Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38.

PoV Tim

Z każdym dniem przybywało więcej osób. Dawna cisza zniknęła zupełnie i nawet w nocy dało się niejednokrotnie boleśnie o tym przekonać. Brakowało nielicznych jednostek. Dzień narady miał nastąpić rychło za trzy dni. Wtedy oprócz wszystkich normalnych spraw trzeba będzie zapoznać dziewczyny z resztą. Widziałem już u nich niejakie preferencje, co do znajomych. Patka zdecydowanie bardziej trzymała z Kagekao, o dziwo z Lost Silverem i Diną. Resztę albo tolerowała, albo unikała, albo nie znała. To samo było z Carrie, tyle że ona nieco bardziej zapoznała się z Liu, Helenem i Jasonem. Chyba zaczynały się oswajać powoli z nowym życiem. Ostatnio musiały się zmierzyć z jeszcze innym zdarzeniem. Otóż miasto zaczęło huczeć o zaginięciu dwóch dziewczyn i morderstwie rodziców Carrie. Na szczęście rezydencja miała to do siebie, że "lekko zmieniała położenie", że tak powiem. Stopniowo, z każdym dniem przesuwała się o mały ułamek ziemi, jedynie po obszarze, który patrolowaliśmy. Dlatego też od miasta byliśmy oddaleni już kilka kilometrów. Kiedy zachodziła taka potrzeba, Operator przenosił ją do innego kraju. Język nie był problemem. Otóż mieliśmy tak dobrze, że jakiejkolwiek kto by nie był narodowości, wszyscy bez wyjątku rozumieli się idealnie. Kolejna zasługa Operatora.  No, chyba, że rozmawiało się z pijanym Jeffem. 

Obchód przebiegał normalnie. Nie widziałem nikogo podejrzanego. Z biegu stopniowo przechodziłem w trucht, a potem w szybki krok. Jeden raz udało mi się już obejść cały teren. Nic nadzwyczajnego. Raz, czy dwa mignął mi Rake, ale nie zwrócił na mnie uwagi. Noc była piękna i spokojna. Chmury nie przysłaniały zbytnio nieba, więc można było dostrzec gwiazdy i księżyc. Ten ostatni rzucał na okolicę delikatną, srebrną łunę, dodając jej nieco tajemniczości. Powietrze było dosyć chłodne, ale temperatura i tak była dla mnie znośna. Takie obchody uwielbiałem. Wtedy nabierały poniekąd formę nocnego spaceru. Takiego dla przyjemności, nie z obowiązku. Nie mogłem jednak stracić czujności. Każdy szelest był przeze mnie rejestrowany. Mojej uwadze nie umknął nawet lecący przede mną nietoperz. Na szczęście w tę noc był on moim jedynym towarzyszem. Odetchnąłem i zerknąłem na zegarek. Jeszcze cztery godziny...

PoV Patrice

Spałam kamiennym snem. Coś chyba mi się nawet śniło, lecz wszystkie wspomnienia uciekły, przegnane piskiem - naszym codziennym budzikiem. Przyzwyczajałam się już powoli do niego. Usiadłam na łóżku przeciągając się i ziewnęłam. Na górze słyszałam wiercenie się Carrie, a od strony nóg widziałam wstającego już Briana. Uśmiechnął się, kiedy napotkał me spojrzenie. Toby także się zbierał. Jednak jak się okazało, nie spaliśmy w pokoju sami

- Smiley, co ty tu robisz?! - spytał Brian nienaturalnie wyrośniętego psa, wyglądającego trochę jak Husky, a trochę jak Owczarek Niemiecki. Zauważyłam, że ma przerażające, czerwone oczy, z malutkimi źrenicami i ostre kły, które układały się na kształt uśmiechu

- Siedzę, nie widać? - spytało retorycznie zwierzę, chropowatym głosem, przeciągając się. Wybałuszyłam oczy

- Ty mówisz?! - rzuciłam zdumiona

- Nie, ruszam pyskiem, a głos mi Slender podkłada. Co, że wyglądam jak pies, to już gadać nie mogę? - zirytował się

- Przepraszam, no. Pierwszy raz cię widzę - odpowiedziałam, o wiele mniej zdziwiona

- Dobra, spokojnie jak na wojnie. Idę sprawdzić, czy ten nieogarnięty, nieuczesany uśmiechnięty dziad mi śniadanie dał... - rzucił zwierzak i wyszedł

- Dobra, czym on jest? Teoretycznie już mnie to tak nie dziwi, ale... gadający pies?! - mruknęła Carrie

- Demon. Jeff się nim czasem "zajmuje" - odparł krótko Toby. Nie tłumaczyli nam już tak dokładnie, bo wiedziałyśmy już znacznie więcej. Pokiwałam głową. Wzięłam ubranie i zaczekałam na swoją kolej do łazienki. Kiedy wszyscy byli już gotowi, poszliśmy na śniadanie. Przy stole zastaliśmy już Jeff'a i Ninę (zdążyłam się dowiedzieć, że Nina jest psychofanką Jeffa. I zdążyłam ją dosyć mocno (nie) polubić), Dinę, Sally, Puppeteera, Kagekao i Eyeless Jack'a. Ten ostatni wsuwał sobie pod maskę kawałki mięsa, jedząc je i przysłuchując się, czy udzielając w rozmowie. Dla innych natomiast przygotowane były naleśniki. Usiadłam do stołu i wzięłam swoją porcję. Wsłuchałam się w rozmowę

- Wiecie, ja czasami wolałbym to wszystko rzucić. Żyć normalnie, jak kiedyś - mruknął Eyeless Jack, odsuwając pusty talerz. Ręce otarł o spodnie

- Może poniekąd... Choć nie umiem sobie wyobrazić, jak miałoby wyglądać takie życie - odparła Judge Angel

- Mi się tam podoba! Tyle ludzi mogę uczynić piękniejszymi - rzucił Jeff - No, może czasem chciałbym żyć jak dawniej. Ale o wiele więcej satysfakcji i adrenaliny przynosi mi to - Jeff wskazał na rany na policzkach

- Sądzę to samo co ty - wyszczerzyła się Nina

- A kiedykolwiek było inaczej? - syknął z przekąsem jej idol

- No... Nie - dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze mocniej

- Eh... Weź idź sprawdź, czy cię w salonie nie ma - rzucił Jeff. Nina wyszła. Miałam ochotę wypluć naleśnik na talerz i zacząć się śmiać. Powstrzymałam się jednak i po prostu zachichotałam. Po chwili Nina wróciła

- W salonie są tylko Ben, Jason, Smiley i Jane - powiedziała dziewczyna. Nie żałowałam sobie. Strzeliłam facepalm'a

- Walić to, wychodzę - mruknął Jeff. Wepchnął sobie całego naleśnika do ust i wyszedł z kuchni z policzkami wyglądającymi jak chomik. Przy okazji lekko rozerwał swoje rany. Popatrzyłam za nim z powątpiewaniem i dopiłam herbatę.  Dzień zapowiadał się raczej nudno.

PoV Carrie

Było już lekko po południu. Siedziałam w pokoju słuchając muzyki. Razem ze mną w pomieszczeniu był jeszcze czytający Tim, rysująca Patka i grający na telefonie Toby. W pewnym momencie drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł Brian

- Macie pierwszą misję, dziewczyny - powiedział uśmiechając się - A jest nią wyjazd na zakupy z nami

- No, no. Niecały tydzień, a już nam się żarcie kończy? - spytał Toby. Brian pokiwał głową

- O której? - spytała Patka

- Teraz - odpowiedział Brian. Zeszłam z łóżka

- Tylko jedno. Przyda nam się lekki kamuflaż. Tak dla niepoznaki - powiedział Tim, otwierając szafkę. Mi wręczył soczewki, Patce okulary, Toby'emu perukę, a Brianowi czapkę. Założyłam soczewki. Jak się okazało, zmieniły kolor moich oczu na jasny błękit. Patka miała chyba okulary zerówki, Brian upchnął wszystkie włosy pod czapką, a Toby założył swoją czarną perukę. Zdziwiłam się, jak takie małe szczegóły mogą zmienić wygląd

- Lekki, bo lekki, ale kamuflaż jest. Pora ruszać - rzucił Brian i wyszliśmy z pokoju. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro