Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.

PoV Patrice

Oglądając któryś już film z rzędu, w pewnym momencie zasnęłam. Nasz maraton miał odhaczoną już Piłę, jakiś film animowany (wybierał Sam, więc nie znam tytułu), który swoją drogą był całkiem fajny, a teraz ktoś włączył Koszmar z ulicy Wiązów. Nawet nie wiem, która to była część, wiem, że mniej więcej po połowie Morfeusz mnie porwał. Jednak coś nie dawało mi spokoju (i bynajmniej nie był to Krueger z ostatnio oglądanego horroru. Otworzyłam oczy i zobaczyłam okropną rzecz... Spałam bez kołdry i było mi zimno. Rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju. Max śpiąc, prawie wczołgał się pod łóżko Carrie, Sam był zwinięty w podnóżku mojego posłania,  Tom spał, tuląc do siebie buta Max'a, a Carrie wisiała "zwisem swobodnym" głową w dół z mojego łóżka. Tia. Świetnie. Wykazałam się wielką wrednością i przeszłam na drugie, wolne łóżko. Ułożyłam się wygodnie, przykryłam kołdrą i czekałam ponownie na Morfeusza. Ale cham nie chciał przyjść. Zerknęłam na zegarek. Była czwarta siedem. Westchnęłam. Patowa sytuacja, niby mogę się jeszcze zdrzemnąć, ale jestem już dostatecznie wyspana. Zagapiłam się w ciemność. W pewnym momencie dosyć głośny dźwięk wyrwał mnie ze stanu zamyślenia. Poderwałam się jak poparzona. Ujrzałam Tom'a siedzącego na podłodze, przecierającego nos

- Noż po prostu... - mruczał chłopak, a ja zwijałam się ze śmiechu. Swoim kichnięciem, szatyn pobudził także resztę

- Co to było? - spytała pół przytomna Carrie. Minęła długo chwila, nim jej odpowiedziałam, bo musiałam uspokoić śmiech

- On.. zasnął... z butem... Max'a - powiedziałam i ponownie zaczęłam się śmiać

- Aż tak śmierdzi? - spytał beztrosko chłopak

- No wiesz, nie, pachnie stokrotkami z łąki kwitnących wiśni - powiedział Tom, nadal wycierający nos

- O jak miło, czyli jednak nie muszę czyścić! No, co wdepnąłem... - ucieszył się Max, na co Tom przewrócił oczami

- Dobra, dobra, won do swojego pokoju, ja tam chcę jeszcze spać - zaśmiałam się

- Dobsz mamusiu - powiedział Sam uśmiechając się. Po chwili ziewnął i zlazł mi z łóżka. Za nim skierował się Tom, a po krótkiej chwili także Max. Wtedy Carrie wyczołgała się z mojego łóżka (bo na nim oglądaliśmy filmy), czego skutkiem był jej upadek na podłogę

- Wypad mi z wyrka, twoje już wolne - zaśmiała się dziewczyna, nadal czołgając się w stronę łóżka. Uśmiechnęłam się i przeszłam na swoje posłanie. Chwilę jeszcze obserwowałam poczynania dziewczyny i lekko chichotałam

- Wyglądasz jak gąsienica - powiedziałam, szczerząc się

- A ty jak mamut, no i? Spać mi się chce, nogi nie pracują - marudziła dziewczyna, usadawiając się już u siebie. Po chwili jednak nie wytrzymała i buchnęła razem ze mną śmiechem

- Ciszej tam! - rozległ się głos z "męskiej" części pokoju. Stłumiłyśmy chichot poduszkami.

- Dobranoc - szepnęła Carrie 

- Dobranoc - odpowiedziałam i przymknęłam oczy. Po chwili spałam już dosyć mocno.

PoV Carrie

Ranek zleciła normalnie, pobudka nawet nie była taka zła. Po wszystkich czynnościach toalety porannej, ubierania się i paru takich, zeszliśmy na śniadanie. Później dostaliśmy polecenia ubrania się i zbiórki pod pensjonatem. Czekał tam na nas autobus. Patka wykazała się znowu swoją umiejętnością taranowania ludzi i tym sposobem cała nasza piątka siedziała obok siebie, na tyle autobusu. Wygłupialiśmy się, jak to zwykle. Muszę przyznać, że naprawdę miło się nimi zaskoczyłam, zaakceptowaliśmy się po bardzo krótkim czasie. Może w przyszłości staniemy się nawet przyjaciółmi, jak ja z Patką (bo póki co, na takie wyroki było za wcześnie). W każdym razie atmosfera cały czas była lekka i przyjemna. Na miejsce dojechaliśmy po dość niedługim czasie. Kiedy wysiedliśmy, ukazał się przed nami budynek, w którym mieściła się restauracja, wypożyczalnia sprzętu, toalety i lodowisko, a obok był wyciąg narciarski. Pani sprowadziła na siebie uwagę grupy klaszcząc

- Moi drodzy, przez dzisiejszy ranek i część popołudnia będziemy spędzać tu czas. Wszystko jest już z góry zapłacone, więc do waszej dyspozycji, w dowolnej ilości i kolejności jest snowboard, lodowisko, sanki i narty. Potem proszę, byście stawili się na zbiórkę o trzynastej, ponieważ wtedy będzie obiad, a potem reszta czasu do waszej dyspozycji. Przewidywany powrót do ośrodka to godzina szesnasta. Z mojej strony to tyle, chcę jednak, byście umieli się zachować. Nie chcę słyszeć o głupich wybrykach. Macie też być ostrożni. Chyba nie chcecie się połamać? No dobrze, ja i wasza druga opiekunka mamy na was oko. Życzę miłej zabawy - powiedziała pani, po czym rozeszliśmy się

- To jak, może najpierw narty? - spytała Patka

- Jestem za! Tylko wiesz, że musimy jechać wyciągiem? - zaśmiałam się. Patka machnęła ręką

- Nam też pasuje - powiedzieli chłopaki

- No to pięknie! Chodźcie wypożyczyć już te cudeńka! - zaśmiała się Patka i poszliśmy ziścić jej plany. Niedługo potem jechaliśmy już wyciągiem. Tym razem udało mi się zająć miejsce z Patką

- Nie patrzę w dół, nie patrzę w dół. Tam nie ma nic - mówiła Patka, sama do siebie. No spoko, my jechaliśmy najwyżej dwa metry nad ziemią

- Patrz w górę - rzuciłam

- Te, nawet niezłe - wyszczerzyła się dziewczyna i po chwili tak zrobiła - O, ptaszek! - krzyknęła. Po chwili ptaszek spuścił "bombę". Za nami rozległ się poddenerwowany głos Max'a

- No po prostu! - obie wiedziałyśmy, dlaczego Max krzyczy. I obie w tamtym momencie śmiałyśmy się jak nienormalne. Na dalsze żarty nie było już jednak czasu, bo zbliżaliśmy się do celu drogi. Po chwili staliśmy już na stoku.

PoV Patrice

Patrzyłam na naszą trasę. Miała kilka odcinków. Takie dla początkujących, dla zaawansowanych i dla samobójczych wariatów. Już wiedziałam, którędy pojadę. Po kolei, ruszaliśmy, najpierw Max, Sam, Carrie, Tom i na koniec ja. Oni jechali trasą normalną. Ja postanowiłam zaryzykować. Ruszyłam na stok pełen zakrętów, wzniesień i paru tym podobnych przeszkód. Prędko nabrałam sporej prędkości. Zdarzało się, że musiałam jechać szaleńczym slalomem między wgłębieniami, lub skakać z różnej wielkości podniesień (największe miało może i z pół metra). Kończąc trasę, adrenalina mi szalała. Ja za to czułam się szczęśliwa jak nigdy. Podjechałam w stronę, gdzie mieli zatrzymać się pozostali. Moja trasa była dłuższa, a mimo to przebyłam ją szybciej. Kiedy dojechali, oczy mieli wielkości nakrętek od słoików

- Samobójca - skomentowała Carrie

- No wiem. Ale fajnie tam jest - wyszczerzyłam się

- Ja nie ryzykuję - zaśmiał się Sam. Pozostała trójka poparła go niemo

- Jeszcze raz? - spytałam 

- Dlaczego nie - rzucił pytaniem retorycznym Max. Po chwili znów zjeżdżaliśmy i to kilkakrotnie, a ja cieszyłam się pędem. I o dziwo nie przeszkadzała mi nawet tak bardzo wysokość. Resztę czasu przed przerwą obiadową, spędziliśmy właśnie na nartach. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro