Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Bójka



Pov. Ameryka

Najbliższe dni były wspaniałe. Moja rodzina wróciła z kempingu, opowiadali mi co tam robili. Pytali też co się działo, gdy ich nie było. Oczywiście nie powiedziałem im prawdy... Nie dość że sytuacja, która zdarzyła się z Chinami jest dla mnie bolesna, to nie wyobrażam sobie mnie mówiącego "mamo, tato, wyszedłem po północy z domu i zostałem zgwałcony przez mojego byłego przyjaciela. Później byłem chory i mieszkałem przez 3 dni pod jednym dachem ze starszym chłopakiem, postrachem szkoły".
Wymyśliłem tylko coś, że poznałem nowego, starszego kolegę i siedzieliśmy u niego przez większość czasu. Uwierzyli w to.
Ostatnie dni majówki spędziliśmy w ogrodzie i na wycieczce rodzinnej, było naprawdę super.
Ale niestety... Jutro powrót do piekła zwanego szkołą, mam ochotę się zabić! Właśnie jest późny wieczór, skończyłem przed chwilą pakować plecak. Jedyny plus jest taki, że jutro mam odwołane 2 ostatnie lekcje więc kończę o 11.25!

Postanowiłem, że położę się spać bo jest już 23.30 i jutro nie wstanę. Prysznic wziąłem wcześniej, więc luz. - pomyślałem i zgasiłem światło, następnie kładąc się do łóżka.
Już prawie zasypiałem ale w pewnym momencie szeroko otworzyłem oczy i wręcz wyskoczyłem z łóżka, bo zdałem sobie sprawę z jednego...
Dotarło do mnie, że skoro jutro idę do szkoły to znaczy, że... Chiny! - przeszedł mnie dreszcz na tą myśl. Jakim cudem wogóle zapomniałem, że jutro go zobaczę?! Jak mam jutro dotrzeć do szkoły z myślą, że jest tam mój oprawca? Jak spojrzę mu w oczy, co jeśli coś mi zrobi?!
Miałem w głowie masę pytań, jednak zero odpowiedzi. Nie ma mowy żeby rodzice pozwolili mi opuścić jutro szkołę, a zresztą i tak będę musiał do niej kiedyś pójść. Poczułem, jak ze stresu zaczyna boleć mnie brzuch. Nie wiem, co mam robić... Boję się strasznie. Leżałem na łóżku i rozmyślałem nad tym, aż zaczęło mi się robić ciemno przed oczami i zasnąłem.

_________

K:  Ameryka!! - To był Kanada, obudziłem się gwałtownie.

A: Kanada! Oszalałeś?! - wkurzyłem się, a on śmiał się ze mnie. Po chwili zapytałem : - która jest godzina? - przetarłem oczy.

K: Jest 7.00, dlatego cię budzę!

A: Uhh... Już wstaję - powiedziałem niechętnie i powolnie się podniosłem. Mój brat wyszedł z pokoju, a ja przypomniałem sobie moje wczorajsze zmartwienia... Chiny. Boję się cholernie, ale nic chyba nie mogę zrobić, prawda?

Leniwym krokiem zszedłem po schodach na dół, byli tam już rodzice i Kanada, wszyscy jedli śniadanie.

F: No, w końcu księżniczka wstała. Siadaj, śniadanie jak widzisz już jest gotowe. - powiedziała mama i wskazała gestem ręki żebym z nimi usiadł. Wziąłem kanapkę i nie odzywałem się podczas gdy rodzice rozmawiali. Chyba zauważyli moją zmartwioną minę, którą nieskutecznie starałem się ukrywać.

WB: Synu, wszystko dobrze? - zapytał ojciec. - tak, wspaniale. Muszę spotkać się z gwałcicielem.

A: Tak, wszystko jest w porządku... Po prostu nie chce mi się iść do szkoły po tej przerwie... - tak właściwie to powiedziałem mu prawdę. Jednak nie boję się samej szkoły, raczej tego kogo w niej spotkam...

F: No trudno, był tygodniowy odpoczynek to teraz czas na naukę. Czy możesz wracać dzisiaj sam do domu? Pamiętasz drogę?

A: Tak, pamiętam. Mogę wracać już sam, ta miejscowość nie jest taka duża i łatwo zapamiętać co gdzie jest.

F: Okej, to dziś będziesz sam do 15.00, bo Kanada ma dodatkowe lekcje a ja z tatą niestety musimy zostać w pracy dłużej... - powiedziała, na co odpowiedziałem krótkie "dobra".
Gdy zjadłem, zauważyłem że jest już 7.30 więc pobiegłem szybko do łazienki, żeby się ogarnąć do budy. Później ubrałem się w przygotowane wczorajszym wieczorem ubrania. Przygotowanie się zajęło mi trochę czasu, dlatego gdy byłem gotowy, to zegar pokazywał godzinę 7.45.

Timeskip

Chwyciłem za plecak i wsiadłem do samochodu. Kanada ma dzisiaj lekcje na 8.50, więc nie jedzie z nami. Ojciec był skupiony na drodze, ja za to próbowałem opanować moje drżące ręce.
W głowie układałem już sobie czarne scenariusze spotkania się w klasie z Chinami. Gdy byliśmy pod budynkiem, poczułem się jakbym za chwilę miał zemdleć, dosłownie. Przypomniało mi się całe to upokorzenie i ból, przez co było mi wręcz mdło. Pożegnałem się z tatą i płochliwym, szybkim krokiem podążałem w stronę wejścia do szkoły. Kilka osób z starszych i młodszych klas było na zewnątrz, niektórzy dziwnie się na mnie patrzeli. W sumie nic dziwnego, jestem w tej szkole od niedawna.
Stojąc przy drzwiach pchnąłem je i wszedłem, jako pierwszą lekcję mam niemiecki na 2 piętrze. Na schodach spotkałem Polskę, trochę mi ulżyło że nie idę sam pod salę, przy której mógł siedzieć Chiny...

P: O, cześć Ameryka! - uśmiechnął się.

A: Hello, Polska. Teraz mamy niemiecki, co nie?

P: Taa... Jedna z najnudniejszych lekcji, moim zdaniem. - odpowiedział, a po chwili staliśmy już pod salą. Nerwowo się rozglądałem, na moje szczęście Chin jeszcze nie było. Przywitałem się z kilkoma osobami i usiadłem sobie pod ścianą. Była już 7.59, więc została minuta do dzwonka. Chiny nie przyszedł! Zadowolony tym faktem odetchnąłem z ulgą, aż w końcu dzwonek zadzwonił.

Siedziałem właśnie w klasie, na niemieckim jestem sam w ławce, bo każdy już z kimś siedzi. Nauczyciel mówił coś, sam nie wiem o czym, ja tylko spisywałem z tablicy. W pewnej chwili rozległo się pukanie do drzwi, po chwili się one otworzyły. Zamarłem, dosłownie.
W drzwiach stał ON.

Ch: Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie!

Nauczyciel: Nic nie szkodzi, siadaj Chiny.

Życie mnie nienawidzi. To jakiś chory żart? Chwila... Jedyne wolne miejsce. O fuck, on idzie do mnie. Było mi niedobrze... Ta twarz, obrzydliwa, na której widok zbierało mi się na wymioty. Chłopak usiadł obok mnie, nic nie mówił tylko jak gdyby kurwa nic wyciągał podręczniki. Moje serce biło szybciej, ręce lekko drżały. Dlaczego on musiał przyjść?! Powoli zaczynałem panikować, nie mogę wytrzymać tego co się dzieje, tego co mi zrobił! On patrzał się w inną stronę, udawał że mnie nie ma. Że nic się nie stało, do cholery! Ciągle myśląc o tym wszystkim, w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Robiłem wszystko co mogłem, aby je powstrzymać i udawało mi się to. Z kolei lekcja ciągnęła się jakby w nieskończoność, ja nie słuchałem i starałem się notować to, co znajdowało się na tablicy.

Gdy lekcja dobiegła końca, bardzo szybko spakowałem rzeczy z ławki i można powiedzieć, że wręcz wybiegłem z klasy przez co inni dziwnie się na mnie patrzeli. Następna lekcja jest w sali na końcu tego piętra, więc szybkim krokiem przeszedłem ten niewielki odcinek drogi. W międzyczasie drzwi do innych klas się otwierały, a korytarz - tak jak na każdej przerwie, zapełniał się powoli innymi krajami o których istnieniu nie maialem nawet pojęcia. Wreszcie usiadłem pod jedną z sal, po chwili obok mnie rozsiadała się reszta klasy. Podeszła do mnie Japonia.

J: Ameryka, wszystko okej? Wybiegłeś z tej klasy jak poparzony! - zapytała.

A: Spokojnie, wszystko jest ok... Po prostu ja... Zapomniałem o czymś ważnym iii-

J: Widzę że kłamiesz. Jeśli chcesz to mi powiedz, chętnie pomogę.

A: Dziękuję, ale na razie nie chcę o tym rozmawiać... - powiedziałem. Tak sobie teraz myślę... Po co ja tu dziś przychodziłem?
2 ostatnie lekcje są odwołane, więc zostały mi 2 do końca. Nie opłacało się przychodzić, tak swoją drogą dzisiaj jest w klasie mało osób, chyba właśnie z tego powodu. Chiny usiadł przy innej ścianie, na szczęście... Przez niego boję się wracać dziś do domu, a wracam na piechotę. Wspaniale.

Timeskip  - przed przedostatnią lekcją.

Chwilę temu zadzwonił dzwonek, dzisiejsze lekcje mijają błyskawicznie! W pośpiechu włożyłem do plecaka książki i pobiegłem do szatni żeby przebrać buty, bo chcę iść na szkolne podwórko. Jeszcze ostatnia lekcja i do domu, teraz pójdę sobie na dwór bo cała klasa spędza przerwy na korytarzach - a co za tym idzie - nie będę musiał patrzeć na chyba nie trudno się domyślić kogo.
Wziąłem ze sobą plecak. Kilkunastu uczniów spędzało przerwę na boisku, inni po prostu siedzieli na trawniku przed szkołą. Postanowiłem, że pójdę sobie na drugą stronę budynku, tam nikogo nie ma, więc  będę miał spokój od wszystkich. Minąłem jakieś krzaki i obszedłem budynek prawie dookoła, aż zza mnie wyskoczył jakiś starszy chłopak, myślę że licealista. Nie wiem jakim był krajem...

? - Młody, dawaj kasę.

A: C-co? - zapytałem niespokojnie. On był dużo wyższy, nie tak wysoki jak Rosja ale i tak duży. Zaczął zbliżać się w moim kierunku, przez co czułem narastającą panikę...

? - Gówno! Słyszałeś co powiedziałem!

A: Nie dam ci nic, zostaw mnie!

? - Jesteś pewien, że nie chcesz po dobroci?

A: Nie. Wyperdalaj! - moja "prawdziwa natura" ukazała się w złym momencie. Nie dam się zastraszać, ale... Cholera! To zły moment na kłótnie.

? - Coś mówiłeś?

A: Głuchy jesteś? Wydupiaj ode mnie! - znowu mi się wymknęło... W tym momencie straszy chłopak zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i popchnął mnie na trawę, próbował zabrać mój plecak.

A: To moje debilu, nie dotykaj tego! - nie uczę się na błędach... Kraj chwycił mnie i wręcz rzucił mną na ziemię. Krzyknąłem głośne "puszczaj mnie!", po chwili klęknął i uderzył mnie z pięści w twarz. Jest dużo starszy i silniejszy, jednak chwyciłem go mocno za szyję w celu samoobrony, zacisnąłem na jego szyi ręce. To go wyraźnie wkurzyło, bo wstał i kopnął mnie w brzuch. Po chwili zrobił to ponownie, ja tylko czułem okropny, trudny do zniesienia ból. Próbowałem zasłonić się rękami, tylko że niewiele to dawało. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Dlaczego ja? Co ja mu takiego zrobiłem? Czułem jak robi mi się niedobrze z z bólu, ale nie byłem w stanie niczego zrobić... Jestem beznadziejny! Słaby i beznadziejny!! Powolnie słabłem, ale w pewnej chwili usłyszałem z oddali:

?? - ZOSTAW GO!! - poznaję ten głos... Mój wybawiciel to Rosja!!

R: Zotaw go, ile mam powtarzać?! - biegł w naszą stronę. Jestem uratowany... Co za szczęście! Mój oprawca zaczął uciekać w przerażeniu, nie dziwię mu się, w końcu Rosja jest od niego większy i zakładam że silniejszy. Rosjanin zaczął biec za napastnikiem.

? - Rosja?! Już go zostawiam! Ale daj mi spokój, proszę! - prosił go o litość, ale wtedy Rosja chwycił jego nadgarstek. Zebrałem w sobie siłę i podniosłem się do siadu, aby po chwili wstać. Kraj który mnie zaatakował nie był już taki pewny siebie, w jego oczach widziałem przerażenie i zdezorientowanie. Szarpali się, w końcu Rosja chwycił jego rękę i zaczął ją wykręcać.

? - DAJ MI SPOKÓJ! - zaczęli przychodzić inni uczniowie, chcący zobaczyć co się dzieje.
Teraz obydwoje tarzali się po ziemi, Rosja górował nad niższym krajem. Ciągle szarpali się, Rosja kilkakrotnie uderzył go z pięści. Krzyczał coś w stylu "masz za swoje" i " po cholerę go zaczepiasz". Chciałem ich rozdzielić, ale wyglądałoby to conajmniej komicznie, nie dałbym rady. Inni tylko robili zdjęcia i nagrywali całą bójkę. W pewnym momencie przybiegła nauczycielka, wrzeszczała że mają się puścić i rozdzieliła ich.

Nauczycielka: Rosja!! Znowu ty?! Idziesz w tej chwili do dyrektora, tym razem ci tego nie odpuści, rozumiesz?! - zaczęła prowadzić go do szkoły, mój oprawca dalej leżał na trawniku z krwawiącą raną na głowie i bolącą ręką, był z nim inny nauczyciel.
Rosja stanął w mojej obronie... Postrach szkoły, ktoś "bez uczuć i sumienia" ( jak to o nim mówią) pomógł mi! Pobiegłem za facetką i Rosją.

A: Stop! Przepani, to nie jego wina!

Nauczycielka: Ameryka, nie broń go. Jesteś w tej szkole od niedawna, nawet nie wiesz c- - przerwałem jej.

A: Ale on mnie uratował! Tamten kraj... On na mnie napadł i zaczął mnie kopać po brzuchu! Rosja mi pomógł, kazał mu mnie puścić, ale tamten nie słuchał!! - nauczycielka wyraźnie zakłopotana patrzała raz na mnie, raz na Rosję. Widziałem że nie do końca w to wierzy:

A: Nie wierzy mi pani, proszę zobaczyć - powiedziałem po czym podciągnąłem kawałek bluzy do góry, w miejscu gdzie z bólu czułem aż pieczenie. Ona wyraźnie przestraszona uwierzyła w to. Na moim brzuchu był siniak na siniaku, całość była świeża, więc nie była jeszcze tak mocno fioletowa.

Nauczycielka: Rosja, to prawda?

R: No, tak! Może łaskawie skończycie mnie osądzać! Ten ciota sobie zasłużył na to żebym go pobił!

Nauczycielka: Rosja, wyrażaj się! Meksyk poniesie za to konsekwencje, ale to nie znaczy że miałeś prawo się na niego rzucać! - a więc mój napastnik nazywa się Meksyk...
Nauczycielka westchnęła i kontynuowała: - ciągle urządzasz bójki, gdybym była dyrektorem to już dawno byś wyleciał z tej szkoły! Ale dobra, pogadamy sobie o tym później. Teraz idź z Ameryką do higienistki, pobite miejsce musi zostać szybko schłodzone. Przy okazji zawołaj dyrektora, niech zadzwoni do ojca Meksyku.

R: Mhm, dobra. - powiedział chłopak  ignorującym tonem i poszliśmy. W końcu zdecydowałem się odezwać :

A: Rosja, ja... Przeze mnie będziesz miał problemy, nie musiałeś mi pomagać.

R: Lepiej się zamknij i tak nie gadaj, polubiłem cię młody. A ten chuj... Zasłużył sobie i zrobiłbym mu to prędzej czy później.  - resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Będąc w szkole Rosja poszedł do dyrektora powiedzieć mu że ma wyjść na dwór, tam gdzie się to stało. Później Rosja zaprowadził mnie do higienistki. Była zmartwiona, kazała mi trzymać okład pod bluzą, na brzuchu i poszła po coś na koniec szkoły, na zaplecze bo jestem osłabiony. Siedziałem tu i starszy chłopak ciągle był ze mną.

R: Lepiej już? - zapytał gdy byliśmy sam na sam.

A: Tak. Tylko strasznie boli... - przyznałem.

R: Czemu cię napadł?

A: Chciał kasy, a ja nie chciałem mu jej dać.  - powiedziałem na co on lekko sie uśmiechnął.

R: I tak trzymaj. Nie dawaj się obrabować, chociaż... Gdybyś to zrobił to byłoby lepiej dla ciebie.

A: Dobra, nie ważne... Co miałeś na myśli mówiąc że " i tak załatwiłbyś Meksyk"? Mówiłeś to, gdy szliśmy do szkoły.

R: Uh... Mówiłem ci jakiś czas temu, że mam bandę fałszywych znajomych, nie?

A: Nom.

R: To mój były "przyjaciel", oszukał mnie i się ode mnie odwrócił. Zasłużył na to!

A: Heh... Widzę, że jesteśmy w podobnej, w pewnym sensie sytuacji. Też straciłem przyjaciela... Ufałem mu, przyjaźniliśmy się a potem... N-nie chce o tym mówić...

R: No dawaj.

A: Proszę, uszanuj to. Zależy mi żeby nikt nie wiedział.

R: Okej... Niech ci będzie.

Chwilę rozmawiałem z chłopakiem i  podziękowałem mu za obronę. Później przyszedł dyrektor i higienistka, ona dała mi jakieś tabletki przeciwbólowe, bo ból był straszny... Dyrektor zapytał się jak się czuję i chciał zadzwonić po moich rodziców, jednak powiedziałem mu że są w pracy i nie mogą odebrać mnie do domu, więc pójdę sam. Nie zgodził się żebym szedł sam, bo jestem jak twierdzi "w złym stanie". Dlatego powiedział Rosji, żeby mnie odprowadził do domu i następnie wrócił do szkoły, w międzyczasie zadzwoni po jego ojca bo Meksyk ma wykręconą ręke i rozbite oko.

.
.
.
.
_________________________

Kompletnie nie wiem co tu napisać :')

Miłego wieczoru/dnia/nocy!















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro