24. Czy to możliwe?
Tydzień później.
Pov. Ameryka
Ten tydzień minął bardzo szybko. Moi rodzice dali mi kasę na wyjazd i jadę, to już jutro! Rosja też jedzie, myślę że spędzimy razem super czas.
Teraz jest godzina 17.00, muszę się spakować na jutro. Na stronie szkoły było kilka informacji co należy ze sobą zabrać. Pisali aby wziąć jakiś wygodny, jednak duży i pojemny plecak. Na całe szczęście mam taki, moja mama dawno temu chodziła po górach i go zakupiła. Jest bardzo duży, wszystko się powinno zmieścić.
Zacząłem od pakowania ubrań. Na pierwszy dzień nie muszę ich pakować, bo będę miał je na sobie, jedynie na drugi. Postanowiłem zabrać krótkie spodenki, ma być bardzo ciepło na niekorzyść wszystkich którzy pojadą. W razie zmiany pogody zabrałem także dresowe spodnie. Do tego bluzka z krótkim rękawem i piżama. Jeszcze ręcznik, na miejscu jest prysznic który po męczącej drodze będzie trzeba wziąć. Ostatnimi ubraniami do spakowania były skarpety, swetr i kurtka przeciwdeszczowa, w razie deszczu. Wszystko to poskładałem tak, aby zajmowało mało miejsca i faktycznie, udało mi się to. Teraz przyszła pora na inne rzeczy. Spakowałem powerbanka, słuchawki, jakieś słodycze i dużą ilość wody bo przy takim upale i wysiłku będzie ona niezbędna.
Gdy wszystko było już w plecaku, miałem spokój. Usiadłem na łóżku i nie musiałem czekać długo, aby usłyszeć wołanie ojca z dołu, z kuchni.
WB: Kanada! Ameryka! Chodźcie na kolację!
A: Idę! - odkrzyknąłem i wyszedłem z pokoju.
Na kolację był jakiś bekon i jajka sadzone, ale mniejsza z tym. Przy kolacji mama pytała się mnie czy spakowałem wszystko, co takiego wziąłem na drogę i tym podobne. Po kolacji wróciłem do pokoju. Umówiłem się z rodzicami, że przed 14.00 przyjadą i przyniosą mi plecak na wyjazd a ja dam im swoją torbę z książkami.
Reszta wieczoru minęła mi dość szybko, wziąłem prysznic teraz żeby nie musieć tego robić jutro rano. Nastawiłem sobie budzik na wczesną godzinę i poszedłem spać.
Pov. Rosja
Obudził mnie dzwonek budzika w telefonie. Wyłączyłem go i wstałem, właśnie ogarnąłem, że jest piątek i jadę na ten górski wyjazd z Ameryką. Do pokoju wpadały promienie słońca zza okna, więc wnioskuję że dzisiejszy dzień będzie słoneczny i ciepły, niestety... To chyba najgorsza pogoda na górską wędrówkę, bo będę spocony jak świnia. Ale już się zapisałem i zapłaciłem, nie wycofam się, zresztą obiecałem już Ameryce, że pojadę. Wszystko, co jest mi potrzebne na ten wyjazd spakowałem wczoraj. Z szafy wyciągnąłem ubrania na dziś do szkoły, wziąłem plecak i wyszedłem z pokoju. W salonie czekał już ojciec.
ZSRR: Cześć, Rosja.
R: Hej tato. Podrzucisz mnie dzisiaj do szkoły? Muszę wziąć dwa plecaki, jeden na lekcję a drugi w te góry. Gdy będziemy wyjeżdżać to ten z książkami zostawię w szkolnej szafce.
ZSRR: Dobra, ale zbieraj się szybko bo spóźnię się do pracy. Dam ci dychę, kupisz sobie śniadanie w szkole.
R: Okej. To ja się idę ubrać w to, co sobie przygotowałem. - odpowiedziałem i wróciłem się do pokoju po ciuchy.
Timeskip /koniec lekcji, bez sensu opisywać na nowo cały dzień... /
Właśnie skończyły się lekcje i wyszedłem przed szkołę. Przed budynkiem stali nauczyciele i zbierała się grupa uczniów z różnych klas, nie ma ich jakoś bardzo wiele, póki co stoi tu może z 15 osób, w tym Ameryka. Szybkim krokiem podszedłem do niego.
A: Hejka! Masz wszystko?
R: Tak. Zostawiłem swój plecak z książkami w szafce.
A: Po mój przyjechali rodzice i przywieźli mi ten na wyjazd. Cieszę się że już jedziemy, a ty?
R: Umm... Tak, też się cieszę. - odpowiedziałem. Chwilę rozmawialiśmy, wreszcie wokół nas zebrało się 26 osób. Nauczyciele sprawdzili czy są wszyscy, policzyli nas i wsiedliśmy do autobusu. Pojedziemy jakąś godzinkę. Wszyscy chcieli siedzieć z przodu, co nie zdarza się często. Dlatego właśnie ja i Ameryka usiedliśmy na końcu, przed nami były tylko jakieś dwa kraje z młodszych klas, więc git. Nim ruszyliśmy, jedna z nauczycielek gadała coś, nie wiem o czym bo średnio słuchałem... Ale chyba coś o tym żeby się nie oddalać na szlaku, więc rzeczy który wie każdy. Po niedługim czasie ruszyliśmy. Ja siedziałem przy oknie, cieszę się że spędzę z Ameryką ten czas. Dość długo myślałem o naszej przyjaźni, on serio jest spoko. Teraz wpatrywałem się w szybę, a raczej w to, co za nią jest. Mijaliśmy raz budynki, raz lasy, w końcu poczułem jak robię się senny. Walczyłem z sennością, jednak nie dałem rady i usnąłem.
Obudziłem się w pierwszej chwili nie ogarniając co się dzieje. Dalej jedziemy...? Wydaje mi się, że nie spałem długo. Ale zaraz... Poczułem, że moja głowa jest o coś, a raczej kogoś oparta.
Tak. Przysnęło mi się i leżę oparty o ramię Ameryki.
R: Ugh... Przepraszam... - powiedziałem i wyprostowałem się do normalnego siadu.
A: Nic się nie stało. Spałeś tylko jakieś 10 minut.
R: Tylko tyle? To znaczy że jeszcze prawie cała droga przed nami!
A: Noo... - dalej już nic nie mówiliśmy. Zwykle podróże są ciekawe, niestety nie tym razem.
Słońce świecące za oknem i grzejące szybę zapewniało mnie tylko, że nie przeżyję tego chodzenia po górach, mimo że mam dobrą kondycję.
Na miejscu
Wreszcie się zatrzymaliśmy. Wszyscy wyszli z busa a nauczyciele nas na szybko policzyli. Chwilę omówiliśmy trasę i wyruszyliśmy.
Timeskip
Najpierw weszliśmy w las i nic ciekawego się nie działo. Z czasem jednak poruszaliśmy się dróżką w środku lasu, prowadzącą stromo w górę i pokrytą mnóstwem kamieni. Niektórzy szli bardziej z przodu, jednak ja i Ameryka należeliśmy do osób, które leniwie idą na końcu.
A: Ale to jest męczące... Nie chce mi się już!
R: Haha, tak chciałeś jechać, a teraz marudzisz.
A: Nie wiedziałem, że będzie aż tak źle.
R: To nie chcę cię dołować bardziej, ale zostało jeszcze około 10 kilometrów. - odpowiedziałem patrząc na telefon, w którym uruchomiłem trasę stąd na szczyt.
A: ILE?
R: Wiedziałem, że tak zareagujesz. Haha!
A: Bardzo śmieszne... - powiedział po chwili kontynuując: - Rosja, zwolnij bo za tobą nie nadążam!
R: Ale ja idę normalnym tępem.
A: Nie prawda! Jesteś za wysoki i nie mogę ci dorównać tępa...
R: Lub jesteś za niski aby to zrobić - powiedziałem to specjalnie, aby go zdenerwować.
A: Zostawię to bez komentarza... A może... Weźmiesz mnie na barana?
R: Nie, bo sam się zmęczę pod twoim ciężarem...
A: Oj no Rosja, prooszę~ - powiedział słodkim głosem, patrząc mi prosto w oczy. Czemu on musi robić takie słodkie miny?
R: Ale jak mam cię wziąć na barana? Przecież obydwoje mamy plecaki na plecach.
A: Oh... Racja. - powiedział z lekkim żalem w głosie. Zauważyliśmy, że jesteśmy spory kawałek dalej od grupy, więc musieliśmy ich dogonić. Ameryka nie miał na tyle siły i dobrej kondycji by biec pod górę, więc chwyciłem go za nadgarstek i ciągnąłem na sobą. Gdy wszystkich dogoniliśmy, czułem taki ból w nogach, że aż ciężko to opisać! Przez ten upał mogłem poczuć pot na całym ciele, nieprzyjemne uczucie... Ameryka szedł ciężko oddychając, co chwilę grzebał w swoim plecaku żeby się napić wody. Inni uczniowie też zwolnili tempa co nie jest dziwne, przez wysoką temperaturę powietrza źle się chodzi. Nawet nauczycielki szły wolno.
A: Rosja, ja już ledwo żyję!
R: Ameryka, przesadzasz. Nie jest tak źle, droga prowadzi teraz niemal całkowicie prosto.
A: Ale ty masz więcej siły, jesteś starszy i większy.
R: Nie wymiękaj. Niedługo będzie postój, a przynajmniej tak mówiły nauczycielki. - odpowiedziałem. Po kilku minutach wyszliśmy na łąkę. Cała grupa się zatrzymała, odezwała się jedna z nauczycielek:
Nauczycielka: Okej moi drodzy, odpoczniemy tu sobie przez 15 minut. Możecie usiąść na trawie i zjeść drugie śniadanie, ale proszę, nie oddalajcie się! - gdy tylko to powiedziała, Ameryka ściągnął swój plecak i nawet się nie położył, po prostu walnął się na ziemię, wcześniej chowając twarz w dłoniach by nie uderzyć nią o ziemię. Zaśmiałem się na to co zrobił, sam zdjąłem swój plecak i usiadłem obok niego. Byliśmy w cieniu drzew, reszta grupy również poszła do cienia.
Ameryka otworzył swój plecak i wyciągnął z niego kanapki. Zaczął jeść, a ja wyciągnąłem z mojej torby bułkę. Miło nam się siedziało i rozmawiało, delektując się chwilą odpoczynku.
Z mojego plecaka wyciągnąłem czekoladę.
A: Masz czekoladę?!
R: No... Mam, chcesz trochę?
A: Tak!! Kocham czekoladę!
R: Haha, widzę właśnie. Masz - powiedziałem, a Ameryka złamał czekoladę i zabrał całą połówkę.
A: Dziękuję, ratujesz mi życie.
R: Czekoladą? Haha... - chłopak zaczął jeść, ja tylko mu się przyglądałem. Jego spokojna, ale też zmęczona drogą twarz wyglądała ładnie w oświetleniu przez promienie słońca. Ameryka po niedługiej chwili zauważył, że się w niego wpatruję.
A: Dobrze się czujesz? Jesteś cały czerwony. - cholera....
R: Um... Gorąco mi. Jak widzisz jest ciepło i wiesz...
A: Nie no, spoko. Masz coś do picia? Jeśli nie, to możesz napić się mojej wody.
R: Mam wszystko, nie martw się. - odparłem. Jaki on jest miły... Wiem, zaproponował mi tylko wodę. Gdy skończył jeść czekoladę, która wziął ode mnie, to położył się całkowicie na trawie, ja uczyniłem dokładnie to samo. Tutejsze powietrze jest dziwne. Duszne i jednocześnie wilgotne, świeże prowadzące z lasów na brzegach szlaku. Chwilę w ten sposób leżeliśmy, do czasu aż nauczyciele poinformowali nas, że musimy już iść dalej. Szkoda... Ameryka wstał niechętnie i zarzucił swój plecak na ramiona. Ja zrobiłem to samo z moim i już po kilku chwilach cała grupa szła dalej szlakiem.
R: I co, lepiej ci się idzie po chwilce przerwy? - zwróciłem się do Ameryki.
A: Nie, przez ten odpoczynek jeszcze bardziej chcę odpocząć.
R: Ty serio jesteś leniwy... - zaśmiałem się. Po chwili wpadłem na pewien pomysł: - gdy będziemy już w naszym schronisku i pójdziemy spać, to obejrzymy film i zjemy jakieś słodycze? Wziąłem trochę, bo jakiś czas temu, gdy byłeś u mnie po szkole to gadałeś że je uwielbiasz więc kupiłem na ten wypad w góry.
A: To super pomysł! Tylko proszę, żadnych horrorów. - powiedział, prawie potykając się o jeden z kamieni leżących na szlaku.
R: Wymiękasz?
A: Nie, ja po prostu nie lubię takich rzeczy.
R: Oj no przestań, wiem że się boisz i dlatego nie chcesz oglądać. - sprowokuję go aby sam chciał to obejrzeć.
A: Nie boję się!
R: To obejrzymy? - powiedziałem kpiącym tonem co było dobrym pomysłem, bo chcąc udawać odważnego zgodził się.
A: Tak, jasne! Jeszcze zobaczymy kto się będzie bał... - dopiero teraz zauważyłem, że naszej zabawnej "kłótni" przyglądają się z uśmiechem prowadzący nauczyciele. Chyba są lekko zdziwieni, że starszy uczeń, w dodatku postrach szkoły i łobuz rozmawia i droczy się z gimnazjalistą.
Ale w pewnym sensie przebywanie z Ameryką mi się podoba. Czuję się przy nim po prostu swobodnie i dobrze. O dziwo polubiłem się do niego przytulać. Dawniej tego nienawidziłem, on jest pierwszą osobą od paru lat którą chętnie i szczerze tulę. Niezależnie od tego jak to brzmi i wygląda, jest to bardzo miłe uczucie. W pewnym momencie poczułem dłonie Ameryki gdzieś w okolicach łokcia.
R: Co robisz?
A: Nie chce mi się iść, więc cię trzymam żeby szło mi się łatwiej.
R: Ale mnie spowalniasz.
A: No proszę! Jesteś taki silny i-
R: Dobra, już się nie podlizuj. Możesz mnie trzymać, tylko spróbuj iść moim tępem. Okej?
A: Jasne! - odpowiedział z entuzjazmem i w ten sposób szliśmy. Jeszcze trochę drogi przed nami, myślę że gdy wszyscy będą na miejscu to Ameryka po prostu padnie na łóżko i nie będzie z niego chciał wstawać. Ciekawe, czy będzie się bał horroru. Oby tak, trochę bym się z niego pośmiał.
Timeskip
Już prawie doszliśmy na szczyt góry. Ja jestem zmęczony, Ameryka ledwo idzie.
A: R-Rosja... Ja już nie mogę...
R: Przecież jesteśmy prawie przed schroniskiem! Dasz radę.
A: Nie dam rad- - w tym momencie chłopak potknął się o kamień i wylądował na ziemi.
Nie mogłem się powstrzymać, więc prawie ryczałem ze śmiechu. Inni z grupy mijali nas również się z niego śmiejąc.
R: Haha, umiesz wstać?
A: B-boli mnie noga... Mocno - wtedy doszła do nas jedna z nauczycielek.
Nauczycielka: Chłopaki, co się stało?!
R: Ameryka się wyjeba- to znaczy przewrócił. - odpowiedziałem, próbując się nie zaśmiać.
Nauczycielka: Ameryka, umiesz wstać? Ruszać nogą?
A: Umiem nią ruszyć... Ale okropnie wtedy boli - odparł próbując wstać.
Nauczycielka: Jeśli nią bez oporów ruszasz to nie jest złamana, ale leci ci z niej krew. Jesteśmy prawie na miejscu, zaraz ci ją opatrzymy.
R: Dobra, wstawaj już. - odezwałem się podając mu rękę. Ameryka ją chwycił i wstał, z niewielkiej rany leciało mu trochę krwi, ogólnie skóra była ostro zaczerwieniona więc wnioskuję że to tylko stłuczenie.
Nauczycielka: Rosja, pomożesz mu iść? Weźmiesz go pod ramię.
R: Ale Ameryka ledwo dosięga mi do barków, musiałbym się schylić. Jesteśmy bardzo blisko schroniska, mogę go zanieść. - odpowiedziałem, a nauczycielka odpowiedziała krótkie "dobrze." Wziąłem chłopaka na ręce, on zawiesił swoje ramiona na mojej szyi aby nie spaść. Musiało to conajmniej komicznie wyglądać... Ameryka jest taki lekki... On je coś wogóle? Idąc w ten sposób co jakiś czas spoglądałem na niego, czułem jak lekko się rumienię. Co za wstyd...
W końcu doszliśmy na miejsce, byliśmy przed wejściem. Cała grupa dziwnie się na nas patrzała, ale nie dziwię się. Delikatnie położyłem chłopaka na ziemię.
R: Lepiej już? Normalnie możesz iść?
A: Lepiej... Dam sobie radę. Dziękuję, Rosja! - odpowiedział uroczym głosem. Byliśmy już przed schroniskiem. Jest to naprawdę ogromny budynek otoczony lasem.
Ogromny ze względu na to, że jest to nie tylko miejsce odpoczynku dla wspinaczy górskich, ale też mają noclegi. Nadal wszyscy staliśmy przed wejściem, przyglądając się dokładnie okolicy.
Dokładnie było widać góry, ten widok zapierał dech w piersiach. Wszyscy robi zdjęcia i podziwiali widoki. Wreszcie usłyszeliśmy głos nauczycielki:
Nauczycielka: Okej wszystkim, gratuluję że dotarliście na szczyt! Teraz chodźmy wszyscy do pokoi, zostawicie tam plecaki i pójdziemy tutaj, na dwór. Zrobimy zdjęcie grupowe, zabierzemy się za robienie ogniska. Kiełbasy mamy za darmo od obsługi schroniska, więc nie przejmujcie się. Za jakąś godzinę będzie zachodzić słońce, w górach jest to cudowny widok. A więc proszę, abyście wrócili z pokojów za jakieś 15 minut. Spotkamy się tu, przed wejściem, a teraz chodźmy zobaczyć miejsca, gdzie będziemy nocować. - skończyła długą wypowiedź i wszyscy weszliśmy do wnętrza budynku. W sumie fajnie wymyślili z tym ogniskiem.
Wszystkie dwójki rozeszły się do wskazanych pokojów. Ja i Ameryka mamy taki od strony wschodu, przy lesie. Jedna gałąź nawet chaczy o okno z sypialni. Jeśli chodzi jeszcze o nasz pokój to ma on łazienkę, 2 osobne pokoje z łóżkami i jakiś telewizor. Nie jest to największy luksus, jednak to tylko schronisko, nie jakiś super hotel. Ameryka właśnie leżał na kanapie. Oglądanie wszystkiego zajęło nam prawie 5 minut, więc mamy jeszcze troszkę czasu do wyjścia na dwór.
A: Ehh... Jak mi się nie chce nigdzie iść! Nogi mi padają ze zmęczenia.
R: Mnie też. A no, właśnie. Zapomnieliśmy o tym, że musisz opatrzyć nogę. Nadal lekko krwawi.
A: To nic takiego. - oznajmił.
R: Chodź do łazienki, chyba że chcesz dostać zakażenia to cóż... Twój wybór.
A: Dobra, niech ci będzie. - odpowiedział i poszedł do łazienki. Z kieszeni plecaka wyjąłem chusteczki i zamoczyłem je w wodzie z kranu. Podszedłem do Ameryki.
A: Bez przesady, sam sobie opatrzę.
R: Jak chcesz. - odparłem opuszczając pomieszczenie. Po niedługiej chwili chłopak wyszedł z łazienki, rana już nie krwawiła.
A: Ile jeszcze czasu do zbiórki na dworze?
R: Jakieś 4 minuty. Pójdę już, a ty?
A: To chodźmy razem. Nie mamy po co tu siedzieć. - odpowiedział i wyszliśmy z naszego pokoju.
Na zewnątrz była już cała grupa i nauczyciele.
Słońce jeszcze nie zachodziło, jednak niebo powoli zmieniało kolory na róż i pomarańcz. Nauczycielka zakomunikowała żebyśmy szli do lasu po patyki, bez zbytniego oddalania się.
Razem z Ameryką udaliśmy się do wschodniej strony lasu. Po chwili zauważyłem, że zbiera jakieś małe gałązki.
R: Co ty robisz? Haha...
A: Zbieram patyki, to coś śmiesznego?
R: To muszą być grube patyki, a ty zbierasz jakieś drobne patyczki.
A: Jakie w takim razie mam zbier- - wziąłem na ramiona całkiem spory, nadający się konar drzewa. Był suchy, dlatego tym bardziej się nada. Ameryce odebrało mowę.
R: No co?
A: J-jak ty...
R: Po prostu nie jestem mały jak ty, więc mam więcej siły. - celowo użyłem słowa "mały".
A: Rosja! Mówiłem ci już, że nie jestem mały!!
R: Niech ci będzie, a teraz chodźmy. Myślę, że taki konar drzewa wystarczy, tym bardziej że inni również przyniosą jakieś gałęzie.
A: Czyli wychodzi na to, że ja nie muszę nic nieść!
R: Yeah... - odpowiedziałem i zaczęliśmy wracać. Ten konar był ciężki, jednak wreszcie udało mi się z nim dojść na miejsce. Rzuciłem ciężką gałąź obok paleniska, inni naznosili dużo patyków, więc można było zaczynać rozpalanie.
Timeskip
Gdy ognisko było już rozpalone, wszyscy poszliśmy na małe urwisko, zabezpieczone bramkami. Słońce właśnie zachodziło, był to naprawdę ładny widok. Niebo mieniło się w różnych odcieniach pomarańczu i czerwieni, również różu. Stanąłem obok Ameryki, robił właśnie zdjęcia tego widoku.
A: Rosja, jak tu jest pięknie! Zrobimy sobie selfie?
R: Uhh... Myślę że to nie dla-
A: A tam, przestań! Chodź. - powiedział i się przesunął, stojąc oparty o barierkę.
R: No dobra... - odpowiedziałem, ustawiając się przy nim. Nie lubię być na zdjęciach. Po prostu. Selfie jednak wyszło okej, bynajmniej nie narzekam.
Ameryka był zapatrzony w dal, podziwiając doliny, górskie szczyty i jeziora, które stąd wyglądały na maleńkie. Po kilkunastu minutach słońce zaszło całkowicie, a niebo powoli pochłaniał mrok.
W lesie obok schroniska nie było już ani odrobiny światła dziennego, wokół także brakowało światła. Lubię takie klimaty, wieczory i noce są lepsze od dnia. Nim zauważyłem, stałem z Ameryką samotnie przy urwisku. Reszta grupy była kilka metrów dalej, przy ognisku. Nauczyciele przynieśli kiełbaski i wszyscy mieliśmy je piec, na zaostrzonych patykach.
Usiedliśmy obok siebie, na ławce przy ogniu.
Inni uderzali patykiem o patyk, jakiś debil wymyślił wojnę na kiełbasy.
Timeskip
Wszyscy już zjedli. Wszędzie wokół jest całkowita ciemność, tylko ogień dawał jasny blask wokół. Nauczyciele rozmawiali między sobą, inne osoby chodziły niedaleko i korzystały z telefonów. Ameryka miał zatopiony wzrok w ognisko, a raczej sam ogień. Jego spokojna twarz była oświetlona przez jasny płomień, wyglądał atrakcyjnie i tak niewinnie... Nauczyciele po jakimś czasie stwierdzili, że pora wracać do swoich pokoi, bo jest już 22.00. Zgasili ognisko i cała grupa przeniosła się do wnętrza budynku.
Gdy byliśmy już z Ameryką u siebie, postanowiłem wziąść prysznic, chłopak poszedł zaraz po mnie, gdy wyszedłem. Miałem na sobie teraz jakąś koszulę do spania i spodenki, Ameryka podobnie.
A: Too... Co robimy? Chyba nie idziemy jeszcze spać, co nie?
R: Nie pamiętasz co zdecydowaliśmy podczas wchodzenia na górę? Obejrzymy sobie horror!
A: Umm... Okej! - próbował udawać zadowolonego, jednak widziałem że to tylko przykrywka.
R: Okej, to ja coś wybiorę. - postanowiłem, że będzie to coś o lesie, bo pokój w którym będzie spał Ameryka jest właśnie od strony lasu. Hehe...
Postanowiłem, że zgaszę światło.
A: Rosja...? Czemu gasisz światło?
R: Żeby zrobić klimat.
Pov. Ameryka
Właśnie usiadłem obok Rosji na kanapie. Wybrał horror, boję się ich! Nie chcę wyjść na mięczaka, jednak serio horrory to coś nie dla mnie. Po chwili film się zaczął, więc skierowałem wzrok na ekran.
Przez pierwsze 10 minut nic takiego się nie działo. Później zaczęły pojawiać się drastyczne i conajmniej obrzydliwe sceny, co sprawiało, że mrużyłem oczy aby tego nie widzieć. W pewnej chwili spojrzałem na twarz Rosji. Nie pokazywała ona dosłownie żadnych emocji, pusto wpatrywał się w ekran.
Wreszcie wyskoczył jumpscare, coś czego obawiałem się najbardziej...
A: FUCK!! - Totalnie się tego nie spodziewałem!
R: Haha, aż tak się boisz? - dopiero teraz zorientowałem się, że leżę wtulony w Rosję.
A: Ja... Przepraszam...
R: Spoko, jak się boisz to możesz się przytulić. - powiedział obejmując mnie ramieniem.
Nie protestowałem widząc więcej drastycznych rzeczy na ekranie. Było trochę niezręczne, jednak on był chyba zadowolony z takiego obrotu wydarzeń.
Ten film to był koszmar... Jeszcze w dodatku związany z lasem, obok którego mam pokój. Ja chyba nie zmrużę oka tej nocy!
Timeskip
W końcu, ku mojemu szczęściu film się skończył.
R: I co, było aż tak źle? - spytał rozbawiony chłopak. Ciągle byłem do niego przytulony.
A: A żebyś wiedział! Nigdy więcej nie obejrzę horroru!
R: Twój wybór, heh... Jest 23.30, a jutro musimy wstać wcześniej, więc... Dobranoc! Powiedział po czym wyłączył telewizor i wbiegł do swojego pokoju, zostawiając mnie w ciemnym do niewidoczności pomieszczeniu. Celowo to zrobił, śmiał się przy tym.
A: Rosja!! Chodź tu i włącz to cholerne światło!
R: Haha, nie! - odpowiedział zza drzwi.
A: No Rosja! Gdzie jest włącznik do światła?!
R: Sam musisz znaleźć! - nie no, zaraz nie wytrzymam... Niech on sobie nie żartuje, ja się serio boję!
A: Ej no, please! - zacząłem po omacku iść, trafiłem do jego pokoju po trzykrotnym uderzeniu w kanapę i ścianę. Otworzyłem drzwi i tam wbiegłem.
R: Haha, widzę że trafiłeś!
A: To nie było śmieszne! - powaliłem go na łóżko i zacząłem "okładać" pięściami, jednak z moją siłą nie byłem mu w stanie nabić nawet siniaka....
R: Czuję się, jakbym walczył z myszą, wiesz?
A: ...
R: Ow... Nie obrażaj się. Albo będę musiał sięgnąć po drastyczne środki.
A: Haha, niby jakie? - w tej chwili zaczął mnie łaskotać, a ja próbowałem za wszelką cenę się nie śmiać i mu uciec. Na marne...
A: Hahaha! D-dobra, koniec!!! - przestał, a ja otarłem łzy śmiechu. : - a tak wogóle to ja będę już szedł spać.
R: Okej, to dobranoc!
A: Dobranoc. - odpowiedziałem i wyszedłem z pokoju, udając się do swojej "sypialni". Zgasiłem światło i padłem na łóżko, jestem wykończony dzisiejszym dniem - długą wspinaczką, wszystkim! Zgasiłem światło, w pewnej chwili wróciłem myślami do obejrzanego horroru.
Ameryka, uspokój się! - myślałem. Ale na dworze zaczęło wiać, gałęzie delikatnie stukały w okno.
W tym horrorze było niemal identycznie.... - próbowałem się ogarnąć, jednak na marne. Mam tak, że po obejrzeniu jestem wyluzowany, a później boję się jak małe dziecko. Chyba nic na to nie poradzę... Zakopałem się w kołdrze i zamknąłem oczy. W rogach pokoju wyobrażałem sobie mroczne postacie, wnętrzności i do tego ten wiatr!
Gorzej ze mną niż z dzieckiem, bo w pewnej chwili nie wytrzymałem i o drżących nogach wyślizgnąłem się z łóżka, a następnie z pokoju.
Być może Rosja mnie uspokoi...? Chyba jeszcze nie zasnął, bynajmniej taka moja nadzieja.
Powoli uchyliłem drzwi do jego pokoju.
A: R-Rosja...?
R: Co? - uff, jeszcze nie śpi.
A: Boję się... - jaki wstyd! Jak zawsze odwalam coś głupiego!
Pov. Rosja
A: Boję się... - odpowiedział Ameryka stojący obok moich drzwi. Na serio aż tak? Jak można bać się tak niestrasznego horroru do tego stopnia, by nie móc zasnąć w pokoju obok?
R: Uhh... Właź. - podwinąłem kołdrę i zrobiłem mu miejsce. Nie będę go uspokajał, chcę już spać.
Chłopak niepewnie podszedł w stronę łóżka.
A: Ale... Że mam z tobą się położyć?
R: Co innego możesz zrobić? Ja jestem zmęczony, ty jesteś zmęczony, więc chodź.
A: No okej... - odpowiedział z zażenowaniem w głosie i położył się przy mnie, odwrócony do mnie plecami. Mimo że było to trochę, właściwie to bardzo niezręczna sytuacja to mnie to pasowało, czułem motyle w brzuchu. Zaraz... Co do cholery?!
Wciskanie samemu sobie kitów typu: "to nie przez Amerykę" , albo "jestem w 100% hetero!" nie ma zbytnio sensu. Na czystą logikę, to jasne, że przez niego, skoro czuję takie rzeczy wyłącznie na jego widok bądź dotyk. W jakiś sposób cieszy mnie jego obecność, przytulanie go i ta bliskość. Ale jednak może to dlatego, że brakuje mi czułości? Sam już nie wiem!
Ameryka jest odwrócony plecami do mnie, jednak czuję, że śpi. Spoglądałem na niego i zadawałem sobie pytanie:
Czy to jest wogóle możliwe, abym zauroczył się w chłopaku...?
__________________________________
3820 słów.
A miałam się uczyć.
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze! UwU
Do następnego rozdziału, bye :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro