29.
PoV Patrice
Po nieziemsko dłużącym mi się czasie, ktoś znowu otworzył drzwi. Tym razem zobaczyłam jeszcze inną osobę, chłopaka w żółtej bluzie, który gonił nas przy domku. Popatrzyłam na niego smętnie
- Chodź. Dowiesz się teraz nieco więcej - powiedział. Westchnęłam i podniosłam się z ziemi. Cały czas siedziałam w kącie. Ze spuszczoną głową ruszyłam za chłopakiem. To zaczęło wykańczać mnie psychicznie. Ta niepewność. Szliśmy jakimś korytarzem, nawet nie patrzyłam. Czułam się przyparta do muru. W pewnym momencie usłyszałam kroki z naprzeciwka
- Patka! - rozpoznałam głos Carrie. Dziewczyna podbiegła do mnie i przytuliła się. Bez wahania oddałam uścisk
- Cieszę się, że nic ci nie jest - szepnęłam. To spotkanie nieco podbudowało mnie na duchu. Zaraz także dołączył pan Maska. Poprowadził nas gdzieś, razem z tym drugim. Stanęliśmy przed sporej wielkości hebanowymi drzwiami.
PoV Carrie
Po wyjściu, za chłopakiem w masce i spotkaniu z Patką, mój nastrój nieco się poprawił. Zastanawiałam się, do kogo idziemy. Chłopak w bluzie otworzył drzwi. Weszłyśmy do obszernego pomieszczenia, umeblowanego w eleganckim stylu. Kolorystyka szła w czerń i biel. W centralnym miejscu pomieszczenie stało biurko, za którym siedział mężczyzna. Ogromnym zdziwieniem dla mnie był fakt, że nie posiadał on twarzy. Ubrany był w idealnie skrojony, czarny garnitur, oraz czerwony krawat. Był bardzo wysoki. Obok niego stał chłopak w goglach
- Usiądźcie - powiedział nam głębokim, aksamitnym basem mężczyzna. Miałam wrażenie, jakby słowa rozległy się w mojej głowie. Wykonałam jednak polecenie, bacznie mu się przyglądając
- Przede wszystkim należą wam się wyjaśnienia. Trafiłyście tutaj nie przez przypadek. Trzech sympatycznych chłopców, Sam, Tom i Max nigdy nie istniało. Chłopcy, przedstawcie się
- Toby - odpowiedział chłopak w goglach, które ściągnął, czyli Max
- Tim - odrzekł zdejmując maskę Tom
- Brian - dodał Sam, który także ściągnął kominiarkę
- Kontynuując. Posiadacie w sobie potencjał. Potencjał na mojego pomocnika. Niesie to za sobą wiele zobowiązań, ale nie oszukujmy się, nie macie wyboru. Alternatywnym wyjściem jest śmierć. Teraz możecie żywić do mnie pretensje. Możecie mnie nienawidzić. Macie do tego prawo. Z czasem zrozumiecie. Z czasem otrzymacie więcej informacji. Macie jakieś pytania? - zakończył
- Jak... jak się pan nazywa? - spytałam niepewnie
- Jestem Slenderman, dziecko - odparł
- Jaką formę miałby mieć nasze obowiązki? - zapytała Patka
- Dokładniejsze informacje uzyskacie potem. Wszystko sprowadza się do służby. W zamian za to jest jednak zapewnienie dostatniego życia. Temat jest zbyt obszerny, by móc go wam szybko streścić. Jest też rzecz, którą musicie wiedzieć. W tej pracy może się zdarzyć wszystko. Nawet morderstwo - odparł. Zmroziło mnie. Ja miałabym kogoś zabić?! Nie wyobrażam sobie tego
- Nie, nie ma opcji - mruknęła Patka, krzyżując ręce na piersi
- Uwierz mi dziecko, jest. Mówiłem już o alternatywnym wyjściu - odparł chłodno Slenderman. Spuściłam głowę
- Jako argument, który być może was pocieszy, mogę dodać, że rzadko kiedy ono się zdarza - dodał po chwili. Nastała cisza. Slenderman splótł ręce
- No dobrze. Chłopcy, odprowadźcie dziewczyny do pokoju i udzielcie odpowiedzi na zadawane przez nie pytania - powiedział. Dawniej Sam, Max i Tom, teraz Brian, Tim i Toby skinęli głowami. Wyszliśmy z pomieszczenia i skierowaliśmy się w stronę schodów. Chłopaki zaprowadzili nas do, jak się domyślam, salonu. Zasiedliśmy na kanapie. Panowała grobowa cisza. Nikt nie odważył się jej przerywać. Słychać było jedynie tykanie zegara. Wreszcie nie wytrzymałam
- Dlaczego? - spytałam. Wszyscy spojrzeli na mnie
- Wybór nie należał do nas... Nie musicie nam wierzyć, ale takie życie nie jest aż tak złe. Na pewno jest lepsze od tego dawnego... - mruknął Toby. Zauważyłam, że ma bliznę na policzku, której wcześniej na pewno nie było
- Jak to? - nie załapała Patka
- Bo wiecie, nie do końca byliśmy z wami szczerzy. Tam, gdzie tylko mogliśmy, mówiliśmy prawdę, ale w różnych sprawach trzeba było zmienić fakty. Tak jak imiona. Wygląd - mówiąc to, wskazał bliznę na policzku - Czy chociażby rodzice. Nie jest kłamstwem, że mój ojciec umarł, a mój dom spłonął. Tylko, że... To ja go zabiłem. Wiem jak to brzmi. Ale on... bił mamę i moją siostrę, a Lyra... ona... - Toby nie umiał powiedzieć dalej. Brian objął go ramieniem
- Jego siostra zginęła w wypadku. Ojciec się nad nim znęcał psychicznie. Właściwie, gdyby nie Operator... Mogłoby go tutaj nie być. Nas też. To, że jesteśmy braćmi, to prawda. Jednak nasza historia jest nieco bardziej skomplikowana. Nasza matka była wariatką*. Za byle co potrafiła zaatakować nawet nożem. Raz zrobiła tak z Timem - Brian wskazał go głową. Tak samo, jak w przypadku Toby'ego, ujrzałam, że przez kawałek twarzy ciągnie mu się lekko zagojona już blizna - I kiedy Tim zemścił się na niej za to, pojawił się Operator... Przygarnął nas. Dał drugą szansę - powiedział Brian
- Jest bardzo potężny, ma różne nadprzyrodzone zdolności. Manipulacja, czytanie w myślach, teleportacja. To tylko niektóre. Możecie zapytać zatem, skąd wiemy, że nasze szczęście nie jest jego manipulacją. Odpowiedź jest prosta. On nie kontroluje tych, którzy go słuchają. Sprawdziło się to, kiedy musiał się udać z bardzo ważną wizytą do innej istoty nadnaturalnej, co wymagało skupienie wielkiej ilości siły, a to z kolei uniemożliwiłoby mu nawet czytanie w myślach. W naszych umysłach wtedy nic się nie zmieniło. Potrafi być naprawdę opiekuńczy - dodał Tim
- Wiemy, jak to wszystko wygląda. Rozumiemy wasz strach. Ale prosimy... Naprawdę was polubiliśmy, nie chcielibyśmy was nijak stracić, czy zawieść. Nie róbcie głupstw. Chociaż spróbujcie. I tak nie ma odwrotu. Macie czas, by to wszystko przemyśleć, więc zróbcie to porządnie. To wszystko naprawdę jest inne... - powiedział Toby, który zdążył się już uspokoić. Pokiwałam głową, po czym Brian zaprowadził mnie do wcześniejszego pokoju. Tym razem nie zamknął drzwi.
PoV Patrice
Siedząc w pokoju intensywnie myślałam. Nie widziałam niemal żadnych plusów w tej sytuacji. Nie widziałam też wyjścia. Jeśli on naprawdę jest taki potężny, czego wolę raczej nie sprawdzać, to nijak nie uciekniemy. A ja nie chciałabym umierać. Nie wiem, co mam myśleć. Nie wiem, co mam zrobić. Właściwie nie wiem nic. Ale czuję, że los może się jeszcze odmienić. Postanowiłam sobie, że nie ważne co się stanie, nie ważne jak dużo los nałoży mi na ramiona, postaram się brnąć, jak najdalej tylko mi się uda. Nie chcę oceniać czegoś, o czym nie mam podstawowej wiedzy, czy chociażby znikomego doświadczenia. Jeśli naprawdę będzie tak źle - zobaczymy. Jeśli takie życie okaże się znośne, postaram się je uczynić najlepszym jak się da. Nie poddam się tak łatwo.
*Tak jak wspominałam wcześniej, tutaj postać Masky'ego i Hoodie'go nie jest na podstawie Marble Hornets, a na podstawie creepypasty
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro