Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61.

Maraton 2/4

PoV Toby

Nocny wiatr smagał moje włosy, kiedy biegłem wraz z pozostałą czwórką w stronę domu. Mimo rychło zbliżającego się sierpnia temperatura była może na pograniczu dziesięciu stopni i moja bluza nagle wydała się odrobinę nietrafionym wyborem. Właściwie takie ochłodzenie było wręcz zbawienne dla wyniszczonej upałami natury, ale nie myślałem w tamtej chwili o wyschniętych kwiatkach i spragnionych zwierzętach, a o tym, jak jest mi zimno. Niestety, droga jak na złość dłużyła się w nieskończoność. Przemierzałem ją tyle razy, że dokładnie wiedziałem gdzie rośnie jakie drzewo, ale na nic zdawała mi się ta wiedza, kiedy reszta ekipy zdawała się wręcz złośliwie wlec. Nie rozmawialiśmy, w przeważającej części raczej przez zmęczenie. Wieczór przechodził w noc, niebo było niesamowicie ciemne. Zdawało się pochłaniać cały umysł patrzącego. Choć właściwie nie mój, bo ja myślałem już tylko o kresie wędrówki. I wreszcie po niemiłosiernie długo ciągnących się minutach dotarliśmy. Zrzuciłem buty i bez zbędnych ceregieli skierowałem się w stronę swojego pokoju. Przebrałem się w piżamę i najzwyczajniej w świecie zasnąłem, ciesząc się, że w końcu od jakiegoś czasu będę mógł spać bez ograniczeń. 

PoV Carrie

Rano, mimo moich najszczerszych chęci spania przynajmniej do dziesiątej, zerwałam się o ósmej, obudzona natrętnymi promykami słońca. Patka spała jeszcze w swoim łóżku, od czasu lekko się wiercąc. Nie chcąc opuszczać jednego z mych najwierniejszych przyjaciół, to jest, łóżka, postanowiłam poczytać. Porzucona ogrom czasu temu przeze mnie książka, leżała na szafce nocnej. Zostawiłam ją jakieś dwa tygodnie wcześniej, myśląc, że wrócę do domu nieco szybciej. No cóż, moje prognozy były błędne, toteż "Więzień Labiryntu" czekał na mnie przez cały ten czas. Powrót do wyimaginowanej rzeczywistości był dla mnie prawdziwą przyjemnością. Czarno-białe kartki zapisane równymi rzędami druku prędko zamieniały się w kolorowe obrazy, pełne dynamiki i emocji. Książka pochłonęła mnie już do tego stopnia, że nie usłyszałam przywitania Patki. Dziewczyna oczywiście nie mogła przepuścić mojej chwili nieuwagi, przez co leżałam po chwili na podłodze, przygnieciona poduszką

- Nie reagowałaś na słowa... - wyjaśniła od razu Patka

- To teraz zareaguję na czyny! - wstałam na pół zirytowana, na pół rozbawiona, chwytając poduszkę w obie ręce 

- Oho, ciekawy moment był... - mruknęła Patka żartobliwie i odsunęła się za swoje łóżko

- Ja ci dam ciekawy moment! Teraz to będzie ciekawie! - obeszłam momentalnie jedyną oddzielającą nas barierę, to jest łóżko, po czym zaczęłam okładać brunetkę poduszką. Na nic szły starania o zachowanie ciszy, śmiałyśmy się obie. Wreszcie uznałam, że dziewczyna doświadczyła już wystarczającą ilość konfrontacji z poduszką i odłożyłam ową na łóżko

- W takich chwilach żałuję, że lubię ciepło na tyle, żeby spać na takich grubych poduchach - zaśmiała się Patka, wstając z podłogi

- A żebyś wiedziała, że ja wprost przeciwnie - zaśmiałam się

- Idziemy na śniadanie? - spytała brunetka. Wzruszyłam ramionami

- Możemy... I tak trzeba je będzie samemu zrobić. Właściwie możemy przygotować też coś dla ekipy - odparłam po chwili zastanowienia. Dziewczyna pokiwała głową, po czym znowu się roześmiała

- A tobie co? - spytałam, nie rozumiejąc jej wybuchu radości

- Zanim ty się weźmiesz za gotowanie, to się może uczesz... - dalej śmiała się dziewczyna. W dalszym ciągu nie ogarniając jej rozbawienia, podeszłam do lustra. Kiedy ujrzałam moje odbicie, doskonale pojęłam o co chodziło Patce. Otóż z ciemnowłosej zmieniłam się w siwowłosą, od pierza z poduszki. Strzeliłam należnego facepalm'a i zaczęłam się śmiać razem z nią. Wreszcie jednak ogarnęłyśmy się nieco, bo niektórzy zapewne chcieliby dziś jeszcze pospać, tymczasem my bynajmniej cicho nie siedziałyśmy. Poszłam rozczesać włosy, a w tym czasie Patka zdążyła się ubrać. Dlatego też po niedługim czasie zeszłyśmy gotowe na dół, gdzie nastawiłyśmy od razu wodę na kawę. Przysiadłyśmy przy stole

- No dobrze... Co można upichcić na śniadanie? - myślała na głos Patka. Wzruszyłam ramionami

- Jedzenie - zażartowałam 

- To wiem Sherlocku... Ale jakie? - zaśmiała się dziewczyna

- Może... Może naleśniki? - zapytałam, tym razem na poważnie. Patka zamyśliła się

- To żeś nam pracy dowaliła... Ale czemu nie? - zaśmiała się. Zabrałyśmy się do przygotowań. Mi przypadł zaszczyt przygotowania masy, którą potem smażyła Patka. Zespołowo praca szła nam dosyć sprawnie, toteż po niedługim czasie miałyśmy śniadanie dla wszystkich, a ciasta na kolejne naleśniki jeszcze zostało. Jak się okazuje zapachy mogą budzić równie skutecznie co dźwięki, bo pozostała trójka prędko zebrała się w kuchni. Śniadanie mijało spokojnie. 

PoV Tim

Poranek zleciał dosyć leniwie i nudno. Każdy poszedł w swoim kierunku. Ja siedziałem na balkonie, wpatrując się w niebo i myśląc nad nadciągającą misją. Nie znaliśmy żadnych szczegółów, jak to zwykle przed misjami bywa. Wszystkiego dowiadywaliśmy się dzień przed, żeby nikt w żaden sposób nie zdołał ich z nas wydobyć, czy też ze względów bezpieczeństwa, bo Operator nie należał do lekkomyślnych osób i choć traktował nas już niemal jak przyszywane dzieci, zawsze brał pod uwagę wszelkie możliwości zdrady czy ucieczki. Rozmyślałem więc nad tym, czego dotyczyć może owa misja. Czyżby ktoś znów lekkomyślnie wzywał Operatora? A może ktoś za dużo wie? Czy może raczej jest to poważniejsza wyprawa, ażeby sabotować WS-owców? Choćbym nie wiem jak wysilał mózg, dopiero Operator mógł rozwiać moje wątpliwości.

Siedziałem w ciszy, toteż niezmiernie zdziwił mnie dźwięk fortepianu umiejscowionego w salonie. Mieliśmy pozwolenie go używać, byle do celów, do jakich został przeznaczony, lecz nikt z naszej trójki nie przejawiał nadzwyczajnych talentów muzycznych, czy może raczej chęci do ich odkrycia. Wstałem więc zaciekawiony, gdyż nie wykluczałem możliwości, że to sam Operator. Takie rzeczy nie zdarzały się często, a warte były uwagi. Docierając do szczytu schodów, melodia docierała do mnie wyraźniej i zaczynałem ją poznawać. Chyba była to My Immortal. Dotarłem do salonu i zdziwiłem się porządnie. Przy fortepianie siedziała Carrie. Zauważyłem także Patkę, przyglądającą się jej z kanapy, lecz nie byłem pewny, czy dziewczyna w ogóle zdaje sobie sprawę ze swojej publiczności. Zakończyła piosenkę po chwili, co Patka skomentowała oklaskami. Dziewczyna odwróciła się nieco zdziwiona i uśmiechnęła się lekko

- Nie myślałam, że tyle osób tego słucha - mówiąc to, spuściła wzrok

- Nie myślałem, że umiesz grać na fortepianie - uśmiechnąłem się lekko

- Właściwie niewiele umiem... Swego czasu w moim domu mieliśmy podobny sprzęt, ale ojczym go sprzedał... Na tym skończyła się moja edukacja muzyczna. A tego nauczyła mnie mama - opowiedziała. Pokiwałem głową. Niesamowite, ile ciekawych rzeczy można się dowiadywać, nawet po tak, zdawałoby się, długim czasie znajomości. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro