5.
PoV Patrice
Wchodząc do domu byłam wykończona. Mile spędzony czas z Carrie wyciągnął ze mnie wszystko. Dlatego też rozebrałam się z kurtki, butów i czapki i ruszyłam do pokoju. Wygrzebałam moją czerwono - żółtą piżamę i skierowałam me kroki do łazienki. Po szybkim prysznicu, ubrałam się i ruszyłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao. Zamyśliłam się na chwilę. Potem jednak poszłam do mojego pokoju, a z regału chwyciłam książkę o nazwie "Felix, Net i Nika oraz Trzecia Kuzynka". Była może w jednej czwartej książki, a pochłonęła mnie zupełnie. Rozwaliłam się na moim łóżku i zaczęłam czytać, pociągając od czasu do czasu kakao. Czas płynął wolno. Odpowiadało mi to. Rozkoszowałam się ciepłem napoju i łóżka, oraz ciszą. Takie momenty czasami się przydają. Kiedy zegar wybił dwudziestą drugą, z lekkim oporem, postanowiłam się położyć. Bo w końcu jutro szykowała się długa noc. Odłożyłam książkę i kubek na biurko, zgasiłam światło i włączyłam cicho muzykę. Wsunęłam się pod lekko rozgrzaną kołdrę i przymknęłam oczy. Warunki idealne, a jednak coś nie pozwalało mi zasnąć. Nie miałam pojęcia, o co może chodzić. Otworzyłam oczy. Przez chwilę wydawało mi się, że w kącie pokoju widzę parę czerwonych ślepi i usta ułożone w podkówkę. Lecz wystarczyło mrugnięcie, a owej miny już nie było. Pomyślałam, że to z braku snu. Spróbowałam ponownie zagłębić się w krainę Morfeusza. Tym razem przyjął mnie z otwartymi ramionami.
PoV Carrie
Po powrocie do domu nie działo się nic ciekawego. Trafiłam idealnie w moment, bo mój ojczym spał. Mama pochłonięta była pisaniem książki. Rzuciłam jej ciche "hej" i skierowałam się do pokoju. Okno było uchylone, więc panował tam przyjemny chłód. Wzięłam moją niebieską piżamę i poszłam do łazienki. Po chwili siedziałam już w łóżku. Byłam strasznie śpiąca, więc zaśnięcie nie przyniosło mi wielkich problemów. Rano znów obudziłam się wcześnie. Była dopiero za dziesięć szósta. Wiedziałam, że raczej teraz nie zasnę, jednak postanowiłam nie wychodzić tymczasowo z łóżka. Na dworze panowała szarówka. Słońce dopiero rozpoczynało swój bieg po nieboskłonie, choć i tak dziś pełno było chmur. Wieczorem zapewne znów będzie padać śnieg. Mimo to może jednak uda mi się wyciągnąć Patkę na spacer? Oby. Po leżeniu przez jeszcze jakieś dwadzieścia minut, postanowiłam się jednak ubrać. Podeszłam do mojej szafy. Nie była duża, ale jej zawartość mi wystarczała. Chwyciłam błękitny sweterek i czarne leginsy. Potem uczesałam moje długie włosy. Było to troszkę trudne zadanie, w szczególności, że sięgały mi niemal do części, w której plecy tracą swą szlachetną nazwę, dodatkowo będąc strasznie gęste. Zeszłam po cichu na dół. Usłyszałam już krzątającą się mamę
- Dzień dobry - powiedziałam wchodząc do kuchni
- Dzień dobry. Już nie śpisz? Przecież dziś sobota... - zdziwiła się moja mama. Uśmiechnęłam się
- Tak jakoś... Pomóc coś? - zmieniłam temat
- Raczej nie. Masz może ochotę na jajecznicę? - spytała
- Poproszę - zgodziłam się. Mama zaczęła smażyć jajka, więc ja postanowiłam wziąć chleb. Ukroiłam kilka kromek, które postawiłam na stole. Wzięłam też czajnik i nastawiłam wody. W jednym z moją mamą zgadzałyśmy się zawsze w stu procentach. Kawa to napój bogów. Dlatego też nawet nie pytałam, co wybierze, a wyciągnęłam dwa kubki i nasypałam do nich kawy. Po chwili śniadanie było gotowe. Zasiadłyśmy rozmawiając o głupotach. Lubiłam takie poranki. Jednak najczęściej psuł je ojczym. Na szczęście tym razem spał jak zabity, co zapewne utrzyma się do popołudnia. Nie myślałam jednak nad tym i cieszyłam się chwilą. Po skończonym posiłku poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam w nim trochę ogarnąć. Nie miałam może jakiegoś wielkiego bałaganu, ale wypadało jednak powycierać kurze, czy podlać kwiaty. Wzięłam się za pracę cicho śpiewając, a czas mijał jak szalony.
PoV Patrice
Wstałam niemal o dwunastej. Dzieliły mnie może minuty. Akuratnie siedziałam w kuchni niemrawo żując płatki. Z jednej skrajności przechyliłam się w drugą, więc nadmiar snu przyćmił mój umysł. Odstawiłam miskę do zmywarki. Postanowiłam pobiegać, może to mnie trochę rozbudzi. To trzeba przyznać, jestem nieźle wyćwiczona. Należę do klubu sportowego, gdzie z resztą jestem kapitanem. Na czas zimy działalność jest najmniejsza, ale nie zerowa. Niestety musiałam czekać następnego miesiąca, żeby iść na trening. Zbliżały się ferie, miały być wyjazdy, więc póki co, tutaj będzie spokój. Jak już było powiedziane, moja klasa też miała mieć wyjazd. Dzięki moim rodzicom. Sponsorowali oni wiele rzeczy w mojej szkole. Z tego, co kojarzyłam, mieliśmy jechać na tydzień w góry. Mi tam to pasowało. Ci nowi też mieli jechać. Nie powiem, jestem do nich raczej neutralnie z przechyleniem na wrogo, nastawiona, ale czas pokaże. Może się mylę. Choć szczerze mówiąc, nawet wolę się mylić. Mamy już dostatecznie dużo debili w klasie. Z zamyślenia wyrwała mnie kolka. Zorientowałam się, że robię już jakieś jedenaste okrążenie domu. Uznałam, że jestem dostatecznie rozbudzona i skierowałam się do domu. Wypadałoby trochę przygotować się przed przyjściem Carrie. Uprzątnęłam pokój i przyniosłam głośniki. Ekran był już w moim pokoju, więc pozostało jedynie wybrać film i pełnia szczęścia osiągnięta. Rozejrzałam się. Co jeszcze jest do zrobienia? Pościel przyniesiona, kanapa rozłożona. Trzeba też przyznać, że mój pokój miał niezłe wyposażenie. Oprócz łóżka, biurka, laptopa, telewizora, stołu, trzech krzeseł, pufy, szafki nocnej, szafy i półek, była też kanapa, balkon i konsola do gier. Zerknęłam na zegarek. Była czternasta dwadzieścia siedem. Do przyjścia Carrie została mi godzina "z hakiem". Postanowiłam przebiec się do sklepu po jakieś przekąski. Najbliższy z wymienionych znajdował się dwie ulice dalej, więc sama droga zajmowała może z pięć minut. Weszłam do ciepłego wnętrza. Skierowałam się do regału ze słodyczami. Mój wybór padł na chipsy i jakieś żelki. Reszta jest w domu. Zapłaciłam i wyszłam. Chwilę potem byłam już w domu. Poprawiając ostatnie niedociągnięcia usłyszałam dzwonek. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi Carrie. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie
- Powitać! - zażartowała. Wpuściłam ją. Ta zdjęła buty i okrycie wierzchnie i ruszyłyśmy do mojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro