Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Meksyk, co do...



Pov. Ameryka

Obudził mnie odgłos budzika w telefonie. Przetarłem oczy i powoli podniosłem się do siadu, wyłączając irytujący mnie przedmiot.
Jest 8:30 a o 10.00 mam się spotkać z  Rosją, więc muszę się trochę pospieszyć. Wstałem z łóżka i otworzyłem szafę. Wyciągnąłem z niej czarne rurki oraz szary t-shirt.
Gdy się przebrałem, wyszedłem z pokoju i zbiegłem po schodach na dół. W kuchni był już ojciec.

A: Hej, tato!

WB: Cześć, synu. Robię śniadanie, zaraz będzie gotowe. Wyspałeś się?

A: Tak, wogóle to mama jeszcze śpi?

WB: Nie, pojechała z rana na zakupy.

A: Okay, ja zjem i o 10.00 wychodzę!

WB: Dokąd niby?

A: Idę do parku, spotkać się z moim nowym kolegą.

WB: Tylko nie mów mi, że z Rosją.

A: Widzę że mama i Kanada już ci opowiedzieli co o nim myślą...

WB: Synu. Chcę abyś wyrósł na porządnego i dobrego człowieka. Kanada wczoraj wieczorem opowiadał że ten chłopak jest niebezpieczny. Mama olała temat, ale ja nie chcę żebyś się z nim przyjaźnił. Chłopak się bije, ma dużo siły i kiedyś zaatakował kogoś z nożem, to nie jest zabawne!

A: Kanada wymyśla to wszystko, bo się pokłóciliśmy! Rosja jest miły i troskliwy, chcę mieć takiego przyjaciela!

WB: Rób co chcesz... Ale jeżeli narobisz sobie problemów, to będzie to twoja sprawa. - odpowiedział.
Poszedłem pod prysznic, gdy byłem już gotowy to zegar wskazywał 9.20, a śniadanie stało na stole. Ojciec już zjadł, teraz przy stole był tylko Kanada.  Popatrzał się na mnie i nie powiedział mi nawet głupiego "hej". Niezręcznie siedziało się z nim przy stole.
Szybko zjadłem kanapki, aby nie musieć długo z nim siedzieć. Widzę że zarówno mnie, jak i Kanadzie przeszkadza ten konflikt. On go zaczął, jednak jego "duma" nie pozwala mu przeprosić mnie pierwszego. Gdy skończyłem jeść to bez słowa odszedłem od stołu i pobiegłem do swojego pokoju. Wziąłem telefon i spostrzegłem, że jest już 9.45. A Rosja do mnie napisał:

Od: Rosja: Hej, mam już po ciebie iść? Jesteś gotowy?  - po przeczytaniu wiadomości od razu odpisałem:

Do: Rosja: Tak, możesz już iść! - odłożyłem telefon i wyszedłem przed dom, na ogród.
Po jakiś 10 minutach chłopak przyszedł.

R: Hej, Ameryka!

A: Cześć! To idziemy?

R: Jasne. Nie jesteś zły, że wybrałem park?

A: Nie, nie szkodzi. Przecież ty byś mi tego nie zrobił, prawda? Hehe...

R: No nie wiem - powiedział  dwuznacznie poruszając brwiami. . : - Nie no, żartuję! Hah...

A: Tsaa... Chodźmy już. Może pójdziemy nad jezioro na końcu parku? Tam są drzewa wiśni, teraz kwitną. - chciałbym przejść się w piękniejsze miejsce, czyli to które odkryłem za lasem... Ale zależy mi na tym, aby była to tajemnica. Później sam się tam przejdę, jest tam 100 razy piękniej niż w parku, który i tak już jest w miarę zadbany i urokliwy. Przynajmniej miejsce, które odkryłem mam tylko dla siebie!
Szliśmy rozmawiając sobie tak właściwie o niczym, po niedługim czasie byliśmy już na miejscu.

A: A tak wogóle to wiesz, że wczoraj u mnie w domu był Meksyk?

R: Co? Żartujesz! Po co u ciebie był?

A: Przylazł do Kanady. Przeprosił mnie za ten atak, ale nie wierzę że miał szczere intencje, zrobił to chyba ze względu na mojego brata.

R: Współczuję ci, jeśli będą razem to częściej będziesz go musiał znosić.

A: Tsa... Wiem właśnie. - powiedziałem po czym skręciliśmy w jedną z alejek. Po chwili byliśmy  nad jeziorkiem.

R: Całkiem tu ładnie, nie?

A: Jest ślicznie, ale znam jeszcze ładniejsze miejsce.

R: Jakie?

A: No tego już ci nie mogę powiedzieć, heh... - nie powiem o odkrytym przeze mnie miejscu nikomu, jeszcze nie teraz... Rosja wpatrywał się w wodę, a ja zbierałem kwiatki wiśni leżące na ziemi i z pomocą trawy robiłem z nich wianek. Słabo się trzymał, bo kwiaty wiśni mają bardzo krótkie łodygi, ale jednak udało mi się go zrobić więc założyłem sobie ową rzecz na głowę.

Pov. Rosja

Przyglądałem się swojemu odbiciu w wodzie. Ciekawe, co Ameryka miał na myśli mówiąc że zna piękniejsze miejsce. Jakie ono jest? Po jakimś czasie usłyszałem głos chłopaka:

A: Hej, Rosja! Jak wyglądam?  - odwróciłem się w jego stronę.

R: T-ty... - Ameryka miał na głowie wianek z kwiatów, wyglądał słodko... : - wyglądasz prześlicznie... - Co ja do cholery mu właśnie  powiedziałem? Zachowuję się jak napalony pedał...
Chłopak wyraźnie zawstydził się na moje słowa.

A: Aw, dziękuję. Może też zrobić ci wianek?

R: Nie... Ale dzięki za chęci.  - odpowiedziałem.

A: A tak wogóle to co robimy dalej? Bez sensu siedzieć tak w miejscu.

R: Może pójdziemy na shake'a? - zaproponowałem. Miło mi się z nim spędza czas, jednak totalnie nie mam pomysłu, co mamy robić...

A: Byłoby super, ale nie wziąłem ze sobą pieniędzy... Musiałbym wrócić się po nie do domu.

R: Nie musisz, ja zapłacę za ciebie.

A: Dzięki, w poniedziałek, w szkole oddam ci kasę.

R: Nie oddawaj, ja stawiam.

A: W takim razie ok i dziękuję.

R: Nie ma sprawy. - odpowiedziałem i szliśmy w stronę wyjścia z parku. Trochę to bez sensu, dopiero co do niego weszliśmy... Za parkiem jest taka jakby kawiarnia, tam pójdziemy. Idąc rozmawialiśmy sobie, Ameryka co jakiś czas mi się przyglądał, więc zapytałem: - czy coś się stało?

A: Nie, po prostu... Jesteś strasznie wysoki. Ile masz cm?

R: Zależy gdzie... - powiedziałem uśmiechając się. Ameryka chyba po chwili ogarnął jak zabrzmiało jego pytanie, bo zatrzymał się oblewając rumieńcem.

A: J-ja... Uhh... To nie miało tak zabrzmieć!

R: Haha, nie szkodzi! Mam metr 90 wzrostu, więc nie jestem aż tak wysoki. Za to ty jesteś mały.

A: Ej, nie jestem mały!

R: Jesteś. - powiedziałem i poczochrałem go po głowie co wyraźnie mu się nie spodobało, na jego twarzy pojawiły się lekkie rumieńce. Czemu aż tak lubię patrzeć gdy się złości i rumieni? Może właśnie tak wygląda prawdziwa, szczera przyjaźń? Ale tak jakby nie czuję się jeszcze z nim bardzo blisko... Nasza relacja to chyba nadal kumple. Jak się to rozwinie? Czas pokaże.


Pov. Ameryka

Razem z Rosją opuściliśmy park wychodząc na ulicę. Miło nam się gada, coraz bardziej na luzie, przynajmniej tak mi się wydaje. Bardzo fajnie się z nim spędza czas! Teraz gadaliśmy coś o grach, wieczorem może z nim zagram na serwerze.
Nim zauważyłem, byliśmy już pod kawiarnią. Przerwaliśmy naszą rozmowę i weszliśmy do środka.

R: Więc...? Jaki chcesz smak shake'a? - zapytał Rosja.

A: Hmm... Może truskawkowy?

R: Okey! To zajmij nam już jakieś miejsce. - powiedział podchodząc do lady. Ja za ten czas usiadłem przy jednym ze stolików. Dzisiaj w kawiarni nie było wielu osób. Zauważyłem, że Rosja jest dzisiaj jakiś bardziej "pozytywny" niż zwykle. Nie wiem czym to jest  spowodowane, ale zdecydowanie lepiej się z nim rozmawia gdy jest wesoły i w dobrym humorze. Po chwili chłopak podszedł do stolika z dwoma shake'ami.

A: Dziękuję, Rosja! Oddam ci kasę za shake'a, ile kosztował?

R: Młody, już mówiłem że nie musisz oddawać.
A teraz smacznego!

A: Wzajemnie - odpowiedziałem i sam skosztowałem swojego. Był bardzo dobry, będę tu częściej przychodził. Następnym razem to ja wezmę w to miejsce Rosję, w ramach rekompensaty.

R: Smakuje ci?

A: Jeszcze jak! Następnym razem ja cię tu zabiorę!

R: Skorzystam z propozycji. - powiedział po czym sam wziął się za swojego shake'a. Po chwili zaczął się na mnie patrzeć z lekkim rozbawieniem.

A: Um... Coś się stało?

R: Nie... - po jego głosie wnioskuję, że on ledwo powstrzymuje się od śmiechu.

A: No ej! Co cię tak bawi?

R: Masz brudną twarz ze swojego shake'a. Haha!

A: Gdzie? - zapytałem nieudolnie próbując wytrzeć twarz.

R: Tu - powiedział a następnie nachylając się starł kciukiem stopiony shake z mojego policzka.
Patrzałem się na niego z lekkim zawstydzeniem. Rosjanin chyba to zauważył.

R: Ojoj, mały Ame się zawstydził? Haha... - teraz to chyba wyglądałem jak burak. Czy on powiedział do mnie "Ame"?!

A: ... - nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc milczałem.

R: Oj no sorry, ale wyglądasz na swój sposób słodko, gdy się wstydzisz, haha! - on to chyba celowo mówi, żebym się bardziej zawstydził...

A: Dobra, koniec tematu!

R: No niech ci będzie. Może później do mnie wpadniesz na chwilkę?

A: Chciałbym, ale w poniedziałek mam sprawdzian i starzy żyć mi nie dadzą gdy dostanę pałę... Więc sorry, ale nie mogę...

R: Spoko, w szkole się zobaczymy.


Gdy w końcu wypiliśmy nasze szejki to opuściliśmy kawiarnię. Rosja postanowił odprowadzić mnie do domu. W drodze powrotnej rozmawialiśmy dużo żartując i narzekając na wszystko co nas otacza. Po kilkunastu minutach byliśmy pod moim domem.

A: Rosja, dziękuję ci za to spotkanie, było super!

R: Nie ma za co. Do zobaczenia w poniedziałek Ameryka! - powiedział machając mi na pożegnanie. Uczyniłem to samo po chwili wchodząc do domu.
Przez najbliższe godziny nic ciekawego się nie działo. Myślałem o spotkaniu z Rosją, o tym co łączy mojego brata z Meksykiem i innych głupotach. Dowiedziałem się, że dzisiaj Meksyk przychodzi do mojego brata. W pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem... Ale nie, niestety... Przecież Kanada i on słabo się znają! Niby wychodzili razem gdzieś po szkole, ale uhh...
Na serio akurat Meksyk? Oni do siebie kompletnie nie pasują! - pomyślałem. Ale dobra, jakoś zniosę jego obecność. Nie będę wychodził z pokoju gdy Meksyk przyjdzie, to jest plan!

Meksyk przychodzi do nas za 2 godziny. Teraz postanowiłem się przejść, oczywiście w moje niedawno odkryte miejsce. Założyłem na siebie swetr i wyszedłem z domu. Pogoda wiele się nie zmieniła, nadal świeci słońce i byłoby ciepło, gdyby nie chłodny wiatr.
Minąłem dom i dotarłem do lasu, po chwili skręcając w jego prawą stronę. Nie zajęło mi to długo, a już stałem przed drzewami wiśni i plątaniną zarośli. Zapomniałem niestety którą stroną ostatnio tu wchodziłem, więc po prostu przedarłem się przez krzaki zadzierając lekko bluzkę i parząc się w nogę pokrzywą. Ja to mam szczęście... Wreszcie przedarłem się przez gęste zarośla i moim oczom poraz kolejny ukazał się cudowny obraz. Kwiaty wiśni nadal kwitły i spadały do wody, na której powierzchni unosiły się płatki kwiatów.
Tu jest tak samo ładnie jak ostatnio - pomyślałem. A co gdyby tak w wakacje wziąć tu kąpielówki i wejść do wody? Jest czysta, niezbyt głęboka... Usiadłem na brzegu niewielkiego jeziorka i wpatrując się w wodę słuchałem śpiewu ptaków. Kilka razy na moją twarz spadł płatek kwiatu, ale nie szkodzi. Wpatrywałem się w swoje odbicie w jeziorze i zamoczyłem tam rękę - woda wcale nie jest taka zimna. Następnym razem przyjdę tu w krótkich spodenkach i wejdę do tego jeziorka.

Timeskip

Obecnie leżałem na trawie ciesząc się ciszą i spokojem, jednak mój odpoczynek przerwał dzwonek w telefonie. Wyciągnąłem owy przedmiot i zauważyłem, że dzwoni ojciec, więc odebrałem.

WB: Ameryka, gdzie jesteś?

A: W lesie.

WB: Nie mówiłeś nikomu że gdzieś idziesz, martwiliśmy się! Wracaj do domu na obiad.

A: Uhh... Już wracam. - po wypowiedzeniu tych słów rozłączyłem się. Faktycznie, zapomniałem im powiedzieć, że wychodzę. Wstałem i zacząłem kierować się w stronę z której przyszedłem. Ponownie przedarłem się przez krzaki i wyszedłem na łączkę połączoną z lasem. Dojście do domu zajęło mi kilka minut. Gdy tylko wszedłem do środka, "przywitali" mnie rodzice.

F: No w końcu! Ameryka, nie możesz wychodzić nigdzie bez mówienia nam o tym. Mieszkamy tu od niedawna, wielu miejsc nie znasz i możesz się zgubić.

A: Ale nie jestem już dzieckiem.

F: To nie znaczy, że się o ciebie nie martwimy.

A: Dobra, następnym razem wam powiem gdy będę chciał wyjść poza dom i ogród. - odpowiedziałem i wszyscy zaczęliśmy jeść. Kanada i rodzice rozmawiali, pytali się go o której wróci. Ale skąd wróci? Gdzieś się wybiera?

WB: Jak wyjdziecie to macie wrócić przed 22.00, dobrze?

K: Jasne! - odpowiedział mój brat. Postanowiłem się zapytać:

A: Ale gdzie i kto idzie?

K: Idę z Meksykiem na randkę, coś nie pasuje? - zamurowało mnie...

A: A-ale...

K: No co?! Znów zamierzasz mi gadać jaki to on jest zły? Nawet nie zaczynaj młody!! - wtedy odezwała się mama.

F: Przestańcie! Zjedzmy w spokoju jak zawsze, a ty Ameryka skończ przesadzać. Meksyk był u nas ostatnio, wygląda na poukładanego
chłopaka. - moja rodzina jest taka głupia, czy wszyscy udają? Naprawdę uwierzyli Meksykowi zamiast własnemu synowi. Zajebiście, nie?

A: ... No niech będzie, sorry. - powiedziałem to tylko po to, żeby się już z nimi nie kłócić. A mój brat niech robi co chce. Przy stole więcej się nie odezwałem, z tego co usłyszałem to Meksyk dzisiaj wieczorem przyjdzie do nas na kolację i chwilę posiedzi z Kanadą a potem wyjdą. Nie wiem gdzie, mój brat nic nie powiedział.
Gdy skończyłem jeść, poszedłem do swojego pokoju. Wyciągnąłem z plecaka książkę z fizyki. Kolejny znienawidzony przedmiot... Najchętniej udawałbym tylko że się uczę, jednak rodzice mnie chyba zabiją jak dostanę ze sprawdzianu 1, w starej szkole z fizyki miałem same pały i ich zdaniem nowa szkoła to idealna okazja, by to zmienić. Nie wydaje mi się...



Timeskip, 2 godziny później.


Minęły już 2 godziny i coś umiem, więc wyrzuciłem tę książkę w cholerę. Dwie godziny mojego życia właśnie zostały zmarnowane na coś, co nigdy mi się nie przyda w życiu! Ale za to teraz mam spokój od nauki do końca weekendu, a przynajmniej taka moja nadzieja.


Pov. Rosja

Od godziny siedzę w pokoju i się nudzę. Ojciec wraca dziś pod wieczór, do tego czasu nie mam nic do roboty. Normalnie to włóczyłbym się bez celu, ale dzisiaj wolę zostać w domu. Pomyślałem, że napiszę do Ameryki. Ja go chyba naprawdę lubię. Miło się z nim spędza czas, to serio uroczy chłopak, nawet jeśli takie gadanie jest gejowskie, to jest to prawda. Ameryka ma coś w sobie, po prostu. Wziąłem telefon do ręki i otworzyłem wiadomości.

Od: ja: Hej, Ame! Co robisz? - nie musiałem czekać długo na jego odpowiedź.

Od: Ameryka: Hello! Chwilę temu skończyłem się uczyć, teraz nudam. A ty?

Od:ja: To tak jak ja... - odpisałem. Ameryka w późniejszych wiadomościach pisał mi, że jego brat idzie na randkę z tym dupkiem, Meksykiem. Niby nie moja sprawa, ale ten jego braciszek to niezły debil, skoro zakochał się w Meksyku. Choć w sumie... Sam do niedawna byłem jego przyjacielem... Zdradliwa świnia.


Pov. Ameryka



Pisałem z Rosją jakieś pół godziny. Teraz jest 18.30, niedługo przychodzi ten cały Meksyk.
Leżałem chwilę z telefonem aż po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
To on - pomyślałem. Nie musiałem czekać długo aby usłyszeć jak Kanada wychodzi z pokoju i zbiega na dół po schodach. Leżałem nadal na łóżku z telefonem, oglądając losowe filmy na yt. Ojciec wołał mnie w międzyczasie na kolację, jednak krzyknąłem z pokoju że nie chcę jeść.

Po kilkunastu minutach usłyszałem pukanie do drzwi mojego pokoju. Od kiedy ktokolwiek w tym domu puka przed wejściem? Drzwi otworzyły się, a ja popatrzałem się w tamtą stronę.
Bardzo się zdziwiłem, gdy ujrzałem tam Meksyk...

M: Mogę wejść?

A: Wchodź... - wzdychnąłem, a chłopak zamknął za sobą drzwi. Więc zapytałem: - A ty nie miałeś gdzieś iść z moim bratem?

M: Miałem, ale on pomaga w sprzątaniu po kolacji i poprosił żebym poczekał w jego pokoju, czy coś.

A: Dobra, ale po co przyszedłeś do mnie? - spytałem niechętnie, a on usiadł obok mnie na łóżku.

M: Chcę cię jeszcze raz przeprosić. Nie wiedziałem, że ktoś kogo napadam może mieć takiego fajnego brata i jednocześnie sam być słodki. - co? O czym on... Nagle poczułem jak kładzie rękę na moim udzie. Co się właśnie dzieje?

A: Meksyk, co do cholery?! - co on odwala? Wściekłem się, gdy nie zabrał swojej ręki, wręcz przeciwnie - zaczął gładzić nią moje udo, wróciło mi rozsądne myślenie. "Agresywnie" zabrałem jego rękę i wstałem.

A: Lecisz na dwa fronty, czy jak?! Przyszedłeś tu do mojego brata! Co ty wogóle robisz?! - on tylko tępo się uśmiechał i również wstał.

M: Dobra, już sobie idę hah - nie ma opcji.

A: Nie! Masz się najpierw odczepić od Kanady, rozumiesz? On zasługuje na kogoś lepszego od ciebie!

M: Przesadzasz... Mogę mieć was obydwu. - nie no kurwa, trzymajcie mnie.

A: Ty... Ty słyszysz samego siebie?! Powiem o wszystkim mojemu bratu! I już nig- - przerwał mi.

M: I już co? Jak myślisz, komu uwierzy Kanada? Swojemu prawie już chłopakowi, czy bratu, z którym jest pokłócony? Mów jeśli chcesz, ja i tak to odwrócę przeciwko tobie i zniszczę waszą relację bardziej. Zakochałem się w Kanadzie, ale chciałbym mieć też cieb-   - tym razem to ja nie pozwoliłem mu skończyć zdania.

A: Koniec tego! Wynocha! - krzyknąłem i zacząłem szarpać go w stronę drzwi.

M: Czyli lubisz na ostro?~

A: Wypad!! - zamknąłem za nim drzwi. Mam nadzieję, że rodzice i mój brat nie usłyszeli tej kłótni. Ale przy sprzątaniu po kolacji puścili sobie dość głośno muzykę, więc raczej nic nie usłyszeli. Meksyk to obrzydliwy, zdradliwy zbok. Jeśli skrzywdzi Kanadę, to nie ręczę za siebie! Jedną rękę ma unieruchomioną przez Rosję, załatwię i to aby miał tak z drugą ręką.
Ale niestety, w jednej kwestii ma rację. - jeśli powiem o tym Kanadzie, to mi nie uwierzy i tylko bardziej się pokłócimy. A zresztą i tak by mnie nie posłuchał. Mój brat jest w nim ślepo zakochany... Co ja mam robić?













_______________________________

Wiem, ten rozdział jest beznadziejny.
Całość się nie trzyma, jest wymyślona tak jakby z przymusu co można zauważyć. Ale musiałam tu wcisnąć to z Meksykiem, on ma duży wpływ na dalszą akcję.

Przepraszam że rozdziały dodaję tak rzadko, jednak na librusa wrzucją dużo zadań i nie mam czasu na pisanie TwT

Do następnego rozdziału, bye!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro