8.
PoV Carrie
Ostatni tydzień szkoły zleciał bardzo szybko. Właściwie to jutro, czyli w niedzielę, mieliśmy już jechać. Prawdę mówiąc, sama nie wiedziałam co czuć. Byłam podniecona, bo wiedziałam, że będąc z Patką może ten wyjazd nie będzie zły. Z drugiej strony bałam się, co może wymyślić moja klasa. Klarowała się spośród niej już nawet poszczególna paczka, która ubliżanie mi miała na porządku dziennym. A z jeszcze innej strony byłam strasznie ciekawa jacy będą ci nowi. Zanim jeszcze zabito we mnie zupełny optymizm (odzyskałam tylko jego część) to wierzyłam, że niemal w każdym istnieje iskierka dobra. Teraz ta wiara przychodzi mi z trudem. Ogromnym trudem. Jednak dawny nawyk dzięki Patce, znów próbuje się przebić przez falę zagmatwanych uczuć w mej duszy. Nie zastanawiając się jednak dłużej, postanowiłam się spakować. Mama jakimś cudownym sposobem wysłała ojczyma... gdzieś. Sama dokładnie nie wiedziałam. Dlatego też mogłam się spokojnie spakować. Oprócz typowo potrzebnych rzeczy, jak ubrania, bielizna, kosmetyki, pieniądze, telefon i porządnych butów, postanowiłam zabrać książkę (oczywiście, że Baśniobór)i MP3 (prezent urodzinowy od Patki) zapchaną Sabaton'em, Skillet'em, Rammstein'em, Breaking Benjamin'em, Metallicą, Three Days Grace, Alestorm'em, Evanescence, Eluveitie, Hollywood Undead, Get Scared, Ancient Bards i tak długo by jeszcze wymieniać. Zapewne po tych nazwach można wywnioskować jedno. Kocham metal i rock. Jednak nie zastanawiając dłużej nad gustami muzycznymi i tym podobnymi sprawami mniej ważnymi, przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Ekscytacja nie sprzyjała zaśnięciu, ale finalnie jakoś się udało. Morfeusz przyjął mnie do krainy snów.
PoV Patrice
O dziwo tego ranka nie miałam większych problemów ze wstawaniem. Ledwie zadzwonił budzik, zerwałam się, chwyciłam komplet ubrań i pobiegłam do łazienki. Odświeżyłam się i przebrałam. Byłam tak podniecona, że z kuchni chwyciłam jedynie jabłko, które zjadłam w biegu. Wróciłam po walizkę i torbę podróżną i po chwili czekałam przed domem. Szczęśliwie dziś moja mama miała te "długie" pięć minut i mogła mnie podrzucić. Kiedy wsiadałam do samochodu, była szósta siedem. Zbiórka miała być za dwadzieścia minut. Sobie poczekam. Dojeżdżając zauważyłam, że na szczęście nie będę sama. Na peronie zobaczyłam już Carrie. Rozglądała się lekko oszołomiona. Wyskoczyłam z samochodu, łapiąc walizkę i krzycząc słowa pożegnania do mamy, a po chwili byłam już przy dziewczynie
- Dzień dobry! - zażartowałam
- Się okaże. Jeszcze możemy pod pociąg wpaść - zaśmiała się dziewczyna
- Czyżby pociąg z downem?* - podchwyciłam
- Tia, jedzie pociąg z downem, jak chcesz, żeby cię przejechał, to cię ominie, choćbyś szła po torach. Jak koniecznie chcesz go uniknąć, to nawet dziesięć metrów od torów cię przejedzie - podchwyciła dziewczyna. Strzeliłam słusznego facepalm'a
- Coś ty brała dziś rano? - zapytałam rozbawiona
- Kawusię... I powietrze - odpowiedziała szczerząc się. Po chwili podeszła do nas jeszcze mama dziewczyny
- Dzień dobry - powiedziałam. Nie, żeby mi się nagle odmieniły poglądy buntownika, ale akurat mamę Carrie dosyć lubiłam. Kobieta odpowiedziała mi uśmiechem i wręczyła córce pakunek
- Masz drożdżówki na drogę - powiedziała pogodnym tonem. Carrie podziękowała i skierowała się w stronę ławki. Poszłam za nią, a jej mama zaczęła rozmawiać z kimś przez telefon
- I jak myślisz? Polubimy nowicjuszy? Czy trzeba im będzie od razu postawić krzyżyk na ryjcach? - zapytałam śmiejąc się
- Możemy ich polubić, ale krzyżyk na ryju zawsze fajnie wygląda - uśmiechnęła się Carrie. Powoli zaczęło się schodzić więcej osób. Lustrowałyśmy wszystkich, by przypadkiem nie przegapić nowych. Po chwili ich ujrzałam. Dziewczyna, blond włosy i niebieskie oczy. Dosyć szczupła, ale i niska. Na twarzy miała chyba kilogram kosmetyków. Kolejna damulka, pięknie... Za nią szła trójka chłopaków. Rozglądali się niepewnie. Jeden miał brązowe włosy i czekoladowe oczy, oraz nosił fioletową kurtkę. Kolejny miał beżowy płaszcz, ciemno-brązowe włosy i błękitne oczy. Ostatni, ten który mnie najbardziej zaciekawił, posiadał zieloną kurtkę, włosy koloru ciemny blond i brązowe oczy. Jednak nie miałam czasu zbyt długo im się przyglądać, nadjechał nasz pociąg.
PoV Carrie
Po pożegnaniu z mamą, ruszyłyśmy z Patką do wejścia. Weszłyśmy do ostatniego pustego przedziału i zajęłyśmy miejsca. Ja byłam przy oknie, Patka na środkowym fotelu, a ostatni, ten po lewej stronie dziewczyny, zajęły nasze torby podręczne. Pozostałe trzy miejsca naprzeciw nas zostały puste. Siedziałyśmy przodem do kierunku jazdy. Rozejrzałam się. Oprócz foteli, w przedziale znajdowały się dwie półki nad nimi, oraz dwie pod. Był także rozkładany stolik niewielkich rozmiarów, pod którym mieścił się malutki kosz na śmieci. Okno posiadało granatową zasłonkę, która teraz przypięta była do brzegu, by nie zasłaniać widoku. W pewnym momencie gwałtownie rozsunęły się drzwi naszego przedziału
- Wybaczcie, czy te miejsca są wolne? - spytał jeden z nowych, ten w fioletowej kurtce. Patka przyjęła nieco wrogą pozę
- Nie, niestety nie - powiedziała oschle. Chłopaki popatrzyli po sobie
- No cóż, to właściwie jedyne miejsca, które zostały trzy, w jednym przedziale - powiedział ten w płaszczu. Patka chciała rzucić jakąś ripostą, ale popatrzyłam na nią porozumiewawczym wzrokiem. Odetchnęła
- No dobra. Ale bez głupich numerów - powiedziała, jakbyśmy co najmniej miały dzielić z nimi pokój
- Dzięki - odparł ten ostatni nieśmiało. Rozsiedli się w fotelach tak, że naprzeciw mnie siedział chłopak w płaszczu, przed Patką nieśmiały blondyn, a przy drzwiach brunet w fioletowej kurtce
- Jak macie na imię? Jeszcze nikogo tu nie znamy... - powiedział brunet drapiąc się z zakłopotaniem po głowie
- Patka. Dla znajomych. Oficjalnie Patrice - powiedziała Patka z założonymi rękami. Włączył jej się tryb "złego policjanta". Tak zawsze mówiłyśmy w żartach, kiedy kogoś spławiała lub ripostowała
- Ja jestem Carrie... A wy? - oddałam pytanie. W końcu nie będziemy im chyba mówić po kolorze włosów
- Ja jestem Max - powiedział chłopak w fioletowej kurtce, czyli brunet
- Ja Sam - odparł blondyn
- A ja Tom - odparł mój sąsiad z naprzeciwka, właściciel beżowego płaszczu, lustrując mnie przy tym wzrokiem. Atmosfera się nieco rozluźniła. Patka po chwili także straciła nieco wrogości
- No dobra, wygląda na to, że spędzimy ze sobą trochę czasu. Może wypadałoby się coś o sobie dowiedzieć? - rzekła w końcu pojednawczo. Rozmowa zaczęła się rozkręcać
___
*Informacja. Żart, w którym przywołana jest choroba zwana "downem" nie ma na celu nikogo urazić. Osoby z tym zespołem nie są gorsze od innych, więc proszę o humorystyczne potraktowanie tego "pociągu z downem" ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro