Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

64.

PoV Tim

Po niemalże trzygodzinnej jeździe Brian zaoferował, że mnie zastąpi. Przyjąłem tę opcję z niewysłowioną ulgą, droga bowiem zaczęła mi się zmywać już niemal w jedną szarą plamę, a w uszach nieprzyjemnie huczało. Byłem zwyczajnie zmęczony. Minioną noc spędziłem na nerwowym myśleniu, co oczywiście uniemożliwiło mi wyspanie się. Zrobiliśmy krótki postój. Nawet nie chciałem już wychodzić, zwyczajnie zamieniłem się miejscami z Brianem. Patka z Toby'm przeszli rozprostować nogi, ale wrócili po kilku minutach. Nikt nie miał zbytniej ochoty na interakcje, dobra atmosfera powoli zaczęła ustępować miejsca nerwowym przypuszczeniom. Smutną prawdą było, że mimo najszczerszych nadziei, nie mogliśmy na sto procent stwierdzić, co nas tam będzie czekać. Zawsze istniało ryzyko pomyłki. I choć nie należeliśmy do amatorów, nawet największym mistrzom czasami podwinie się noga. A z resztą, mistrzami także nie byliśmy. 

Oparłem głowę o szybę, zmęczony wszelkimi rozmyślaniami. Z nieba lał się żar, słońce nie było przysłonięte niemal żadną chmurą.  I nawet mimo rozkręconej, chyba do oporu, klimatyzacji, dało się odczuć nieprzyjemny skwar. Przymknąłem oczy. Pod czaszką wciąż kłębiło się nieprzyjemnie dużo myśli, ale zaczęły powoli milknąć. Jak wszystko wokół. Usnąłem kamiennym snem, w którym nic na szczęście mi się nie śniło. Ale jak wiadomo, wszystko co dobre kiedyś ma swój koniec. Moja świadomość zaczęła powracać, przyciągana wyraźną zmianą w otoczeniu. Uchyliłem oczy. Chyba moja drzemka okazała się kilkugodzinnym snem, bo słońce znacznie przechyliło się na niebie, a za kierownicą siedziała Patka. Prędko też odnalazłem powód mojej pobudki. Poruszaliśmy się po niezwykle wyboistej drodze. Rozejrzałem się półprzytomnie po otoczeniu. Udało mi się wyłapać nieznaczne zmiany w roślinności i zabudowie, co pozwoliło mi sądzić, że nadrobiliśmy już sporo drogi na północ. Zerknąłem na zegarek w telefonie. Była już niemal czternasta. Czyli moja drzemka trwała prawie dwie godziny. I chyba nie tylko mnie sen zmorzył. Obok mnie, niemalże wisiał na pasie bezpieczeństwa, przechylony do przodu Toby i oddychał spokojnie. Czyli zapewne spał. Carrie słuchała muzyki, zapatrzona za okno, Patka prowadziła, a Brian od czasu do czasu zamieniał z nią kilka słów, przy okazji nawigując ją. Przeciągnąłem się lekko i siadłem wygodniej

- Ile nam zostało? - spytałem, niechcąco lekko strasząc Briana

- Jakieś cztery godziny z hakiem... - rzuciła gorzko Patka. Pokiwałem głową 

- Trzeba cię może zmienić? - spytałem z automatu. Odpocząłem już, toteż mogłam normalnie funkcjonować

- Nie trzeba. Nie siadłam jakoś strasznie dawno, a i tak jazda jest jedną z tych rzeczy, które lubię robić, nawet, jeśli jest z przymusu - uśmiechnęła się lekko dziewczyna. Pokiwałem głową, odwzajemniając gest

- A ta dwójka co nam tak zezgonowała? - spytałem żartobliwie

- Toby przysnął niedługo po tobie, a Carrie siedzi tak właściwie od początku - odrzekł Brian. Spojrzałem na nich. Trwali nadal w takich samych pozycjach 

- Mam wredny pomysł - wyszczerzyła się w pewnym momencie Patka. Popatrzyłem na nią pytająco

- Brian, podaj ze schowka jakąś losową płytę - uśmiechnęła się niewinnie dziewczyna. Blondyn sięgnął we wskazane przez nią miejsce i podał jej płytę Sabatonu. Brunetka rzuciła pobieżnie wzrokiem na listę utworów z tyłu i wróciła do jazdy

- Zapodaj dziesiątkę na sporej głośności - poleciła po chwili

- Winged Hussars? - zaśmiał się Brian - Jesteś okrutna - chichocząc, włożył płytę do odtwarzacza i wybrał odpowiedni utwór. Jasnym było, że po krótkim czasie nagle zaczynająca się piosenka otrzeźwiła i Carrie i Toby'ego. Lecz ich reakcje były dosyć różne. Chłopak podskoczył jak oparzony, niemal uderzając głową w sufit. Carrie natomiast spojrzała się w naszą stronę i lekko pokręciła głową, rozbawiona

- Mnie się nie da przestraszyć Sabatonem - zaśmiała się i odłożyła słuchawki. My tymczasem śmialiśmy się w najlepsze. Toby wreszcie doszedł do siebie i siedział teraz z założonymi rękami, mamrocząc coś o niesprawiedliwości pod nosem.

- Skoro już wszyscy zmartwychwstali, to może zrobimy małą burzę mózgów? I tak jest dosyć nudno... - zasugerowała Patka 

- A co rozumiesz pod pojęciem "mała burza mózgów"? - zapytał Toby

- Właściwie czyste planowanie... Nie powiecie mi chyba, że od rana ani razu o tym nie myśleliście. A skoro możemy mieć różne wnioski, czemu by się nimi nie podzielić? - odparła dziewczyna. Pokiwałem głową, dosyć zachęcony taką perspektywą. Burza mózgów powoli się rozpoczynała...

PoV Brian

Pomysł Patki wydawał się mieć sporo sensu. Usiadłem więc bokiem, wodząc wzrokiem po reszcie. Jako pierwsza głos zabrała pomysłodawczyni

- Według mnie najlepiej będzie im jasno pokazać, że z nami się nie zadziera. Skoro chcieli naszej wizyty, dostaną ją. I to taką, której z pewnością nie zapomną - rzuciła

- Masz sporo racji, ale zauważ, że oni czegoś takiego się właśnie spodziewają. Otwartego ataku, ofensywy. Nie lepiej byłoby dosyć uprzykrzyć im życie? Takimi, całkowicie przypadkowymi "wypadkami"? - odparł Toby. I w jego pomyśle odnalazłem sporo racji

- A może w ogóle nie będziemy się ujawniać, tylko zaczniemy ich stalkować? Podejrzane kartki w różnych miejscach, przedmioty "samoistnie" - tutaj nakreśliłem cudzysłów w powietrzu - zmieniające położenie? - dorzuciłem. Popatrzyłem po wszystkich. Po dłuższej chwili milczenia głos zabrał Tim

- A ja mam jeszcze inny pomysł. Połączymy to wszystko. Zaczniemy delikatnie, subtelnymi znakami. Jeśli i to nie ostudzi ich zapału, wkroczymy z buciorami w ich życie. Zaczniemy zamieniać je w piekło. Jeśli nie zawrócą na czas, nie będzie drogi powrotnej. Jeżeli się opamiętają, nie ma problemu. Zakończy się na... Jakby to ująć, delikatnej przepychance. Niegroźnej nazbyt ani dla nas, ani dla nich. Ale jeśli zaś zechcą wojny... To ją dostaną. Wyniszczającą do samego środka, przerażającą, a przede wszystkim nabierającą złowieszczości każdego dnia. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od nich - po jego słowach zapadła głęboko cisza. Każdy analizował te wszystkie słowa

- To chyba najlepsze, co możemy zrobić - przerwała ciszę Carrie

- Jestem za! - dołączyła Patka, na co ja też skinąłem głową

- To i ja - uśmiechnął się Toby

- A zatem postanowione. Pójdziemy na żywioł - zakończył Tim

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro