Czas ciągnął się i ciągnął... Wreszcie film się skończył. Był ciekawy, ale już mi się nie chciało dłużej oglądać. Jest późno, więc walczę z sennością. Rosja to zauważył.
R: Ow, jesteś zmęczony? - zaśmiał się.
A: Tak... - ziewnąłem. Delikatnie położyłem głowę na jego klatce piersiowej, na co ten poczochrał mnie po głowie.
R: Czemu jutro musi być ta buda? - zapytał z żalem.
A: Nie wiem... Nienawidzę szkoły.
R: Same... - odpowiedział.
A: Wiesz, ja już chyba pójdę bo jest późno. Odprowadzisz mnie? - zapytałem wreszcie.
R: Jasne, to chodźmy ubrać buty. - odpowiedział mi i poszliśmy do przedpokoju. Po kilku chwilach opuściliśmy jego dom. Na niebie było dużo gwiazd, wszędzie panowałby mrok gdyby nie blask latarnii. Było ślicznie. Szliśmy chwilkę w ciszy, komentując obejrzany film.
Po jakiś 12 minutach staliśmy już pod moim domem.
A: Więc... Dziękuję ci Rosja za ten wieczór. Nie pamiętam kiedy ostatnio robiłem sobie wieczór filmowy z kimkolwiek!
R: Hah... Ja tak samo. Też ci dziękuję. - odparł.
A: W takim razie, do zobaczenia. - powiedziałem, przytulając się do wyższego chłopaka. Przez pierwsze kilka sekund stał w bezruchu, jednak po chwili odwzajemnił ciepły uścisk.
R: Do zobaczenia Ame...
__________________________________
4680 słów, znicz dla moich rąk.
Napisałam o filmie „22 lipca” bo ostatnio go oglądałam XD
Btw, w trakcie pisania moja świnka morska uciekła mi z kolan i pobiegła na 2 część ogrodu, zawał miałam. Mój pies ją zatrzymał XD
[ miałam 2 świnki, jedna ostatnio odeszła unu ( nie chcę współczucia więc nie piszcie mi nic na ten temat)]
Moi sąsiedzi gadają coś o ZOMBIEWIRUSIE XDD Nmg z nich XD
Jezz, rozpisałam się ;-;
Bajo ^w^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro