Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

62.

Wiem, że nie na tym polega maraton... Przepraszam, że wstawiam po miesiącu. ;-; 
Maraton 3/4

PoV Patrice

Po dosyć leniwym dniu, nadeszła nie mniej leniwa noc. Wylegiwałam się na łóżku, grając w jakąś bzdurną gierkę na telefonie. Czekałam, aż Carrie łaskawie skończy czytać i zgasi światło, ale na to się chyba prędko nie zapowiadało. Odwróciłam wzrok na okno. Nieśmiało zaglądał przez nie księżyc. Dzisiejsza noc była już znacznie cieplejsza od poprzednich, założyłam więc, że upały powrócą. Odłożyłam telefon na szafkę i zaczęłam wodzić wzrokiem po pokoju. Dom był przytulny, o owym pomieszczeniu nie wspominając. A przede wszystkim był tylko dla nas. Może nie było znowu jakoś cicho, ale można było wyjść z pokoju, bez obawy, że wpadnie się na jakiegoś sadystę w trakcie ataku agresji, demona w złym humorze, rozkapryszonego ducha, czy chociażby latające przedmioty. Może nie wszystkie dni takie były, ale zdarzało się, że nieprzychylne czynniki się kumulowały i życie mogło stać się w jednej sekundzie bardzo trudne. Tutaj natomiast mieliśmy zaciszny kąt, który miał nam też w jakiś sposób dać złudzenie domu. I dawał. Coraz rzadziej wracałam myślami do swojej przeszłości. Porzuciłam to daleko za sobą. Zaczęłam wyznawać zasadę Carpe Diem. Echa przeszłości odbijały się coraz rzadziej i ciszej w mojej świadomości.

Przymknęłam oczy. Carrie nareszcie wyłączyła lampkę, więc nie niepokojona już żadnym potencjalnym utrudnieniem zaczęłam usypiać. Wchodziłam powoli w surrealistyczne partie mojej świadomości, ciesząc się odpoczynkiem. Ale moja radość nie trwała długo. Usłyszałam potworny śmiech. Znałam go. Nutka okrucieństwa przeplatała się w nim z arogancją i chłodem. Tylko jedna osoba miała taki głos. Alex. Myślałam, że udało mi się od tego odciąć. Myślałam, że zapomniałam. Odpędziłam to wydarzenie w najciemniejsze zakątki mojego umysłu, a jednak odnalazły drogę i zaatakowały mnie ponownie. Obrazy nawróciły, obleczone w otoczkę surrealistyczności, co dawało naprawdę przerażające, psychodeliczne połączenie. Elementy nie trzymał się spójnie, raz zdawałam się być uwięziona w tym białym pokoju, tylko po to, by potem zacząć spadać, poprzez oderwanie się mych skrzydeł od ciała, a już po chwili stałam twarzą w twarz z moim największym koszmarem, czekając na konfrontację, która prawdopodobnie już nigdy nie uleci z moich wspomnień. Obudziłam się zlana potem, ciężko oddychając. Kołdra była nieprzyjemnie ciepła, a prześcieradło pomarszczyło się pod wpływem mojego wiercenia. Usiadłam więc, na wpół poirytowana, na wpół roztrzęsiona i rozejrzałam się po pokoju. Elektroniczny zegarek na szafce wskazywał już drugą dwadzieścia dziewięć. Uznałam, że i tak póki co nie usnę i wstałam. Skierowałam się po cichu w stronę drzwi. Drewniana podłoga bynajmniej nie ułatwiała mi zadania, co jakiś czas poskrzypując mniej, lub bardziej głośno. Niezmordowanie brnęłam jednak przed siebie i kiedy pokonałam schody, z ulgą i nieco mniejszą ostrożnością skierowałam się w stronę drzwi. Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem. Ręce nadal trzęsły mi się niemiłosiernie, a po karku spływał zimny pot. Bóg mi świadkiem, myślałam, że to już nie wróci. Że on nie wróci. Wyszłam na werandę, nie zwracając uwagi już na nic i zapatrzyłam się w las

- Patka? - głos w ciemności, mimo iż cichy, rozbrzmiał jak wystrzał. Drgnęłam przestraszona, lecz zaraz potem rozpoznałam Briana. Siedział przy stole i widocznie bazgrał coś zawzięcie, bo leżał przed nim otwarty notes i spory stosik pogniecionych kartek. Lustrował mnie zaniepokojonym wzrokiem

- Tak? - odparłam, starając się zamaskować drżenie głosu

- Czy... Czy coś się stało? - nie mogłam już znieść spojrzenia blondyna i odwróciłam wzrok na niebo

- Nie... Dlaczego pytasz? - skłamałam gładko

- Wydajesz się być czymś poruszona. Poza tym wyszłaś nawet mnie nie zauważając, co świadczy o twoim zamyśleniu, a to z kolei w połączeniu z kilkoma mniej istotnymi rzeczami daje mi jasny obraz, że coś mogło się stać... - odparł. Pokręciłam głową zniechęcona, nie chcąc nawet wracać do tego snu

- A co ty tam tak zawzięcie piszesz? - postanowiłam wybawić się zmianą tematu. Skutecznie zbiłam tym chłopaka z tropu

- J-Ja? - zająknął się lekko

- A widzisz tu kogoś innego? - uśmiechnęłam się 

- To nic wartego uwagi... - odwrócił wzrok

- Czyli zapewne coś pięknego. Pokaż - rzuciłam przyjaźnie

- Ale... - usiłował protestować, na co zareagowałam, biorąc jedną z pogiętych kartek. Zaczęłam przebiegać wzrokiem po jej zawartości, a z każdym słowem moje oczy lekko się rozszerzały

- Ty to tak... Sam napisałeś? - wydukałam oszołomiona. Przebiegałam raz po raz po tekście, nie mogąc uwierzyć jego talentowi. Te wszystkie porównania, poetyckie zwroty. Słowa układały się w piękne, bezgłośne symfonie i trafiały prosto w serce. Podniosłam na niego szeroko otwarte oczy. Siedział ze spuszczoną głową

- Obiecałem, że kiedyś ci pokażę... I chyba nadszedł ten moment. On... Jest dla ciebie. Przyrzekłem sobie, że taki napiszę, kiedy byłaś w śpiączce... Jeden ci zostawiłem, ale chyba go nie widziałaś... - niemalże wyszeptał chłopak. Spojrzałam na niego oszołomiona

- On jest piękny! Po prostu wspaniały! Zawarłeś tam tyle uczuć... - nie umiałam nawet wyrazić, jak wielkie zrobił na mnie wrażenie, mimo iż wcale nie byłam fanką poezji

- Pisałem z serca... Patrice... Ja... - zaczął się plątać po chwili. Spojrzałam na niego zaciekawiona i zachęciłam go do mówienia. Blondyn westchnął cicho i spuścił wzrok. Powoli zaczęłam się domyślać o co chodzi. Otworzyłam szeroko oczy i przysiadłam obok niego

- Patrice... Ja... Wydaje mi się, że czuję do ciebie coś więcej... - wyznał cicho, a ja dostrzegłam pojedynczą łzę płynącą po jego policzku. Chwyciłam go za rękę i uśmiechnęłam się pokrzepiająco

- Nigdy nad tym nie myślałam... Nie skazuję tej relacji. Może... Może uda nam się ją rozwinąć? Nie jestem w stanie opisać ci moich uczuć, ale na pewno nie zniechęciłeś mnie tym wyznaniem - odparłam, chcąc dodać mu trochę otuchy i pewności, że nie postąpił źle. Brian uśmiechnął się lekko

- Dziękuję... - powiedział, a ja już doskonale wiedziałam, że dzisiejsza noc będzie kolejnym wspomnieniem, które wryje się na stałe w moją duszę. Tylko, że o nim nie mam zamiaru zapominać. 

xxx

Przepraszam, za tyle notek, ale muszę tu dodać coś od siebie. Przyznam, że bałam się dawać miłosne wątki. Jestem pewna, że nie zdominują książki, jednakże co tu wiele mówić... Zbyt lubiane chyba w fandomie nie są. Jeśli kogoś to zniechęci, cóż, przepraszam. Taki był plan i zamierzam tę książkę dokończyć taką, jaką widziałam oczyma wyobraźni, zaczynając wymyślać fabułę. Dziękuję za uwagę. Następny rozdział postaram się już dodać nieco szybciej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro