2.
PoV Carrie
Po szkole wróciłam spodziewając się dosłownie najgorszego. Mój mały domek jednak już wiele przeżył. Mimo to o dziwo było nadzwyczaj cicho. Weszłam zostawiając buty w przedpokoju i skierowałam się do kuchni. Zastałam tam moją mamę, wysoką kobietę z czarnymi, długimi do łopatek włosami. Obdarzyła mnie uśmiechem. Zauważyłam, że ma rozciętą wargę
- Hej mamo... - powiedziałam siadając do stołu
- Hej Carrie. Jak w szkole? - spytała rodzicielka nalewając mi zupy i stawiając miskę przede mną
- Norma... - streściłam jej wszystko po krótce. Zabrałam się za zupę - A tata? - skrzywiłam się mówiąc ten tytuł - Wyszedł? - dokończyłam
- Tak... Potem pewnie będzie awantura jak znowu wróci nawalony... - mruknęła mama sprzątając po obiedzie. Westchnęłam. Nie rozumiałam, dlaczego mama nadal się z nim męczy. Jednak nie mi przyszło to oceniać. Podziękowałam za obiad i poszłam odrabiać lekcje. Tego wieczora miałam jeszcze próbę z kółka teatralnego, na które uczęszczałam bez mała cztery lata, najdłużej ze wszystkich. Nie było tego tak strasznie dużo, więc miałam troszkę czasu dla siebie. Postanowiłam poczytać. Mój wybór padł na mój ulubiony, nieśmiertelny Baśniobór, dokładniej część trzecia z podtytułem "Plaga cieni". Czytałam go cztery razy, jednak nadal zachwycał mnie emocjami. Tak się zaczytałam, że nie zauważyłam, kiedy wybiła szesnasta czterdzieści. Momentalnie się poderwałam, zgarnęłam torbę z kostiumem i popędziłam do przedpokoju, krzycząc mamie, że już idę. Nałożyłam moje wysłużone, czarne glany, narzuciłam czarne, uszyte z polaru ponczo i naciągnęłam kaptur. Jako, że była dopiero pierwsza połówka lutego, słońce powoli zaczęło zachodzić. Dotarłam na miejsce idealnie pięć minut przed czasem. Zastałam tam już Patkę. Tak, ona też tam uczęszczała. Od czasu pierwszego spotkania stałyśmy się nierozłączne. Jednak ona miała nieco inne zadanie. Była charakteryzatorką i w razie czego zastępowała tych, którzy nie mogli grać. Nawet na scenie. Ledwie ją zobaczyłam pomachałam. Dziewczyna do mnie podbiegła
PoV Patrice
- A ty co, zaspałaś? - zaśmiałam się. Carrie prawie zawsze była jedną z pierwszych
- Nope. Zaczytałam się - powiedziała dziewczyna podzielając mój nastrój
- Doprawdy? - powiedziałam z dziwnym wyrazem twarzy, podchodzącym poniekąd pod lenny'ego - Cała ty - dodałam z uśmiechem
- Cała ja - dokończyła dziewczyna także się śmiejąc. Nie dane nam było jednak dłużej się wygłupiać, bo zaczęła się próba. Otóż ostatniego dnia ferii wystawialiśmy "Królową Śniegu". Ja zajmowałam się kreacjami, a w szczególności królową, której potrzeba było mocnego makijażu. Już tłumaczę. Ona musiała mieć bledziutką cerę, a nigdzie nie chcieli sprzedać trupa. Dobra, żarty na bok. Carrie natomiast grała Gerdę. Cieszyła się z tej roli. Dodatkowo śpiewała dwie piosenki. A to jej trzeba przyznać, śpiewać umie. Zajmowałam się właśnie Kajem, któremu to niby czarcie lustro uszkodziło oko. Ile z tym roboty! Na szczęście ja to lubię. Całkiem skromnie (wcale nie) mówiąc, to jestem naprawdę niezła z plastycznych rzeczy. Próba trwała już w najlepsze. Prawie niepotrzebne były podpowiedzi i wszystko szło po naszej myśli. Kończąc wszystkie makijaże, postanowiłam wyjść na widownię. Usadowiłam się w pierwszym rzędzie i przyglądałam się wszystkiemu. Żałowałam, że nie mam popcornu. Uśmiechnęłam się pod nosem na tę myśl. Próba skończyła się mocno po dziewiętnastej. Wyszłam przed budynek, w którym mieścił się teatr i zaczekałam na Carrie. Ta także po chwili się pojawiła. Miałyśmy iść w tę samą stronę, a potem się rozdzielić. Tak też zrobiłyśmy. Szesnaście lat na karku, to co się będziemy ciemnych ulic bać. Z nieba zaczął sypać śnieg
- Noż kurka wodna, drzewa znowu łupież mają - udawałam obrażoną
- Nie dbają o higienę hultaje jedne! Zaczyna się na łupieżu, kończy się na owsikach! - wtórowała mi szatynka. Buchnęłyśmy śmiechem, tak, że ludzie siedzący na mijanym przez nas przystanku popatrzyli się na nas jak na wariatki. My się tym nie przejęłyśmy
- A tak z innej beczki. Jak myślisz. Fajne będą te ludki co dołączą do naszej klasy? - spytałam
- Mam nadzieję. Znowu nam chłopaków dowali. A już było tak pięknie - zaśmiała się Carrie
- A może będzie jakiś "fajny" - powiedziałam strzelając lenny'ego
- A ty to tylko o jednym, ty... ty zboczeńcu jeden! Ty huncwocie! - wygłupiała się dziewczyna. Naszym śmiechem zapewne pobudziłyśmy hibernujące niedźwiedzie w lesie
- No a nie? Muszę sobie jakiego murzyna do noszenia plecaka sprawić - drążyłam
- Nie dość, że zboczuch, to rasista - skwitowała Carrie
- Powiedziała święta Carrie Morgan wielkiego rozumu - zripostowałam
- Takie suche, że mi pranie w pralce wysuszyło - droczyła się dziewczyna. Po chwili niestety musiałyśmy się rozdzielić
- Nie zgub się - uśmiechnęłam się pod nosem
- Dobra, mamusiu, zadzwonię jak dotrę - powiedziała żartobliwie Carrie. Przytuliłyśmy się na pożegnanie, a potem każda ruszyła w swoją stronę.
PoV Carrie
Dzięki Patce moje życie nareszcie zaczynało mieć barwy inne poza czernią. Trzeba przyznać, na moich nadgarstkach dało się dostrzec stare blizny. No właśnie. Stare. Dzięki niej wszystko się odmieniło. Wszystko robimy razem, po jednym dniu rozłąki już każdej zaczyna być nudno. Nie kończą nam się tematy. Nawet zainteresowania mamy takie same. Taka przyjaciółka to skarb i bardzo się cieszę, że dane było mi ją spotkać. Rozmyślania przerwała awantura w domu. No pięknie. Chyba trafiłam w sam środek burzy. Weszłam cicho do domu. Niestety za pięknie by było
- A ty co smarkulo?! Wzięłabyś się za jakieś roznoszenie ulotek, a nie pajacować przed tłumem! - ryknął mój ojczym. Zauważyłam, że mama siedzi skulona na kanapie. Nie zamierzałam się odzywać. Byłam zmęczona po całym dniu, a tak tylko przedłużyłabym wszystko. Stałam więc milcząc
- Co cię mowy oduczyli w tym teatrze?! I psu na dupę to idzie! - darł się. Nawet nie wiedziałam, że istnieje takie porównanie. Myślałam, że mi się upiecze, jednak nie. Mężczyzna chwycił kabel od żelazka i uderzył mnie kilkakrotnie po plecach. Mama próbowała protestować, ale zbywał ją machnięciem ręki
- Znikaj mi z oczu mała s*ko! - wygonił mnie. Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Pobiegłam do swego pokoju, gdzie się zamknęłam i nie dbając nawet o zmianę ubrań rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam niemal natychmiast.
xxx
Mała notka. Czytam to niemal rok po napisaniu w celu malutkich korekt. Jak i ja miałam dziwny (z perspektywy czasu) styl pisania...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro