44.
PoV Toby
Siedziałem sobie najspokojniej w świecie w kuchni i piłem sok jabłkowy, kiedy w pewnym momencie jak burza wpadli Tim i Carrie.
- Toby, Operator w gabinecie? - spytał gorączkowo Tim
- No tak. A co? - spytałem. Nie podobało mi się ich zachowanie. Coś musiało się stać
- Nie ma czasu, chcesz to chodź z nami - powiedziała Carrie i pobiegła na górę. Za nią popędził Tim, a potem i ja. Dotarliśmy do gabinetu, a Tim zapukał. Weszliśmy
- Operatorze, wydarzyło się chyba coś złego - powiedział bez ogórdek Tim
- Słucham - odparł Operator
- Brian i Patka poszli na zakupy... Nie wracają już prawie pięć godzin. Poszliśmy sprawdzić. W miejscu niedaleko wejścia do lasu znaleźliśmy porozrzucane torby z zakupami i plamę krwi - dokończyła Carrie. Operator poderwał się z fotela
- Rzeczywiście, nie wróży to dobrze. Pozwólcie mi działać - odparł, a my wyszliśmy. Carrie uderzyła pięścią w ścianę
- Co mogło się stać?! - spytała łamiącym się głosem. Tim ukrył twarz w dłoniach
- Nie mam pojęcia... - mruknął. Poszliśmy do pokoju. Zapanowała niezręczna cisza. Była ona tak mocno odczuwalna, że niemal namacalna. Otulała każdego. Myślałem intensywnie. Wiedziałem, że ostatnio było spokojnie. Aż za spokojnie. Ale co tam się mogło wydarzyć?! Niemożliwe, by zwykłe żule, czy menele, ba! nawet dorośli mężczyźni bez przeszkolenia dali im radę. Niekoniecznie w walce, przecież Brian i Patka nie narzekają na kondycję. Widziałem jedną możliwość. WS. Ale jakim cudem? Jak niby mieli ich znaleźć? Co prawda mogliby ich śledzić od czasu wejścia do sklepu, bo Carrie mówiła, że to miało miejsce gdzieś przy początku lasu. Na pewno nie dostaliby się do rezydencji, przez zabezpieczenia i z pewnością doskonale o tym wiedzieli. Więc jaki sens miało to porwanie? Co chcieli przez to osiągnąć? Nie wiem. Nie wiem także, czy poznam odpowiedzi.
PoV Brian
Zacząłem się budzić. Ramię nadal paliło mnie niemiłosiernie, ale nie byłem w tej dziurze z lasu. Leżałem na jakimś miękkim łóżku, przykryty kocem. Otworzyłem oczy. Lekko uniosłem głowę. Pokój, w którym się znajdowałem nie był duży. Wystrojem przypominał dawne zamki. Był tylko znacznie mroczniejszy. Na myśl przychodziło mi zatem jedno miejsce. Pałac Zalgo. Ale co miałbym tu robić? Po chwili drzwi otworzyły się i wszedł przez nie pomocnik Zalgo, Bill*. Wysoki, chudy chłopak, lubujący się w ubieraniu pasiastych koszulek. Miał długie, czarne włosy, związane w kucyk z tyłu głowy.
- O, widzę że wstałeś - powiedział niskim głosem
- Tak... Co ja tu robię? - spytałem. Niby słabo, ale jednak znałem go na tyle, by wiedzieć, że raczej nie jest wrogo nastawiony. Jak zresztą Zalgo do Operatora
- Znaleźliśmy cię rannego w lesie i postanowiliśmy pomóc - odparł chłopak. Pokiwałem głową
- Dziękuję. A nie było tam gdzieś dziewczyny? - spytałem z nadzieją
- Jakiej? Widziałem tylko ciebie, ale opisz mi ją, może Szef będzie wiedział - odparł chłopak, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho
- Średniej długości, brązowe włosy, czekoladowe oczy, dosyć wysoka, była w żółtej sukience... - przypominałem sobie wszystkie szczegóły. Chłopak chwilę myślał
- Niestety. Widziałem tylko ciebie - odparł. Pokiwałem głową i opadłem na poduszki
- Nie martw się. Szef miał się kontaktować ze Slendermanem, zapewne niedługo po ciebie przyjdzie - powiedział Bill. Pokiwałem głową
- Dzięki - zdobyłem się na blady uśmiech. Bill opuścił pokój.
Jak mogłem? Jak mogłem na to pozwolić? Jak mogłem pozwolić ją złapać? Ja powinienem być na jej miejscu. Wyrzuty sumienia zaatakowały mnie zewsząd. Winny. Zdrajca. Przecież chciałem ją chronić... Ale nie udało się! Intencje to nie wszystko. Gdybym tylko bardziej się postarał, gdybym szybciej zareagował... W pewnym momencie poczułem się taki pusty... Czegoś ewidentnie mi brakowało. A ja domyślałem się, kogo. Fuknąłem sfrustrowany, po czym zapatrzyłem się w sufit. Witaj, mój nowy przyjacielu.
PoV Carrie
Chodziłam zdenerwowana po całym pokoju. Jak na razie żadnych wieści. Dobijała mnie ta niewiedza. Tim siedział na łóżku, gapiąc się w okno, a Toby'ego nie było w pokoju. Nie wytrzymywałam tej niewiedzy. Szalenie się bałam. W pewnym momencie drzwi otwarły się z hukiem, wyrywając mnie z zamyślenia. Ujrzałam w nich brązową czuprynę Toby'ego
- Mamy Briana! - krzyknął podniecony. Momentalnie pognaliśmy za nim do gabinetu Operatora. Toby poprowadził nas do części, w której znajdował się chłopak. Ulżyło mi, widząc, że żyje, ale przeraził mnie bandaż na jego ramieniu. I dlaczego nie ma z nim Patki?
- Brian - szepnął Tim i przytulił brata. Widać było, że mu ulżyło
- Spokojnie, wszystko w porządku, przynajmniej ze mną - odpowiedział chłopak. Tim wrócił na wcześniejsze miejsce, a do pomieszczenia wszedł Operator
- Niestety, mam złe wieści. Bill znalazł Briana, ale Zack dokonał innego odkrycia. Patrice została zabrana przez WS-owców. Nie wiem, gdzie dokładnie. Oczywiście zamierzam się dowiedzieć - rzekł Operator. Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Jak to "zabrana"?! Nie może być! Opuściliśmy pomieszczenie, by dać Operatorowi możliwości do działania. Brian usiadł na łóżku, a obok niego Tim. Ja z Tobym zajęliśmy drugie łóżko obok
- Opowiedz nam... - poprosił Toby. Brian pokiwał głową
- Wracaliśmy ze sklepu... Na wejściu do lasu poczuliśmy się dziwnie... Nie ignorowaliśmy tego, ale zanim zidentyfikowaliśmy zagrożenie, było już za późno. Nie wiem, co się z nią stało... Jedyne, przed czym udało mi się ją uchronić, to kula... - spuścił głowę. Wiedziałam, co czuje. Czułam to samo. Strach o jej życie. To moja najlepsza przyjaciółka, właściwie niemal siostra! Z całej siły próbowałam powstrzymać łzy, ale nie udało mi się. Po moich policzkach płynęły po chwili kropelki krwi. Siedzący najbliżej mnie Toby, przytulił mnie. Nawet ten przyjacielski gest nie poprawił mi humoru
- Znajdziemy ją... - obiecał Tim - Cokolwiek nie trzeba będzie zrobić, zrobimy to. Nie poddamy się. Nie trać nadziei... - to ostatnie skierował bardziej do mnie. Chciałam mu wierzyć. Tak bardzo chciałam. Ale strach był silniejszy. Nadzieja ukryła się w jego cieniu. Chcę myśleć, że będzie dobrze. Ale chęci to za mało.
*Od razu zaznaczam - wymyśliłam te postaci na potrzeby książki :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro