88.
PoV Tim
Siedziałem znudzony na kanapie przysłuchując się karkołomnemu dialogowi między Toby'm a Sadie. Chłopak chciał poznać jej historię, wyciągnąć cokolwiek, bądź chociaż porozmawiać na niezobowiązujące tematy. Dziewczyna jednak uparcie powtarzała 'tak' lub 'nie', nawet, kiedy Toby zadał pytanie, na które nie dało się odpowiedzieć w ten sposób. Wiedziałem, że to będzie wprost bajeczny pomysł (proszę o wyczucie sarkazmu), aby się tu zjawić. I chyba nie było to tylko moje zdanie. Kiedy w salonie zrobiło się tłoczniej, zakapturzony nieznajomy z gitarą opuścił pomieszczenie. Niedługo później zrobiła to też Carrie. Idąc tym tropem po co tu ja? Puppeteer szyje jak szył, Patrice zaczęła grać z Brianem na konsoli, Toby dalej próbuje. Nikt nie zauważy mojego zniknięcia.
Udałem się do swojego pokoju. Jeśli dobrze pamiętam, miałem tu gdzieś schowane pudełeczko. Przeszukałem wszystkie skrytki, o których miałem pojęcie, ale ku mojej frustracji pudełka nie znalazłem. Usiadłem zirytowany na łóżku, gapiąc się na ścianę, a wtedy mnie olśniło. Przecież jedna ze skrytek była właśnie w ścianie. Sprawdziłem więc, tym razem z sukcesem. Owo pudełeczko nie było duże. Nosiło już spore ślady użytkowania w postaci wgnieceń na bokach. Barwne zdobienie zblakło, gdzieniegdzie schodząc całkowicie. Ale nie opakowanie było ważne, a zawartość. Na dobrą sprawę jedyni świadkowie przeszłości, cztery stare, przejaśniałe fotografie. Jedyna pamiątka, jaką pozwolił nam zachować Operator. I właściwie to dobra decyzja. Gdybym zanadto rozdrapywał rany z przeszłości, trudniej byłoby mi żyć i służyć.
Pierwsza fotografia przedstawia dzień zaślubin naszych rodziców. Stoją wśród kwiatów na podwórzu domu, który kiedyś nazywaliśmy swoim. Szczęście bije z ich twarzy, trzymają się za ręce. To zdjęcie zawsze rani mnie najbardziej. Dwoje normalnych ludzi, darzących się uczuciem, którym później rodzi się dwójka uroczych synków. Co takiego się między nimi wydarzyło? Dlaczego tata nas zostawił? Dlaczego matka zamieniła się w potwora? Jak to się stało, że życie zamiast cieszyć, przyniosło ból? Gdzie się podziało to ich pieprzone szczęście? I czemu chcieli odebrać nasze?
Dwie kolejne fotografie przedstawiają mnie i Briana. Na pierwszej mamy może po pięć lat i bawimy się samochodzikami. Słodycz po prostu bije od samego obrazu. Drugie było zrobione w pierwszy dzień szkoły, prawdopodobnie już około szóstej klasy. Dwoje chłopców poubieranych w przyduże garnitury, niemal rozpuszczających się we wrześniowym gorącu, ze śmiesznymi minami. Moja ulubiona fotografia.
Ostatnia... Mam do niej mieszane uczucia. Ją zrobił Toby. Przedstawiała naszą matkę po masakrze, jaką na niej wyrządziłem... I zawsze kiedy na nią patrzę, pamiętam tamten dzień doskonale. Frustrację, żal, desperację... W oczach społeczeństwa zostałem zwyrodniałym gówniarzem, któremu poprzewracało się w głowie. Bo kto normalny zrobiłby coś takiego własnej matce? Osobie, która wydała Cię na świat, wychowała i przeznaczyła pół życia na twoją pielęgnację? Stereotyp. Durny stereotyp. Nasza matka straciła część swojego serca odpowiedzialną za miłość do nas dużo wcześniej. Prośby i groźby nie odnosiły skutku. Ludzie byli głusi. Byliśmy tylko rozwydrzonymi nastolatkami, którzy pewnie się po prostu buntują i wyolbrzymiają wszystko. A kiedy wziąłem sprawy w swoje ręce magicznie stałem się potworem. To zobaczyli już wszyscy. I między innymi z tego powodu jestem wdzięczny Operatorowi. On dostrzegł we mnie zagubionego chłopca, który po prostu sobie nie poradził. I nie potępił mnie.
Westchnąłem ciężko. Liczyłem, że powrót do wspomnień poprawi mi nastrój, a jednak tak się nie stało. Zamiast wspominać te dobre rzeczy, mój umysł uznał, że lepiej będzie rozgrzebać stare rany i obudzić moje dawne demony. Bardzo chciałem wierzyć, że przybycie ojca było powodowane troską i tęsknotą właśnie, ale to byłoby aż nazbyt dziwne. Radził sobie bez nas tyle czasu, co nagle kazało mu odnaleźć zapomnianych synów? O okolicznościach nie wspominając... Wpatrywałem się w radosną twarz ojca na fotografii z coraz większym poczuciem buntu i rosnącej nienawiści. Zatrzasnąłem pudełeczko i schowałem je na powrót w ścianie.
PoV Patrice
Wieczór wbrew moim oczekiwaniom minął bardzo szybko. O dwudziestej drugiej wyruszaliśmy już w drogę powrotną do naszego domu. Toby musiał odłączyć się i ruszyć na zwiad. Był dodatkowo zirytowany faktem, że nie poszła mu rozmowa z Sadie. Duma musiała go zaboleć, bo on najbardziej upierał się, że przyjemnie będzie poznać kogoś nowego. Tim był jeszcze cichszy niż wcześniej, więc Brian bardzo prędko znalazł się obok niego i podjął z nim jakieś prywatne rozmowy. Solidarnie nie podsłuchiwałam, idąc obok Carrie. Od niej dowiedziałam się natomiast, że ów zakapturzony młodzieniec zwie się Silent Bard i tylko tyle o nim wiadomo. Unikał większej ilości osób, a gdy tylko zostawał sam, grał na gitarze. Carrie miała to szczęście, że słyszała jego popisy, bo nie miał świadomości, że siedzi z nim w pokoju. I na tym urywają się informacje.
Weszliśmy do domu w coraz bardziej ponurych nastrojach, z bolesną świadomością jutrzejszego zadania. Każdy przerobił wieczorną rutynę bez większego zaangażowania i godzinę później wszyscy byliśmy w łóżkach. Ale przyjście snu byłoby zbyt łaskawe. Snułam różne scenariusze na temat jutra, choć moje pewnie były tylko namiastką, wobec tych, które rozgrywały się w głowie braci. I na nic się zdawały podniosłe myśli, że jutro wszystko się wyjaśni, że czas pokaże. Adrenalina działała swoje. Godziny leciały, a ja nie spałam.
Rano, po przespaniu niespełna dwóch godzin, zerwałam się o szóstej. Carrie już nie było w pokoju, więc korzystając z jej nieobecności, ubrałam się i pognałam na dół. Zgodnie z moimi przypuszczeniami wszyscy już zbierali się. Brian zdążył uszykować śniadanie, Tim trochę się ogarnął, a Carrie siedziała przy oknie z kubkiem kawy. I choć poranek wydawał się normalny, był jeden znaczący czynnik, który wyróżniał go spośród innych. Wszyscy milczeli.
PoV Brian
Dzień wlókł się niemiłosiernie, jak na złość przeciągając najnudniejsze momenty. Dosłownie umierałem wewnętrznie, czekając. I kiedy myślałem, że osiągnąłem już kraniec mojej cierpliwości, minęło południe i czas magicznie przyspieszył. Byliśmy gotowi już na dwie godziny przed, sam Operator pojawił się niedługo później. Spojrzeliśmy na siebie, każdy jakby chcąc dodać otuchy drugiemu. Po tym Operator zapewnił Patrice wzmacniany kamuflaż i dziewczyna wzbiła się w powietrze, niemal identyczna co na wpół zachmurzone niebo. Następna ruszyła Carrie. Jak przekazał Operator, Toby nie wykrył żadnej działalności osób trzecich i właśnie wracał odespać choć trochę, na wypadek potrzebnego wsparcia. Zostałem ja i Tim. Operator przeniósł nas w zupełnie inne miejsce, żeby kierunek z którego przybędziemy nie zdradził, gdzie znajduje się rezydencja i dom. Po teleportacji zostaliśmy sami. Spojrzeliśmy po sobie z niemym poczuciem, że znajdujemy się w dwóch skrajnych końcach uczuć. Ja tęskniłem, on nienawidził. Ja chciałem rozmawiać, on chciał zabić. Pocieszała świadomość, że nie potępiamy tego wzajemnie.
- Słuchaj Brian... - odezwał się Tim - Cokolwiek by się nie wydarzyło... I cokolwiek on by nam nie powiedział... Dziękuję, że zawsze przy mnie byłeś. Lepszego brata nie mogłem sobie wymarzyć - ściszył ton, niepewny swoich słów
- Ja też dziękuję, Tim. Za wszystko - poklepałem go pokrzepiająco po ramieniu. Staliśmy krótką chwilę zanurzeni w swoich myślach. Wiatr szarpał nasze włosy, wyjąc przeraźliwie, rozdzierany przez drzewa. Nadszedł czas. Pora ruszać. Pora poznać prawdę.
***
Rozdział na rozgrzewkę pisany po długiej przerwie (poprzedni był "zapasowy"), dopiero wracam do formy. Trochę bije mnie w oczy moje lanie wody, ale nie mogłam się zdecydować, czy postawić na długość, czy na akcję. I wyszło... Takie coś.Mam nadzieję, że nie przynudziłam zanadto. Następny się pisze, także można powiedzieć, że powrót się udał.
Pozdrawiam każdego, kto to czyta :3
PS: Rozdział powstał przy pomocy Virtualny, za co muszę mu oczywiście podziękować. I wspomnieć, że postać Silent Barda jest swego rodzaju hołdem w jego stronę, za podtrzymywanie mojej wiary, że pisanie ma sens ;D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro