Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. I Dobrze Mu Tak


Pov. Rosja

Właśnie szedłem odprowadzić Amerykę do jego domu. Przynajmniej ominę trochę lekcji. Ale teraz to mam przesrane. Gdy mój ojciec dowie się, co znów narobiłem to się wścieknie! Nie wiem jakim cudem on ma wykręconą rękę, przecież tylko lekko go chwyciłem! Ale gnój zasłużył sobie na to. Rano podszedłem do niego, byliśmy przy pokoju nauczycielskim. Z Meksykiem trochę się pokłóciliśmy, poprzepychaliśmy. Przyznał, że był moim kumplem tylko dlatego aby zapoznać się z moimi innymi znajomymi, zdobyć większą popularność w szkole. Każdemu bym się postawił i nie pozwoliłbym się obrażać, ale on... To zabolało bardziej. Ja na serio myślałem, że jesteśmy dla siebie jak bracia. Myliłem się... Pierwszy raz ktoś tak mnie zranił, nie spodziewałem się że aż tak będzie to boleć, to było coś jak "kubeł zimnej wody". Lekcja się zaczęła, więc przerwała naszą kłótnię. Na przerwie wyszedłem przed tę budę, zauważyłem że kopie jakiegoś leżącego chłopaka. Gdy spostrzegłem że to Ameryka, to postanowiłem mu pomóc, polubiłem go.
To zdarzenie to była idealna okazja, aby nawalić Meksykowi, oczywiście z tej okazji skorzystałem. Nie żałuję tego, przecież gorsze rzeczy się robiło.

Tymczasem między mną a Ameryką ciągle panowała cisza, więc postanowiłem się odezwać:

R: Młody, jak się teraz czujesz?

A: No tak jak u higienistki, lepiej, tylko że boli mnie to pobite miejsce. Rodzice się wystraszą, gdy Kanada będący w szkole dowie się o bójce to też będzie się martwił. A tak wogóle to... Pamiętasz jak pytałem się ciebie w majówkę czy zostaniemy przyjaciółmi? - zapytał, a ja głośno wypuściłem z ust powietrze.

R: Pamiętam... Sorry, polubiłem cię. Nawet bardzo, ale... Dopiero straciłem kumpla, do tego nie łączy nas moim zdaniem tak bardzo silna relacja. Jesteśmy znajomymi bądź gdyby się uprzeć to kumplami, ale na taką mocną przyjaźń jest jeszcze za późno. To jeszcze nie teraz...

A: Ja... Ja całkowicie rozumiem - powiedział z lekkim żalem w głosie. Zaraz kontynuował: - a może zaprzyjaźnimy się bardziej? Moglibyśmy gdzieś wyjść, czy coś.

R: Młody... Ja będę miał przesrane u ojca gdy dowie się o bójce. Ale w sumie... Może sobie gadać, będę chciał to i tak wyjdę z domu. Napisz do mnie później jeśli zechcesz - powiedziałem, na co na twarzy młodszego chłopaka pojawił się uśmiech.

A: Okej. - zauważyłem, że jesteśmy już pod domem Ameryki.

A: Już jesteśmy. Więc idę - powiedział.

R: A jak wygląda ten brzuch? - zapytałem, a on podciągnął lekko bluzę do góry. Miał mocno zasinione podbrzusze, to fatalnie się prezentuje... Biedny chłopak, ostatnio nie ma coś szczęścia.

A: Boli ciągle. Ale jakoś przeżyję. Jeszcze raz dziękuję ci za pomoc, gdyby nie ty to nie mam pojęcia co by się stało. - powiedział po czym przybliżył się do mnie i przytulił. Zawstydziło mnie to trochę, jednak odwzajemniłem przytulasa.

R: Dobra, wystarczy już. Ja wracam na lekcje, trzymaj się.

A: Pa! Do zobaczenia - odpowiedział i poszedł do domu. Teraz czeka mnie koszmar. Wyjaśnianie ojcu co zaszło, siedzenie u dyrektora...
Zacząłem wracać się w stronę z której przyszedłem.


Gdy byłem już pod szkołą, zauważyłem że grupa gapiących się uczniów zniknęła z podwórka szkolnego. Nie było też nauczycieli i Meksyku, więc szybkim krokiem wszedłem do środka budynku. Zacząłem iść w stronę gabinetu dyrektora, bo mówił że gdy odprowadzę Ame to mam tam iść. Niechętnie zapukałem. Otworzył mi dyrektor we własnej osobie.

Dyrektor: O, Rosja. Dobrze że już jesteś, wchodź. - o cholera. W sali siedział już mój ojciec i Meksyk, miał on kilka plastrów na twarzy i unieruchomioną rękę. Popatrzeliśmy się na siebie wrogo, a dyrektor wskazał gestem ręki że mam usiąść na przeciwko mojego ojca i Meksyku.
Dyrektor już chciał coś powiedzieć, ale wtrącił się mój stary.

ZSRR: Rosja, co tym razem?! Co zrobiłeś Meksykowi?! - odpowiedziałem mu milczeniem.

Dyrektor: Proszę, spokojnie. Rosja obronił młodszego ucznia przed Meksykiem. Jednak potem rzucił się na niego.

ZSRR : Rosja, znowu?!

R: Nie drzyj się na mnie! - Meksyk przyglądał się nam w ciszy. : - A ty na co się tak gapisz?

Dyrektor: Rosja! Ile razy mamy ci wszyscy powtarzać? Ile razy będziemy przerabiać to samo? Jesteś już prawie dorosły! - dalej nie słuchałem. Nie chciało mi się, po prostu. Za każdym razem powtarza to samo... Dyrektor nie wywali mnie ze szkoły, od zawsze wrzeszczy na mnie i na tym się kończy.
Dowiedziałem się, że Meksyk ma na tyle mocno wykręconą rękę, że musi jechać z nią do szpitala bo uszkodziło to mu mięsień. Dobrze mu tak.

Timeskip

Właśnie przebieram się w moim pokoju. Dyrektor powiedział, że wymyśli mi za to karę i że Meksyk też poniesie odpowiedzialność za atak na Amerykę. Ja niczego nie żałuję. Gdy wracałem do domu z ojcem, to nie odezwał się ani słowem. Nie wiem, czy jest bardziej wściekły, czy zawiedziony. Usłyszałem jego głos z salonu:

ZSRR: Rosja!! Gdy się przebierzesz to masz zejść na dół!  - byłem już przebrany, więc zbiegłem po schodach na dół. Siedział przy stole : - Synu usiądź, musimy poważnie porozmawiać. - powiedział podkreślając słowo "poważnie".
Usiadłem na przeciwko niego, wpatrywałem się pusto w stół.

R: Więc...?

ZSRR: Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! Co ty jeszcze zamierzasz wywinąć?! Sprawiasz same problemy, przynosisz ciągle jedynki i uwagi! Jak ty zamierzasz osiągnąć coś w życiu z takimi stopniami i zachowaniem? Co ty zrobiłeś temu chłopakowi?! Wiesz że jego ojciec może nas zaskarżyć? Masz 17 lat, jesteś już prawie dorosły i możesz odpowiadać za to jako pełnoletni! On też za to co zrobił odpowie, ale gadamy tu o tobie. Nie wierzę, że chciałeś pomóc jakiemuś dzieciakowi. Prędzej byś się przyłączył, niż pomógł komukolwiek!

R: To nie wierz! Zakumplowałem się z tym gimbusem, a Meksyk zasłużył sobie na to!

ZSRR: Niby czym?!

R: Gównem psim! Mam dosyć ciebie i tego wszystkiego! Kiedy ostatnio ze mną normalnie rozmawiałeś? Ciągle cię nie ma, a jak już jesteś to zamiast zapytać czy wszystko u mnie okej,  wrzeszczysz na mnie za stopnie w szkole! Mam cię dosyć, rozmiesz? Jesteś beznadziejnym ojcem! - wygarnąłem mu to wszystko. I myślę, że...  nie powinienem. On mnie mimo wszystko utrzymuje i daje kasę na zachcianki.

ZSRR: A więc tak to wszystko widzisz? Jesteś niewdzięcznym gówniarzem! Chyba zapomniałeś, że ten "beznadziejny ojciec" cię utrzymuje i pracuje do późna, abyś ty miał na swoje zachcianki i żarcie! Do pokoju, w tej chwili! Nad karą dla ciebie się zastanowię!

R: Chyba sobie żartujesz! Kara? Pokój? Jestem prawie dorosły! Odwal się ode mnie!! -  Pobiegłem szybko do pokoju i wyciągnąłem z szafy bluzę, telefon i fajki, które swoją drogą niedawno kupiłem. To pewnego rodzaju sposób na rozładowanie stresu. Już miałem wyjść z domu, ale ojciec jeszcze rzucił: - Nie skończyłem jeszcze z tobą!

R: A ja skończyłem! - trzasnąłem drzwiami i wybiegłem z domu. Była 14.00, pogoda się trochę popsuła, bo było zachmurzone niebo. Przynajmniej nie pada... - pomyślałem. Skończyłem biec i szybkim krokiem szedłem w przeciwną stronę domu. A może by tak pójść do lasu niedaleko domu Ameryki? Tylko pójdę tam inną drogą.
Dlaczego muszę być taki?
Czemu gdy ojciec się na mnie drze to wtedy mnie to boli? Czemu w emocjach mówię mu takie rzeczy? On tonie w robocie dla mnie, a ja gadam do niego w ten sposób i nie umiem inaczej, milej! Do cholery! - kopnąłem z całej siły w kamień leżący na ziemi.

Pov. Ameryka

Od kilku godzin jestem w domu sam. Pielęgniarka szkolna powiedziała że mam odpocząć, gdy po kilku dniach nie minie ból to mam iść do lekarza bo mogę mieć obrażenia wewnętrzne. Jednak nuda nie dawała mi spokoju, zdecydowałem się przejść do lasu. W międzyczasie dzwoniłem do rodziców, jednak nie mogłem się do nich dodzwonić, linia jest ciągle zajęta przez natłok pracy. No trudno... - pomyślałem i zacząłem kierować się w stronę lasu.
Po kilku minutach byłem już w lasku, chciałem pójść najpierw do tamtego pięknego miejsca, które odkryłem ale zauważyłem w oddali coś, a raczej kogoś siedzącego na ziemi, ta osoba była oparta plecami o drzewo. Od razu rozpoznałem, że to Rosja, po uszance. Głowę miał schowaną w kolanach, więc powoli podszedłem do niego.

A: Rosja...?  - ocknął się na te słowa.

R: Co ty tu robisz? - jego mina była ponura.

A: To samo pytanie mogę zadać tobie. - odpowiedziałem i usiadłem obok niego. : - co się stało, Rosja?

R: Rozmowa z ojcem się stała... - nie był chętny do rozmowy, jednak nalegałem aby kontynuował i opowiedział mi o tym, co powiedział dyrektor i jego tata. Z wyraźnym rozdrażnieniem opowiadał mi co od kogo usłyszał na swój temat.

Timeskip

R:  ...I właśnie dlatego siedzę tutaj. - skończył opowiadać. Powiedział mi nie tylko o dzisiejszych wydarzeniach, ale także o tym, że nie panuje nad słowami w czasie rozmowy z ojcem.

A: Rosja... Przykro mi z tego powodu... - nie wiem jak pocieszać innych, więc po prostu go przytuliłem. Lekko wzdrygnął się na ten czyn.

R: Okej, już starczy - powiedział po czym z kieszeni wyciągnął zapalniczkę i fajki.
Otworzył opakowanie i zapytał: - Chcesz też?

A: Nie... Ty palisz?

R: Zdarzy się. W takich sytuacjach muszę rozładować stres. - powiedział po czym zaciągnął się dymem. Między nami zapadła nieprzyjemna cisza.

A: A co zamierzesz robić dalej?

R: W sensie?

A: No wiesz... Po tej kłótni.

R: Co niby mam zrobić? Wrócę do domu i między mną, a ojcem przez kilka dni znów będzie panowała kompletna cisza, bez odzywania się do siebie. Nienawidzę tego całego gówna, które mnie otacza! - Rosja spuścił głowę w dół, po jego policzku spłynęła pojedyncza łza którą natychmiast wytarł.

A: Rosja, ty płaczesz?

R: P-pojebało cię? Ja nigdy nie - zająkał się i nie dokończył, widziałem że próbuje ukryć kolejne łzy.

A: Rosja... Przede mną nie musisz nic ukrywać. Nawet najwięksi twardziele mają słabsze chwile, nie wstydź się łez. Chodź - powiedziałem rozkładając szeroko ramiona. On zrobił to samo, dlatego na kolanach zbliżyłem się do niego i usiadłem na jego nogach. Przytuliliśmy się, a on cicho szlochał, próbował to ukryć wtulając głowę w moje ramię. Szkoda mi go... Kto by pomyślał, że tak "bezlitosny" i popularny uczeń płacze teraz w ramionach młodszego od siebie gimnazjalisty.
W końcu przestaliśmy się przytulać, jednak nadal siedziałem na Rosji.

R: Dziękuję...

A: Haha, za co?

R: Za to, że mogę ci się wyżalić. I wypłakać, jak jakiś bachor.

A: Nie ma za co, od tego ma się kumpla, czyż nie?

R: Taa... Jeszcze jedno. Mógłbyś zejść ze mnie? Znajdujemy się w dość niezręcznej pozycji - powiedział, a ja spaliłem buraka, dopiero teraz zauważyłem że przybliżyłem się do niego na tyle, że siedzę na jego udach. Na twarzy Rosji również można było dostrzec lekkie rumieńce.

A: P-przepraszam... - zszedłem z niego i wstałem, on zrobił to samo.

R: Ameryka, ja chyba będę już pójdę... Jakoś wytrzymam w domu z ojcem.

A:  To pa - przytuliłem go jeszcze raz, sięgałem mu do szyi więc trochę komicznie to musiało wyglądać.

R: Ta... Do zobaczenia w szkole - odpowiedział i posłał mi lekki uśmiech, który odwzajemniłem.


Pov. Rosja

Wracałem do domu, muszę przyznać że dużo lepiej jest mi po rozmowie z Ameryką. Mówiąc mu o kłótni z ojcem i o problemach czuję się jakbym zrzucił z siebie cały ten ciężar! To spora ulga. Ten chłopak jest naprawdę sympatyczny, wyjawiłem mu swoje problemy co oznacza, że chcąc czy nie - zbliżamy się trochę do siebie. Nawet jeśli będę tego później żałował, to chyba chcę być bliżej niego. Może jednak znajdę choć jednego, prawdziwego przyjaciela? Ale myślę też, że przyjaciel to mocne słowo, a ja i on znamy się i przeżyliśmy razem niewiele... Spróbuję być dla niego milszy, częściej z nim gadać.

Może coś pozytywnego z tego wyniknie?

.
.
.
.
.
____________________________

Heyka
Chciałbym podziękować wam za wszystkie gwiazdki, komentarze i wyświetlenia, gdy zaczynałam pisać tę książkę to nawet podejrzewałam że tyle osób to przeczyta <3

Miłego wieczoru / dnia / nocy!




1890 słów qwp


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro