Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27.

PoV Patrice

Alex z każdym dniem okazywał się być okropniejszy. Wymyślał coraz to nowsze sposoby, jakby mnie zdenerwować. Mnie to jednak, że tak powiem, wisiało. Miałam ważniejsze rzeczy na głowie. Była sobota, o czternastej mieli przyjść Sam, Tom i Max. Carrie miała być wcześniej. Impreza odbywała się u mnie z wiadomych przyczyn. Jej zwieńczeniem miało być nocowanie, niestety tylko moje i Carrie, ponieważ tamta trójka z jakichś bliżej nieprzybliżonych przyczyn nie mogła w nim uczestniczyć. Wiem, że niby miałam przygotowywać ją wspólnie z Carrie, ale tak mnie roznosiło, że postanowiłam zacząć przygotowania. Pogoda była słoneczna, zatem postanowiłam wysprzątać taras. Nic nie zapowiadało deszczu, nawet prognozy, więc miałam nadzieję, że tak też będzie. Wzięłam się za porządki, a czas gnał jak szalony. 

PoV Carrie

Kończyłam właśnie pakowanie, kiedy z dołu dobiegł mnie odgłos mocnej kłótni. No tak, był spokój przez ostatni czas, to w końcu kiedyś musiało się popsuć. Usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Przeraziło mnie to mocno, więc zbiegłam na dół, aby zobaczyć, czy mojej mamie nic nie jest. Widok, jaki tam zastałam, był okropny. Ojczym krzyczał, pochylony nad moją rodzicielką, bogato gestykulując. Zacisnęłam pięści w bezsilnym gniewie. Nie oszukujmy się. W starciu wręcz nie miałam żadnych szans. Ale nie mogłam na to patrzeć

- Zostaw ją! - krzyknęłam w końcu. Ojczym obrócił się gwałtownie w moją stronę

- Co powiedziałaś smarkulo?! - krzyknął

- Carrie, proszę nie... - niemal wyszeptała moja mama. Z nosa leciała jej krew, a w rozszerzonych ze strachu oczach błyszczały łzy. Właśnie dlatego postanowiłam zareagować

- Całe życie wyżywasz się nad nami! Powiedz mi, w czym czyni cię to lepszym?! Co ty z tego masz?! Co my ci zrobiłyśmy?! Myślałam, że nienawiść do ludzi jest zbyt mocnym słowem, że może tak naprawdę po prostu się kogoś nie toleruje. Ale teraz już wiem, że coś takiego istnieje! Nie chcę nic więcej, po prostu powiedz mi dlaczego?! - wykrzyczałam mu w twarz słowa prosto z serca. Zawahał się chwilę

- Masz rację. Po co ja to robię - zaśmiał się nerwowo. Zbił mnie zupełnie z tropu. Po chwili uniósł rękę i uderzył mnie w twarz. Nie rozpłakałam się. Nie uciekłam. Stałam tam i patrzyłam mu w oczy. Słyszałam szloch mamy za nim 

- Wynoś się - warknął mój ojciec - Wynoś się, powiedziałem! - krzyknął. Pobiegłam po moje rzeczy. Wybiegając z mieszkania, przy wyjściu zatrzymała mnie mama

- Przepraszam cię córeczko... Baw się dobrze. Wrócisz jutro, to uda mi się go jakoś udobruchać. Dziękuję - powiedziała, zalewając się łzami

- Ale mamo... - próbowałam pocieszyć kobietę

- Idź już. Nie chcę, by cię bardziej skrzywdził - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Potem delikatnie popchnęła w stronę wyjścia. Zarzuciłam plecak na plecy i ruszyłam w stronę Patki. Postanowiłam sobie zrobić skrót lasem, musiałam się wypłakać, a w mieście gapie mogliby mnie uznać za potwora, przez krwawe łzy. Nie hamowałam się. Potok łez płynął po moich policzkach. Nie bolały mnie ciosy fizyczne. Nie mogłam znieść tego, co on robi z mamą. Kiedyś uśmiechnięta optymistka, teraz uległa, wykończona fizycznie i psychicznie kobieta. Postanowiłam sobie, że coś z tym zrobię. Nie wiedziałam, czy będę się w stanie dziś jakkolwiek cieszyć. Docierając do Patki otarłam już łzy i z wyglądu zachowałam pozory normalności. Nie oszukiwałam się jednak, że przyjaciółka tego nie zauważy. Miałam rację. Ledwie otwarła drzwi, wiedziała już, że coś jest nie tak

- Carrie? Wszystko gra? - spytała. Tak bardzo chciałam powiedzieć nie.

- Tak - uśmiechnęłam się, a po policzku znów spłynęła mi łza

- Wchodź i mów - odparła dziewczyna, wpuszczając mnie do środka. Streściłam jej wszystko

- Musimy coś z tym zrobić. Pomogę ci. Uwierz mi, mam wtyki tu i tam. Przejdzie bez pogłosu - uspakajała mnie dziewczyna. Rozpaliła w moim sercu nadzieję

- Dzięki - powiedziałam jej, uśmiechając się

- Nie ma za co! No... chyba, że chcesz się odwdzięczyć - wyszczerzyła się Patka

- Jak? - spytałam nieco pewniej

- Bo trzeba naszą imprę przygotować... - uśmiechnęła się jeszcze szerzej Patka. Zaśmiałam się i pokręciłam głową

- Melduję gotowość! - zażartowałam, powoli przepędzając wcześniejszy smutek. Zaczęłyśmy nakrywać stół, Patka przyniosła "stanowisko DJ-a", którym był zwykły laptop i głośniki, porozwieszałyśmy tu i ówdzie balony. Ledwie się uwinęłyśmy, usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Dziewczyna pobiegła i po chwili wróciła z gośćmi 

- Wszystkiego najlepszego! - krzyknęli synchronicznie. Tom wręczył prezent mi, a Sam Patce. Zajrzałam do niego. Oprócz słodyczy zauważyłam tam małe pudełeczko, które zaraz otworzyłam. Znalazłam tam naszyjnik, srebrne serduszko. Był dokładnie taki, jaki mogłam sobie wymarzyć. Prosty i ładny. Spojrzałam na Patkę. Ona także dostała naszyjnik, tyle że wyglądający jak łuska, taka od pistoletu. Ucieszyła się jak dziecko, po czym przytuliła całą trójkę po kolei 

- Dziękujemy. Trafiliście idealnie! - wyszczerzyłam się

- A niby tylko kobiety mają swoją intuicję! - zażartował Sam. Dostał za to kuksańca w bok od Patki i wszyscy zaczęli się śmiać

- To czemu twoja męska intuicja cię nie ostrzegła przed tym? - spytała Patka, potęgując falę śmiechu. Zasiedliśmy do stołu, a impreza zaczęła się rozkręcać. Cały czas żartowaliśmy i wygłupialiśmy się, a czas gnał jak szalony.

PoV Patrice

Niestety, około osiemnastej chłopaki musieli się zbierać. Podziękowali za imprezę, chwaląc ją i poszli. Chwilę ogarniałyśmy z Carrie bałagan, po czym wpadłam na pomysł

- Weź, przejdźmy się do lasu - powiedziałam w pewnym momencie

- Ty wiesz, że nawet spoko pomysł? - przyznała dziewczyna

- Bo mój - uśmiechnęłam się. Carrie pokręciła głową z rozbawieniem i ruszyłyśmy. W pewnym momencie wpadłam na kolejny pomysł

- A poszłybyśmy dziś inną drogą? Tam na polanę, gdzie jest ten opuszczony domek? - spytałam

- Dlaczego nie? - zgodziła się dziewczyna i zmieniłyśmy nieco kierunek. Zachodzące słońce barwiło horyzont na ognistą czerwień, nadając lasowi piękny wygląd. Ciepły wiatr muskał moją twarz, a ja cieszyłam się nim, jak dziecko nową zabawką. Niemal cały czas wygłupiałyśmy się z Carrie. Kiedy wreszcie dotarłyśmy z dziewczyną na miejsce, przystanęłam na skraju polany. Spojrzałam w okna domku, które odbijały szkarłat zachodzącego słońca

- Strasznie mnie ciekawi, co się tutaj stało - przyznałam po chwili. Carrie pokiwała głową. Stałyśmy chwilę pogrążone w ciszy, ale nie takiej niezręcznej. W pewnym momencie Carrie drgnęła

- Ktoś tam jest... - szepnęła. Spojrzałam tam. Rzeczywiście, ujrzałam jakąś dziwną postać. Owa "dziwność" polegała na tym, że w miejscu, gdzie powinna być twarz, była czerń ze smutną miną w czerwonym kolorze. Oprócz tego postać miała żółtą bluzę z kapturem i jasne jeansy. Więcej nie umiałam stwierdzić, bo szła w naszą stronę. Rzuciłyśmy się z Carrie do ucieczki. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro