59.
PoV Carrie
Siedziałam w kuchni, popijając kawę i czytając książkę, kiedy nagle do pomieszczenia wpadła Patka. Podniosłam wzrok i spojrzałam na nią. Na twarzy miała wymalowany szeroki uśmiech. Uniosłam jedną brew w geście zdziwienia
- Udało się! - krzyknęła podniecona. Tym stwierdzeniem zdziwiła mnie jeszcze bardziej
- Co się udało? - zapytałam. Dziewczyna chwyciła mnie za nadgarstek i pobiegła w stronę drzwi. Nie opierałam się. Na dworze, jak się okazało, byli także Brian, Tim, Kagekao i Splendorman. Patka puściła moją rękę i rozpostarła skrzydła. Przyglądałam się jej poczynaniom, gotowa w każdej chwili odskoczyć, gdyby miały zacząć okładać wszystko wokół. To się jednak nie stało. Patrzyłam z otwartymi ustami jak Patka zaczyna lecieć. Wirowała wśród chmur, wznosiła się na wysokości tak duże, że wyglądała jak malutka czarna plamka. Podziwiałam ją calutki czas. Zdziwienie jednak zaczęło ustępować miejsca radości. Nareszcie się udało! Po tak długim czasie. W pewnym momencie Patka poszybowała w naszą stronę. Splendorman cieszył się jak dziecko, obserwując wyczyny dziewczyny. Pomyślałam, że można by zawołać Sally. Nie zdążyłam jednak wcielić swej myśli w życie, kiedy Patka zniknęła mi z pola widzenia. Patrzyłam w niebo szukając jej wzrokiem, kiedy nagle ktoś złapał mnie za ręce i uniósł w górę. Pisnęłam przestraszona niespodziewanym atakiem, lecz potem w napastniku rozpoznałam Patkę
- Jesteś szalona! - zaśmiałam się
- No nie mów mi, że nie lubisz latać... - boczyła się Patka z uśmiechem
- Ja uwielbiam. A co z twoim lękiem wysokości? - spytałam, chichocząc
- Jakim lę... O nie... - wyraz twarzy Patki zmienił się drastycznie - Żartowałam! - dodała jednak po chwili, widząc zmartwienie na mej twarzy - Póki co jestem zbyt wesoła, żeby o tym myśleć. Jedyne, co mi przeszkadza, to temperatura. Zimno... - zaśmiała się dziewczyna. Pokręciłam głową i spojrzałam w dół. Oszołomienie odebrało mi zdolność mowy, więc po prostu wpatrywałam się zafascynowana w dół i rozkoszowałam się lekkością w powietrzu. Obraz na dole zaczynał zlewać się w jedną, zielono-brązową plamę. Po dłuższej chwili Patka zaczęła obniżać lot. Byłam tak zafascynowana, że nie do końca to do mnie dotarło. Dopiero jej słowa przerwały mój stan zadumy
- Czyli lot dla największego niedowiarka zaliczony - zadrwiła dziewczyna
- Ja ci dam niedowiarka! Nadzieja to moje drugie imię! - zaśmiałam się
- A myślałam, że moje... - odcięła Patka z uśmiechem
- Będziesz kiedyś złocistego murzynka chciała upiec... Przysięgam, że dodam ananasa! - zaśmiałam się
- Nie zrobisz tego - dziewczyna udała przerażoną - Nie zbezcześcisz tego ciasta! - grała oburzenie i po chwili obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Patka postawiła mnie na ziemi i podleciała do Sally, która jakby czytając moje myśli wyszła na zewnątrz. Nogi miałam jak z waty. Byłam jednak strasznie radosna. Ten lot był lepszy, niż jakakolwiek kolejka górska w dowolnym parku rozrywki na całym świecie. Po chwili podszedł do mnie Brian razem z Timem
- Jak było? - zapytał drugi z chłopaków. Uśmiechnęłam się szeroko
- Genialnie! Jakbyście mieli okazję, to nie wycofajcie się! Lepsze niż jakikolwiek rollercoaster! - zachichotałam, zdając sobie sprawę, że zachowuję się, jakbym była lekko pijana. Pozostała dwójka także się zaśmiała. Spojrzeliśmy w niebo. Teraz podniebną podróż odbywała Sally. Śmiech dziewczynki było słychać aż tutaj
- Teraz tylko ciekawi mnie, kiedy się zmęczy - powiedział po chwili Tim
- Zakładam, że nieprędko. Euforia dodaje skrzydeł. W jej przypadku to nawet dosłownie - uśmiechnął się Brian. Pokiwałam głową, siadając na ziemi. Władza w nogach dopiero zaczęła wracać, więc wolałam nie ryzykować gorszego spotkania z murawą. W niemym podziwie obserwowałam dalszy lot Patki.
PoV Toby
Siedziałem na dworze, podobnie jak większa część akuratnie przebywających w rezydencji. Oprócz popisów Patki, wielu spędzało tam czas po prostu przez ładną pogodę. Każdemu w końcu przyda się czasem trochę odpoczynku. A jako, że ogród posiadaliśmy dosyć imponujący, nikt nie musiał siedzieć w grupie. Jeśli ktoś preferował samotność, mógł sobie na nią pozwolić, siadając w zaciszu drzewa. Z kolei dla osób wolących integrację także było miejsce, choćby na werandzie. Siedziałem tam wraz z kilkoma innymi osobami, dyskutując na bardzo różne tematy. W pewnym momencie wpadłem na, jak dla mnie, genialny pomysł. Pomachałem do Patki, aby przyleciała na chwilę. Dziewczyna dojrzała mą prośbę, więc zaraz potem stała dosłownie obok mnie
- Słucham? - zapytała, przeciągając się
- Wpadłem na taki... dość ciekawy pomysł - powiedziałem. Dziewczyna zachęciła mnie do rozwinięcia myśli kiwnięciem głowy - Carrie niby jedna z szybszych, ta? - dziewczyna skinęła głową - Wobec tego zróbcie sobie wyścig! To by ciekawie wyglądało - wyszczerzyłem się. Dwie przyjaciółki w rywalizacji... Może być ciekawie. Patka się zamyśliła
- Ty, to całkiem spoko pomysł! - podchwyciła - Mogę się ścigać z każdym, kto sobie tego tylko zażyczy! Ale na początek czarny kapturek - zaśmiała się dziewczyna i już wiedziałem, że mój pomysł był dobry. Patka poszła załatwić sobie konkurencje, za to ja, jako lojalny przyjaciel obu dziewczyn, poczułem się w obowiązku przeprowadzenia zakładów, która z nich wygra. Co prawda nie wszyscy brali w nich udział, ale było ciekawie. Wreszcie wszystko zostało ustalone i dziewczyny stanęły na umówionej linii startu. Trasa miała liczyć pięć okrążeń wokół rezydencji. Spora część przebywających tam osób zaczęła obserwować ich poczynania. Nawet sam Operator, który akuratnie podlewał kwiaty (lubił zajmować się ogrodem wolnych chwilach) przystanął na chwilę, przyglądając się im. Zero dała im znak i obie pognały. Uśmiechnąłem się na ten widok. Przez pierwszy trzy i pół okrążenia Carrie prowadziła. Trzepot skrzydeł odbijał się echem od ścian rezydencji, kiedy Patka próbowała ją dogonić. Zniknęły za zakrętem, kończąc czwarte okrążenie. Wszyscy spodziewali się, że potem z drugiej strony wyłoni się Carrie, rozpoczynając finałowe okrążenia. Tak się jednak nie stało. W ostatniej rundzie Patka wysunęła się na przód i wygrała całość, przewagą może trzech, może czterech metrów. Carrie zaczęła słaniać się na nogach, natomiast Patka stanęła z uśmiechem. Podała jej rękę na zakończenie wyścigu i uśmiechnęła się
- Oszukista... - zażartowała Carrie, łapiąc oddech, uścisnąwszy dziewczynie rękę
- Kto następny? - zapytała wesoło Patka, jakby nie zważając na słowa Carrie. Ta tylko się zaśmiała i poszła usiąść pod drzewem. A mi nie pozostało nic innego, jak rozstrzygnąć wcześniejsze zakłady.
xxx
Przyznać trzeba, że dawno mnie nie było... Przepraszam, cóż więcej mówić. Dziś wstawiam jeden rozdział, ale zamierzam zabrać się za pisanie... Jak mi wyjdzie, nie wiem, ale jeśli mi się to uda, może zrobię mały maraton, żeby wynagrodzić Wam jakoś długą nieobecność. Kto byłby zainteresowany takim pomysłem, jeśli udałoby mi się napisać jeszcze kilka rozdziałów? :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro