Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Meksyk, ogarnij się!

Poniedziałek

Pov. Ameryka

Właśnie siedzę w dziurze zwanej szkołą. A dokładniej, trwa lekcja geografii. Siedzę z Czechami, nauczycielka jest wredna, więc pusto patrzę w tablicę. Niepokoję się strasznie, bo Chiny już od pierwszej lekcji bacznie mi się przygląda. O co mu chodzi?
Boję się... Będę unikał go jak tylko mogę.

W końcu zadzwonił dzwonek.


Pov. Chiny

Dzisiaj wprowadzam mój plan w życie. Czuję, że muszę przeprosić Amerykę. Trochę mu się dziś przyglądałem, gdy tylko to robiłem to odwracał twarz w inną stronę, przykro mi z tego powodu.
Teraz wyszedł na przerwę, dlatego prędko spakowałem zeszyt i książkę, po czym opuściłem klasę. Muszę jakoś do niego zagadać, tylko nie wymyśliłem jeszcze, jak. Poszedł na szkolne podwórko, znowu. Ruszyłem za nim.
Stanął przy murze, jakby czekał na kogoś. Zacząłem powoli iść w jego stronę, nasze spojrzenia skrzyżowały się, chłopak był wyraźnie zmieszany i zaniepokojony. Wreszcie ogarnął, że idę właśnie do niego a nie przechodzę tędy przypadkiem. Gdy byłem już blisko, zaczął się cofać ale trafił na ścianę.

Ch: Ameryka, j-

A: ODEJDŹ!! Nie zbliżaj się do mnie! - cholera, on jest totalnie przerażony.

Ch: Nie chcę cię skrzywdzić! Ameryka, czekaj! - zaczął się oddalać bardzo szybkim krokiem, ale chwyciłem go za nadgarstek, przyciągając do siebie. : - Nic ci nie zrobię! Chcę tylko porozmawiać...

A: P-porozmawiać?! Wydupiaj pedofilu! - zaczął się szarpać.

Ch: Spokój! - chwyciłem jego nadgarstki tak, żeby nie mógł uciec. : - Ame, wysłuchaj mnie...

A: Mam cię wysłuchać?! Słyszysz samego siebie? Po tym co mi zrobiłeś?  - jego głos drżał, próbował nieskutecznie ukryć strach. Nie chcę, by on się mnie bał! Ale nie cofnę czasu...

Ch: Wiem i nawet nie wiesz, jak żałuję! To był impuls, nie miałem zamiaru tego zrobić. Ja... Ja przepraszam! - nagle zza pleców usłyszałem zimny, znajomy głos, który zmroził mi krew w żyłach.

R: Zostaw go. - czy to... Odwróciłem się. Tak, to Rosja! Mam przeje*ane...  Momentalnie puściłem Amerykę. On tylko kontynuował: - Czego od niego chcesz, hm?  - jego głos... Niski, chłodny i  powodujący strach. Rosja jest zdolny do wszystkiego.

Ch: J-ja ch-chciałem z nim tylko porozmawiać... Już idę! - zacząłem się jąkać i wyślizgnąłem się bokiem, uciekając. Wbiegłem jak najszybciej umiałem do środka szkoły, serce biło mi jak szalone. Czemu Rosja się wtrąca? Ja nie chciałem niczego zrobić Ameryce. Jeszcze z nim porozmawiam, to mój cel.

Pov. Ameryka

Chiny właśnie uciekł w popłochu, na widok Rosji. On dosłownie spadł mi z nieba!

A: Rosja! Dziękuję ci! - rzuciłem się w jego ramiona, jestem mu mega wdzięczny. Chiny jest nienormalny, zastanawiam się czego ode mnie chciał. Spanikowałem na jego widok, boję się że znowu mnie skrzywdzi. Jeszcze mnie przeprasza! No, bardzo śmieszne!

R: Nie ma sprawy. Czego ten typ od ciebie chciał?

A: To nie ważne... Nic takiego.

R: Wiem, że coś jest na rzeczy. Ale dobra, jeśli zechcesz to sam mi o tym opowiesz. Pamiętaj, możesz na mnie liczyć.

A: Dziękuję...

R: Spoko, tylko przestań już mnie przytulać, bo mnie dusisz. I inni się gapią. - puściłem go. Bardzo cieszę się, że mogę na nim polegać. Nie chcę gadać mu o Chinach, to jest dla mnie  ciężkie...

A: Jeszcze raz dzięki za pomoc. - powiedziałem, a Rosja poczochrał mnie po głowie. Wreszcie zadzwonił dzwonek. : - Oh... Muszę iść, zresztą tak jak ty. Do zobaczenia!

R: Cześć. - odparł, a ja pobiegłem do środka budynku. Teraz będzie chemia, ehh...

Koniec lekcji

W końcu minęły poniedziałkowe lekcje. Ciągle zastanawiam się, jakie Chiny miał intencje. Bo z pewnością nie chciał niczego dobrego. Boję się trochę... - myślałem nad tym wszystkim, wracając do domu.
Nim się zorientowałem, stałem już przed furtką. W ogrodzie byli rodzice, słysząc ciche skrzypnięcie furtki, odwrócili się w moją stronę.

WB: Oh, witaj synu!

A: Hej mamo, hej tato. Jest już obiad? - zapytałem dopiero co się witając. Jestem głodny.

F: Tak, w lodówce. Odgrzej sobie, smacznego!

A: Dzięki. - odpowiedziałem i zacząłem iść do wnętrza domu. Rodzice przesadzają jakieś kwiaty, nie będę im przeszkadzał. Rzuciłem plecak do przedpokoju i wszedłem do kuchni.

Otworzyłem lodówkę, była tu  pieczeń.
Wstawiłem ją do piekarnika, a gdy się odwróciłem to dojrzałem Kanadę siedzącego przy stole. Wcześniej go nie widziałem, bo siedział cicho. Ciągle jesteśmy pokłóceni, chyba czas porozmawiać... Usiadłem przy nim, a ten odłożył telefon który trzymał w ręce.

A: Kanada, musimy porozmawiać...

K: Niby o czym? - odpowiedział z kamienną twarzą, w jego głosie można było usłyszeć znudzenie. Myślę, że nie mam go za co przepraszać, ale gdy tego nie zrobię to się nie pogodzimy.

A: Ehh... Przepraszam za tą kłótnię. Możemy się już pogodzić? Nie powinienem ci gadać z kim masz się spotykać, a z kim nie. - chyba się zdziwił, że zdecydowałem przeprosić pierwszy.

K: Ja... Też cię przepraszam. Zgoda?

A: Zgoda. - powiedziałem i przytuliłem go mocno.

K: Tylko że dzisiaj znów przychodzi Meksyk, mam nadzieję, że będziesz się zachowywał. Nie chcę znów się z tobą pokłócić, bro.

A: Ja już ci mówiłem co o tym myślę, jednak to twój wybór i spotykaj się z kim chcesz. - westchnąłem, a on się do mnie uśmiechnął.

K: Dobrze, że tak to przyjąłeś. A tak wogóle to pieczeń już się chyba upiekła. - wskazał na piekarnik.

A: Oh... Już ją wyjmuję, też ci nałożyć porcję?

K: Tak, jestem głodny. - podszedłem w stronę piekarnika i wyciągnąłem jedzenie. Z szafki wyjąłem talerze, pokroiłem pieczeń i ułożyłem na talerzach. Następnie podszedłem do stołu i podałem mojemu bratu jeden z talerzy. Sam usiadłem na przeciwko niego i zjedliśmy w spokoju.

Po jedzeniu udałem się do swojego pokoju, odrobiłem lekcje i rozłożyłem się na łóżku.
Co by tu porobić...? Jest ładna pogoda, wyszedłbym gdzieś, ale jednocześnie nie chce mi się nigdzie iść. Uh...
Ostatecznie leżałem przez godzinę z telefonem w ręku. Niedługo później usłyszałem dzwonek do drzwi. To ten debil... - pomyślałem.
Mam tylko nadzieję, że nie zrobi niczego podobnego do tego, co ostatnio... Chociaż biorąc pod uwagę moje życiowe szczęście, muszę być gotowy na wszystko.

Timeskip

Przez kolejne 2 godziny nic się nie działo. Byłem w ogrodzie z rodzicami, zeżarłem ciastka należące do Kanady i spakowałem plecak na jutro do szkoły, żeby nie musieć tego robić wieczorem. Przywitałem się też (niechętnie) z Meksykiem, teraz z Kanadą są w jego pokoju.
Zegar wskazuje godzinę 17.00, usłyszałem wołanie mamy z dołu.

F: Kanada! Chodź tu tylko! - hm, ciekawe o co chodzi. Podsłuchiwałem trochę.

K: Co? - odkrzyknął i otworzył drzwi od swojego pokoju.

F: Chcę zrobić pizzę dla ciebie i Meksyku, ogólnie całej rodziny więc idź do sklepu po pieczarki, bo zabrakło.

K: Ale czemu jaa?

F: Bo tak mówię. Idź szybko, to niedaleko, zresztą sam tam ostatnio poszedłeś więc znasz drogę.

K: Ngh, już idę! - usłyszałem. Podszedłem do drzwi, on chyba pójdzie razem z Meksykiem. Prawda?   Zacząłem słuchać jego i Meksyku rozmowy.

K: Nie musisz iść ze mną jeśli ci się nie chce, możesz poczekać tu na mnie, sklep jest blisko, więc zaraz wrócę.

M: Okej, dzięki Nada! Będę mógł też iść do twojego brata za ten czas? - Nie no, wspaniałe. Mogłem się tego spodziewać...

K: Jasne! Pogadacie sobie, ja zaraz wrócę.

M: Oki, bye! - Czemu życie mnie tak nienawidzi? To jest jakiś chory żart, prawda? Czego on jeszcze chce? Gdy przez uchylone okno mojego pokoju usłyszałem dźwięk zamykającej się furtki, wiedziałem, że Kanada już wyszedł. Z kolei drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Czy może mnie ktoś zabić? Proszę? Był to rzecz jasna Meksyk.

A: Czego chcesz? - próbowałem udawać wrednego, może sobie odpuści.

M: Co znowu tak wrednie? Twój brat poszedł po-

A: Tak, wiem. Słyszałem. Ale czego ty tu szukasz? Nie możesz na niego zaczekać w jego pokoju?

M: Nie mogę~ - stanąłem na łóżku patrząc w okno dachowe, byłem tyłem do Meksyku żeby dać mu zrozumienia, że nie jestem zainteresowany rozmową czy przebywaniem z nim.

Trochę nie pomyślałem, że ten świr może to wykorzystać. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem jego dłonie na moich biodrach.

A: Meksyk, puszczaj mnie. - próbowałem brzmieć "groźnie", ale wyszło jak zwykle...

M: Podaj mi choć jeden powód do tego - zaśmiał się, przysuwając mnie do siebie.

A: Kurwa, Meksyk! Jesteś chłopakiem mojego brata! Wynoś się stąd i odpierdol się od Kanady oraz mnie!! - teraz wkurzyłem się już na poważnie. To, co on robi jest obrzydliwe!

M: Ale Kanady nie ma, wróci dopiero za jakieś 15 minut. Nawet nie wiesz, jak słodko wyglądasz, gdy się rumieniz i złościsz... - położył dłoń na mojej głowie i zaczął głaskać mnie po włosach. Podobało mi się, gdy robił to Rosja. Ale dotyk Meksyku mnie brzydzi, on jest taki fałszywy...

A: Nie dotykaj mnie! Wypad z mojego pokoju! - zabrałem jego rękę z mojej głowy i popchnąłem go w stronę wyjścia.

M: Już idę, ale mam jeszcze coś dla ciebie~  - spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Meksyk przybliżył się do mnie, a następnie schylił się lekko by być na wysokości mojej twarzy, po czym szybko i krótko musnął mnie w usta. I po prostu wyszedł... Stałem sam na środku pokoju, będąc w szoku, mimo że nie powinno mnie to dziwić. To było ochydne... Muszę sobie chyba zdezynfekować całą jamę ustną. Po jego ostatniej akcji mogłem spodziewać się czegoś takiego. Czułem wstręt do jego osoby. Jeżeli powiem o tym Kanadzie, to ten mi nie uwierzy i ponownie się pokłócimy. Dobra, później, gdy Meksyk pójdzie do domu to ostrzegę brata jeszcze raz. Nie ważne czy mi uwierzy czy nie, przynajmniej będę mógł mu później powiedzieć "A nie mówiłem?"










____________________________________

Nie chciało mi się pisać dłuższego rozdziału, sorry UnU

To kogo wpychamy pod tira najpierw? Chiny czy Meksyk?


1520 słów ;-;

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro