16.
PoV Carrie
Po nartach przyszedł czas na obiad. Nic nadzwyczajnego, zupa ogórkowa, ziemniaki z kotletem mielonym i surówką, kompot. Jednak zaraz po posiłku towarzystwo zaczęło się rozchodzić. My także postanowiłyśmy się ruszyć. Tym razem padła decyzja, żeby pójść na łyżwy, co nie powiem, ucieszyło mnie. Kiedy już wypożyczyliśmy sprzęt skierowaliśmy się na lodowisko. Założyliśmy łyżwy i weszliśmy na lód
- A ten... bo wiecie, ja nie umiem jeździć na łyżwach - powiedział w pewnym momencie Tom
- Stary, wtopa! - zaśmiał się Max. No, i wykrakał. Po chwil sam leżał na lodzie, bo poplątały mu się nogi. Po tradycyjnym wybuchu śmiechu zwróciłam się w stronę chłopaka
- Nic tam, nauczy się ciebie. Trochę delikatniejszymi metodami, niż Patka uczyła mnie - zaśmiałam się. Taka była prawda, Patka uczyła mnie na zasadzie "Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz", więc raz nawet prawie wybiłam sobie zęby. Za to teraz umiałam jeździć dosyć dobrze, udawało mi się nawet robić mniej skomplikowane figury. Chwyciłam chłopaka za ręce i pociągnęłam dalej. Moja "lekcja" się zaczynała
PoV Patrice
Carrie z Tom'em odjechała, Max naburmuszony jeździł w kółko, a Sam próbował różnych manewrów, tak więc ja też postanowiłam pojeździć. Testowałam różne techniki, rozpędzałam się, gwałtownie hamując, robiłam nagłe skręty i tym podobne bardziej, lub mniej szalone triki. Na nasze szczęście większość ludzi była najpierw na łyżwach, a teraz poszła na narty, więc nie licząc kilku osób, lodowisko było prawie nasze. W pewnym momencie wpadłam na oryginalny pomysł. Niedaleko, jednak poza zasięgiem lodu, stała budka. Był w niej gość, który odpowiada za oświetlenie, muzykę i naprawę uszkodzeń na lodzie, gdyby się taki pojawiły. Zdjęłam łyżwy i podeszłam do niego. Po krótkiej rozmowie udało mi się go przekonać, na zmianę muzyki. Zbyt miły nie był, ale jak usłyszał, kim są moi rodzice, to prędko zmienił zdanie. Wróciłam na lodowisko i zaczęłam jeździć, tym razem w rytm piosenki "My Demons". W pociągu rozmawialiśmy trochę o gustach muzycznych, więc stwierdziłam, że ta piosenka powinna się podobać większości (z resztą Carrie też ją znała i lubiła). Wracając, zauważyłam, że Max się przestał wściekać, Sam jeździł jeszcze odważniej, a Tom nareszcie się chyba nauczył. Podjechałam do Carrie
- I jak uczeń? Na jedynkę? - zażartowałam
- No chyba po niemiecku - zripostowała dziewczyna. Chwilę zajęło mi zrozumienie jej zdania, ale przypomniało mi się, że w Niemczech jest odwrotny system i jedynka to taka polska szóstka
- To może trochę poszalejemy? - zaproponowałam. Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zaczęłyśmy jeździć. Na początku było to raczej normalne jeżdżenie, ot tak, po prostu. Potem zaczęłyśmy nieco trudniejsze manewry. Carrie co raz wykonywała jaskółkę, czasami robiła jakiś obrót, a mnie znowu przyszło coś dziwnego do głowy. Jak wiadomo, każdy, kto wejdzie na lód, może stać się tancerzem breakdance'u. Postanowiłam spróbować. Coś tam kiedyś widziałam, więc nie były to zupełnie przypadkowe ruchy. Po chwili dołączył do mnie Max. Po dłuższej chwili postanowiłam dać sobie spokój, bo lekko się zmęczyłam. Rzuciłam wzrokiem na Max'a. Trzeba przyznać, także radził sobie całkiem dobrze. Skończył prawie równo ze mną
- Fajne to - stwierdził
- Czekaj, ty mi chcesz powiedzieć, że to było spontaniczne? - żachnęłam się
- No... Nie. Powtarzałem po tobie - uśmiechnął się chłopak. Strzeliłam należytego face palm'a i z uśmiechem zaczęłam jeździć dalej. Nie dane nam było jednak dalej cieszyć się lodem, bo dochodziła szesnasta i trzeba było oddać łyżwy. Tak też zresztą zrobiliśmy. Kiedy przyjechał autobus, byli już wszyscy. Większość osób z klasy, narzekało, że są zmęczone, zimno im i tak długo by jeszcze można wymieniać. Załadowawszy się do naszego środku transportu, niektórym zdarzyło się nawet przysnąć. Na szczęście ci, którzy tego nie zrobili, skutecznie budzili śpiących sąsiadów. Według mnie, to trochę przesadzali. Nie mnie to jednak oceniać, będą spokojniejsi po przyjeździe. Ledwie po powrocie do ośrodka wszyscy rozeszli się do pokoi. Czyli zgaduję, że dzisiejszy wieczór też będzie do odhaczenia. Kolacja i do łóżka. Nie uśmiechało mi się to. Siedziałam w pokoju i czytałam książkę, a Carrie słuchała muzyki. W pewnym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi (tych od wejścia do pokoju, nie naszych). Wychyliłyśmy się z szatynką, zaciekawione o co chodzi. Do pomieszczenia weszła "Małpa", czyli pani od biologii
- Dziś po kolacji chętni mogą korzystać ze świetlicy. Nie jest to obowiązkowe, ale uważamy z waszą wychowawczynią, że zostawienie was w pokojach nie będzie miało sensu - powiedziała, jak zwykle, bogato gestykulując. Skinęłam głową i wycofałam się do naszej części pokoju, a po chwili usłyszałam, jak nauczycielka wychodzi. Odwołuję, wszystko, co powiedziałam wcześniej. Perspektywa wieczoru nie była już taka zła.
PoV Carrie
Niedługo po kolacji postanowiłam iść z Patką na świetlicę. Zgodnie z naszymi prognozami nie było tam zbyt wielu osób. Klasowe "pięknisie" zostały w pokojach, by wynagrodzić sobie wcześniejsze zmęczenie, większość chłopaków robiła coś u siebie, a tylko kilka zbytnio niewyróżniających się osób przyszła tutaj. Siedzieli w kącie, więc w sumie wszystko było nasze. Najpierw zdecydowałyśmy się na piłkarzyki. Kiedy gra dobiegała końca, a ja wygrywałam z przewagą sześciu goli, Patka nie wytrzymała
- Oszukista! - krzyknęła pół żartem, pół serio, dogłębnie zadziwiając mnie poziomem swego słowotwórstwa - Nie wiem, jakich oszustw używasz, ale oszukujesz, nawet jeśli nie oszukujesz, bo jeśli mówię, że oszukujesz, to nawet jak nie oszukujesz, to oszukujesz - powiedziała. Patrzyłam na nią z otwartymi ustami
- Powiedzmy, że ma sens - powiedziałam po chwili i obie zachichotałyśmy
- To może rewanżyk, tyle, że na konsoli - spytała, strzelając coś, co zapewne miało przypominać lenny face'a
- To ja się już poddaję, ale czemu nie - wyszczerzyłam się. Akurat świetlica była dobrze wyposażona. Było to niewielkie pomieszczenie, w kolorze trawiastej zieleni, miłej dla oka. Okna zaciągnięte były prawdopodobnie ręcznie szytą zasłonką, a przy nich ustawione były trzy średniej wielkości wyspy ze stolików, otoczone krzesłami. Oprócz tego do dyspozycji były piłkarzyki, konsola do gier, komputer, telewizor, kanapa, gry planszowe, szafka z magazynami, a dla młodszych były nawet pluszaki, lalki i przybory do rysowania. My jednak w tamtej chwili nie zastanawiałyśmy się nad tym, gra całkowicie pochłonęła naszą uwagę. Nie przeszkadzało mi, że przegrywam i tak świetnie się bawiłam. W podobnej atmosferze minęła reszta czasu, spędzona także na innych rozrywkach. Zmęczone, ale zadowolone wróciłyśmy do pokoju, i bez większych wyjaśnień rzuciłyśmy się, każda na swoje, łóżko, wcześniej oczywiście przebierając się w piżamę. Momentalnie usnęłam.
xxx
Strzeżcie się. Nie znacie dnia, ani godziny. Creepypasty najprawdopodobniej około 25. rozdziału...
...wcale nie mam napisane w przód. Wcale ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro