74.
PoV Carrie
Obudziwszy się rano z ulgą zauważyłam, że skład był kompletny i raczej zdrowy. Brian już się obudził, Patka nie wyglądała na załamaną. To... Naprawdę dobrze. Usiadłam, przecierając oczy. Reszta śmiała się z czegoś, nie jestem pewna z czego. Wiem tyle, że chyba nie ze mnie
- Co wam tak wesoło...? - spytałam cicho
- No proszę, Carrie! - uśmiechnęła się Patka - Jak się spało?
- O... No... Dobrze, nie mogę powiedzieć - uśmiechnęłam się
- Jakie plany na dziś? - zapytał Brian. Wyglądał już wyraźnie lepiej
- Ty raczej sobie dychniesz. Nas będzie czekać zadanie bojowe. I tak o nas już wiedzą, więc po co się kryć? - powiedział Tim
- Ja wiem, że ty coś planujesz... Ale do czego dążysz ty szczwany psubracie? - zażartował Toby
- Przekonasz się, do stu tysięcy macek krakena - odpalił Tim
- A niech was dosięgnie klątwa kapitana Morgana, podstępni szubrawcy! Zachciało wam się zabawy w piratów, to śpiewajcie teraz szanty! - dorzuciła się Patrice. Tim i Toby popatrzyli po sobie
- NIE! - krzyknęli synchronicznie
- Carrie! Czyń honory - popatrzyła na mnie Patka
- Ale co ja? - nie ogarnęłam, do czego zmierza dziewczyna
- No... Przecież znasz szanty! Tyś Carrie Morgan! Pokaż im, jak to się śpiewa! - wyszczerzyła się dziewczyna - No prooooszę... Jedną zwrotkę?
- A niech ci będzie, psubracie - zaśmiałam się i zaczęłam cicho śpiewać. Jedną zwrotkę, jak wynegocjowała dziewczyna. Po ukończeniu jej, Patka zaczęła bić brawo. Przyłączył się do niej Toby, a ja się roześmiałam. Natomiast tego to się nie spodziewałam... Tim w pewnym momencie poderwał się z miejsca
- Mam pomysł! Carrie, wygląda na to, że masz misję specjalną... - rzucił tajemniczo. Przekrzywiłam głowę nie rozumiejąc
- Zanuć coś takim cichym głosem. Najlepiej... Ja wiem? Jakąś kołysankę, albo coś typowo spokojnego - ciągnął. Zamyśliłam się chwilę zdezorientowana. Coś spokojnego...? A Hanging Tree się liczy? Swego czasu naprawdę mocno uwielbiałam tę piosenkę (jak i same Igrzyska Śmierci) i nuciłam ją non stop... Zaczęłam więc śpiewać cicho. Tim pokiwał głową, widocznie zadowolony
- Idealnie! Panie i panowie, oto nasza nowa broń! - rzucił, kiedy skończyłam. No cóż... Ja nadal nie rozumiem o co mu chodzi. Patka zaśmiała się, widząc moją minę
- Chodzi mu o to, że brzmisz strasznie niepokojąco. Gdybyś zaczęła nucić coś takiego w cichym domu w nocy, a właściciele nie wiedzieliby nawet kim jesteś... Zawał gwarantowany - wyszczerzyła się dziewczyna. Hmmm... Właściwie dlaczego nie?
PoV Toby
Poczekaliśmy do zachodu słońca. Wtedy nadszedł czas na wymarsz. Dziś szliśmy we trójkę, ja, Carrie i Tim. Patka została przy Brianie. Tak tylko, na wszelki wypadek. Pokonaliśmy już dobrze znaną sobie drogę i rozproszyliśmy się przy domu. Ja miałem przepatrzeć raz jeszcze pokoje w których wydawało się, nikt nie mieszkał. Tim z kolei chciał podjąć próbę dostania się na strych. Jeśli wszystko inne zawiedzie, zostanie tu jedynie Carrie, żeby ich nieco nastraszyć. Ruszyłem do pokoju, jak się domyślam, tej całej "Dobrej i niewinnej Rachel". Ciekawe, co się z nią stało. Zginęła na misji? Wpadła pod traktor, jak przed duchem uciekała? A może duch ten traktor prowadził? Albo duch ją gonił, a drugi duch prowadził traktor... Um... Lepiej skończę... W każdym razie w pokoju nie było zbyt wielu rzeczy. Naprawdę, jakby to był pokoik w hotelu, z którego właśnie ktoś się wyprowadził, a sprzątaczka dopiero skończyła w nim sprzątać. Choć w sumie chyba nie dopiero, warstwa kurzu osadziła się tu już kilkumilimetrowa. Nie dbałem o to, czy ją naruszę. Jakimś cudem i bez tego orientowali się, że jesteśmy w domu. Ciekawe, czy tak będzie i tym razem. I czym nas zaskoczą. Może teraz dla odmiany pogonią nas traktora... Ja naprawdę powinienem skończyć... Pokierowałem się do pokoju dzieciaka. Cicho zamknąłem za sobą drzwi i włączyłem latarkę. Na szafce stało zdjęcie. Przyjrzałem się mu. O ile się nie mylę, był na nim ten cały samobójczy kilkulatek, ot, normalny chłopczyk o błękitnych oczętach. Stały przy nim dwie osoby. Jeden z nich, jak się domyślam, ten trzeci. Nie Ryan, nie Andrew. Jego imienia jeszcze nie poznałem. Obok ruda kobieta. Czyżby Rachel od traktora? Czas pokaże. Zacząłem przeszukiwać szafki. Większość była pusta. Jedyne wyjątki to szafa, zapchana ubraniami. Ledwie ją otworzyłem, wyleciało z niej stado moli. Czyli chyba dosyć długo nie używana... Dodatkowo jeszcze kilka szafek zawalonych zabawkami. Wnioskując po nich, miał może z jakieś sześć lat. Nie bawił się już żadnymi grzechotkami, czy też nie miał żadnych gier dla nieco starszych, typu na przykład szachów. Nic nadzwyczaj ciekawego. Jedyną rzeczą, która może choć trochę zadowolić resztę jest imię tego chłopca. Bruce. Przynajmniej tak głosił napis nad jego łóżkiem. Chyba nie wieszaliby mu czego innego. Wycofałem się z pokoju i ruszyłem w stronę schodów. Pewnie tak nie będzie, ale może przydam się na coś Timowi. Nie zdążyłem jednak dotrzeć do schodów, a już ujrzałem schodzącego chłopaka. Popatrzyłem na niego. Machnął ręką zirytowany. Przekazał mi na migi, że mam iść na dwór. Tak też zrobiłem. Chłopak szedł za mną. Wydostaliśmy się swoim ukochanym, piwnicznym okienkiem. Dopiero na zewnątrz chłopak się odezwał
- Zamknięte na cztery spusty. Z środka dochodziło ciche szlochanie, bałem się, że jak będę się dobijał zbyt natarczywie, to zacznie krzyczeć. Musielibyśmy to zrobić, kiedy nie będzie ich w domu. Na razie wracasz - rzucił Tim
- A ty i Hope? - spytałem, pamiętając, aby na misji nie korzystać z prawdziwych imion
- Hope została w środku. Wie, że ma działać. Ja zostaję na wypadek, gdyby coś się stało - odparł chłopak
- To może jednak zostanę? Patrice sobie poradzi, a ja się nuuudzę - popatrzyłem błagalnie na chłopaka
- A niech ci będzie. Ty dziecku - uśmiechnął się pod nosem
- Dobrze, stary! - wyszczerzyłem się
- Koniec, cicho już. Bo wkopiemy Hope - chłopak wdrapał się na drzewo, gdzie, jak zakładam, miał lepszy widok. Sam po chwili poszedłem w jego ślady. Przez chwilę w blasku księżyca dostrzegłem w oknie maskę Carrie. Poruszała się powoli i zniknęła w ciemności chwilę później. Dom zdawał się uśpiony. Obawiam się, że nie na długo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro