Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40.

PoV Toby

Nadchodził wieczór. Zbliżał się czas narady. Wczoraj sprzątanie zajęło nam resztę dnia, ale efekty były zadowalające. Akuratnie szykowałem się do wyjścia. Obowiązkowe były, że tak powiem, stroje codzienne. W moim przypadku bandamka, gogle, moja wierna bluza i toporki. Poprawiłem wystające włosy i ostatni raz zerknąłem w lustro. Nie, żeby wzięło mnie na nagłą zmianę w typ, który dba o swój wygląd lepiej, niż o zdrowie, ale takie narady przebiegały bardzo oficjalnie, wręcz sztywnie. Nie chciałem się ośmieszyć. Błądziłem wzrokiem po pokoju. Za oknem noc już na dobre ogarnęła świat. Zapalała nowe gwiazdy w swych szykach, dzielnie broniąc się przed chmurami. Mój wzrok powędrował na pokój. Masky zasuwał swoją kurtkę, Fallen Angel naciągała bandamkę, do wierzchu smutną buźką, Hope poprawiała ponczo, a Hoodie zakładał kaptur. Byliśmy prawie gotowi. Nie lubiłem zbytnio spotkań kwartalnych. Dokładniej to tych zebrań. Trzeba było bez mała dwie, czy trzy godziny słuchać tego wszystkiego. Nikt nigdy nie wychodził wcześniej. Rozumiałem, że tak ma być. Ale nuda zawsze była silniejsza. Na zegarze wybiła dwudziesta trzecia

- Pora ruszać - powiedziałem. W milczeniu skierowaliśmy się do wyjścia. Niedawno zapanowało nieco większe zamieszanie, bo lekko spóźnieni wpadli bracia Operatora. Teraz jednak wszyscy kierowali się już w stronę sali narad. W rezydencji panowała zupełna cisza. Każdy przygotowywał się do swojego raportu. My mieliśmy o tyle dobrze, że jedna osoba, zwykle Tim, odczytywał nasze raporty, które składaliśmy po poważniejszych misjach. 

Kiedy dotarliśmy na miejsce, sala była jeszcze dosyć mało zaludniona. Był tam jedynie Operator, Laughing Jack, Jason the Toymaker, Suicide Sadie, Bloody Painter, Nurse Ann, Sally i Rake. Reszta albo dopiero wchodziła, albo wychodziła z rezydencji. Wreszcie nastał ten moment, w którym wszystkie siedzenia zostały zapełnione. Operator wstał

- Witam wszystkich. Jesteśmy już w komplecie, co niezmiernie mnie cieszy. Cokwartalną naradę uważam za rozpoczętą. Usiądźcie. O zabranie głosu proszę Clockwork - rzekł oficjalnym, chłodnym tonem Operator. Wymieniona wstała 

- Poprzez miniony czas nie udało mi się dowiedzieć niczego wartościowego. Przez jego większość zmieniałam miejsce pobytu. Czynności, które wykonałam wówczas...- w tym miejscu zaczynały się nudy. Co zrobiła. Jeśli kogoś "zlikwidowała", to kim była dana osoba, jak zginęła, kiedy, w jakich okolicznościach, gdzie, jakieś dodatkowe uwagi. Po swoim, bez mała piętnastominutowym przemówieniu dziewczyna zakończyła. Z całych sił powstrzymywałem się, żeby nie zacząć ziewać. A to był dopiero początek. 

PoV Patrice

Słuchałam dosyć uważnie wszystkiego, co mówiono. Momentami wzdrygałam się, słysząc jakieś szczegóły, innym razem łączyłam jakieś fakty. Starałam się wyciągać jak najwięcej wniosków, ale przez oficjalność spotkania zaczynałam być senna. Lustrowałam wszystkich wokoło. Z niektórymi nie miałam nawet przyjemności zamienić słowa. Niejednokrotnie sama spotykałam się z zaciekawionym spojrzeniem innych. Czas dłużył się niemiłosiernie. Mimo, że wiedziałam, że upłynęło mniej więcej półtorej godziny, a wypowiedziała się mniejsza część osób, zdawało mi się, że minęło co najmniej pół nocy. Wreszcie po jakimś czasie znalazłam zajęcie idealne na tamtą porę. Zaczęłam się gapić w czubki swoich butów. Wreszcie Operator poprosił Tima o odczytanie raportów. Z tego co słyszałam, my byliśmy zawsze na końcu, jako takie zwieńczenie zebrania. Zdziwiłam się, kiedy chłopak oprócz jakichś innych zadań zaczął zdawać raport o naszym przyłączeniu. Teoretycznie wiedziałam, że była to ich misja, ale dziwnie się słuchało szczegółów. Dodatkowo wyjaśniał kilka rzeczy, których wcześniej nie rozumiałam. Na przykład: Dlaczego obserwowali nas we trójkę. Przecież jedno z nich poradziłoby sobie doskonale. Otóż chodziło o to, że nie w każdym momencie wszyscy mogli być w pobliżu. Dlatego tak często zdarzało się, że kogoś nie było, czy to w szkole, czy na spacerze. Wreszcie po odczytaniu całego raportu Operator wstał

- Moi drodzy. Ostatnim punktem dzisiejszej narady będzie przedstawienie wam dwóch naszych dziewczyn. Oto Hope i Fallen Angel - na te słowa wstałyśmy - Liczę, że godnie je przyjmiecie - dodał. Po chwili wstała także reszta. Głos ponownie zabrał Operator

- Dziękuję wszystkim za uwagę. Oraz za informacje. Spotkanie uważam za zamknięte. Możecie się rozejść - powiedział, a sala zaczęła pustoszeć. Ruszyłam do wyjścia zaraz za Benem, to jest, dość niskim elfem - blondynem w zielonym ubraniu. Za mną słyszałam dziesiątki innych kroków. Całość trwała prawdopodobnie około trzech godzin, noc była już późna. Wychodząc na zewnątrz powiał lekki wiatr. Wzdrygnęłam się, bo był on dosyć chłodny. Skierowałam się do wejścia. Bez słowa skierowałam się na górę, w stronę pokoju. Nie miałam już na nic ochoty, poza miękkim łóżkiem. Ten tydzień mieliśmy spędzić już cały w rezydencji, a do domku pójść dopiero w przyszły. Wiedziałam jedno. Dopasuję się, byle były wygodne łóżka. 

PoV Carrie

Po zaśnięciu błądziłam w odmętach swojego umysłu. Nie był to żaden konkretny sen, jedynie zlepek kilku obrazów, które i tak uciekną po obudzeniu. Zaskoczeniem jednak było, kiedy rano obudziłam się sama, nie przez pisk. Rozejrzałam się sennie. Promienie słońca wpadające przez okno padały na twarz śpiącego jeszcze Tima. Był on jedyną osobą, którą widziałam. Najciszej jak umiałam, wychyliłam się na dół, by zerknąć, czy Patka także śpi. Jak się okazało nie, grała na telefonie

- A ty co, dziecko, uzależniona? - spytałam szeptem, uśmiechając się. Dziewczyna gwałtownie podniosła na mnie wzrok

- Nie strasz mnie - odpowiedziała rozbawiona, równie cicho co ja. Obróciłam głowę. Briana już nie było. Toby'ego natomiast słyszałam. Wiercił się na łóżku cały czas

- Ciekawe, czemu dziś wstaliśmy kiedy chcemy - powiedziałam w pewnym momencie. Patka pokiwała głową

- Zapewne Operator chciał nam dać odespać. Podobno od jutra zaczynamy obchody - dodała.  Westchnęłam. Co tu dużo mówić, bałam się. Kochałam las, ale przebywać w nim w nocy? Ze świadomością tych wszystkich istot i nie tylko? Modliłam się, bym przywykła jak najszybciej. 

Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej jednolicie szarą bluzkę z krótkim rękawem i czarne spodnie. Ruszyłam do łazienki. Po wykonaniu wszystkich czynności toalety porannej wróciłam do pokoju. Poczekałam, aż Patka także się ubierze i skierowałyśmy się na śniadanie. Byłyśmy same w kuchni, więc rozmawiałyśmy na bardzo różne tematy

- Ciekawe co ludzie w szkole robią - zastanawiała się w pewnym momencie Patka

- Pewnie nie mają kogo męczyć - zaśmiałam się lekko

- Chociaż w sumie... Biedne gołębie... - mruknęła  Patka

- Że co? - zaczęłam niepohamowanie rechotać 

- A wiadomo co w tych pustych makówkach siedzi? - drążyła dziewczyna, także się uśmiechając. Dopiłam swoją kawę

- Ty wiesz, trzeba by w końcu Złocistego Murzynka zreinkarnować - powiedziałam żartobliwie

- Ale że sernik upiec? - spytała dziewczyna, nie ogarniając. Zaczęłam się śmiać

- No co? - udawała obrażoną - Stare czasy! 

- Ale... Ale jak ty mogłaś zapomnieć?! Przez ciebie biedny serniczek czuje się odrzucony! Dumna?! - udawałam oburzenie, a dziewczyna się śmiała

- Ja się nie dziwię, że ty do teatru się zapisałaś. Jesteś genialną aktorką - powiedziała dziewczyna, ocierając łzę rozbawienia. Na chwilę zapanowała cisza

- Ja się zastanawiam, co robią moi rodzice... - westchnęła w pewnym momencie - Ciekawe, czy w ogóle ich to poruszyło. Ostatnimi czasy czułam się w domu jak zwierzątko. Zjedz i dobrze wyglądaj. Tak twierdziła moja mama. Nawet zbytnio za nią nie tęsknię - stwierdziła dziewczyna z przekąsem. Na ten temat wolałam się nie wypowiadać. Ja za swoją mamą tęskniłam szalenie. Minęło co prawda kilka dni, a smutek już lekko opadł, ale nadal czułam się przygaszona. Brakowało jakiegoś miejsca w moim sercu. Nie chciałam jednak zaprzątać tym swoich myśli. Zawsze prowadziło mnie to do łez, a chciałam już zamknąć ten rozdział. Ona nie wróci. I ja doskonale o tym wiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro