Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28.

PoV Carrie

Biegłyśmy przez las, gnane strachem. Czułyśmy czyjąś obecność. W pewnym momencie naszła mnie dziwna potrzeba powiedzenia Patce o tym wszystkim, co miało miejsce

- Patka... - przerywałam co chwilę, chcąc złapać oddech. Skupiłam uwagę dziewczyny na sobie - Bo ja... nie chciałam ci mówić. Od jakiegoś czasu... Coś było nie tak. Ktoś kręcił się w moim otoczeniu, obserwował mnie. Działy się różne dziwne rzeczy... - rzekłam, nawet nie wiedząc, jak mogłabym to sprecyzować. Patka patrzyła na mnie wielkimi oczami

- Ja... Też mam pewne dziwne, może nawet trochę śmieszne podejrzenia. Cały czas znajdowałam w skrajnie różnych miejscach kartki z takim dziwnym symbolem - przyznała dziewczyna. Biegłyśmy już chwilę czasu, zaczynałyśmy się męczyć. W pewnym momencie coś sobie uświadomiłam

- Patka, gdzie my jesteśmy?! - spytałam zaniepokojona

- Nie mam pojęcia - mruknęła dziewczyna zwalniając. Zrobiłam to samo. Jaki był sens w dalszym biegu? Jeśli ktoś nas goni, to albo nas dopadnie, albo już dawno zgubił. Z przestrachem zauważyłam także, że robi się coraz ciemniej. Pojawiała się lekka mgiełka. Po chwili krótkiego marszu znalazłyśmy się na polanie. Wchodząc na nią w pewnym momencie coś zaczęło hałasować. Stanęłyśmy do siebie plecami, lustrując z przerażeniem otoczenie wokół. Mgły jakoś dziwnie przybyło. Poczułam się dosyć słabo. Jakby nagle odpłynęły mi wszystkie siły witalne. Bolała mnie głowa i szumiało mi w uszach. Po chwili ujrzałam jakieś cztery postacie. Nie mogłam rozpoznać kto to, wiem, że jedna była nadnaturalnie wysoka. Więcej nie pamiętam, bo ogarnęła mnie ciemność.

PoV Patrice

Poczułam, jak Carrie osuwa się na ziemię. Sama też byłam już bliska utraty przytomności

- Kim jesteście?! - krzyknęłam desperacko. Odpowiedzią była fala ciemności, która zalała mój umysł. Ostatnim, co zarejestrował mój umysł, było spotkanie z mchem. Potem ciemność.

Nie wiem, ile byłam nieprzytomna. Zaczynałam się budzić. Leżałam na czymś miękkim. Wspomnienia wróciły momentalnie. Gdzie ja jestem? Gwałtownie otworzyłam oczy. Byłam w jakimś małym, ustronnym pokoiku. Nie zwracałam uwagi na otoczenie, zaczęłam panicznie rozglądać się po pomieszczeniu. W pewnym momencie zazgrzytał klucz w zamku, a ja chcąc mieć jakąkolwiek broń, chwyciłam taboret stojący obok łóżka. Do pokoju wszedł chłopak w białej masce

- Czego chcesz?! Gdzie jestem?! Gdzie jest Carrie?! - krzyczałam. Wtenczas chłopak zdążył zatrzasnąć drzwi

- Spokojnie - głos tłumiony przez maskę wydawał mi się jakoś dziwnie znajomy - Po kolei. Udzielę ci informacji, które możesz poznać. Na resztę przyjdzie czas później. Więc tak: wbrew pozorom jesteś w bezpiecznym miejscu, a twoja przyjaciółka także ma się dobrze - powiedział. Prychnęłam z niezadowoleniem

- Toś mi rozjaśnił! Czego chcesz? Po co ci ta maska? Nie wiem, masz nas sprzedać?! - krzyczałam zdenerwowana

- Nie mogę nic więcej mówić. Odpowiedzi poznasz wkrótce. Odłóż to krzesło i zachowuj się jak cywilizowany człowiek - odparł

- Dobrze. Proszę bardzo - rzuciłam krzesłem - Wobec tego ty też się zachowaj jak cywilizowany człowiek i zdejmij tę maskę!  - krzyknęłam desperacko

- Wszystko w swoim czasie. Właściwie główna informacja, jaką chciałem ci przekazać, jest następująca. Nie próbuj ucieczki. Nie uda ci się i tylko go zdenerwujesz - powiedział po chwili

- Kogo?! - rozłożyłam bezradnie ręce, ale "pan Maska" już opuścił pokój. Opadłam sfrustrowana na łóżko. Nie widziałam w tym żadnego sensu. W głowie też z resztą miałam mętlik. Układałam różne scenariusze, ale żaden nie był w stanie w stu procentach wyjaśnić tego, co miało tutaj miejsce. Nie chcąc popaść w obłęd, postanowiłam się czymś zająć. Zaczęłam lustrować pomieszczenie. Gdybym trafiła tu normalnie, to zapewne podobałoby mi się. Ściany były obite drewnianą, lakierowaną boazerią. Dębowe łóżko, na którym siedziałam, miało czerwoną pościel. Oprócz tego w pokoju było jeszcze okno, szafa, rząd półek i stół z czterema krzesłami, na którym stał wazon z polnymi kwiatami. Zaczęłam rozglądać się po pokoju. W oknach widziałam kraty, więc rzeczywiście nie było możliwości ucieczki. Drzwi także sprawdziłam.  Na drewnianej podłodze nie dostrzegłam żadnych klap, nawet pod dywanem, czy łóżkiem. Przeszukałam także wszystkie szafki. Nic, nic i jeszcze raz nic. Jeśli powiem, że w tamtej chwili się nie bałam, skłamię. Bałam się okropnie. O siebie, o Carrie. O to, co się z nami stanie. O wszystko. Po nieokreślonym czasie znów zazgrzytał klucz. Do pokoju wszedł inny chłopak w jasnopomarańczowych goglach i szarej bandamce. W ręku trzymał tacę, prawdopodobnie z jedzeniem. Postawił danie na stole i chciał wyjść

- Proszę, powiedz mi coś. Nie zniosę tej niepewności... - szepnęłam. Nie widziałam innego rozwiązania. Intuicja podpowiadała mi, że groźby nic tu nie dadzą. Ale w ostateczności...

- Zrozum, że nie mogę. Oboje ucierpimy. Wkrótce wszystko się wyjaśni. Naprawdę, uwierz mi - powiedział, też dziwnie znanym mi głosem. Westchnęłam

- Jak mam ci wierzyć, powiedz mi jak? Nawet cię nie znam... - powiedziałam zrezygnowana. Słyszałam, jak chłopak wychodząc westchnął

- Smacznego... - rzucił smutno, po czym zamknął drzwi. Byłam taka zdenerwowana, że nawet nie myślałam o jedzeniu. Nie przeszłoby mi ono przez gardło. Przemieściłam w kąt pokoju. Usiadłam w nim, podciągając nogi pod brodę i zaczęłam płakać. Tak prawdziwie, z serca. Co ja mam zrobić? Co tutaj się w ogóle dzieje? Bezsilność przytłaczała mnie. Zamykała w klatce bez wyjścia. Tego było po prostu za dużo. Za dużo, nawet, jak na mnie.

PoV Carrie

Obudziłam się w jakimś dość przytulnym pokoju, obitym drewnianą boazerią. Przez okno wpadały promienie porannego słońca. Momentalnie poderwałam się z łóżka, panicznie rozglądając się po pokoju. Zauważyłam kraty w oknie. Po chwili w zamku drzwi zazgrzytał klucz, a ja odsunęłam się najdalej, jak to było możliwe. Do pomieszczenia wszedł ten sam chłopak, którego widzieliśmy tam w domku. Patrzyłam na niego ogromnymi oczami

- Nie bój się, nie zamierzam ci zrobić krzywdy - próbował mnie uspokoić. Próbował - Dobra, w sumie nie masz powodów, by mi wierzyć. Ale naprawdę tak jest - jego głos wydawał mi się znajomy

- Kim jesteś? - spytałam cicho

- Dowiesz się i tego. O przyjaciółkę także nie musisz się martwić - powiedział, wyprzedzając moje kolejne pytanie. Spuściłam wzrok. Chłopak opuścił mój pokój. Co tutaj się dzieje?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro