70.
PoV Toby
Obudziłem się o dziewiątej. Tim, Brian i Carrie już nie spali, Patka natomiast jeszcze tak. Usiadłem i przeciągnąłem się
- Dobry - przetarłem oczy
- Dobry, dobry - odparł Brian. Tim przeglądał jakąś mapę, a Carrie siedziała zamyślona
- Jakie plany na dziś? - spytałem
- Jeszcze nie ustalone. Raczej dalsza część rekonesansu - rzekł Tim znad mapy. Pokiwałem głową. No tak... To nie wakacje, nie pojedziemy pozwiedzać okolicy, żeby się bawić. A szkoda. Popatrzyłem po wszystkich
- Planuje ktoś jakieś śniadanie? - spytałem
- Na własną rękę, chyba, że znajdzie się jakiś dobroczyńca, który zrobi dla wszystkich - rzucił Tim. Aha. Miło
- To już mam zajęcie... - Uśmiechnąłem się
- Nie zjem nic od ciebie. Prawie na pewno całkiem PRZYPADKOWO pomylisz sól z środkami na przeczyszczenie - palnął Tim
- To mamy tu środki na przeczyszczenie?! - rozszerzyłem oczy z uśmiechem na pół twarzy. Niby wiem, że żartuje, ale to by mi rzeczywiście otworzyło wiele furtek
- Nie
- Więc jak mam je pomylić? - drążyłem dalej, ucieszony
- Spalisz kuchnię - kontrargumentował Tim
- A wolisz niedopieczoną? - Na ten komentarz strzelił facepalm'a
- Mogę pomóc - odezwała się cicho Carrie. Czemu nie? Pokiwałem ochoczo głową i wstałem. Razem z dziewczyną ruszyliśmy do kuchni
- Co proponujesz? - zapytałem. Pobawię się gentlemana
- Najlepiej coś podzielnego, ale wykonalnego w takich warunkach - rzekła dziewczyna
- Mamy jajka? - zerknąłem na bagaże
- Wątpię, ale możliwe. Już sprawdzam - dziewczyna uklękła przy torbie - Są
- Nie świta ci nic? - uśmiechnąłem się
- Jajecznica? - dziewczyna przyniosła jajka
- Dokładnie. Da radę?
- Da - uśmiechnęła się lekko
- To ja może podpalę pod kuchnią, a ty usmażysz? - spytałem. Na takie luksusy jak gazowa kuchenka nie mogliśmy sobie pozwolić w tamtym miejscu, więc kuchnia opalana była drewnem
- Jasne. Już się biorę - dziewczyna wyciągnęła patelnię i wbiła na nią jajka. Ja w tym czasie przyniosłem trochę drewna i odpaliłem je. Po chwili Carrie już smażyła danie, a ja przyniosłem talerze. Jak się okazuje, Patka ma dosyć dobrze wyczulony węch, bo wstała, ledwie zapach jajecznicy rozniósł się po domku. Po chwili wszyscy siedzieliśmy już przy ciepłym śniadaniu.
PoV Brian
Pomysły przychodzą w dziwnych momentach. Jeden pójdzie pod prysznic, inny na spacer, kolejny zacznie czytać, następny pójdzie w wiadomych celach do toalety. Tima olśniło przy śniadaniu. Nie dokończywszy nawet swojej porcji wrócił do pokoju, w którym miał rozłożone wszystko. Zamilkliśmy zdezorientowani, patrząc za nim. Wrócił chwilę potem
- Jak mogłem na to nie wpaść! Plan przecież banalny. To teraz tak. Ty i ty - Tim pokazał mnie i Carrie; Zwiadowców - Idziecie dzisiaj na przeszpiegi. Będziecie obserwować dom z dwóch stron. Głównie w celach... Um... Edukacyjnych. Ty - wskazał na Toby'ego - zajmiesz się dokładnym przeczesaniem terenu wokół domu. Wszystko w promieniu piętnastu kilometrów. Ty - teraz Patrice - Pójdziesz do miasta. Spróbujesz się dowiedzieć od postronnych osób coś więcej o nich. Miasteczko jest małe, są spore szanse, że ktoś wie coś więcej. Ja zajmę się kilkoma rzeczami. Między innymi naszą śliczną kamerką, penetracją jaskiń, bo Toby'ego wysłać się boję, a jeśli starczy czasu to spróbuję pogrzebać jeszcze co nieco w miejscowych kronikach, jeśli takie są tu gdzieś dostępne. Pytania, wnioski, skargi, zażalenia, pochwały? - zakończył wodząc wzrokiem po nas wszystkich
- Raczej wszystko jasne - Patka wzruszyła ramionami
- No to ślicznie - uśmiechnął się szatyn
- Ale tę uwagę o jaskiniach mogłeś sobie darować, grotołazie - amatorze - mruknął Toby, wyraźnie niezadowolony. Zaśmialiśmy się wspólnie i dokończyliśmy śniadanie. Po nim każdy już wiedział co robić. Ubrałem się stosownie, dbając o rękawiczki i materiały maskujące. Dobrałem kilka broni, raczej krótkodystansowych. Nie idziemy tam walczyć, ale na ewentualne konfrontacje trzeba być ubezpieczonym. Życie pisze różne scenariusze. Zaczekałem chwilę na Carrie, która też po chwili była gotowa. W milczeniu ruszyliśmy w stronę domu. Bieg zajął jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia pięć minut. Ustaliwszy wcześniej co i jak, ukryłem się w gęstej koronie bukszpanu. Miał małe, zrośnięte blisko siebie liście, które od zewnętrznej strony lekko lśniły w słońcu, przez co ja z środka widziałem nieźle, a oni z zewnątrz niemalże na pewno nie mogliby mnie dostrzec. No, chyba że zachce im się kompletnie poza sezonem przyciąć ten krzaczek... A w lato raczej się tego nie robi. Gorzej, jak będą chcieli podlewać... Na razie szczęśliwie na nic takiego się nie zanosiło. Ten facet - kulturysta siedział na leżaku, czytając gazetę. Blondynka siedziała na tarasie, czytając jakąś gazetę. Kolejny z facetów, Ryan (dziewczyna go zawołała) przez chwilę przewinął się przez moje pole widzenia, zniknąwszy chwilę później na powrót w domu. Zapamiętać. Ryan to ten, co ma krótkie, brązowe dredy. Już coś. Długą chwilę nic się nie działo. Może chociaż Carrie ma coś interesującego. Oby. Słońce zaczęło już zmieniać położenie ku zachodowi. Ile ten facet potrafi przesiedzieć na leżaku? Blondynka weszła do domu już jakieś pół godziny temu, a ten ewidentnie chyba bawi się w chleb tostowy i chce się spalić. W pewnym momencie usłyszałem głos tej kobiety, wołającej go. Nieco panicznie. Przyjrzałem się uważnie. Dobra, zapamiętać, on z kolei ma na imię Andrew. Pobiegł prędko do domu. Pytanie tylko, co takiego mogło się stać? Znów problemy z tym czymś lub tym kimś na poddaszu? Dziwne poruszenie dało się zaobserwować już z zewnątrz. Logiczną czynnością w lato było otwieranie okien, żeby trochę przewietrzyć wnętrze. Teraz natomiast ktoś zatrzaskiwał je kolejno i zaciągał zasłonami. Nie widzę w tym żadnej logiki na obecną chwilę. Zdawało się, że wszystko ucichło. A potem krzyk. Przejmujący, kobiecy krzyk, przepełniony bólem, strachem, a może i smutkiem? To ta blondynka? Nie zarejestrowałem jeszcze na tyle dobrze jej głosu, żeby go rozpoznać, ale jest chyba jedyną kobietą w składzie. A zatem co się stało? Krzyk został gwałtownie urwany. Nie wiem, jakim sposobem. Potem szum. Chwilę zajęło mi ogarnięcie, co go wywołało. Nie zauważyłem tego od razu, choć było to tylko kwestią czasu. Wszystkie zaciągnięte zasłony w całym domu w jednej chwili zerwały się wraz z karniszami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro