Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32.

PoV Carrie

Weszliśmy do obszernego holu, wcześniej wycierając buty o wycieraczkę znajdującą się na ganku. W przedsionku stała szafka na buty i wieszak na obuwie wierzchnie. Dalej rozkład pomieszczeń przedstawiał się tak: Na wprost była kuchnia, co poznałam po wystroju, po lewej były schody w górę, a po prawej dwa pokoje. Chyba salon i jadalnia, czego stuprocentowo stwierdzić nie mogłam. Chłopaki skierowali się na schody. Poszłyśmy za nimi. Zauważyłam, że budynek ma chyba trzy piętra oprócz parteru. Wszędzie znajdowały się drzwi, które były zamknięte. Wyglądało to trochę jak hotel. Ostatnie piętro odrobinę różniło się od innych. Różnica polegała na tym, że widziałam jedynie czworo drzwi. Jak się domyśliłam, te na końcu korytarza prowadziły do pomieszczenia Operatora. Podeszliśmy do drzwi, które znajdowały się tuż obok, tyle, że po prawej stronie. Toby nacisnął klamkę

- Witamy w naszym pokoju - wyszczerzył się.

PoV  Patrice

Weszłam do pokoju i rozejrzałam się. Moja szczęka postanowiła upodobać sobie podłogę, tak szeroko rozdziawiłam usta ze zdziwienia. Ściany były koloru niebieskiego, bardzo przyjemnego dla oczu. Po prawej stronie od drzwi znajdował się płaski telewizor, stolik z krzesłami, rząd półek, szafek i jedna, największa szafa. Na ścianie, naprzeciw drzwi rozciągało się sporych rozmiarów okno. Stały przy nim trzy biurka. Na każdym było już pełne wyposażenie, jak przybornik, laptop czy lampka.  Po lewej stronie od drzwi, znajdowały się łóżka. Dwa piętrowe i jedno pojedyncze. Jak się domyśliłam, jedno miało być nasze, na drugim zapewne spali bracia, a ostatnie, pojedyncze należało do Toby'ego. Nie pomyliłam się

- To jest gofrożercy - rzucił Tim, przez co dostał poduszką po głowie. Zachichotałam

- Te dwa nasze - dokończył za brata Brian, wskazując łóżka bliżej pojedynczego - A to będą wasze - wskazał te najbliżej ściany z oknem

- Ja chcę dół! - pisnęłam, a Carrie zaczęła się śmiać - Z czego tak brechczesz?! - zapytałam, zajmując moją zdobycz, to jest, dół łóżka

- Aż tak się tej wysokości boisz? - spytała. Zaczęłam się śmiać razem z nią, do czego po niedługim czasie dołączyli chłopaki

- Wobec tego witam sąsiadkę - skłonił się Brian, zajmując dolne łóżko obok mnie. Tim wlazł na górę

- No i fajnie - wyszczerzył się Toby. Zajęliśmy się rozmową, kiedy w pewnym momencie zgasło światło

- Sally, nie strasz nam gości - rzucił Tim w przestrzeń. Spojrzałam na niego dziwnie. W pewnym momencie przy włączniku światła zaświeciły się dwa zielone punkty

- Goście? - spytał jakiś podniecony, dziecięcy głosik

- Poznajcie Sally - powiedział Toby, zmierzając do włącznika. Ledwie zapalił światło, ujrzałam małą dziewczynkę. Średniej długości czekoladowe loki spływały kaskadą na ramiona dziewczynki. Wielkie, dziecięce oczy w kolorze szmaragdu lustrowały nas z ciekawością. Jedynym, co mi się nie zgadzało była  falbaniasta sukienka dziewczynki. Materiał był poszarpany i zakrwawiony. Stróżka krwi ciekła jej także po czole

- Co ci się stało?! - spytałam z rozszerzonymi oczami. Dziewczynka tylko zachichotała. Przyznam, że przeszły mnie wtedy ciarki

- Sally, proszę. One i tak mają dużo za sobą - poprosił Brian

- No dobrze - powiedziała dziewczynka, ze skwaszoną miną. Opadła lekko na ziemię, przez co zauważyłam, że lewitowała. Sukienka wróciła do normy, już nigdzie nie było krwi

- Co to było? - spytała skołowana Carrie

- Sally jest duchem, ale jeśli chce, może przyjmować materialną formę - odparł Tim

- To ja lecę robić bal dla lalek! - powiedziała wesoło i momentalnie wyszła. Przez ścianę

- No, prawie materialną formę - mruknął Toby, a my się zaśmialiśmy. Temat zszedł właśnie na dziewczynkę

- Dlaczego w formie ducha wygląda... tak jak wygląda? - spytała Carrie

- I tutaj właśnie zaczyna się geneza większości z nas... - mruknął Brian. Popatrzyłam na niego, nic nie rozumiejąc

- Bo widzicie, duch to jest pozostałość po człowieku, jego dusza, po śmierci ciała. Sally była najzwyklejszym dzieckiem, rodzice ją kochali, miała swoje przyjaciółki. Cały jej świat się posypał, kiedy przybył jej wujek. Uwielbiała go. Do czasu. Zamordował ją, wcześniej robiąc inną krzywdę... - nie sprecyzował Tim. Chyba domyśliłam się, o co chodzi

- To prawda... -odezwał się cichutki głosik w kącie pokoju

- Sally? - spytałam, znając odpowiedź. Dziewczynka ukazała się w kącie, w swojej materialnej formie. Oczka miała zaszklone. Usłyszałam skrzypienie sprężyn na górze, a po chwili ujrzałam schodzącą Carrie. Podeszła do dziewczynki i ją przytuliła. Dziewczynka zaraz wtuliła się w jej ramiona. Słodko. Ja dzieci nie lubię, więc ją podziwiam. Zaraz jednak ciszę przerwał Toby

- Podobnie ma się geneza innych. W życiu każdego z nich stało się coś, co odmieniło ich zupełnie. Jedni tego żałują. Innym się podoba. Nikt nie ma odwrotu... - powiedział cicho. Pokiwałam głową, zamyślając się. Analizowałam to wszystko. Nie musieli mówić całej prawdy, ale to co powiedzieli... To było jak kubeł zimnej wody. Łatwo jest oceniać, nie znając powodów. Ale jakim cudem znalazłyśmy się tu my? To też pytanie zadałam na głos

- Odpowiedź jest prosta - powiedział Brian - Carrie była gnębiona przez ojczyma. Między nami wkrótce chyba powinnaś tam pójść - zwrócił się do dziewczyny, która nadal tuliła Sally, na co pokiwała głową - A ty... Twój ojciec jest przełożonym Wydziału Sprawiedliwości. Ta organizacja walczy z nami od lat. Mordują nas jeszcze gorzej, niż niektórzy z nas mordują innych, a twój ojciec bije wszystkich na nowe pomysły tortur - zakończył, a mi zaparło dech w piersiach

PoV Carrie 

Sally powoli się uspokajała, a ja przyglądałam się bacznie Patce. Kiedy dowiedziała się prawdy o ojcu, spuściła głowę. Zapewne teraz sobie wszystko układała. Jak dobrze pójdzie może się nie wścieknie

- Wiedziałam! Wiedziałam! Czy on zawsze musi być przeciwko mnie?! - krzyknęła dziewczyna, uderzając w poduszkę. Czyli jednak się wściekła. Naprawdę znamy się długo. Spojrzała po wszystkich zgromadzonych w pokoju przeciągłym spojrzeniem

- Cokolwiek się nie wydarzy, czuję, że jedno nas połączy. Nienawidziłam, nienawidzę i będę nienawidzić mojego ojca i tego jego całego WS! Wiedziałam, że jest tyranem, wiedziałam, że może zachowywać się jak bez uczuć, ale nie przypuszczałam, że posunąłby się do morderstwa!- powiedziała, sącząc jadowicie każde słowo. W tym się z nią zgadzałam. Jej ojciec, to był potwór. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro