51.
PoV Carrie
Brian wziął Patkę na ręce i pobiegliśmy przez las. Targały mną mieszane uczucia. Cieszyłam się, że żyje, że wróci z nami do domu. Ale także się martwiłam. Co miały znaczyć te skrzydła? Co oni jej zrobili? Nie zastanawiałam się jednak nad tym, ani niczym innym, koncentrując się na biegu. Musimy bezpiecznie wrócić. Porażka nie wchodzi w grę. Usłyszeliśmy za nami kroki. Obróciłam głowę i zaklęłam pod nosem. Biegła za nami jakaś dwójka ludzi. Brian jako jedyny miał pistolet, a w rękach trzymał Patkę, więc zdjęcie ich z broni palnej nie wchodziło w grę. Musieliśmy uciekać, lub czekać na konfrontację. W pewnym momencie mignęło za nimi coś czarno białego
- Ja się nimi zajmę! - krzyknął Kagekao, rozbijając jednemu z nich głowę kijem. Pobiegliśmy dalej. Rozglądałam się cały czas uważnie, czy w okolicy nie kręci się ktoś niepożądany. Wreszcie dotarliśmy do samochodu. Tim wskoczył na miejsce kierowcy, obok niego Toby. Ja, Brian i Patka zajęliśmy miejsca z tyłu. Chłopak trzymał ją mocno. Widziałam, jak walczy w sobie. Oczy miał cały czas wlepione w nią, momentami dostrzegałam w nich przebłyski łez. Potem przeniosłam wzrok na dziewczynę i boleśnie przekonałam się, jak bardzo rozumiem jego strach. Patka może i nie miała dużych ran otwartych. Była natomiast blada niczym kreda, pod oczami miała przerażające sińce. W wielu miejscach miała także sporo świeższych i starszych zadrapań. Takie zestawienie niebezpiecznie kojarzyło mi się z trupem, choć widziałam, że oddycha. Niegdyś jej włosy sięgały do łopatek, teraz została ich może jedna czwarta. Zwisały smętnie do połowy szyi. Ubrania także wisiały na dziewczynie jak na wieszaku. Taki obraz nędzy, na tak bliskiej mi osobie, wyciskał łzy lepiej od krojonej cebuli.
Tim jechał bardzo szybko. Sprawnie wymijał jakiekolwiek przeszkody, wchodząc w momentami szalone zakręty. Drzewa wokół wydawały rozstępować się przed samochodem. Wreszcie po nieskończenie dłużących się minutach dotarliśmy. Wypruliśmy z samochodu i popędziliśmy do mini szpitalika Ann. I na tym niestety skończył się wkład w naszą misję. Zostaliśmy wyproszeni, aby nie przeszkadzać.
PoV Tim
Emocje opadły. Ale tylko odrobinę. Po kolei do rezydencji schodzili się wszyscy biorący udział. Na szczęście nikt nie poniósł zbyt dużych uszczerbków.
Siedziałem w pokoju czytając książkę. Trudno było mi się skupić, słowa niejednokrotnie umykały mi, przez co jedno zdanie mogłem czytać nawet pięć razy. Mimo to wolałem jednak taką formę odstresowania się. Nawet, jeśli non stop się rozpraszałem, świat książki wydawał mi się o wiele przyjaźniejszy od mojego. Toby słuchał muzyki na łóżku, Brian siedział, gapiąc się w ścianę, a Carrie siedziała przy stole, patrząc w nieokreślony punkt. O stanie Patki, póki co, nie było żadnych wieści. Rozumiałem, że potrzeba czasu, że wielu rzeczy nie da się załatwić ot tak, pstryknięciem palca, ale denerwowałem się okropnie. Z resztą, kto tego nie robił? W pewnym momencie usłyszałem pukanie. Do pokoju wszedł Operator. Momentalnie uwaga wszystkich skupiła się na nim
- Żyje? - spytała cicho Carrie
- Owszem, jest już bezpieczna. Ale jej stan jest ciężki. Nie miała widocznych obrażeń, ale wykończyli ją od środka. Ann ustala teraz to wszystko. Niestety konieczne było wprowadzenie jej w stan śpiączki. Teraz tylko od niej zależy ile potrwa regeneracja, oraz kiedy się obudzi. Plus tego jest taki, że będzie bezpieczniejsza. A rokowania są dobre - odparł Operator. Odetchnąłem z ulgą. Musi być dobrze. Popatrzyłem po pozostałych Toby wyraźnie się rozchmurzył, Brian zamyślił, a Carrie wbiła wzrok w podłogę
- Dziękujemy - odparłem
- Jutro będziecie mogli ją odwiedzić. Krótkie wizyty mogą przyspieszyć jej rekonwalescencję. Bądźcie dobrej myśli - rzekł. Uśmiechnąłem się wdzięcznie
- Naprawdę dziękujemy, Operatorze - odezwał się Brian
- Nie macie za co. To wam udało się ją odbić. Ze swojej strony obiecuję zrobić wszystko, co w mej mocy, aby pomóc jej wrócić do sił - powiedział, po czym wyszedł. Odetchnąłem. Teraz musi być dobrze. Miałem nadzieję, że Brian i Carrie także w to wierzą. Chyba trochę się pomyliłem. Carrie wyszła z pokoju, a Brian usiadł na swoim łóżku. Przewiesiłem głowę za krawędź moje łóżka i spojrzałem na niego
- Co ty taki smutny nadal? Słyszałeś, rokowania są dobre - zacząłem
- To nie musi o niczym świadczyć. Czasami złe rokowania kończą się dobrze, a sam ją widziałeś. Kiedy ją trzymałem na rękach... Ona zdawała się dosłownie przez nie przelewać, jakby miała zniknąć. Jeszcze te skrzydła. Ja naprawdę chcę wierzyć, że będzie dobrze, ale po prostu nie umiem... - chłopak spuścił głowę. Upewniłem się, że Toby naprawdę głośno słucha muzyki i nie usłyszy nas, po czym wróciłem do rozmowy
- Powiedz mi, ale tak szczerze. Ty coś do niej czujesz, prawda? - spytałem
- No... Nie oszukam cię. Chyba sam to widzisz - mruknął zakłopotany
- Rozumiem - pokiwałem głową
- Ona... Ona mi po prostu zaimponowała. Tą swoją siłą i optymizmem. Jeszcze za czasów, jak nie znała naszej prawdziwej tożsamości. Nie... nie umiem tego tak dokładnie opisać - powiedział cicho, spuszczając wzrok
- Nie zamartwiaj się na zapas. Na pewno w końcu będzie dobrze. Szczęścia wam życzę! - wyszczerzyłem się. Brian zaśmiał się cicho
- Dzięki, bracie. Dzięki, że jesteś.
PoV Patrice
Od kiedy odpłynęłam, nie czułam nic. Nie czułam swojego ciała. Razem z tym odpłynął także ból, co w sumie było raczej plusem sytuacji. Otaczała mnie ciemność. Z każdej strony. Nie słyszałam żadnych dźwięków, ani nie czułam żadnych zapachów. Właściwie nic do mnie nie docierało. Myślenie, nie mówiąc już o koncentracji nad jego celem było nie lada wyzwaniem. Ilekroć próbowałam się na czymś skupić, myśl uporczywie mi umykała. Bałam się, że jeśli oddam się tej pustce, stanę się jej częścią i zniknę. Zaczęłam odtwarzać najświeższe wspomnienia. Nie potrzebowało to tyle skupienia, a dawało mi jakiś punkt zaczepienia, żeby nie zatracić się w tej nicości. Niestety były one przepełnione łzami, więc mimo, że fizyczny mnie opuścił, ból psychiczny zastąpił jego miejsce. Niestety nie mogłam się wyzbyć tych obrazów. Były jednocześnie moją trucizną i antidotum. Moim przekleństwem i zbawieniem. Były jedynym, co mi w tamtym momencie zostało.
xxx
Ostrzegam wszystkich lojalnie... Love Story z tego raczej nie będzie, ale wątki miłości będą się pojawiać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro