25.
PoV Patrice
Po około dwóch tygodniach spędzonych w szpitalu, mogłyśmy wreszcie wyjść. Był początek maja, zbliżały się nasze urodziny. Wracając do domu, zastanawiałam się, co zrobi moja mama. Powiem tak: W ogóle nie miałam pojęcia, czego się spodziewać. Przekroczyłam próg i ruszyłam w stronę kuchni. Zastałam tam mamę ślęczącą nad jakimiś papierami
- Dzień dobry - mruknęłam, żeby zachować jakiekolwiek pozory bycia cywilizowanym człowiekiem
- Jesteś wreszcie. Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej. A swoją drogą, ogarnij się Patrice, dziś przychodzą goście - powiedziała. Zrobiłam zbolałą minę
- Nie mów, że muszę założyć sukienkę - mruknęłam
- Wypadałoby - powiedziała matka, po czym wróciła do "lektury". Westchnęłam cicho. W czasie pobytu w szpitalu mama odwiedziła mnie tylko trzy razy. Na około dwanaście dni pobytu. Miałam tego serdecznie dosyć, ale co zrobię? Ruszyłam do pokoju z zamiarem wybrania jakichś ubrań. Otworzyłam szafę i wypadła na mnie fala kartek z dobrze mi znanym symbolem. Prychnęłam zdenerwowana. Wzięłam je wszystkie, podarłam i wrzuciłam do kosza. Jak je znowu zobaczę, to spalę, obiecuję. Bez dalszych przeszkód udałam się po wybór narzędzia tortur, bo sukienek nienawidzę.
PoV Carrie
Po powrocie do domu zostałam ciepło przywitana przez mamę. Wypytywała mnie o mnóstwo rzeczy, o to jak się czuję, o przyczynę wypadku, chwaliła za odwagę, bo ktoś jej powiedział, że ściągnęłam dekoracje z Patki. Ojczyma na szczęście nie było. Po długiej rozmowie udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na moje wierne łóżeczko i chwyciłam książkę ze stolika. Okazało się nią być "Pięć Królestw" Mulla. Czytałam chwilę, po czym zmorzył mnie sen.
Nie wiem ile spałam, ale obudził mnie dźwięk komórki. Zerknęłam na ekran, by potwierdzić swoje przypuszczenia. Patka. Przy okazji skontrolowałam godzinę. Czternasta siedem.
- No witam - odebrałam
- Heju, heju! - odparła Patka
- Kup se kleju - odcięłam się z uśmiechem
- Dobra, dobra. Ja z pytaniem - zgasiła mnie dziewczyna
- Nooo... - mruknęłam przeciągając się
- Wyyyjdzies na spaceeeel - wysepleniła, jak mała dziewczynka
- Nie chce mi się... - mruknęłam
- Mam sernik - powiedziała
- To idę! - od razu zmieniłam nastawienie. Ustaliłyśmy miejsce i godzinę. Miałam piętnaście minut. Ogarnęłam się, zapowiedziałam mamie i wyszłam. Po krótkim czasie byłam na miejscu. Patka już tam czekała
- Długo czekałaś? - spytałam, docierając do dziewczyny
- Nie, nawet że nie. To jak? Na Nasze miejsce? - spytała Patka. Wiedziałam, o co jej chodzi, był to pagórek na skraju lasu, obok którego ciągnęły się tory kolejowe. Od razu się zgodziłam i ruszyłyśmy. W pewnym momencie Patka przystanęła
- Muszę ci coś wyznać... - powiedziała z grobową miną. Zbiła mnie tym z tropu
- Eee... Wal? - odezwałam się
- Bo ten sernik, co ja ci go obiecałam, to był wyimaginowany - powiedziała, a ja miałam ochotę strzelić facepalm'a. Tak z resztą zrobiłam
- No co? - zapytała dziewczyna śmiejąc się
- To ja tu już sobie nie wiadomo co wyobrażam, a ty mi tu o serniku? - odparowałam i zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej
- Jak chcesz prawdziwe wyznanie, to proszę: Muszę dziś założyć kieckę! - powiedziała
- O nie! - udałam przerażenie - A dlaczegóż to? - dorzuciłam
- A jakieś szychy przychodzą do nas na kolacje i "mam wyglądać przyzwoicie" - odpowiedziała dziewczyna, robiąc cudzysłów w powietrzu. Pokiwałam głową ze zrozumieniem
- A nie ma opcji, żebyś chociażby wpadła do mnie? - spytałam
- Niestety... Ma być jakiś syn tych państwa i rodzice mnie nie puszczą... A uciec nie mogę, bo szlaban na miesiąc - powiedziała
- Ale nie powiesz mi chyba, że chcą cię zeswatać? - spytałam, lekko uśmiechając się
- Ale kogo zeswatać? - odezwał się głos za nami. Zaskoczone odwróciłyśmy się
- Max? Co ty tu robisz? - zapytała Patka
- Podsłuch... znaczy łażę - powiedział, szczerząc się. Dostał za to szyszką po twarzy
-A to za co? - spytał, śmiejąc się
- A tak jakoś - wzruszyłam ramionami. Zaczęliśmy się śmiać
- A koledzy gdzie? - spytała Patka
- A coś tam mieli robić - rzucił ogólnikowo. Zwróciło to moją uwagę, bo zdziwił mnie fakt, że ostatnio bywali z naprawdę różną, że tak powiem, częstotliwością. Raz był Tom, raz Sam, raz Max, raz dwójka z nich. Komplet zdarzał się już nieco rzadziej. Nie zaprzątałam sobie jednak tym myśli, bo dotarliśmy na miejsce
- W sumie, to serio tu fajnie - rzucił Max, który rzeczywiście, miał już możliwość oglądania tego miejsca
- A widzisz! Dziewczyny zawsze mają lepszy gust! - zaczęła przekomarzać się Patka
- Nie - odciął się
- Tak
- Nie
- Tak
- Nie...
- Koniec! The end! Basta! Finito! - wydarłam się na nich w kilku językach. Popatrzyli na mnie dziwnie - No co? Różnej muzyki się słucha, różne książki się czyta - tłumaczyłam się, a oni zaczęli się śmiać. W podobnym nastroju minęła nam reszta czasu.
PoV Patrice
Wracając do domu miałam dobry humor. Starałam się go sobie nie psuć, żeby jakoś przebrnąć przez tę kolację. Ubrawszy się już po powrocie, w stosowne ubrania, usiadłam na kanapie. Byłam zmuszona założyć żółtą, rozkloszowaną sukienkę i uczesać włosy w kok. Teraz tylko czekałam. Specjalnie na kolację zjawił się nawet ojciec, mama też była. Wreszcie zadzwonił dzwonek, zwiastując przybycie gości. Do holu weszła trójka ludzi, niskawa, korpulentna pani z nienaturalnie bordowo-kasztanowymi włosami, mocnym makijażem i litrem wylanych na siebie perfum. Czułam je z odległości dziesięciu metrów. Pan z kolei był średnio wysokim, ulizanym urzędnikiem, o kanciastej szczęce, przerzedzonych, brązowych włosach i małych, szarych oczkach. Ostatni był chłopak. Wyglądał mi na typowego podrywacza. Grzywa zaczesana wysoko, szarmancki uśmiech, modne ciuchy. Facet idealny. Ale nie dla mnie. Zasiedli do stołu, naprzeciw mnie, nawet nie zwracając na mnie uwagi. No, może z wyjątkiem chłopaka. Jego wzrok podejrzanie wędrował w stronę mojego dekoltu. Zaczęły się rozmowy o jakichś ofertach, transakcjach, i sam Bóg wie czym, nawet nie bardzo rozumiałam, o co im chodzi. W końcu w pewnym momencie mój tata spojrzał na nas
- A wy dzieci, może idźcie się lepiej zapoznać. Patrice, zaprowadź Alex'a do pokoju - a więc tak ma na imię. Alex. Szału nie ma, że tak powiem... pomyślę. Weszliśmy do pokoju. Chłopak zaczął się rozglądać
- Całkiem fajnie tu masz - stwierdził po chwili. Spojrzałam na niego. Oglądał obrazy na ścianach
- Nic wielkiego. Nie ważne jaki, ważne, że mój - odparłam znudzona
- Skromna, ładna, bogata - powiedział, po czym zagwizdał
- Zapomniałeś dodać niedostępna - mruknęłam. Oj, coś czuję, że szykuje się długi wieczór.
xxx
I tak pewnie to nikogo nie obchodzi, ale creepypasty jeszcze przed trzydziestką C;
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro