47.
PoV Patrice
Po jakiejś godzinie muzyka wreszcie ustała. Cieszyłam się, bo miałam jej serdecznie dosyć. Cisza, jaka wówczas zapanowała, była taka przyjemna, że przymknęłam oczy. Nie zorientowałam się, a przysnęłam. Rozkoszowałam się każdą sekundą nieświadomego oderwania od mojej smutnej rzeczywistości. Uciekłam gdzieś daleko od tego miejsca, tam, gdzie wszystko było lepsze. Ale byłoby za pięknie. Nagłe ukłucie rozbudziło mnie zupełnie. Rozejrzałam się panicznie. Leżałam na jakimś stole, przykuta do niego tak, że nie mogłam się ruszać. Mimo to zaczęłam się wiercić. Zapaliła się jakaś lampa nade mną. Była tak jasna, że musiałam przymknąć oczy. Mrugałam szaleńczo, chcąc zobaczyć, co dzieje się wokół. Pochylało się nade mną kilkoro ludzi w maskach chirurgicznych
- Postradaliście umysł?! Co wy wyprawiacie?! - darłam się, cały czas szamocząc. Odpowiedziało mi oczywiście ich milczenie - Macie mnie natychmiast wypuścić! Wiecie, kim ja jestem?! - przerwał mi jeden z nich, wbijając strzykawkę z jakimś płynem. Nagle wszystko zwolniło. Czemu ja walczę? Przecież mogłabym po prostu się zdrzemnąć. I tak zrobią, co będą chcieli. Przymknęłam oczy. Poczułam, że zapięcia puszczają. Przewrócili mnie na brzuch, ponownie zakuwając. Patrzyłam tępo w bok. Co oni chcą zrobić? Nagle poczułam palący ból na plecach. Jakby płonęły żywym ogniem. Chciałam krzyczeć i wiercić się, ale z mych ust wydał się jedynie cichy jęk. Nie byłam w stanie poruszyć nawet palcem. Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. To tak bardzo bolało. Utrata przytomności byłaby teraz największym cudem. Gdybym mogła uciec od tego bólu, gdzieś, w najdalszy zakątek mego umysłu. Nie śmię nawet marzyć o takiej łasce. Nadal nie wiedziałam co robią, ale z każdą sekundą ból narastał. Kiedy sięgał już niemal kresu mojej wytrzymałości, wszystko ustało. Zostawili mnie. Ból zelżał. Poczułam się taka wykończona. Obraz ciemniał. Słyszałam echa ich rozmów, ale nie docierała do mnie ich treść. Przysięgam, jeśli dane mi będzie wyjść z tego cało, zemszczę się. Zemszczę się okrutnie. Jednak na chwilę obecną zaczynałam tracić świadomość. Świat zawirował i zniknął. Nie czułam już nic.
PoV Carrie
Czułam, że stało się coś złego. Kończyłam powoli obchód i ni stąd, ni zowąd nawiedziło mnie dziwne przeczucie. Byłam powiązana z Patką przyjacielską więzią, tak silną, że niemal rozumiałam ją bez słów. Dlatego przeraziłam się, bo intuicja podpowiedziała mi, że stało się coś bardzo niedobrego. Momentalnie przystanęłam. Serce zabiło mi mocniej. Nie mam pojęcia, co się stało, nie mam nawet pewności, że w ogóle się stało, ale przeraziłam się. Było chwilę przed szóstą, więc puściłam się biegiem w stronę rezydencji. Niestety, kilka nieprzespanych nocy z rzędu i wysiłek dały o sobie znać. Musiałam oprzeć się o drzewo, bo przed oczami zaczęły latać mi mroczki. Odetchnęłam kilka razy głęboko i znów, lecz nieco wolniej, pobiegłam. Musiałam dowiedzieć się od Operatora, czy ma jakiś ślad, jakieś informacje. Teoretycznie moje przeczucia nie muszą nic znaczyć, ale wolę zrobić cokolwiek, niż potem żałować, że tego nie zrobiłam. Dotarłam na ganek rezydencji. Z impetem otworzyłam drzwi, starając się je zamknąć nieco ciszej, maskę rzuciłam w bok i pobiegłam na górę. Niestety na drugim piętrze musiałam znowu przystanąć, bo ponownie świat lekko się zamazał. Po chwili przesadziłam schody na ostatnie, nasze piętro i ruszyłam w stronę hebanowych drzwi na końcu korytarza. Jednak kiedy przechodziłam obok naszego pokoju, otworzyły się drzwi i wychylił się Tim
- Coś się stało? Słyszałem gwałtowne otwieranie drzwi, a ty wyglądasz, jakbyś co najmniej ducha zobaczyła - spytał
- Mam złe przeczucia... Bardzo złe przeczucia... - powiedziałam cicho. Chłopak chwilę na mnie patrzył
- Wszystko w porządku? Jesteś bardzo blada - zapytał. Chciałam mu odpowiedzieć, kiedy świat zaczęła zachodzić mgła. Nic więcej nie pamiętam.
PoV Tim
Carrie osunęła się na podłogę. Złapałem ją chwilę, przed upadkiem. Wiedziałem, że była wykończona, ale nie, że aż tak. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku, przykrywając kołdrą. Zmartwiły mnie jednak jej słowa. Jakie złe przeczucia? Znałem te dziewczyny już na tyle, żeby wiedzieć, że jeśli jednej coś się dzieje, druga od razu to poczuje. Ubrałem się i wyszedłem na korytarz. Zakładam, że Carrie chciała zrobić właśnie to. Zapukałem do drzwi
- Proszę - odezwał się głos Operatora w mojej głowie. Przestąpiłem próg i zamknąłem drzwi. Zastałem go nad górą książek, mapą, jakimiś pergaminami i stosem papierów. Te ostatnie właśnie studiował, ale kiedy wszedłem, spojrzał na mnie
- Coś się stało? - spytał wyraźnie zmęczonym głosem. Zgaduję, że nie odpoczywał kilka dni z rzędu. Stanąłem przed nim
- Carrie wróciła z obchodu mówiąc, że ma jakieś bardzo złe przeczucia. Niestety nie wiem nic więcej, bo straciła przytomność. Pomyślałem, że warto będzie to powiedzieć, bo zdążyłem się przekonać, jak mocna jest ich więź - wyrzuciłem z siebie niemal na jednym wydechu. Operator chwilę nad czymś myślał
- Mam już pewien zarys planu. To kwestia kilku dni, kiedy dopracuję wszystkie szczegóły. Widzę, że będę się musiał jednak pospieszyć. A co się stało Carrie? - zapytał po chwili
- Była wykończona. Zapewne niedługo wróci do sił - odparłem. Operator pokiwał głową
- No dobrze. Na czas bliżej nieokreślony proszę was o nie opuszczanie rezydencji. Plan trzeba będzie wykonać od razu po dopracowaniu. Gdyby coś się stało, proszę zgłaszajcie to do mnie - odparł. Podziękowałem, skłoniłem głowę i wyszedłem. Wypuściłem powietrze z płuc. Najgorszy moment każdej misji. Czekanie na rozkazy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro