17.
PoV Patrice
Ranek przyniósł ze sobą przykrą niespodziankę. Było jeszcze zimniej. Obudziłam się dosłownie zakopana w kołdrze, tak, że wystawała mi jedynie część twarzy. Ze sporym ociąganiem wygramoliłam się z łóżka i poszłam po jakieś ciepłe ubranie. Carrie także już wstawała. Ubrawszy się, usiadłam na łóżku ponownie okrywając się kołdrą. Do śniadania mieliśmy jeszcze kawałek czasu
- Co mamy dzisiaj robić? - spytałam spod mojego "legowiska", dygocząc
- Sama nie wiem... W planach było zwiedzanie jakiegoś skansenu, kupowanie pamiątek i kilka tym podobnych, ale nawet jak dla mnie jest trochę zimno - mruknęła Carrie. Niemo przyznałam jej rację. Siedziałyśmy chwilę w ciszy, po czym zdecydowałyśmy się już wyjść. Po drodze dołączyła się także tamta trójka. Oni też byli niewyspani i zmarznięci. Cały czas szliśmy w milczeniu. Kiedy byliśmy u celu, zdziwiła nas jedna rzecz. Większość sali siedziała w ciszy. Jedni przysypiali, inni gapili się niemrawo w swoje talerze. Skutki wczorajszych rozrywek były odczuwalne dla wszystkich. A zostały nam jeszcze dwa dni i powrót. Jeśli pogoda się nie poprawi, jestem gotowa oddać swoją bandamkę, że wrócimy wcześniej. Nie miałam jednak siły zastanawiać się nad tym. Niedługo, po naszym przybyciu pojawiło się także śniadanie i chyba wszyscy cieszyli się, że była to ciepła zupa mleczna i gorąca herbata.
PoV Carrie
Po śniadaniu, kiedy chcieliśmy już iść, głos zabrała pani od biologii
- Moi drodzy, pogoda jest, jaka jest, więc musimy wam coś powiedzieć. Jeśli stan nie poprawi się do popołudnia, zostajemy tutaj. Jeśli jednak, jedziemy na zwiedzanie i pamiątki. Teraz macie czas wolny - powiedziała pani, a spora część stołówki rozeszła się. My zresztą także. Męska część ekipy siedziała u siebie. W pewnym momencie Patka wpadła na genialny pomysł
- Zbióreczka u nas! - krzyknęła dziewczyna, przy okazji mnie strasząc. Efekt był jednak zadowalający. Po krótkim czasie cała trójka była już u nas
- Co tam? - spytał Sam
- Nie nudzi wam się? - spytała dziewczyna
- Nudzi? Nudzi to mało powiedziane. O wiele mniej nudne są flaki z olejem - mruknął Tom
- Wobec tego może pogramy w coś? Na przykład w butelkę? - zapytała Patka z ogromnym lenny face'm
- Całkiem zacny pomysł! - podchwycił Max. Zasiedliśmy wszyscy na podłodze, a Patka przyniosła butelkę
- Kto zaczyna? - spytałam
- Może wiekowo - zaproponował Max
- No niby niezły pomysł. Tylko jest jeden problem. Ja i Patka mamy w maju. Ten sam dzień - zgasiłam zapał chłopaka
- Ja mam z Samem we wrześniu i też tego samego dnia - zaśmiał się Tom
- Przypadek? - spytał Sam
- Nie sądzę - wyszczerzyła się Patka
- Ja tam jestem z października! - ucieszył się Max
- Szlag by to, zaczynasz - westchnął Tom. Max z wieeeelkim uśmiechem wziął butelkę. Zakręcił. Padło, o zgrozo, na mnie
- Pytanie! - krzyknęłam pospiesznie
- Pomyślmy... Najgłupsza rzecz, jaką zrobiłaś w życiu? - powiedział, ciesząc się z pytania (które wcale takie złe nie było)
- Zgodziłam się grać z tobą w butelkę - mruknęłam sarkastycznie, a pozostali uczestnicy parsknęli śmiechem. Zakręciłam przedmiotem, nie zwracając już w ogóle uwagi na protesty bruneta, który oczekiwał innej rzeczy. Padło na Patkę
- Pobawmy się w samobójcę. Wyzwanie - uśmiech, jaki wpłynął na jej twarz, można było spokojnie określić mianem "od ucha do ucha". Dobrze wiedziała, że nie jestem dobra w ich wymyślaniu
- Daj chwilę... - przygryzłam wargę, intensywnie myśląc. Po chwili zakiełkowało mi coś na kształt planu
- Zadzwoń pod przypadkowy numer. Jak ktoś odbierze, to upieraj się, że to on do ciebie zadzwonił, bla bla, nie masz czasu na takie zawracanie głowy - powiedziałam. Patka wyciągnęła telefon i nawet nie patrząc wybrała jakieś cyfry. Nacisnęła zieloną słuchawkę
- Halo? - rozległ się męski głos w słuchawce
- No i po co do mnie dzwonisz?! Nie mam czasu na takich idiotów! - powiedziała zmienionym głosem
- S...Słucham? - facet był nieźle zdezorientowany
- To słuchaj! Masz mi tu nie dzwonić więcej! - krzyknęła dziewczyna
- Pani wybaczy, to pani zadzwoniła - powiedział lekko poddenerwowany
- Synek, ja tu pociąg prowadzę, nie mam czasu na takie pierdoły. Turbulencje mamy, rolnicy wypuścili wściekłe krowy na pola! Ludzie się boją, mamy tu chaos, dzieci pocieszają płaczących rodziców! - darła się Patka udając złość
- Pani jakaś nie ten teges - mruknął znudzony chłopak i się rozłączył. Ledwie tylko to zrobił, ściany pokoju zatrzęsły się od naszego śmiechu
- To... było... MEGA! - krzyknął Sam, zwijając się ze śmiechu. Nareszcie się trochę otworzył
- Dobra, dobra. Teraz ja kręcę - powiedziała Patka, przyjmując pozę zwycięzcy. Butelka wirowała chwilę, po czym zatrzymała się na Tom'ie
- Raz się żyje, daj wyzwanko - uśmiechnął się. Pożałuje za trzy... dwa...
- Wyskocz na balkon w samej koszulce i bieliźnie - powiedziała pewna siebie dziewczyna
- Że co?! - zdziwił się Tom
- Podobno żyje się raz - wyszczerzyła się dziewczyna. Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem. Drzwi na balkon były niedaleko, wystarczyło zobaczyć, czy nie ma nauczycielki i droga wolna. Korytarz na szczęście okazał się być całkowicie pusty. Tom zawahał się chwilę i wyskoczył na balkon (oczywiście wcześniej przebierając się, zgodnie z wskazówką Patki). Stał może pięć sekund, kiedy zawrócił i wpadł do pokoju jak burza. Chwycił komplet ciepłych ubrań i wpadł do łazienki. Po chwili wyszedł i usiadł na swoim wcześniejszym miejscu
- Zanotować: nie brać wyzwań od Patki - powiedział. Twarz miał zaczerwienioną od mrozu. Zakręcił butelką. Padło na Sam'a
- Daj pytanie, nie chce mi się nigdzie łazić - powiedział blondyn
- Yyy, już wiem! Przeczytasz kiedyś swoje wiersze? Kiedy? - powiedział. Pytanie jak dla mnie trafione
- No może... A kiedy? Powiedzmy, że w grudniu, po południu - zażartował chłopak. Zachichotałam. Sam zakręcił, padło na mnie, a czas mijał. Niebawem mieliśmy iść na obiad.
PoV Patrice
Po grze skierowaliśmy się w głupkowatych nastrojach na stołówkę. Idąc, zerknęłam w okno. Śnieg sypał coraz mocniej, prawie nic nie było widać. Czyli pewnie z dzisiejszych planów nici. Zajmując miejsca, jak zwykle się wygłupialiśmy i wyszło na to, że Max odsunął krzesło Tom'owi, gdy chciał usiąść. Efekt pewnie wszystkim znany. Na szczęście Tom nie był zanadto zły, a i tak po chwili podano obiad. Kapuśniak i na drugie pierogi. Na nasze nieszczęście, pierogami bardzo fajnie się rzuca. A że nie byliśmy głodni... Na szczęście zdążyliśmy się w porę opamiętać, bo pani znowu chciała zabrać głos
- Powiem wprost - rzekła głośno, a sala umilkła - prognozy pogody, zarówno telewizyjne, jak i te od miejscowych, wskazują jedno. To, co teraz można dostrzec za oknem, będzie się utrzymywać przez dłuższy czas. Nie możemy ryzykować, pensjonat nie może zapewnić wystarczającego ogrzewania, a poza tym taka pogoda uniemożliwia zakupienie żywności. Jest po prostu za dużo minusów i niewiadomych. Dziś wieczorem proszę wszystkich o spakowanie się, wracamy jutro w nocy pociągiem pospiesznym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro