Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.

PoV Carrie

Idąc do szkoły wciąż byłam zamyślona, dlatego droga minęła szybko. Dziś zaczynaliśmy fizyką. Nie powiem, orientuję się i nawet ją lubię, poza tym mamy fajną nauczycielkę, lecz dla Patki to niebo. Ona zna niektóre zagadnienia dla studentów. Dobra, sporo. Dotarłam do szkoły dziesięć minut przed dzwonkiem. Pod salą zastałam już Patkę. Patrzyła się przez okno w jakiś odległy punkt

- A co my tu mamy, hm? Bezsenność, czy znowu przedawkowałaś kawę? - zażartowałam. Dziewczyna podskoczyła, przestraszona moim nagłym głosem

- OMG, nie strasz mnie tak - powiedziała nieco się odprężając, a na jej usta wpłynął lekki uśmiech - No co? Zarwałam noc, nie mogłam usnąć... - wytłumaczyła widząc mój pytający wzrok. Pokiwałam głową

- To dziś się lepiej wyśpij. Jutro robimy całonocną imprezę - zaśmiałam się. Akurat dzisiaj był piątek, a z soboty na niedzielę miało się odbywać nocowanie

- Dobrze. Mamo - zripostowała dziewczyna

- Hokus pokus, czary mary, twoja stara liże gary! - dorzuciłam

- A to ciekawe masz hobby - odparowała dziewczyna, a ja dopiero teraz zrozumiałam, o co jej chodzi i strzeliłam słusznego "facepalm'a". Śmiałyśmy się jeszcze chwilę, kiedy jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie zadzwonił dzwonek. Stałyśmy chwilę oczekując pani, a kiedy ta się pojawiła, potulnie weszłyśmy do sali.

PoV Patka

Fizyka mijała spokojnie. Pani znając moje umiejętności pytała mnie tylko, kiedy nikt nie wiedział. Czyli rzadko. Nawet jeśli moja klasa to debile z zachowania i pustaki bez empatii, to trzeba przyznać, że pod względem wiedzy potrafili się wykazać. Wpatrzyłam się w okno. Pojedyncze płatki śniegu dodawały uroku okolicy, lśniąc w promykach lekko przysłoniętego przez chmury słońca. Zadania w ćwiczeniówce zrobiłam już dawno, więc nudziło mi się zupełnie. Wpatrywałam się w panoramę pól i bloków widocznych z tej sali. W pewnym momencie rozbolała mnie głowa. Syknęłam cicho nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Niestety Carrie zna mnie na wylot

- Wszystko w porządku? - spytała dziewczyna lustrując mnie swoimi szmaragdowymi oczami

- Tak, tak. Nie wyspałam się, to wszystko - chciałam ją zbyć. Niestety nie ma tak łatwo

- Na przerwie idziemy do pielęgniarki - poleciła dziewczyna

- Eh, nie ma po co. Nie wyspałam się, w szkole jest hałas, na ból głowy przepis idealny. Nic wielkiego - usiłowałam ją uspokoić

- Niech ci będzie - mruknęła dziewczyna stale mnie lustrując, jednak postanowiła chyba nie ryzykować gniewu pani. Wróciłam do gapienia się w okno, lecz od tego zajęcia wybawił mnie dzwonek. Choć raz się cieszyłam, że go słyszę. Wyszłam nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ruszyliśmy w stronę sali od zajęć plastycznych. Ja tymczasem wyjęłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki. Może to nie najlepszy pomysł na ból głowy, ale lepsze to niż taki szkolny harmider. Piosenką okazało się być "City" od Hollywood Undead. Nuciłam sobie cicho

- Let's watch this city burn the world...  - kocham ten kawałek. Dzięki muzyce dotrwałam końca przerwy, a potem zadzwonił dzwonek...

Po szkole szłam do domu z Carrie. Zapowiadało się nudne popołudnie, więc postanowiłam wykorzystać mój wcześniejszy pomysł

- Ej, a może pójdziemy dziś na sanki? - spytałam wyrywając Carrie z zamyślenia

- A, jasne. Jak tylko mnie mama puści, to jestem za. O której? - dopytała dziewczyna. Wyjaśniłam jej. Miałyśmy się spotkać dziś o szesnastej przy lesie. Dotarłyśmy do rozwidlenia naszych dróg i pożegnałyśmy się. Ruszyłam do mojego domu. Zapewne na obiad będę musiała zamówić sobie pizzę, bo mama wraca dopiero w niedzielę wieczorem. Kiedy dotarłam na miejsce, była mniej więcej czternasta.  Wpisałam kod od alarmu i weszłam na podwórko. Przesadziłam schody i otworzyłam potężne, olchowe drzwi. Powitało mnie ciepłe wnętrze. Zdjęłam obuwie wierzchnie i ustawiłam przy kaloryferze, żeby mi nie zgniło przez wilgoć. Ruszyłam do kuchni. Ból głowy nadal się mnie trzymał. Po obiedzie muszę poszukać jakichś tabletek. I dzisiaj idę spać o dwudziestej pierwszej. Weszłam do mojej przestronnej kuchni urządzonej w nowoczesnym stylu. Kolory szły w ciepły czerwień. Zajrzałam do lodówki. No to chyba o dziwo nie muszę zamawiać pizzy. Mama jednak o mnie pamiętała i zrobiła gołąbki. Nałożyłam sobie dwa i odgrzałam. Poszłam do salonu, gdzie rozwaliłam się na kanapie, włączyłam telewizor i zaczęłam jeść. W telewizji były same nudy, przez to, to zajęcie prędko mi się znudziło, więc odniosłam naczynia do kuchni (bo zdążyłam w ten czas zjeść) i poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam przeglądać zawartości "internetów". Tak zleciał mi czas aż do piętnastej trzydzieści. Postanowiłam ruszać. Zwlekłam się do piwnicy, wzięłam sanki i poczłapałam się w stronę lasu. 

PoV Carrie

Mknęłam cicho ulicami mojego miasta. W ręce trzymałam sanki. Cieszyłam się, że mogę się wymknąć. Ojczym znowu był wściekły. Dlatego teraz mam ogromny siniak na ramieniu. Miło, będę się znów musiała z nim kryć. O tyle dobrze, że chociaż zima jest, to mogę w swetrach chodzić. Do spotkania zostało jakieś dziesięć minut, a ja byłam już na miejscu. Zauważyłam postać mknącą w moją stronę

- Hej! - krzyknęłam do idącej w moją stronę Patki

- Kup se klej - zaśmiała się

- Wolę taśmę - udałam, że się obrażam

- Noooooo! - krzyknęła rodem na lorda Vader'a

- Teraz to prędzej snooooooow - zripostowałam śmiejąc się. Przybiłyśmy piątkę i ruszyłyśmy głębiej w las. Po chwili żwawego marszu i wygłupów byłyśmy już na miejscu. Górka, na którą zmierzałyśmy był dosyć wysoka i miała kilka zjazdów. Ja wybrałam oczywiście ten bardziej hardcorowy

- No to jedziem... Zawsze byłaś moją przyjaciółką - zaśmiałam się. Patka udając rozpacz upadła na kolana i zaczęła "płakać". Zaraz potem jednak wstała i popatrzyła się na mnie

- Chcę zobaczyć ten upadek. To będzie mocne - zaśmiała się. Pokazałam jej magiczny, środkowy palec i zjechałam. Było fajnie, lecz w pewnym momencie, sanki stanęły w miejscu, a ja poleciałam dalej. Wpadłam w zaspę. Wyszłam z niej śmiejąc się. Patka wtórowała mi na górze. Po chwili popłakałam się ze śmiechu. Na śnieg kapnęła kropelka krwi. Pięknie, hemolakria znowu się objawia. To taka choroba, sprawia, że płacze się krwawymi łzami, czasami nawet bez powodu. Wyjęłam chusteczkę, otarłam twarz i nadal się śmiejąc wdrapałam się z powrotem na górę

- To teraz ty spada... znaczy jedziesz - zażartowałam

- Za Narnię! - krzyknęła dziewczyna i zjechała. Nie wzięła pod uwagę, że jej trasa kończy się dołem... Wpadła w niego z gracją stepującego mamuta. Jeździłyśmy tak i jeździłyśmy, ponad godzinę. Po tym czasie powoli ruszyłyśmy do domu, bo słońce zaczęło już zachodzić.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro